Cztery macki apokalipsy
China Miéville „Kraken”
Ocena: 9 / 10
Pewnego dnia China Miéville wychylił galon atramentu wyciśniętego z tysięcy książek, zmetabolizował zawartą w nich wiedzę, przefiltrował ją przez swoją nieokiełznaną wyobraźnię, a następnie zasiadł do komputera. Efekt tych zabiegów ma 600 stron i zwie się „Kraken”.
China Miéville jest przedstawicielem nurtu new weird, który z założenia ma być postmodernistycznym workiem na wszystko co dziwne i niezwykłe. Gatunek jest zresztą dość dyskusyjny i nieszczególnie sprecyzowany, ale przyjęło się określać tym mianem utwory, mieszające urban fantasy z horrorem i SF w oryginalny sposób. „Nowy” i „dziwny” jest z pewnością „Kraken”. To już nie odrealniona SF czy fantasy, współczesność – popkulturowa, technologiczna i wirtualna – pojawia się na każdym kroku, czasem w bardzo zabawnych formach. Jednak główny nacisk położony został oczywiście na drugi człon nazwy: weird.
Sama idea, że nasz świat ma drugie dno, to tak naprawdę podwalina pod fantastykę w ogóle. Urban fantasy przenosi ją na grunt miejski, eksplorując dobrze znane nam środowisko, udowadniając, że nawet najzwyklejszy kawałek betonu może nie być tym, czym się wydaje. W powieści Miéville’a, pod płaszczem zwykłego Londynu mieści się świat niesamowicie żywy i malowniczy, pełen magii, istot transcendentalnych, widm, a nawet upostaciowionych funkcji użytkowych. To świat gdzie miasto ma przeciwciała, morze swoją ambasadę a chowańce tworzą związek zawodowy i strajkiem egzekwują lepsze warunki pracy. Świat, gdzie informacji na temat magicznego życia Londynu szuka się na forach internetowych, a ochronę może zapewnić duch zaklęty w Ipodzie. Świat, gdzie zakonserwowana w formalinie kałamarnica, okazuje się być bogiem.
Z każdą przeczytaną stroną, coraz bardziej chciałam znaleźć się w głowie autora. Skąd on bierze takie pomysły? Pomieszanie wierzeń, mitów, legend miejskich, okultyzmu i fantastyki na taką skalę i z takim efektem, to nie lada sztuka. Gwarantuję, że niektóre fragmenty będziecie czytać po kilka razy, bo mózg może mieć problem z wizualizacją tak oryginalnych i szczegółowych wizji. Chorobliwie bogata wyobraźnia autora może zawiązać w supełek naszą własną.
Mogłoby się wydawać, że fabuła naszpikowana tak wieloma szczegółami oraz dosłownie kipiąca od pędzących równolegle wydarzeń, będzie przeładowana. Jednak tak się nie dzieje. Autor zgrabnie przeskakuje z wątku do wątku, naświetlając dla nas środowisko policyjnego oddziału ds. nadprzyrodzonych, kongregacji zwolenników tej czy innej apokalipsy oraz rozmaitych drobnych i grubszych ryb magicznego Londynu. Wszędzie znajdziemy barwnych bohaterów, ale jak zawsze najbardziej fascynujący są złoczyńcy. Wyobraźnia autora wykoncypowała tak wspaniale groteskowych przedstawicieli chaosu, że Joker schowałby się pod kołdrę, drżąc z przerażenia. Ich okrucieństwo oraz zupełnie szalone formy, które przyjmują, dosłownie zapierają dech w piersi.
Nie jestem przesadną miłośniczką cykli fantasy, jednak w przypadku „Krakena” aż żal ściska gardło na myśl, że tak rewelacyjnie zarysowane postacie zakończą swój żywot wraz z ostatnią stroną powieści. Chociażby pyskata posterunkowa Kath Collingwood – przeklinająca jak stary marynarz oraz biegła w magii, będąca swoistym połączeniem Debry Morgan i Lisbeth Salander – aż prosi się o kontynuację.
Od kilku dni z niepokojem patrzę na migające latarnie. Może to miasto przesyła mi wiadomość alfabetem Morse’a? Może z wody wynurzają się macki odwiecznych bogów, a świat ogarnia pożar czasu? Apokalipsa spod znaku Wielkich Przedwiecznych, która spędzała sen z powiek Lovecraftowi, jest z pewnością złowieszcza i bluźniercza, ale nie nieopisywalna. China Miéville udowodnił to w 100%.
Katarzyna Lasek
Gdzie kupić:
Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę w księgarni Lideria
Kategoria: recenzje