Inny rodzaj lśnienia – recenzja filmu „Doktor Sen”
„Doktor Sen”, reż. i scen. Mike Flanagan, dys. Galapagos
Ocena: 8 / 10
Samotny chłopiec stojący w kałuży krwi. Opuszczony hotel, który może uchodzić za cmentarzysko. Zbezczeszczone zwłoki. Tak traumatyczne obrazy zostają pod powiekami. Wspomnienia prześladowały Danny’ego Torrance’a, jednego z bohaterów „Lśnienia”, jeszcze przez wiele lat. Właściwie do czasu, aż stał się Doktorem Snem. Ale gdy sądził, że uporał się z dawnymi demonami, wtedy koszmar rozpoczął się na nowo.
„Lśnienie” to słynna powieść Stephena Kinga, która status kultowej zyskała po części dzięki ekranizacji wyreżyserowanej przez Stanleya Kubricka. Autor literackiego pierwowzoru niejednokrotnie dawał wyraz niezadowolenia z filmowej wersji. Przede wszystkim chodziło mu o konstrukcję postaci Jacka Torrance’a, w którego wcielił się brawurowo Jack Nicholson. Czy obraz rodzącego się szaleństwa został przedstawiony nazbyt pośpiesznie? Czy odbiorca faktycznie nie mógł odczuć emocjonalnej więzi z bohaterem? Długo można by dyskutować, a kwestia i tak pewnie nie zostanie rozstrzygnięta. Teraz z określoną wymową literacko-kinowego dziedzictwa „Lśnienia” musiał zmierzyć się Mike Flanagan, reżyser filmu „Doktor Sen”.
Zadanie reżyser miał, delikatnie mówiąc, niełatwe, a to dlatego, że „Doktor Sen” stanowi adaptację książki Stephena Kinga o tym samym tytule, a równocześnie kontynuację „Lśnienia” Kubricka. Musiał więc pogodzić stylistyczne różnice, zachować fabularną ciągłość i uszanować różne wizje wielkich twórców. Świadom wyzwania, Mike Flanagan podołał mu w pełni.
Bardzo trafiony był już pomysł, aby w dorosłego Danny’ego wcielił się Ewan McGregor. Szkocki aktor potrafi w odpowiedni sposób oddać charakterologiczne niuanse człowieka, który zmaga się z traumą z dzieciństwa. Torrance junior uciekł w używki – alkohol, narkotyki, przygodny seks. Nie dawało mu to jednak poczucia spokoju, a jedynie chwilowe zapomnienie. Ale Danny posiada nadnaturalny dar, który jest przekleństwem, a jednocześnie błogosławieństwem. Bo to za sprawą lśnienia, parapsychicznej właściwości, potrafi nieść ulgę umierającym ludziom. Lęk przed śmiercią odbija się zresztą mocnym echem w całej opowieści. Również wtedy, gdy na arenę wydarzeń wkraczają mroczne siły, z którymi musi zmierzyć się Doktor Sen.
Sekta, której przewodzi niejaka Rose Kapelusz (jak zawsze charyzmatyczna Rebecca Ferguson) jest doprawdy wyjątkowa. Bo nieśmiertelnym istotom zależy na tym, aby karmić się najczystszą i najrzadszą ze wszystkim substancji – ludzkim lśnieniem, zwłaszcza tym pochodzącym od najmłodszych osób. Jesteśmy zatem świadkami porwań, a potem nieświętych rytuałów w spektaklu grozy. Wtedy dochodzi też do spotkania pomiędzy Dannym, a Abrą Stone (debiutująca w tej roli Kyliegh Curran), nastolatką, która posiada ten sam talent, tyle że o jeszcze większej sile. Razem stawią oni czoło niebezpieczeństwu, którego ucieleśnieniem jest Rose Kapelusz wraz ze swoją grupą.
Znów będziemy mieli okazję przenieść się do hotelu Panorama. Danny zasiądzie dokładnie w tym samym miejscu, co przed wielu laty jego ojciec, aby przy kieliszku szkockiej przedefiniować swoje dotychczasowe życie. I stanąć do ostatecznej konfrontacji z wewnętrznymi demonami. „Doktor Sen” to znakomite widowisko grozy, ale również poruszająca opowieść o życiu i śmierci. Reżyser zdołał nawiązać do kultowych dzieł Stephena Kinga i Stanleya Kubricka, a równocześnie zaznaczyć własny głos. Można powiedzieć, że otrzymujemy inny rodzaj lśnienia, ale wymowa i tak jest diabelsko intrygująca.
Marcin Waincetel
TweetKategoria: recenzje