Dawno temu w grozie
Stefan Grabiński „Demon ruchu i inne opowiadania”, Wyd. Zysk i S-ka
Ocena: 8,5 / 10
Gdyby za brak doceniania wypłacano odszkodowanie, to Stefan Grabiński, choćby pośmiertnie, zostałby milionerem. Siedemdziesiąt pięć lat od pogrzebu a autor ?Demona ruchu? nadal ledwo znany jest w rodzimym kraju nad Wisłą. Niesłusznie, bo ten klasyk grozy, nazywany często polskim Edgarem Allanem Poe, zasłużył sobie na poczytne miejsce w literackim kanonie.
Cyklicznie co dekadę lub dwie próbują przypomnieć Grabińskiego polskim czytelnikom krytycy, literaci i wydawcy. Próbował Stanisław Lem, próbował Dunin-Wąsowicz ? czemuż nie miałoby i spróbować wydawnictwo Zysk i S-ka? Na wydany w zeszłym roku, pokaźny, ponad 500-stronicowy wolumen składają się: ?Demon ruchu?, czyli najsłynniejszy zbiór opowiadań Grabińskiego, wydany oryginalnie w 1919 roku oraz wybór tekstów pochodzących z innych, nieco mniej reprezentatywnych tomików.
Kompilując książkę, zdecydowano się na dość odważny ruch. Nie znajdziemy tu przydługich, analitycznych wstępów objaśniających okoliczności powstania, nie znajdziemy również noty biograficznej litościwie rozpisującej się nad niedolą zapomnianego geniusza. Grabiński, niczym pierwszej wody debiutant, został postawiony przed czytelnikami nagutki ? sam ze swoimi starodawnymi opowieściami. Czy bez akademickich „wspomagaczy” jego twórczość jest w stanie poradzić sobie w konfrontacji ze współczesną literaturą? Odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca.
Lektura zebranych w tomie tekstów udowadnia, że Grabiński to nie tylko protoplasta polskiej grozy, ale również prekursor pewnych wątków i pomysłów na skalę światową. Na szczególne wyróżnienie zasługują tu kolejowe opowiadania wchodzące pierwotnie w skład ?Demona ruchu?. W nich najpełniej da się zauważyć zdumiewający uniwersalizm autora. Bazując na, jakby nie było, hermetycznym gatunku opowieści niesamowitej, Grabiński wykreował prozę, która wymyka się oczywistym podziałom. W utworach tych odnajdziemy zarówno coś z małomiasteczkowej kameralności Hrabalowskich „Pociągów pod specjalnym nadzorem”, atmosfery pustki i wyobcowania znanej z komiksowego „Aloisa Nebela”, angielskiej wytworności kolejowych kryminałów Agathy Christie czy wreszcie mrocznej aury „Europy” Larsa Von Triera. Gwoli chronologicznej precyzji trzeba jednak podkreślić, że to Grabiński był pierwszy, że to do niego winno się odwoływać, rozpisując się o powyższych. Nawet u Stephena Kinga, choć to najpewniej nieświadome nawiązanie, w opowiadaniu „Willa”, odnajdziemy echa odludnej stacyjki kolejowej, zasiedlonej przez nieświadomych swego stanu zmarłych z „Dziwnej stacji” Grabińskiego.
Wydany przez Zysk „Demon ruchu?” to lektura obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się korzeniami współczesnej literatury. Wprawdzie dwa lub trzy opowiadania można było zwyczajnie pominąć (da się w nich zauważyć nadmierną skłonność Grabińskiego do zbędnego filozofowania), to jednak te pojedyncze drobiazgi nie powinny przesłaniać odbioru całości. Bo w tym rzadkim przypadku obowiązek idzie w parze z przyjemnością.
Artur Maszota
Gdzie kupić:
Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę w księgarni Lideria
Kategoria: recenzje