Iggy i Pop(kultura)

22 listopada 2012

Paul Trynka „Iggy Pop. Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca”
Ocena: 7 / 10

Podobno choinki i ozdoby przypuściły już szturm na ulice i wystawy sklepów. Biografia Iggy Popa jest świetnym pomysłem na prezent dla chłopaka z gitarą (booklipsowy kolega chwalił już książkę o Queen, a szykuje się jeszcze recenzja „Listów” Lennona, ale podobno od przybytku głowa nie boli). Niekoniecznie musi to być fan samego Iggy?ego. Ja do nich nie należę, bo tak naprawdę nigdy porządnie nie zabrałem się za The Stooges, a czytanie „Open up and bleed” sprawiło mi dużo przyjemności.

Książka ma kilka zalet. Wydaje się być ciężką do przebrnięcia opasłą knigą (pięćset stron), a okazuje się bardzo miła w obejściu. Raczej sprawia wrażenie odwiedzin u dziadka, który pod pozorem wyrzucenia śmieci jara fajki przy garażach pod blokiem i opowiada pikantne historyjki z punkowych czasów. Kto da się wciągnąć w opowieść – raz dwa i po krzyku (przyszła mi na myśl wyliczanka, którą Iggy stosował przed numerami: Raz, dwa…, zresztą, kto ciekawy, niech zajrzy do książki). „Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca” jest świetnie napisana, w czym olbrzymia zasługa bardzo dobrego tłumaczenia. Paul Trynka umiejętnie wykorzystuje absurdalne drobne zdarzenia ze scenicznego życia artysty, by podać je w oparach czarnego humoru. Momentami powoduje to wybuchy śmiechu niczym na wczesnych komediach Allena. Za plus również można uznać obiektywizm autora (o ile tylko pozwala mu na to niezaprzeczalna sympatia do tematu). Czasami wali w Jamesa Osterberga jak w bęben, krytykując nieudane produkcje muzyczne czy niezrozumiałe zachowania. Dziennikarz nie bawi nas psychoanalizą, zgłębianiem psychiki lidera The Stooges w poszukiwaniu autodestrukcyjnych motywów. Odtwarza historię Jima w porządku chronologicznym przy użyciu mnóstwa interesujących detali.

Jednak książka jest też świetna z kilku innych powodów. Dla miłośników rockowych albumów, którzy upijają się przy The Doors i płaczą przy „Stairway to Heaven”, bardzo ciekawą lekcją będzie opis korporacyjnej machiny, która przeżuwała wszystko, co miało wyjść pod szyldem wytwórni płytowej. Najlepszym opisem sytuacji, która panowała i panuje do dzisiaj na rynku muzycznym, będą słowa trenera piłkarskiej reprezentacji: „kasa, misiu, kasa”. Jeżeli wydaje ci się, że komercja to wynalazek lat dwutysięcznych, przygotuj się na policzek. Muzyka rockowa od zarania jest doskonałym towarem, który przekłada się tylko i wyłącznie na słupki sprzedaży (nie zaprzeczam, może włodarze firm fonograficznych nawet słuchali płyt, które wypuszczali na rynek). W tym kontekście komercyjny sukces Iggy?ego jest raczej jego porażką (co utwory typu „Candy” potwierdzają jednoznacznie).

„Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca” stanowi kapitalny opis czasów, w których tworzył się mit rocka. Wszystkie te słodkie filmy i opowieści o czasach miłości i pokoju można schować między bajki. Cała walka z systemem i mieszczańskim stylem życia sprowadzała się do wciągania koksu i pompowania heroiny w co się dało. Aha, zapomniałem o obnażaniu się w miejscach publicznych, co Iggy?emu wychodziło znakomicie. Do sprzeciwu przeciwko burżuazyjnej obłudzie można dorzucić relacje naszego bohatera z czternasto- piętnastoletnimi dziewczętami, których naliczyłem trzy lub cztery (piszę tylko o tych, z którymi formalnie był w związku). A ci, których podczas koncertów szokowało zachowanie muzyków, zwłaszcza lidera, byli przecież wieśniakami, jak wspomina jeden z właścicieli klubu, gdzie grali Stooges.

Wiele się mówi o inteligencji, ambicji, wyrafinowaniu i elokwencji Popa. Zwłaszcza wiarygodnie to brzmi w kontekście związków ponad trzydziestoletniego faceta z czternastolatkami. Chyba, że wychodził z założenia, że nie musi z nimi rozmawiać (a na pewno miały sporo opowieści ze szkoły, z lekcji przyrody i plastyki). W dość irytującym słowie wstępnym pani Agnieszki w pompatycznym tonie padają wielkie słowa o Osterbergu, który ma m.in. spędzać czas na delektowaniu się prozą Michela Houellebecqa. To ciekawe, bo właśnie Iggy mógłby być bohaterem „Cząstek elementarnych”, ojcem przypadkiem spłodzonego dziecka podczas „lata miłości” (opis relacji Iggy?ego-ojca z synem nie zajmuje wiele miejsca, co doskonale puentuje tę relację). W gruncie rzeczy to książka o Piotrusiu Panu, których w tamtych czasach było na pęczki ? wszystko kończyło się tak, że musiał przyjść tata i naprawiać sprawy za naćpanego syna (jak w przypadku Osterberga Seniora).

Trynka na koniec książki dołożył świetną rzecz, z którą nie spotkałem się wcześniej w muzycznych publikacjach ? obszerny opis źródeł z uwagami. Do tego załączona jest dyskografia bohatera wraz z krótkimi recenzjami. Bardzo przydatna część dla początkujących fanów.

Na koniec jeszcze małe czepialstwo: świetna soulowa kapela The Four Tops funkcjonuje jako Top Fours. Natomiast osoba, która odpowiadała za przypisy, powinna dostać nagrodę za największe kuriozum – przy okazji wyrazu arpeggio pojawia się objaśnienie skopiowane żywcem z Wikipedii o następującej treści: „sposób wykonania współbrzmień mający charakter ozdobnika”. Coś takiego mógł napisać tylko ktoś, kto nigdy nie grał w rockowej kapeli.

Kasper Linge

Gdzie kupić:
Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę na stronie wydawnictwa

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje