Alegoryczna opowieść o konflikcie dwóch cywilizacji – recenzja komiksu „Dziki ląd” Rama V i Sumita Kumara

26 czerwca 2020

Ram V, Sumit Kumar, Vittorio Astone „Dziki ląd”, tłum. Jacek Żuławnik, wyd. Lost In Time
Ocena: 9 / 10

„Dziki ląd” to debiut wydawniczy oficyny Lost In Time i szczerze powiedziawszy, byłoby wspaniale, gdyby tak znakomite tytuły serwowali nam nie tylko rynkowi debiutanci. Bowiem „Dziki ląd” okazał się jedną z najlepszych komiksowych historii opublikowanych w ostatnich miesiącach.

Jest rok 1766. Kompania Wschodnioindyjska coraz śmielej poczyna sobie w rejonie Kalikatu, chcąc zabezpieczyć swoje lukratywne interesy na linii Jedwabnego Szlaku. Na pokładzie jednego z brytyjskich statków na tytułowy „dziki ląd” przybywa istota będąca ucieleśnieniem pradawnego zła. Zmuszona do emigracji z Londynu przez swych pobratymców, liczy na zadomowienie się w nowej krainie. Szybko jednak przekona się, że ziemie nad Indusem zamieszkują demony starsze i silniejsze nawet od niej…

„Dziki ląd” to opowieść o konflikcie dwóch potworów. Z jednej strony mamy naszego – swojskiego, chciałoby się rzec – dawno oswojonego przez popkulturę wampira, a z drugiej autorzy stawiają na szali Rakszasa – mitycznego hinduskiego demona, który według legend grasował nocą i pożerał ludzi. Jednak spłycenie tej historii tylko do pojedynku pomiędzy dwiema pradawnymi bestiami byłoby dużym niedopowiedzeniem. Bowiem album ten to przede wszystkim historia zderzenia dwóch kultur – naszej, europejskiej, reprezentowanej przez brytyjskiego okupanta i najeźdźcę, oraz dawnych Indii, zupełnie nam obcej, poznanej co najwyżej pobieżnie, obarczonej brzemieniem stereotypów i niedopowiedzeń. Cywilizacyjny konflikt tych dwóch światów, który rzeczywiście miał miejsce, ukazany został na przykładzie zmagań mitycznych stworzeń, reprezentatywnych dla swoich regionów, co stanowi doskonały zabieg.

„Dziki ląd” to jednak nie tylko alegoryczna opowieść o podnoszącej się spod brytyjskiego buta hinduskiej kulturze (swe niepodległościowe starania okupującej krwią, ale ostatecznie odnoszącej zwycięstwo) – ale także poetycka historia miłosna. To opowieść o czysto ludzkich pragnieniach, jak również o bolączkach istoty wiecznej, nieprzemijającej. O ciężarze nieśmiertelności, bezustannego trwania. Unurzana w historyczno-kulturowo-mitologicznym koktajlu znad Indusu okazuje się być swoistą balladą, niezwykle wyważoną, skonstruowaną misternie i starannie. Ostatnie kadry poszczególnych zeszytów serwują nam znakomite zwroty, a całość znajduje bardzo konsekwentny finał.

Z bardzo bolesną przecież historią Indii przedstawioną w komiksie silnie identyfikują się obydwaj twórcy. Autorem scenariusza jest Ram V, Londyńczyk hinduskiego pochodzenia, który w swoim dorobku ma już wiele nagród i kilka naprawdę interesujących prac. Jego „Dziki ląd” okazuje się być czymś zupełnie nowym, świeżym, pozbawionym tendencyjności europejskiego czy amerykańskiego komiksu. Za ilustracje odpowiada bardzo utalentowany grafik, także hinduskiego pochodzenia – Sumit Kumar. Jego styl cechuje miękkość, a poszczególne kadry zdają się lekko rozmyte, jakby malowane akwarelami – zwłaszcza uzupełnione ciepłą kolorystyką, za którą odpowiada Vittorio Astone. Kumar skupia się głównie na detalach pierwszego planu, zaniedbując nieco szczegóły tła, jednak nie sprawia to wrażenia niedopracowania, a raczej przemyślanego zabiegu mającego uwypuklić najważniejsze elementy danego kadru. Efekt finalny okazuje się naprawdę znakomity.

„Dziki ląd” to rzadki przykład komiksu, w którym doskonały scenariusz uzupełniony jest dobrze dopasowaną warstwą graficzną. Publikacja ta zapewnia nowemu wydawnictwu naprawdę bardzo mocne wejście na polski rynek. Wejście, które zdecydowanie nie powinno przejść niezauważone.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje