Dyskretny urok old schoolu – recenzja komiksu „Najemnik Medox” Jacka Dąbały i Marka Bieleckiego
Jacek Dąbała, Marek Bielecki „Najemnik Medox”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 6,5 / 10
Także i wśród komiksów nie brak popularnych półkowników. „Najemnik Medox” doczekał się wydania po – bagatela – trzydziestu latach.
Początek lat 90. był osobliwym czasem dla branży wydawniczej. Przełamanie monopolu państwowych oficyn wykorzystał szereg prywatnych, nierzadko dość efemerycznych firm sięgających po zagraniczne licencje. Zyskali na tym fani komiksów, którzy wreszcie mogli nadrobić zaległości np. z tytułami o superbohaterach (pamiętne TM Semic!). Gorzej mieli już rodzimi twórcy, dla których otwarcie rynku niekoniecznie oznaczało większe pole do manewru.
Przekonali się o tym autorzy komiksu „Najemnik Medox”, którzy w 1991 roku bezskutecznie szukali dla niego wydawcy. Wydobyty z ich szuflady i zremasterowany album trafił jakiś czas temu do sprzedaży nakładem Kultury Gniewu. Powiało mocno historią? I słusznie, bo choć akcja osadzona jest w futurystycznym świecie SF, to jednak przenosi czytelnika w przeszłość.
Aurę epoki wyczuwa się w skądinąd bardzo starannych ilustracjach – designie pojazdów, giwer, wszelkich technologicznych gadżetów. Prosta, ale spójna i efektowna fabuła też odpowiada zapotrzebowaniu swoich czasów na pościgi, strzelaniny, a także sporą dawkę erotyki. Tytułowy Medox to zgoła niezniszczalny zuch, którego nie ima się żadna broń, w przeciwieństwie do kobiecych krągłości. Te ostatnie swoją drogą zdradzają fascynację „Druuną” Serpierego, podczas gdy dynamika scen walki może przypominać komiksy Zbigniewa Kasprzaka. Do pełni obrazu dodajmy jeszcze ewidentne skojarzenia z „Funky Kovalem” i dyskretny urok old schoolu będzie nie do odparcia.
W pewnym sensie może nawet lepiej się stało, że „Najemnik Medox” powędrował na półkę. Gdyby w czasach boomu wydawniczego przygarnęła go jakaś firma krzak, mógłby zginąć w tłoku między setkami kolorowych okładek. Tymczasem teraz jawi się sympatyczną komiksową kapsułą czasu. Za swoiste post scriptum może zaś posłużyć obecny status jego autorów. Scenarzysta Jacek Dąbała jest dziś profesorem – szanowanym medioznawcą, a rysownik Marek Bielecki to ceniony architekt i wykładowca. Tym bardziej miło, że pozwolili sobie na powrót do czasów, gdy podjęli się flirtu z awanturniczym komiksem.
Sebastian Rerak
Kategoria: recenzje