„Monachium” – inne spojrzenie na konferencję monachijską na kartach thrillera szpiegowskiego Roberta Harrisa

15 maja 2018


Robert Harris dał wreszcie upust swej wieloletniej fascynacji układem monachijskim z 1938 roku, który zaważył na dalszych losach Europy. Najnowsza powieść brytyjskiego pisarza zatytułowana „Monachium” w pasjonujący sposób przybliża okryte złą sławą spotkanie na szczycie, a jednocześnie uzmysławia, że ocena tamtych wydarzeń jest dużo bardziej skomplikowana, niż próbują to przedstawić historycy.

Historia świata mogłaby się potoczyć inaczej, gdyby nie pewne przełomowe momenty i decyzje. Jednym z przywoływanych w tym kontekście wydarzeń jest z pewnością konferencja monachijska z 1938 roku, podczas której Wielka Brytania i Francja zgodziły się na przyłączenie części terytoriów Czechosłowacji do Rzeszy Niemieckiej.

Czesi proklamowali niepodległość państwa w 1918 roku. Co znamienne, wśród pierwszych wrogich krajów, które uznały istnienie Czechosłowacji, były Niemcy. Wtedy nie przeszkadzał im fakt, że w jednej z czechosłowackich prowincji, w Sudetach, zamieszkiwała w dużej mierze ludność niemiecka. Kiedy jednak władzę w kraju zdobył Hitler, zaczął coraz śmielej dopominać się o swoich rodaków zamieszkujących poza granicami Rzeszy, również o Niemców sudeckich.

Pozycja Czechosłowacji uległa znacznemu pogorszeniu w 1938 roku po dokonaniu przez Rzeszę Niemiecką aneksji terytorium Austrii. Po pierwsze anszlus pokazał bierność mocarstw zachodnich wobec poczynań Hitlera. Po drugie granica z wrogim państwem została rozszerzona, więc Rzesza mogła łatwiej i skuteczniej przeprowadzić atak. Na dodatek coraz więcej kłopotów sprawiali sami Niemcy sudeccy, którzy chcieli się uwolnić spod czeskiego kagańca. Zażądali nawet od rządu w Pradze zgody na utworzenie autonomii. Takowej oczywiście nie otrzymali, a w regionie rozlokowano wojsko, które miało pilnować porządku przed zbliżającymi się wyborami. Jak można się było spodziewać, sytuacja była napięta, przez co dochodziło do różnej maści incydentów: szczególne oburzenie wywołało doniesienie o dwóch Niemcach zastrzelonych przez czeskich żołnierzy. Hitler poczuwał się w obowiązku do chronienia swoich rodaków. Zapowiadał, że w kilka dni przekroczy sporną granicę.

Czechosłowaccy żołnierze na ulicach Krásnej Lípy w Sudetach.

W tych okolicznościach oczy całego świata skupione były na Francji i Wielkiej Brytanii, ponieważ to od ich reakcji na poczynania Niemiec zależał los nie tylko Czechosłowacji, ale też całej Europy. W przemówieniu wygłoszonym 26 września w berlińskim Stortpalast Führer zapewniał Brytyjczyków, że „naród niemiecki nie pragnie niczego oprócz pokoju”, domaga się jedynie oddania spornych Sudetów. Zastrzegł jednak, że jeśli ich nie otrzyma, dojdzie do wojny. Zorganizowana naprędce konferencja w Monachium, na której stawili się przywódcy Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Francji, miała na celu znalezienie pokojowego rozwiązania. W rzeczywistości sprowadziła się do spełnienia wszystkich postulatów Hitlera.

Zdaniem wielu historyków układ monachijski zawarto z pogwałceniem międzynarodowego prawa. Czechosłowacja, choć była stroną konfliktu, nie mogła uczestniczyć w rozmowach, a jedynie musiała bezwzględnie zaakceptować zawarte postanowienia. Uważa się, że zachodnie mocarstwa okryły się hańbą, zdradzając swoich sojuszników. Najwięcej słów krytyki pada pod adresem brytyjskiego premiera Neville’a Chamberlaina, który prowadził politykę ustępstw wobec państw Osi. Zarzuca się mu tchórzostwo i naiwność. Często cytuje się słowa jego następcy, Winstona Churchilla, który po powrocie przedstawicieli władz brytyjskich z Monachium powiedział: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak”.

Robert Harris uważa, że postrzeganie Neville’a Chamberlaina jako uległego przywódcy, który dążył do pokoju za wszelką cenę, jest krzywdzące: „Chamberlain był zupełnym przeciwieństwem słabego starca z parasolem, jak go często karykaturowano za jego czasów. To był twardy, stary wyga, całkowicie podporządkował sobie rząd brytyjski i gabinet. Przypomina mi w pewien sposób Margaret Thatcher, cechowało go to samo mistrzostwo w detalach i rządzeniu w polityce”.

Zdaniem pisarza układ monachijski był „złem koniecznym”, a Chamberlain, optując za pokojem, nie wykazywał się aż taką naiwnością i tchórzostwem, jak niektórzy sądzą. Trzeba pamiętać, że dowodził krajem, który 20 lat wcześniej stracił prawie milion ludzi podczas I wojny światowej. „Sądził, że w kraju może nastąpić duchowe załamanie, jeśli nie będzie widać, że robi wszystko, co w jego mocy, by zachować pokój” – komentuje Harris. Co więcej, Chamberlain znał stan uzbrojenia Wielkiej Brytanii. „Byliśmy żałośnie niegotowi na wojnę, marynarkę wojenną mieliśmy silną, ale lotnictwo było strasznie słabe, a dominia dały jasno do zrozumienia, że nie dołączą do ojczyzny, by walczyć z Niemcami w sprawie Sudetów” – wyjaśnia pisarz. Brytyjski premier rozegrał to więc według własnego planu. Po powrocie z konferencji w Monachium mówił, że „przywozi pokój”, jednak natychmiast zarządził masowy program zbrojenia. Według pisarza Chamberlain zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajduje. Gdyby Hitler zerwał układ i rozpoczął wojnę, premier wyszedłby na głupca, i tak też się stało, ale był gotów podjąć takie ryzyko dla większego dobra. Dzięki porozumieniu w Monachium udało się bowiem opóźnić rozpoczęcie II wojny światowej, przygotować psychicznie naród do walki i rozbudować siły powietrzne Wielkiej Brytanii. „W lecie 1940 roku w Bitwie o Anglię mieliśmy dziesięciokrotnie większą liczbę samolotów niż w 1938 roku. Mieliśmy również radar, a także poczucie jedności narodowej” – wymienia Harris. „Walczyliśmy także o większą sprawę, jak inwazja na Polskę. O wiele lepiej walczyć w takiej sprawie niż z powodu przyłączenia Niemców do Niemiec”.

Na pierwszym planie od lewej: Neville Chamberlain, Édouard Daladier, Adolf Hitler i Benito Mussolini podczas podpisywania układu monachijskiego. (fot. Bundesarchiv, Wikimedia Commons)

Choć opinia Harrisa odbiega od powszechnie panującego poglądu, to jednak należy pamiętać, że historię piszą zazwyczaj zwycięzcy. Często przywołuje się więc cytowane już słowa Winstona Churchilla, a rzadziej zwraca się uwagę na krytykowanego przez niego Neville’a Chamberlaina, który w maju 1940 musiał zrezygnować ze stanowiska, a kilka miesięcy później zmarł na raka żołądka, przez co stał się łatwym, bo milczącym kozłem ofiarnym. A już kompletnie nie zwraca się uwagi na to, co na ten temat myślał jeszcze inny sygnatariusz układu monachijskiego. „Najlepszym świadkiem potwierdzającym mój pogląd jest Adolf Hitler. Jednym z powodów, dla których chciałem napisać tę powieść, był dziennik napisany przez Joachima Festa, niemieckiego historyka, który jako ghostwriter napisał wspomnienia Alberta Speera, ministra uzbrojenia Hitlera. Zapytał Speera o Monachium, a ten powiedział, że Hitler był w paskudnym nastroju w pierwszych tygodniach po konferencji w Monachium, a wszystko wyrzucił z siebie pewnego razu na przyjęciu przy stole. Powiedział, że Niemcy zostali oszukani, a przez Chamberlaina – wszyscy ludzie. I nawet pod koniec życia, w 1945 roku, Hitler mówił: 'Trzeba było przystąpić do wojny w 1938 roku… Wrzesień 1938 roku byłby najlepszym momentem’. Myślę, że gdyby Brytyjczycy i Francuzi poszli na wojnę we wrześniu 1938 roku, Hitler mógłby przetrwać o wiele dłużej i odniósłby o wiele większy triumf” – twierdzi Harris.

Fascynacja Harrisa układem monachijskim trwa już 30 lat. Szczerze przyznaje, że ma na jego punkcie „lekką obsesję”. W 1988 roku, jeszcze jako reporter BBC, nakręcił program dokumentalny „God Bless You, Mr Chamberlain” z okazji pięćdziesiątej rocznicy konferencji. Cztery lata później zadebiutował jako powieściopisarz książką „Vaterland” opisującą alternatywną historię Europy, w której Hitler wygrał wojnę, a Trzecia Rzesza sięgnęła aż Uralu. Zaraz potem przymierzał się do napisania powieści o fikcyjnym brytyjskim dyplomacie, który leci w otoczeniu Chamberlaina do Monachium. Uznał jednak, że to za mało, aby książka nabrała barw. Dopiero wiele lat później, kiedy przeczytał wspomnienia Joachima Festa, znalazł ostateczny impuls do stworzenia fabuły. Po lekturze dziennika Harris wymyślił drugą fikcyjną postać, niemieckiego dyplomatę, który pełnił podobną rolę co Brytyjczyk, tyle że w świcie Hitlera. Dla wzbogacenia intrygi założył, że obu bohaterów będzie łączyła wspólna przeszłość.

Robert Harris nie bawi się w przydługie wprowadzenia. W „Monachium” jesteśmy natychmiast rzuceni w wir wydarzeń, a konkretnie w przeddzień wyjazdu brytyjskiej delegacji do Niemiec. Po części było to podyktowane atmosferą, w jakiej doszło do konferencji. Wszystko było zorganizowane naprędce, dosłownie z dnia na dzień. Brytyjska delegacja, po przybyciu do Monachium, miała problem z utrzymaniem połączenia telefonicznego z rodzimym krajem. W kałamarzu zabrakło atramentu, gdy dokumenty czekały już tylko na podpisanie. Nawet winda w mieszkaniu Hitlera nie działała podczas ostatniej, nieoficjalnej wizyty Chamberlaina.

Hugh Legat, były pracownik Biura Spraw Zagranicznych, a obecnie jeden z młodszych sekretarzy premiera, dowiaduje się o konieczności udania się do Monachium w noc poprzedzającą odlot samolotu. Do władz dotarła bowiem informacja, że w skład niemieckiej delegacji wejdzie jeden z przedstawicieli opozycji wobec Hitlera, który chce przekazać Brytyjczykom tajne dokumenty, mogące mieć ogromne znaczenie dla świata. Niebezpieczny transfer, o którym premier nie może wiedzieć ani słowa, ponieważ jest to w zasadzie akt szpiegostwa w obcym kraju, ma przeprowadzić właśnie Hugh Legat. Został wybrany z jednego powodu – niemieckim opozycjonistą jest Paul von Hartmann. Obaj panowie studiowali kiedyś wspólnie na Oksfordzie. Przed laty, kiedy świat był jeszcze zupełnie inny, łączyła ich zażyła przyjaźń i pewna kobieta. Czy uda im się spotkać, nie wzbudzając podejrzeń w pilnowanym przez SS i gestapo Monachium? Czy materiały, które mogą zaważyć na poczynaniach Brytyjczyków względem Niemiec, zostaną przekazane? Czy dawni przyjaciele wyjaśnią sobie różnice, które sprawiły, że przed laty ich drogi się rozeszły?

Robert Harris z pasją i znawstwem przybliża kulisy okrytej złą sławą konferencji. Wplatając elementy fikcji w autentyczne wydarzenia, stworzył opowieść o lojalności, trudnych wyborach moralnych i wielkiej polityce, w której prawda historyczna miesza się z konwencją thrillera szpiegowskiego, a nad obyczajowym tłem unosi się iście remarque’owski duch.

Podczas lektury trudno nie oprzeć się wrażeniu, jakby Harris osobiście brał udział w wydarzeniach. Bez względu na to czy relacjonuje spotkanie Hitlera z Mussolinim na niewielkiej stacyjce Kufstein, w drodze do Monachium, czy opisuje Führerbau, oficjalną rezydencję Hitlera, w której doszło do podpisania układu, za każdym razem odznacza się godną podziwu starannością, a jednocześnie nie przytłacza fabuły nadmierną ilością szczegółów. To połączenie talentu i solidnej pracy badawczej – zbieranie materiałów zajęło autorowi jakieś 6 miesięcy. Na końcu Harris wymienia ponad 50 książek, z którymi zapoznał się, przygotowując się do napisania powieści. Bo trzeba wiedzieć, że Brytyjczyk osobiście wykonuje swoje badania, a nie wysługuje się asystentami, jak czyni to wielu topowych pisarzy. Harrisowi przypomina to zbieranie doświadczeń na takiej samej zasadzie jak wtedy, gdy twórca literatury podróżniczej udaje się w podróż np. Koleją Transsyberyjską.

Oczywiście zbierania materiałów nie można ograniczyć jedynie do ślęczenia nad książkami. Dzięki pomocy swego niemieckiego wydawcy i bawarskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pisarz otrzymał bardzo rzadki przywilej i wszedł do prywatnego mieszkania Adolfa Hitlera w Führerbau (gdzie obecnie znajduje się konserwatorium muzyczne). Pozwolono mu obejrzeć dokładnie wszystkie pomieszczenia, w tym ogromną bibliotekę Führera.

Jak przystało na powieść opartą na faktach, „Monachium” nie serwuje nam wielkich fabularnych wolt. Choć Harris przemycił kilka zaskakujących zwrotów akcji, to większość z nas pamięta z historii, jak zakończyło się spotkanie przedstawicieli czterech krajów. W żaden sposób nie odbiera to jednak przyjemności z lektury. „Jednym z najbardziej udanych powojennych thrillerów był 'Dzień szakala’. Wszyscy wiemy, że prezydent de Gaulle nie został zamordowany. Książka nie przestaje być przez to ekscytująca” – tłumaczy Harris, który uważa, że oczekiwanie na to, co nieuchronne, często może być źródłem większego napięcia niż wtedy, gdy nie wiemy, co się wydarzy.

Wraz z „Monachium” wydawnictwo Albatros wznowiło również „Vaterland” Harrisa. Debiut pisarza można potraktować jako rozwinięcie dyskusji o znaczeniu układu monachijskiego. Bo przecież historia świata faktycznie mogłaby się potoczyć inaczej. I wcale nie należy przez to rozumieć, że lepiej.

Powieść „Monachium” ukazała się pod patronatem Booklips.pl.

Artur Maszota
W artykule wykorzystano wypowiedzi Roberta Harrisa z wywiadów dla: „NPR”, „Radio New Zealand”, „Abendzeitung München”, „Impact Magazine”, „PBS NewsHour” oraz materiały z Historia.org.pl, Wikipedia, „Deutschlandfunk Kultur”.

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi