„Ptak dobrego Boga” Jamesa McBride’a – tak pisałby Mark Twain po obejrzeniu „Django” Quentina Tarantino

1 kwietnia 2016

ptak-dobrego-boga-premiera
Czy można napisać zabawną powieść o niewolnictwie? Jeśli jest się Afro-Żydo-Amerykaninem, na dodatek – o korzeniach sięgających Polski, to chyba nie ma rzeczy, która wydawałaby się niemożliwa. James McBride podjął więc rękawicę i popełnił „Ptaka dobrego boga”, pełną humoru powieść łotrzykowską, którą zachwycili się krytycy za oceanem, honorując ją nagrodą National Book Award.

„Urodziłem się kolorowym mężczyznom i wbijcie to se do głowy. Ale przez siedemnaście lat żyłem jako kolorowa baba”. Te dwa krótkie zdania, którymi rozpoczyna się opowieść Henry’ego „Cybulki” Shackleforda, mówią już w zasadzie wszystko o tym, czego możemy się spodziewać. Ot, wzorzec wprowadzenia: treściwy zarys fabularny, bijąca z każdego słowa charakterystyka głównego bohatera oraz rodzaj humoru i języka, z jakimi na kartach książki przyjdzie nam obcować.

Henry „Cybulka” Shackleford urodził się w połowie XIX wieku w rodzinie murzyńskich niewolników. Matka zmarła przy porodzie. Ojciec pracował jako fryzjer w oberży swojego właściciela, a w wolnym czasie ewangelizował pijaków, szulerów i łotrów spod ciemnej gwiazdy. Pewnego dnia na fotelu fryzjerskim usiadł podstarzały Irlandczyk, zmieniając życie małego Henry’ego o sto osiemdziesiąt stopni. Owym Irlandczykiem okazał się legendarny abolicjonista John Brown, postrach posiadaczy niewolników z Kansas. Wygłaszając płomienną przemowę popartą biblijnymi ustępami, obwieścił, że zamierza wyswobodzić zebranych na sali kolorowych, w tym zaskoczonych Shacklefordów. W strzelaninie, jaka z tego powodu się wywiązała, zginął przypadkowo ojciec Henry’ego. Abolicjonista chwycił więc młodego dzieciaka i salwował się ucieczką.

Dzieci niewolników.

Dzieci niewolników.

Wprawdzie Henry, podobnie jak większość czarnoskórych chłopców urodzonych w rodzinach niewolników, chodził w worku po kartoflach, jednak z uwagi na długie kręcone włosy i jaśniejszą cerę został przez starego abolicjonistę omyłkowo wzięty za dziewczynę. „Cybulka” – pseudonim ten otrzymał po zjedzeniu należącego do Browna amuletu: starej, zasuszonej cebuli – początkowo miał opory przed udawaniem dziewczyny. Szybko jednak pojął, że w zasadzie to mu się opłaca, mógł bowiem czerpać z tego pewne korzyści. Abolicjonista wciągnął go do swojej armii obdartusów walczących z niewolnictwem – ci zaś nie pozwalali „Cybulce”, aby taszczył ciężkie rewolwery i karabiny, podziwiali, że jest twardy jak na dziewczynę i traktowali dużo lepiej niż resztę kompanii.

Pomysł na tak wyjątkową powieść o niewolnictwie przyszedł Jamesowi McBride’owi w 2009 roku, gdy zbierał materiały na temat społeczności zamieszkującej niegdyś stan Maryland. W ten sposób trafił na historię Johna Browna, białego abolicjonisty, który poprowadził feralny atak na arsenał w Harpers Ferry, co przyczyniło się do jego schwytania i skazania oraz wybuchu wojny secesyjnej. „Nie mogłem uwierzyć, jak wyśmienita to była historia” – mówi McBride. „Chciałem jednak znaleźć sposób, aby opowiedzieć ją inaczej”.

Pisarz uważa, że tematyka niewolnictwa wciąż przedstawiana jest w narracji w dość „prymitywny sposób”. Zwykle są to poruszające bądź przygnębiające historie o ucisku biednej czarnoskórej ludności. „Wszystkie one są prawdziwe, ale istnieją też inne elementy niewolnictwa, które opowiadają historię jeszcze głębiej, niż do tej pory słyszeliśmy” – wyjaśnia McBride. „Nie chciałem pisać przygnębiającej książki, bo sam nie lubię takich czytać” – dodaje. „Stworzyłem więc coś, co mogłoby pozwolić ludziom śmiać się z rzeczy, o których trudno się rozmawia. I taki naprawdę był sens tego: aby dać ludziom trochę przestrzeni do śmiania się z siebie, dzięki czemu mogli zobaczyć niektóre z prawd kryjących się pośród historycznych faktów”. Ostrze humoru McBride’a skierowane jest chociażby w abolicjonistę Johna Browna, przez wielu, w tym Victora Hugo, Cypriana Kamila Norwida, Malcolma X czy Quentina Tarantino, uznawanego za prawdziwego bohatera. „On był taki zabawny. A w zasadzie nie był zabawny. W rzeczywistości nie miał w ogóle poczucia humoru, co czyniło go idealną osobą do wyśmiania” – mówi McBride. „Tak surowo wyglądający na zdjęciach i bardzo religijny – to czyniło go karykaturalną figurą”. Z podobną brawurą potraktował też inną znaną postać historyczną, byłego niewolnika i męża stanu Fredericka Douglassa. „Poważni studenci historii afroamerykańskiej mogą nie być zadowoleni” – zastrzega McBride, tłumacząc, że bohaterowie, kiedy ich lepiej poznajemy, zawsze rozczarowują, nie umniejsza to jednak ich zasług. „Frederick Douglass był wielkim człowiekiem, ale czy chciałbym, żeby moja córka go poślubiła? Pewnie nie”.

Od lewej: John Brown i Frederick Douglass.

Od lewej: John Brown i Frederick Douglass.

Niemałą rolę w powieści odgrywa język, jakim została napisana. Narrator książki, Henry „Cybulka” Shackleford, mówi jak „stary, czarnoskóry wieśniak”. McBride przyznaje, że wciąż jeszcze sporo Afroamerykanów posługuje się takim stylem mówienia. Inspiracji dostarczyli mu starzy mężczyźni z jego rodziny, którzy w podobny sposób rozmawiają. Czekał tylko na okazję, aby móc to kiedyś wykorzystać w jednej ze swoich książek. Oczywiście my poznajemy to za sprawą kongenialnego przekładu Macieja Świerkockiego (tłumacza m.in. Jacka Kerouaca i Cormaca McCarthy’ego). Skoro autor pojechał po bandzie, Świerkocki uznał, że nie miał wyjścia i musiał zrobić to samo. Aby oddać styl narratora, odszedł od poprawności gramatycznej. Mnóstwo tu błędów ortograficznych, które jednak szybko przestają razić, dając czytelnikowi mnóstwo zabawy z obcowania z nietuzinkową postacią i jej opowieścią.

W „Ptaku dobrego Boga” McBride nie tylko odbrązowił legendę znanych abolicjonistów, ale przedstawił również bardziej złożony obraz znoszenia niewolnictwa. Książka ujęła jurorów National Book Award, którzy przyznali jej nagrodę za najlepszą powieść roku. Jak napisano w uzasadnieniu, dzieło McBride’a traktuje o ważnym ciągu zdarzeń w historii Ameryki „w humorystyczny i oryginalny sposób, jakiego nie słyszeliśmy od czasów Marka Twaina”.

Sam autor jest postacią równie kolorową, co jego książka. Ojciec Jamesa był Afroamerykaninem, matka zaś – żydowską emigrantką z Polski, która przeszła na chrześcijaństwo. Pisarz urodził się jako ósme z dwanaściorga ich dzieci. Przez wiele lat nie znał swoich korzeni. Matka otworzyła się przed nim dopiero wtedy, gdy powiedział, że na spisaniu książki o swoich poplątanym pochodzeniu mógłby zarobić milion dolarów. McBride jest nie tylko pisarzem, ale również dziennikarzem, scenarzystą filmowym (współpracował ze Spikem Lee). Gra też na saksofonie i komponuje muzykę. Jeździł w trasy ze znanym piosenkarzem jazzowym Little Jimmym Scottem. Pisał utwory dla Anity Baker i Gary’ego Burtona. Występował m.in. obok Stephena Kinga i Scotta Turowa w literackiej supergrupie Rock Bottom Remainders. „Ptak dobrego Boga” to pierwsza jego książka na polskim rynku.

Artur Maszota
W materiale wykorzystano wypowiedzi Jamesa McBride’a dla PBS, Flavorwire, NPR.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi