„Zabawa w chowanego” – wakacyjna miłość i gotycka groza w wydaniu Jacka Ketchuma

27 lipca 2017


Nakładem wydawnictwa Papierowy Księżyc ukazała się kolejna powieść Jacka Ketchuma. Tym razem sięgnięto do początków działalności pisarza. „Zabawa w chowanego” to jego druga książka, charakterem zupełnie odbiegająca od debiutanckiego „Poza sezonem”.

Ketchum ponownie zabiera nas do miasteczka Dead River. Od morderczej eskapady mieszkających w pobliskich jaskiniach kanibali minęło już kilka lat. Na temat ich zatrważających czynów z ust głównego bohatera nie pada jednak nawet słowo. Głowę Dana Thomasa zaprząta bowiem ktoś inny. Zniewalająco lekkomyślna i szalona Casey Simpson White.

Dziewczyna przeprowadziła się z rodzicami do Dead River stosunkowo niedawno. Podobnie uczyniły dwie zaprzyjaźnione rodziny. Ich dzieciaki od zawsze trzymały się razem. Było bowiem coś, czym odróżniali się od miejscowych. Mieli pieniądze. W takim Beverly Hills to żadne osiągnięcie, ale w jednym z najbiedniejszych hrabstw w Stanach to kwestia, która potrafi dzielić. Chyba że w towarzyskiej konfiguracji brakuje jednej osoby do pary, a wakacyjne powietrze niesie obietnicę przygody.

Casey oraz dwójka jej przyjaciół ? Steven i Kimberly ? wciągają więc do swej paczki Dana. Znajdują w nim przewodnika po lokalnych atrakcjach. Kłopot w tym, że Dead River nie ma zbyt wiele do zaoferowania, a trójka bogatych studentów spragniona jest wrażeń. Szybkie przejażdżki samochodem, drobne kradzieże w sklepach i kąpiele na golasa w końcu przestają im wystarczać. W którymś momencie pojawia się więc propozycja, aby zabawić się w chowanego. I to nie byle gdzie, lecz w opuszczonym domu, w którym przed laty mieszkała upośledzona para. Opuszczając posesję, właściciele pozostawili w zamknięciu bez jedzenia ponad dwadzieścia psów. Kiedy po miesiącu na miejscu zjawiły się służby porządkowe, wygłodzone zwierzęta zjadały już siebie nawzajem. Od tego czasu na temat domu krążyło wśród miejscowych mnóstwo niestworzonych historii, a jedna bardziej nieprawdopodobna od drugiej.

Pobyt ciemną nocą w takim miejscu, na dodatek bez możliwości używania latarki, wydaje się kuszącą propozycją. Daje również możliwość sprawdzenia samego siebie, przełamania własnych lęków i wybujałej wyobraźni. W końcu dom jest już dawno opuszczony, a duchy w rzeczywistości nie istnieją. Ketchum po raz kolejny udowadnia, że nie potrzebuje zjawisk nadprzyrodzonych, aby wpędzić swych bohaterów w najgorszy koszmar, jaki może się człowiekowi przydarzyć. Tym razem czyni to jednak z dużo mniejszą obfitością posoki i ekskrementów. Było to po części podyktowane sytuacją wydawniczą, w jakiej znalazł się na początku swej literackiej kariery.

Kiedy na rynku ukazała się debiutancka powieść „Poza sezonem”, amerykańskie wydawnictwo Ballantine zdawało sobie sprawę, że zaproponowało horror ekstremalny, jakiego czytelnicy do tej pory nie doświadczyli. Idąc za ciosem, podpisano z Ketchumem umowę na drugą książkę. Redaktorzy chcieli, żeby napisał dużo obszerniejszą, wielowątkową powieść. Liczyli, że wypromują go na drugiego Stephena Kinga. Przekonywali, że „Poza sezonem” to jest jego „Carrie”, zatem w następnej kolejności powinien stworzyć swoje „Miasteczko Salem”. Ketchum przystał na tę propozycję, zgodził się nawet opracować konspekt, aby uniknąć redaktorskich przepychanek, jakie miały miejsce w przypadku debiutu. Na podstawie tego szczegółowego szkicu zaczął opracowywać nową brutalną historię. „Trzymałem się tego niewolniczo. Nie cierpiałem tego doświadczenia. Szkic nie dawał mi żadnej otwartej furtki. Byłem zakleszczony w tych wszystkich fabułach i fabułach podrzędnych ? nie wspominając o tych wszystkich pierdolonych stronach” ? wspomina Ketchum.

W międzyczasie ktoś w „Village Voice” przeczytał „Poza sezonem”, z przerażeniem odkrywając, jaką treść zawiera książka. W artykule opublikowanym na łamach gazety zarzucono wydawcy, że propaguje brutalną pornografię. Dystrybutorzy i sprzedawcy z miejsca wycofali plakaty i banery ze sklepów. „Nie chcemy mieć z tym nic wspólnego” ? mówili. Wydawnictwo Ballantine ugięło się pod naciskami, zrezygnowało z promocji książki i podjęło starania, aby zamieść całą aferę pod dywan. Częścią tych starań było umiejętne wycofanie się z opublikowania drugiej książki, która zanosiła się na równie ekstremalną rzecz. „Kiedy napisałem powieść, odrzucili ją, mówiąc: 'Nie chcemy jej. Nie dostarczyłeś tego, co zamówiliśmy. Na co im odparłem: 'To jest dokładnie to, co zamówiliście. Dlatego pisanie tego było dla mnie takim wrzodem na tyłku” ? opowiada Ketchum. Szefowie wydawnictwa byli jednak nieprzejednani. Z pomocą przyszedł agent, któremu udało się wynegocjować, że autor zachowa zaliczkę, a w zamian zobowiąże się napisać mniej brutalną książkę. W ten oto sposób powstała „Zabawa w chowanego”.

Powieść w zasadzie dzieli się na dwa segmenty: pierwszy przypomina wakacyjną historię o młodych ludziach, drugi zaś jest bliższy temu, do czego Ketchum przyzwyczaił swoich czytelników, tyle że opakowane to zostało w bardziej gotycką powłokę. Powodów powstania tej książki nie można jednak sprowadzać wyłącznie do konformistycznej postawy młodego pisarza, który na początku swej drogi literackiej poszedł na układ z wydawcą. Patrząc z dzisiejszej perspektywy i znając inne dokonania oraz spektrum zainteresowań literackich Ketchuma, wiemy, że sprowadzanie jego twórczości jedynie do brutalnej odsłony byłoby głęboko niesprawiedliwe. „Zabawa w chowanego” jest tego nie tylko dobrym dowodem, ale też pierwszą w bogatej bibliografii oznaką.

Artur Maszota

Tematy: , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi