Fabryka koszmarów – recenzja książki „Obcy. Zimna kuźnia” Alexa White’a
Alex White „Obcy. Zimna kuźnia”, tłum. Emilia Skowrońska, wyd. Vesper
Ocena: 7 / 10
Polscy miłośnicy uniwersum wykreowanego przez Ridleya Scotta mają w tym roku powody do radości. Nie dość bowiem, że długo wyczekiwany kinowy film „Romulus” wypadł całkiem przyzwoicie, to jeszcze zatroszczono się dla nich o zestaw lektur. A wszystko to dzięki wydawnictwu Vesper, które kontynuuje eksplorację świata Ksenomorfów. Po „Morzu boleści” Jamesa A. Moore’a przyszła bowiem kolej na „Zimną kuźnię” Alexa White’a, cenioną wśród zagranicznych fanów i stanowiącą niezależny rozdział opowieści o zmaganiach ludzi z Obcymi.
Owa niezależność fabularna to jednak w przypadku tak rozbudowanej marki rzecz względna – choć książka Alexa White’a stanowi zamkniętą całość, wciąż wpisuje się w podstawową linię czasową wydarzeń, które odbiorcy znają z filmowej sagi o Obcych. Tym razem przenosimy się do 2179 roku. Niedługo po dramatycznych wydarzeniach w Hadley’s Hope korporacja Weyland-Yutani szuka sposobów na powetowanie poniesionych strat. Do najbardziej obiecujących przedsięwzięć należą te, które prowadzone są na odległej stacji kosmicznej RB-323, zwanej również „Zimną kuźnią”. To właśnie tam przybywa Dorian Sudler, działający z ramienia firmy bezwzględny audytor mający ocenić opłacalność poszczególnych projektów. Nie wie jednak, że wśród pracowników stacji znajduje się ktoś, kto kosztem życia innych gotów jest realizować własne cele – a że jednym z tajnych projektów stacji jest stworzenie z Ksenomorfów broni doskonałej, wcale nietrudno o wywołanie prawdziwego pandemonium.
Dramatyczna eskalacja wypadków w „Zimnej kuźni” rzeczywiście będzie miała miejsce, choć w odróżnieniu od przywołanego wyżej „Morza boleści”, gdzie salwy karabinów pulsacyjnych co rusz dziurawiły Obcych niczym sito, Alex White daje czytelnikom czas na zapoznanie się zarówno z bohaterami, jak i tłem całej sytuacji. Decyzja ta ze wszech miar jest trafiona, bo pierwszoplanowe postaci należą tu do tych nietuzinkowych – już tylko z tego powodu, że ciężko znaleźć wśród nich jednoznacznego protagonistę. Na czoło stawki wysuwa się Dorian Sudler, którego bez wahania określić można mianem człowieka pozbawionego jakiegokolwiek moralnego kręgosłupa, którego jedynym celem jest przetrwanie za wszelką cenę. Nieco bardziej przyjaznym okiem spoglądać można na walczącą z nieuleczalną chorobą doktor Blue Marsalis, ale i ta potrafi podejmować wątpliwe etycznie decyzje. Pomysł na to, by w centrum historii umieścić postacie, z którymi trudno się utożsamiać, jest ryzykowny, ale White wie, co zrobić, by odbiorca kochał je nienawidzić – i zwykle udaje mu się nie przekraczać granicy, za którą przebywanie z bohaterami mogłoby się okazać męczące.
Dzieje się tak między innymi dlatego, że „Zimna kuźnia” swoją siłę pokłada w dynamice i sprawnym pisarskim rzemiośle autora. Precyzyjne opisy, wyważone operowanie drastyczną przemocą i umiejętne kreślenie suspensu – wszystko to sprawia, że choć ostatecznie historia zmierza w doskonale nam znane, zalane mrokiem korytarze, gdzie kurcząca się grupka ocalałych próbuje przemknąć niezauważenie, to White z tych nieskomplikowanych fundamentów fabularnych wyciska maksimum nastroju zagrożenia.
„Zimna kuźnia” to zatem książka, która sprawdza się w dwojakiej roli. Z jednej strony będzie dobrym prezentem dla tych, którzy na „Obcym” zjedli zęby. Z drugiej zaś, dzięki temu, że jest odrębną historią, ma szansę zaciekawić też zupełnie nowe grono odbiorców. A to już oznaka tego rodzaju rozrywki, której warto poświęcić czas.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje