Człowiek, czyli potwór?
Jack Ketchum „Dziewczyna z sąsiedztwa”, tłum. Łukasz Dunajski, wyd. Papierowy Księżyc
Ocena: (brak)*
Olbrzymi dyskomfort i niesmak. Obrzydzenie, strach, wściekłość. Nie ma w tym żadnej przesady ? właśnie takie uczucia towarzyszą w trakcie, ale również po zakończonej lekturze „Dziewczyny z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma. Umiejętność wyzwalania skrajnych emocji może być wartością, jednak taki zabieg wiąże się z niebezpieczeństwem nadmiernego szokowania. Czy Ketchum jest tego świadom?
Niezmiernie trudno jest ocenić to literackie doświadczenie. Z jednej strony ma się przecież świadomość podejmowanej tematyki ? psychicznych i fizycznych tortur, zła, którego źródłem jest choroba psychiczna, ale także perfidnego manipulowania i wyniszczających kompleksów. Z drugiej zaś strony pozostaje kwestia formy samego przedstawienia ? bezkompromisowej, brutalnej, uderzającej. Chciałoby się powiedzieć, że to próba dotknięcia nagiej prawdy. Tylko czy wiarygodność przekazu jest moralnie uzasadniona?
Historia przedstawiona przez Ketchuma częściowo osnuta jest na realnych wydarzeniach, z którymi autor zetknął się na kartach „Bloodletters and Badmen” Roberta Nasha. Antologia opisywała między innymi postać Gertrude Baniszewski, która w wieku trzydziestu sześciu lat dopuściła się odrażającej zbrodni na nastoletniej dziewczynie. W ten morderczy akt włączyła ona również przyjaciół ofiary, manipulując nimi i dając im złudne poczucie władzy.
Zbliżony motyw przewodni odnajdziemy w „Dziewczynie z sąsiedztwa”. Ciche i spokojne przedmieście New Jersey. Zwyczajne rodziny, proza życia. I szaleństwo, które wydobywa się z Ruth, niezrównoważonej ciotki zajmującej się osieroconymi siostrzenicami. Nastoletnia Meg i jej kaleka siostra Susan przeżyją terror, który z inspiracji ciotki staje się również dziełem rówieśników. Bezwzględnych, wręcz zwierzęcych wobec dziewczyn.
Ketchum odmalował ? jeśli to słowo jest tutaj w ogóle adekwatne ? pozornie idylliczny obraz niemalże wspólnotowego życia. Koniec lat 50. ubiegłego wieku, ulice rozgrzane ciepłym, wakacyjnym słońcem, obyczajność i panująca wokół zgoda. Konwenanse ulegają jednak stopniowemu osłabieniu, gdy na pierwszym planie zaczynają wygrywać emocje. Seksualna fascynacja, chęć dominacji, manifestacja siły – u nastolatków, a także problemy z osobowością, własną płcią i niesprawiedliwym losem – u Ruth.
Do momentu eskalacji napięcia wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Problematyczne mogą być już jednak dla niektórych kolejne partie książki. Tortury, poniżanie, gwałt, totalna dehumanizacja osoby Meg. Autor burzy wewnętrzny spokój czytelnika, w jakimś sensie detonuje również familiarne mity zgody i bezpieczeństwa. Tyle że końcowa konkluzja ? po intensyfikacji tych wszystkich przeżyć ? może wydać się błaha, jakby nie na miejscu. Oto dokonała się zbrodnia, niewinność została utracona, szaleństwo uobecnione.
Oczywiście, mówi się o banalności zła. Również o tym, że czasem nie zwraca się uwagi na prozaiczne przyczyny maniakalnych zabójstw, nie dostrzega objawów i motywacji społecznych kierujących ludzkimi bestiami. Jednak w „Dziewczynie z sąsiedztwa” Ketchum nie dokonuje niestety poszerzonej refleksji, jedynie podejmuje wzbudzający kontrowersje temat. Pobudki działań bohaterów nie zawsze są określone, raptem sygnalizowane.
Trzeba jednak oddać, że Ketchum zastosował skuteczną narrację ? wydarzenia poznajemy z punktu widzenia Davida, chłopca, który w stosunku do Meg jako jedna z niewielu osób żywi pozytywne odczucia. Wymowa zostaje wzmocniona przez to, że opowieść referowana jest z perspektywy czasu. David żyje z piętnem współudziału w makabrze, przez co nie może dojść do jakiejkolwiek harmonii w osobistym życiu, czemu zresztą nietrudno jest się dziwić.
Czy podczas lektury zostaje przekroczona granica moralności? W kontekście bohaterów czyniących zło ? wielokrotnie. W ocenie intencji Ketchuma należy być ostrożniejszym, wszakże z ust wykreowanego przez niego narratora padły stwierdzenia, iż „Nie powiem wam o tym. Odmawiam”. Autorska przestroga jest uczciwa, zaufajcie. Mimo to dynamika opowieści, krótkich, czasem jednostronicowych rozdziałów, tylko podsyca niezdrową fascynację tym, jak skończy się całość.
„Dziewczyna z sąsiedztwa” absolutnie nie jest dla każdego. To książka, która rezonuje wyjątkowo donośnym echem złości, współczucia, żywych i kontrastujących ze sobą emocji. Wprawdzie nie ma tu mowy o wybitności, ale powieść Ketchuma na pewno pozostanie tematem licznych dyskusji. Warto mieć nadzieję, że w słusznym, humanistycznym duchu, o czym w posłowiu pisze sam autor.
Marcin Waincetel
*Nie poddajemy ocenie książek, które ukazały się pod naszym patronatem.
TweetKategoria: recenzje