Abstynencja od zabijania – recenzja książki „Anonimowi skrytobójcy” Roba Harta
Rob Hart „Anonimowi skrytobójcy”, tłum. Tomasz Wyżyński, wyd. Czarna Owca
Ocena: 8,5 / 10
Zastanawialiście się, jak wyglądałoby powieściowe połączenie brutalności i dynamiki rodem z „Johna Wicka” z podszytą celną ironią i sarkazmem narracją w stylu „Marsjanina” Andy’ego Weira? Rob Hart ma dla was odpowiedź i gwarantuje, że przy jej poznawaniu będziecie się świetnie bawić.
Gwarantem dobrego rozrywki może być już choćby nietypowy punkt wyjścia fabuły. Głównym bohaterem powieści jest bowiem Mark, były zawodowy zabójca, który postanawia zerwać z morderczą przeszłością, dlatego dołącza do programu Anonimowych Skrytobójców. To nieoficjalne stowarzyszenie i swego rodzaju grupa wsparcia dla specjalistów w zawodzie, którzy znajdują się na odwyku od zabijania, pragną wyrwać się z błędnego koła i powrócić do względnie normalnego życia. Problem Marka polega na tym, że jest żywą legendą swojego fachu, a zakusy na jego usługi przejawiają ludzie mający w głębokim poważaniu osobiste potrzeby mężczyzny. Już wkrótce bohater zostanie zmuszony do brutalnej rozgrywki, w której stawką będzie nie tylko jego życie, ale i szansa na odkupienie. Jak bowiem stanąć do walki ze śmiertelnymi wrogami, jeżeli… ponad wszelką cenę nie chce się nikogo zabijać?

Rob Hart
Hart od pierwszych stron wciska pedał gazu do samej podłogi – niemal natychmiast stawia bohatera w sytuacji bez wyjścia, jednocześnie pozostawiając sobie przestrzeń na dokładanie kolejnych elementów historii. Prowadzenie akcji przypomina tu jako żywo hollywoodzkie thrillery sensacyjne konstruowane w myśl zasady „jeden przeciwko wszystkim”. Co istotne jednak, autor nie traktuje swojej historii z przesadną powagą. Mark nie jest kolejnym twardzielem bez skazy, a raczej zmęczonym cynikiem, który ma za sobą trudną przeszłość i potrafi realnie oceniać rzeczywistość. Jego wewnętrzne monologi pełne są celnych spostrzeżeń, balansujących na granicy czarnego humoru i niejednokrotnie samokrytyki, co sprawia, że mimo wątpliwej moralności niemal natychmiast staje się kimś, za kogo będziemy trzymać kciuki.
Hart doskonale radzi sobie z dynamiką narracji. Znakomite wrażenie robią tu choćby szybkie, brutalne i pełne detali sceny walk. Pisarz unika tandety i przerysowania, inscenizując je w taki sposób, że każdy cios i ruch ma nie tylko znaczenie, ale i odpowiedni ciężar. Kiedy więc bohater popełnia błąd i obrywa, instynktownie krzywimy się z bólu, jednocześnie mając świadomość, że uczestniczymy w fizycznej wersji partii szachów. W ślad za efektowną akcją idzie też kompetentnie poprowadzona intryga – Hart co rusz myli tropy i każe domniemywać, kto jest prawdziwym wrogiem, a kto sojusznikiem. Przy czym nawet najlepiej rozpisana akcja mogłaby wywołać uczucie przesytu, gdyby autor nie nadał swoim bohaterom i ich relacjom emocjonalnej głębi. Z jednej strony wplata więc w bieżące wydarzenia rozbudowujące tło i spajające wszystko w całość retrospekcje, z drugiej umiejętnie buduje drugi plan. A przy okazji serwuje ciekawe spojrzenie na temat przemocy, odkupienia i ludzkiej natury.
Wszystko to podkreślone zostaje prostym, ale bynajmniej nie prostackim językiem, naturalnymi dialogami i umiejętnością żonglerki różnymi tonami opowieści – Hart potrafi bowiem zbudować atmosferę zagrożenia, a zaraz potem rozładować napięcie błyskotliwym poczuciem humoru i dać czytelnikowi chwilę wytchnienia. A czyni to, nie pompując przesadnie objętości – jego powieść to niespełna 300-stronicowe literackie „mięcho”, które doprawione jest w taki sposób, by można było pochłonąć je podczas jednej zarwanej nocki. Nic zatem dziwnego, że prawa do ekranizacji zostały już sprzedane – wszak „Anonimowi skrytobójcy” należą do najciekawszych pozycji, jakie pojawiły się w gatunku w ostatnich latach.
Maciej Bachorski
fot. JCLS Beyond
Kategoria: recenzje