Fabularyzowana opowieść z przesłaniem

26 marca 2019

Mario Escobar „Kołysanka z Auschwitz”, tłum. Patrycja Zarawska, Wydawnictwo Kobiece
Ocena: 6,5 / 10

Życie Heleny Hannemann było piękne i spełnione. Mężczyzna, w którym zakochała się, będąc jeszcze małą dziewczynką. Pięcioro udanych dzieci. Zawód, który lubiła ? ponadto jako pielęgniarka w trudnych latach wojny mogła utrzymać rodzinę, gdy mąż, wirtuoz skrzypiec, stał się nagle persona non grata.

Helena przyzwyczaiła się do niechętnych spojrzeń kierowanych w stronę Niemki, czystej krwi Aryjki, przechadzającej się pod rękę z Romem. Dla niej pochodzenie ukochanego nie miało najmniejszego znaczenia ? był po prostu jej Johannem. Odkąd jednak zaczęły się prześladowania, rodzina żyła w stałym lęku. Może przeoczą? Może nie przyjdą? Przyszli… Helena poszła do obozu dobrowolnie, wraz z rodziną. Jak mogłaby zostawić najbliższych na pastwę losu? Tak zaczął się w jej życiu koszmar, którego rozmiarów nie była w stanie wcześniej sobie wyobrazić ? Auschwitz.

Helena Hannemann jest postacią autentyczną. To właśnie jej doktor Josef Mengele ? otoczony ponurą sławą lekarz, przeprowadzający okrutne eksperymenty na więźniach ? powierzył zadanie utworzenia w obozie przedszkola dla najmłodszych. Matki przyprowadzały tam swoje dzieci dosyć chętnie. Lepsze jedzenie, higiena, zabawki ? wszystko to dawało nadzieję, że ich latorośle jakoś przetrwają. W rzeczywistości przedszkole służyło Mengelemu za zaplecze, z którego wybierał kandydatów do swoich „badań”. W szczególności fascynowały go bliźnięta, a także choroba zwana nomą, czyli zgorzel policzka, oraz zjawisko heterochromii: różnobarwności tęczówki. Ponadto obóz cygański miał służyć nazistom do udowodnienia „naukowej” tezy, iż ludność romska z natury jest skłonna do występku i oszustwa i te cechy ujawniają się zawsze, nawet u dzieci chowanych w innym środowisku. Mario Escobar, autor „Kołysanki z Auschwitz”, miał zatem w ręku składniki do stworzenia znakomitej książki. Popełnił jednak kilka błędów ? powstała przez to pozycja oscylująca na granicy między przeciętną a dość dobrą.

Przede wszystkim niezbyt udanym zabiegiem jest przedstawienie opowieści w formie pamiętnika głównej bohaterki. Nie mając do dyspozycji prawdziwych materiałów i faktycznych notatek, Escobar improwizuje i tym samym na własne życzenie rezygnuje z jednego z największych atutów, czyli historycznej wiarygodności. Podobny efekt ma zmiana rzeczywistych wydarzeń w duchu pokrzepienia serc czytelników. Tak naprawdę ? po co? Przecież miał to być swoisty dokument, upamiętniający niezwykłą kobietę i jej poruszające poświęcenie.

(fot. United States Holocaust Memorial Museum, Wytwornia Filmow Dokumentalnych i Fabularnych)

Pamiętnik (co gorsza ? czytany na pokładzie samolotu przez Josefa Mengele, co jest już zabiegiem zupełnie bezsensownym) miał zapewne uczynić z Heleny postać żywą, szczerą, przybliżyć odbiorcom jej emocje. Coś jednak zawiodło ? mimo pierwszoosobowej narracji w tę historię trudno się do końca zanurzyć i wczuć. Przeszkadzają w tym podniosłe frazesy o matczynej miłości i mało wiarygodna forma dialogów między Heleną a Mengelem. Fakt, jako Aryjka mogła sobie pozwolić na więcej, lecz czy faktycznie prezentowana przez nią buta zostałaby przyjęta ze strony doktora równie wyrozumiale? W tamtym czasie jego słowo było prawem. Trudno do końca uwierzyć, by pozwolił sobie na ciągłe kwestionowanie autorytetu przez, było nie było, więźniarkę, skoro nawet strażniczki wolały nie podejmować z nim polemiki.

Z drugiej strony trzeba jednak docenić próbę pokazania przez autora tego, jak więźniowie gromadzili okruchy nadziei ? by odnaleźć sens i człowieczeństwo w piekle na ziemi, by przetrwać i nie dać się złamać. Opisy szczególnie drastycznych elementów obozowej rzeczywistości są co prawda szczątkowe, ale czytelnik z odrobiną wyobraźni jest w stanie wyciągnąć na ich podstawie właściwe wnioski. I chociaż można mieć do Escobara żal o to, że nie przydał swoim bohaterom większej głębi, a niektórych wręcz naszkicował, to jednak „Kołysanka z Auschwitz” ma tę niezaprzeczalną zaletę, że ujmuje fragment historii, o którym mówi się stosunkowo rzadko: obozową tragedię Romów. Zginęło ich tam ponad 20 tysięcy ? niektórzy w komorach gazowych, inni z powodu dramatycznych warunków sanitarnych, chorób i wycieńczenia. W gruncie rzeczy zatem „Kołysanka?” nie jest opowieścią o życiu Heleny ? jej postać można postrzegać w kategorii symbolu. Matka jak tysiące matek, które próbowały ochronić swoje potomstwo i przetrwać. W miarę możliwości ? zachowując godność. Mimo wszystko.

Dla znawców literatury obozowej będzie to z pewnością ciekawostka, którą warto przeczytać, chociaż na wiele nowych informacji nie mają co liczyć ? znowu, to nie jest dokument, ale fabularyzowana opowieść z przesłaniem. Do kogo zatem trafi najmocniej? Zaryzykowałabym opinię, że do rodziców. Ludziom, którzy mają własne dzieci, najbardziej naturalnie przyjdzie identyfikowanie się z postawą Heleny, ukierunkowaną przede wszystkim na potrzebę uchronienia rodziny przed zagładą. To samo tyczy się czytelników szczególnie empatycznych, otwartych na wzruszenia. Dzieje Heleny są, bądź co bądź, przejmujące ? mówimy o osobie niezwykle szczęśliwej, z bezsensownego powodu rozdzielonej z miłością życia, z mężczyzną, na którym bezwzględnie polegała, z dnia na dzień wrzuconej w strukturę, której zasad nie pojmuje. Trudno jej się odnaleźć w obozowej rzeczywistości, w dynamice relacji panujących między więźniami. W niektórych z nich bowiem nie pozostało nic prócz zwierzęcego instynktu przetrwania, a wszelkie ludzkie odruchy zostały całkowicie zduszone.

Reasumując ? można polecić „Kołysankę z Auschwitz”, ale z pewnymi zastrzeżeniami i bez fajerwerków. Książka przemawia do nas połowicznie i miejscami może razić nieadekwatnym do sytuacji słownictwem i nadmiernym patosem. Trudno brać na poważnie wygłaszane przez Helenę tezy, że matki nigdy nie dopuściłyby się podobnych okrucieństw tylko z tego powodu, że są matkami. W końcu słynące z brutalności strażniczki w obozach, jak chociażby Irma Grese, też nimi były? a kiedy Herta Oberhauser, lekarka więzienna w Ravensbrück, podczas procesu norymberskiego zasłaniała się swoją „kobiecością”, nie dało się brać tego na poważnie. Kobiety również potrafią być bezlitosne i sadystyczne. Matki także.

Karolina Chymkowska

Tematy: , , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje