Dom jest tam, gdzie serce twe – recenzja komiksu „Załoga Promienia” Tillie Walden
Tillie Walden „Załoga Promienia”, tłum. Marceli Szpak, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 7 / 10
Tillie Walden w swoim portfolio posiada prace uhonorowane najważniejszymi branżowymi nagrodami. Amerykańska autorka komiksów nie zwykła rozczarowywać czytelników – nie inaczej jest w tym przypadku.
Udostępniona najpierw online „Załoga Promienia” zapewniła Walden w 2017 roku nominację do Nagrody Eisnera w kategorii „najlepszy komiks cyfrowy”, a już po opublikowaniu na papierze zdobyła Los Angeles Times Book Prize. A trzeba nadmienić, że dla Tillie Walden był to debiut w gatunku science fiction.
Owego pierwiastka „science” w fantastyce nie należy jednak traktować jako wyznacznika fabuły „Załogi Promienia”. Wprawdzie historia osnuta jest wokół przestrzeni kosmicznej i międzygwiezdnych podróży, to jednak Walden nie skupia się na detalach i specjalistycznych zawiłościach funkcjonowania technologii, które są obecne w historii. Gatunkowe ramy wykorzystuje jedynie do tego, by opowiedzieć o zakazanym uczuciu i poszukiwaniu własnego miejsca w bezkresnym świecie. Taki zamysł sprawdza się niemal bezbłędnie, a dzieje się tak w dużej mierze za sprawą wysokiej jakości scenariusza.
Rzecz dzieje się w odległej przyszłości. Mię poznajemy w momencie, gdy dołącza do ekipy tytułowego Promienia. Wraz z załogą statku bohaterka zajmować się będzie renowacją budowli rozmieszczonych w różnych miejscach kosmosu – by dzięki temu odzyskiwać pamięć o wydarzeniach z przeszłości. Dla samej Mii przeszłość wiąże się z trudną do zapomnienia nagłą utratą kontaktu z ukochaną osobą. Czy odwzajemnionego uczucia, jakim lata temu dziewczyna obdarzyła szkolną koleżankę, naprawdę nie można odzyskać? Mia wkrótce przekona się, że czasami, by uwierzyć na nowo, los musi po prostu postawić na naszej drodze odpowiednich ludzi.
„Załoga Promienia” to queerowa opowieść zahaczająca o baśniową estetykę. Przekaz jest tu istotniejszy od nieco naiwnej przyczynowo-skutkowej logiki wydarzeń. Tillie Walden konsekwentnie rozwija historię, przeplatając dwie linie czasowe (jedną osadzoną w teraźniejszości, a drugą w przeszłości). Z czasem zaś stopniowo poszerza nie tylko kolejne elementy świata przedstawionego, ale i współzależności między zamieszkującymi go postaciami, a my dowiadujemy się o kolejnych ich motywacjach. Przy całym bogactwie kameralnych wątków, autorka nie zapomina o możliwościach, jakie daje sceneria science fiction.
Połączenie intymności z prawdziwie kosmiczną skalą staje się możliwe nie tylko dzięki wyważonej opowieści, ale i formie graficznej. Kreska jest tu na tyle oszczędna, by zmobilizować wyobraźnię odbiorcy do pracy, a nastrój wypracowuje kolorystyczny kontrast, w którym zalana odcieniami niebieskiego zimna pustka kosmosu odcina się na tle żółto-pomarańczowych elementów. Choć większość scen rozgrywa się w zamkniętych przestrzeniach, to gdy trzeba, autorka stosuje również epickie panoramy. W całym tym graficznym urodzaju można mieć jedynie uwagi do projektu postaci, które – szczególnie na początku – łatwo ze sobą pomylić.
„Załoga Promienia” to jedna z tych historii, które korzystają ze sprawdzonych elementów, by uwieść czytelnika ciepłem i optymizmem. Co znamienne, w odbiorze nie przeszkadza nawet świadomość istnienia określonych niedociągnięć. Ot, definicja sztuki, która serce ma po właściwiej stronie.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje