Biografia ostatniego polskiego hipisa

5 maja 2015

pinkiPaweł „Szaweł” Płóciennik „Pinki”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 6,5 / 10

Wydawnictwo Kultura Gniewu kontynuuje upamiętnianie ważnych zjawisk dla krajowej kontrkultury. Po nie do końca udanym, acz ważnym albumie Marcina Podolca o warszawskim klubie Fugazi przyszła pora na uwiecznienie na kartach komiksu Pinkiego, ostatniego polskiego hipisa. Jak w roli komiksowego kronikarza sprawdził się Paweł „Szaweł” Płóciennik? Przekonajmy się.

Krzysztof Brandt, bo tak w nieco mniej kolorowym, przyziemnym wydaniu zowie się Pinki, to persona w stołecznym światku artystycznym powszechnie znana. Jest to wyczyn niebywały, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że do tej sławy nie przyczyniły się dokonania twórcze, lecz zarażająca optymizmem, oryginalna osobowość i wierność hipisowskim ideałom. Pinki to bowiem ostatni przedstawiciel dzieci kwiatów, który z biegiem lat nie przepoczwarzył się w zborsuczałego taksówkarza lub cynicznego biznesmena z sentymentem albo i zażenowaniem wspominającego młodzieńcze wybryki. Jego siwą, whitmanowską brodę i ekstrawaganckie stroje nadal możecie przyuważyć w okolicach placu Zbawiciela, kiedy mknie na rowerze w kierunku Akademii Sztuk Pięknych lub też popija sok bananowy w zaprzyjaźnionym Planie B. To właśnie w tym ostatnim miejscu, podczas jednego ze spotkań, narodziła się inicjatywa przeniesienia barwnego życia Pinkiego na kadry komiksu.

pinki-rys2

Zadanie, jakie obrał sobie Płóciennik, nie należało do łatwych. Pinki wymyka się bowiem wszelkim regułom i klasyfikacjom. Nawet w kategoriach hipisowskich to oryginał, jakich mało. Nigdy nie próbował twardych narkotyków, chociaż miał ku temu wiele sposobności, za to od najmłodszych lat jest w dobrej komitywie z Jezusem Chrystusem. Stara się nie tylko regularnie odwiedzać jeden z jego przybytków, ale też doszukiwać wiadomości od niego w codziennych sytuacjach i na tym opierać swe liczne decyzje. Takoż współpraca z naszym bohaterem to wyższa szkoła cierpliwości. Zanim zacznie wspominki, potrzebuje nieco czasu na pomedytowanie, potem, jak już się rozkręci, często zmienia temat albo wygłasza osobliwe uwagi pod adresem powstającego dzieła. Wiemy o tym wszystkim, bo tło rozmów, które posłużyły za materiał do obrazkowej biografii, również znalazło się w komiksie. Na szczęście rysownik Paweł Płóciennik jest już zaprawiony w podobnych bojach. Wysłuchał wcześniej opowieści swojego ojca, byłego punkrockowego załoganta, o ostatnich wakacjach przed wprowadzeniem stanu wojennego (?Sprane dżinsy i sztama?). Przybliżył nam też mało znany epizod z życia naczelnego propagatora reggae, Sławomira Gołaszewskiego (?Moja terapia?). Możemy więc uznać, że album o Pinkim to konsekwencja obranej kilka lat temu drogi artystycznej, kolejne, trudniejsze wyzwanie.

pinki-rys1

Losy ostatniego polskiego hipisa nieco różniły się od doświadczeń jego długowłosych współbraci zza oceanu. Wychowywany przez babcię w powojennej Polsce bawił się w cieniu warszawskiego getta, oddając co głodniejszym kolegom przyrządzane w domu kanapki. Indywidualizm Brandta szybko ujawnił swoje oblicze. Już jako nastolatek zaczął zapuszczać włosy, co zaowocowało wyrzuceniem z renomowanej szkoły. Przenosiny wyszły jednak chłopakowi na dobre ? w nowym liceum został hipisem i przyłączył się do jemu podobnej kompanii, która spędzała czas na słuchaniu pierwszych, psychodelicznych płyt Floydów i czytaniu Allena Ginsberga. Podobnie jak wielu polskich hipisów tamtych lat Pinki musiał się strzec przed polującymi na niego gitowcami. Próbował też wyrazić się artystycznie ? najpierw jako perkusista zespołu, który zasłynął jedynie tym, że przez chwilę grał z nimi przyszły basista Perfectu, potem zaliczył także epizod malarski. Niesamowitym zbiegiem okoliczności podczas zagranicznych wojaży miał nawet możliwość pokazać swoje prace samemu Frankowi Zappie, który zaoferował mu pomoc w zorganizowaniu wystawy w USA.

Ktoś mógłby powiedzieć, że życie Pinkiego to doskonały przykład zmarnowanych okazji. Z malowania dla Zappy tradycyjnym polskim zwyczajem nic nie wyszło, zarabianie dewiz przerodziło się w zwykłe żebry na paryskich ulicach. Mimo to Brandt może poczuć się zwycięzcą, bo odniósł najwartościowszy, osobisty sukces. Zaniechał pogoni za sławą, aby adoptować i wychować porzuconą córkę swej przyjaciółki. Z Paryża przyjechał bogatszy, ale głównie o nowe przeżycia, bo uciułane grosze przeznaczył na pomoc dla chorej siostrzenicy. Przynajmniej tak nienaganny, o ile nie wyidealizowany obraz Pinkiego wyłania się z jego własnej opowieści, której Płóciennik nie starał się weryfikować, bo i nie taka była jego rola.

W jednej ze scen Pinki zapowiada, że będzie się modlił za komiks, aby Duch Święty przepełnił go swoją mocą. Modły najwyraźniej nie znalazły posłuchu, bo Ducha Świętego raczej tu nie uświadczymy, za to komiks po brzegi wypełniony jest duchem Pinkiego. A chyba o to przede wszystkim w tym projekcie chodziło. Peace & love.

Artur Maszota

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje