Detektywistyczne zaburzenia ? recenzja filmu „Osierocony Brooklyn”
„Osierocony Brooklyn”, reż. i scen. Edward Norton, dys. Galapagos
Ocena: 9 / 10
Powieść „Osierocony Brooklyn” Jonathana Lethema i film Edwarda Nortona pod tym samym tytułem w dużym stopniu opierają się na bohaterze. Pewnie nie spotkaliście nigdy detektywa pokroju Lionela Essroga. A i historia kryminalna, w którą zostaje wplątany, do typowych nie należy.
Norton, znany choćby z „Podziemnym kręgu” i „Więźnia nienawiści”, tym razem wciela się w potrójną rolę: scenarzysty i reżysera filmu, ale też w głównego bohatera ? naszego przewodnika po nowojorskich zakamarkach w latach 50. XX wieku. Zważcie jednak, że jest to przewodnik dość osobliwy. Lionel Essrog cierpi bowiem na zespół Tourette’a. Nerwowe tiki, nadpobudliwość, utrata kontroli nad odruchami, grymasy, pochrząkiwania ? wszystko to bardzo, ale to bardzo utrudnia mu normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Nic dziwnego, że uchodzi za dziwaka. Znalazł się jednak ktoś, kto dostrzegł jego talent i wziął pod swoje skrzydła. Był to detektyw Frank Minna (grany przez Bruce?a Willisa), który w pewnym sensie był dla Lionela niczym ojciec. Nie powinniśmy się jednak za bardzo przywiązywać do tej postaci. Bo stosunkowo szybko dochodzi do uśmiercenia mentora ? właśnie to wydarzenie stanowi podstawę dla dalszej akcji filmu.
Osierocony Lionel będzie musiał rozwiązać zagadkę morderstwa Franka, który, jak się okaże, trafił na dużą aferę. Powojenny porządek w nowojorskiej metropolii zbudowano bowiem, całkiem zresztą dosłownie, na finansowych przekrętach i ucisku różnych grup społecznych, a zwłaszcza czarnoskórej mniejszości. Tymczasem Lionel Essrog, który przez swoje zaburzenia właściwie jest wyrzucony poza społeczny nawias, doskonale potrafi zrozumieć perspektywę skrzywdzonych ofiar.
Edward Norton, wytrawny aktor, sprawdza się również jako reżyser, który w umiejętny sposób nadał kształt i charakter swojemu widowisku. „Osierocony Brooklyn” to oczywiście kryminał ? jest przecież zbrodnia, w dodatku niejedna. Ale definiowanie filmu tylko przez pryzmat jednego gatunku byłoby błędem. Norton zaakcentował melodramatyczny wymiar opowieści, której bohaterem jest osierocony, lekceważony, a równocześnie wrażliwy i diablo inteligentny detektyw ? być może jeden z ostatnich sprawiedliwych w mieście grzechu. Złożoną osobowość Essroga widać najlepiej w dość zaskakujących momentach, jak choćby wtedy, gdy jest złączony w tańcu z Laurą Rose (Gugu Mbatha-Raw), kobietą, dla której będzie chciał poświęcić swoje bezpieczeństwo. Scena rozgrywająca się w zadymionym klubie muzycznym, przy dźwiękach hipnotycznego jazzu, autentycznie porusza.
Nastrojowość jest niesamowicie ważnym elementem filmu, ale nie zapomniano również o wymiarze społecznym, odnosząc się zarówno do najbiedniejszych dzielnic miasta, jak i kręgów nowojorskiej władzy. Pada zresztą w filmie takie zdanie: „Władza to świadomość, że możesz robić, co chcesz, i nikt cię nie powstrzyma”. Essrog jest motywowany nie tyle żądzą zemsty, bo ona nie jest wpisana w jego system moralny, co raczej chęcią odkrycia prawdy. Ba, wręcz wewnętrznym przymusem. Przez swoje zaburzenie, z którym wiąże się niezwykła pamięć do detali, jest skazany na to, aby zmierzyć się z najgroźniejszymi i najdziwniejszymi postaciami w Nowym Jorku, żeby wspomnieć chociażby Mosesa Randolpha (Alec Baldwin), szarą eminencję, wysoko postawionego urzędnika, architekta powojennych zmian w mieście, jak i Paula (Willem Dafoe), tajemniczego, skrzywdzonego przez los człowieka, który może być niebezpieczny dla przedstawicieli władzy.
Cóż powiedzieć, „Osierocony Brooklyn” zapisze się w pamięci widzów jako opowieść detektywistyczna z hipnotyczną muzyką, panoramicznym obrazem Nowego Jorku lat 50. XX wieku, melodramatyczną, zaskakującą historią, a przede wszystkim unikalnym bohaterem. Nie przypuszczam, że spotkaliście kiedyś detektywa pokroju Lionela Essroga. Nie sądzę też, że szybko o nim zapomnicie.
Marcin Waincetel
TweetKategoria: recenzje