„Mleko i miód” Rupi Kaur – literacki fenomen, który dowodzi, że poezja wciąż może lądować na szczytach list bestsellerów

22 marca 2017


Rupi Kaur zadaje kłam twierdzeniu, że poezji nikt już nie czyta. Od momentu wydania debiutanckiego zbioru „Mleko i miód” książka w samych Stanach Zjednoczonych znalazła ponad pół miliona nabywców. Teraz okazję do zapoznania się z fenomenem zza Oceanu mają polscy czytelnicy za sprawą przekładu opublikowanego przez wydawnictwo Otwarte.

Poezja niezwykle rzadko trafia na listy bestsellerów. Wydawcy w Stanach mówią o dużym sukcesie, gdy tomik wierszy sprzeda się w nakładzie przekraczającym 30 tysięcy egzemplarzy. Nie inaczej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie, dla przykładu, bardzo popularna autorka Carol Ann Duffy, pierwsza kobieta w historii, której przyznano tytuł nadwornego poety Jej Królewskiej Mości, zdetronizowała kolegów i koleżanki po piórze, sprzedając w ciągu dwóch lat 38 181 egzemplarzy książki poetyckiej „The Christmas Truce” („Rozejm bożonarodzeniowy”). Szwed Tomas Tranströmer potrzebował Nobla, aby wydawcy w Stanach wydrukowali w dwa miesiące 50 tysięcy egzemplarzy różnych jego tytułów. Zważywszy na fakt, że w Polsce sytuacja przedstawia się jeszcze gorzej, a na nakłady kilkutysięczne mogą liczyć jedynie najbardziej znani twórcy, jak Szymborska, Zagajewski czy Świetlicki, wyniki osiągane na zachodzie mogą wydawać się nie najgorsze. Gdzie im jednak do nakładów, jakimi mogą poszczycić się John Grisham, Stephen King czy J.K. Rowling?

Sytuacja poezji na rynku książki sprawiła, że niektórzy zaczęli wieszczyć jej koniec. W 2003 roku amerykański „Newsweek” ogłosił złowieszczo, że wiersz jest już trupem. W 2013 roku o trumnę i łopatę dla poezji dopraszała się dziennikarka „The Washington Post”. Padały zarzuty, że twórczość poetycka ma często znaczenie już tylko dla innych poetów i elitarnej grupki czytelników, nie będąc w stanie dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Wystarczy jednak kilka minut spędzonych w Internecie, aby przekonać się, że poezja wciąż żyje, tyle że dzisiaj głównym miejscem jej rozpowszechniania są portale społecznościowe i działający tam instapoeci.

Instapoeci należą do pokolenia młodych ludzi, dla których social media są naturalnym miejscem aktywności. Stąd też swoją twórczością dzielą się właśnie na Instagramie, Twitterze czy Facebooku. Zazwyczaj są to krótkie, bardzo osobiste wiersze o miłości, stracie i samotności. Publikują je w formie graficznej. Czasem są to zdjęcia przedstawiające maszynopis utworu bądź kartkę z notesu, a czasem tekst umieszczany jest po prostu na białym tle, niekiedy w towarzystwie grafiki. Sława instapoetów roznosi się zazwyczaj wirusowo, gdy inni internauci udostępniają ich twórczość dalej. Niektórzy, jak Lang Leav czy Tyler Knott Gregson, mają setki tysięcy czytelników obserwujących ich profile. Twórczość najpopularniejszej z instapoetek, mieszkającej w Kanadzie Rupi Kaur, mogą teraz poznać polscy czytelnicy za sprawą tomiku „Mleko i miód” opublikowanego przez wydawnictwo Otwarte.

Rupi Kaur urodziła się w Pendżabie w Indiach. Kiedy miała 4 lata wraz z rodzicami wyemigrowała do Toronto w Kanadzie. Jej zamiłowanie do słów dało o sobie znać już w siódmej klasie, gdy wygrała konkurs literacki na esej i przemówienie. „Nieśmiała, introwertyczna, zastraszona 12-latka stanęła przed setką uczniów, czytając głośno swoją pracę i przyjmując nagrodę” – wspomina to wydarzenie na swojej oficjalnej stronie internetowej. „To był mój pierwszy krok w kierunku stawania się tym, kim zawsze chciałam być”. Dziewczyna zaczęła pisać wiersze urodzinowe dla przyjaciół i poezję miłosną dla zakochanych. Już w szkole średniej publikowała swoją twórczość na blogu, jednak wtedy robiła to jeszcze pod pseudonimem. W 2013 roku założyła konto na platformie Tumblr i od tego momentu udostępniała swoje teksty już pod własnym nazwiskiem. Odzew czytelników był imponujący. Jeden z krótkich wierszy zebrał ponad 16 tysięcy polubień. W marcu 2014 roku Kaur przeniosła się na Instagrama i zaczęła ozdabiać swoje wiersze ilustracjami. Jak przyznaje, rysowała, odkąd miała pięć lat, ale później wypadła z praktyki, aż odkryła swój talent na nowo w trakcie zajęć na uczelni i uznała, że będzie łączyć rysunki z poezją: „Tematy, które poruszam, są bardzo ciężkie, ale za to ilustracje są bardzo proste. Kocham moc, którą dają te dwa przeciwieństwa” – tłumaczy.

W swych wierszach Kaur opowiada o trudnych i mrocznych okresach dojrzewania, również o fizycznych i emocjonalnych skutkach przemocy seksualnej, której sama padła ofiarą. Jak twierdzi, o tego typu doświadczeniach diaspory południowoazjatyckiej nikt do tej pory nie pisał. „Nasze ciała nie są naszą własnością. Mówi się nam, że musimy być konserwatywne. Dobra południowoazjatycka dziewczyna jest cicha. Robi, co jej się każe. Seks nie jest dla niej. To coś, co się z nią dzieje podczas nocy poślubnej. To dla niego. Wiemy, co to jest przemoc seksualna. Znamy alarmujące wskaźniki gwałtów. Doświadczamy wstydu i ucisku od tysięcy lat” – pisze na swojej stronie. Dla niej poezja jest sposobem na rzucenie wyzwania tradycyjnej narracji. „Kiedy byłam mała, mój tata powiedział mi o takich postaciach, jak Anandpur Sahib i Guru Gobind Singh. O tym, że wywodzimy się z tradycji poetów, wojowników i artystów, którzy tworzyli, kiedy tworzenie było nielegalne… Jesteśmy przygotowani, aby ryzykować w obronie tego, co uważamy za słuszne” – mówi.

Dużo miejsca w swych wierszach Kaur poświęca kobiecości, znaczeniu szacunku wobec siebie, odkrywaniu własnej siły, a także postrzeganiu kobiet we współczesnej kulturze. Jest to tematyka szczególnie jej bliska. W marcu 2015 roku w ramach projektu szkolnego autorka umieściła na Instagramie swoje zdjęcie, przedstawiające, jak leży na boku, przodem do ściany, a na jej spodniach i prześcieradle widoczne są plamy krwi menstruacyjnej. Zdjęcie bardzo szybko zostało usunięte jako „naruszające przepisy”. Kaur dodała je po raz kolejny – i znów to samo. Wtedy opublikowała je na Facebooku wraz z komentarzem: „Seksualizacja kobiet jest w porządku, kobiety z miesiączką nie”. Cały post był krytyką nie tylko hipokryzji Instagrama, ale podejścia społeczeństwa do kobiecego ciała i wyznaczania niesprawiedliwych norm. W sieci rozpętała się burza. Post zebrał ponad 90 tysięcy polubień i niemal tyle samo udostępnień. O wywiady z Kaur prosiły największe portale internetowe i gazety. Przełożyło się to też na zainteresowanie jej poezją.

Debiutancki (i jak na razie jedyny tomik) „Mleko i miód” zbierający krótkie wiersze i miniatury prozatorskie zdobione odręcznie rysowanymi ilustracjami ukazał się już w 2014 roku. Kaur wydała książkę samodzielnie za pomocą platformy samopublikującej Amazona. Uczyniła to wbrew radom swojego profesora, który ostrzegał ją, że taki krok może zamknąć jej drogę do literackich kręgów. „Zadałam sobie pytanie: Kto jest w tych prestiżowych kręgach literackich? Czy oni mnie reprezentują? Czy doceniają tematy, którymi się zajmuję, i styl, jakim piszę? Czy ci strażnicy pozwalają takim ludziom jak ja wejść przez bramy? A odpowiedź brzmiała: nie. Byłam już zablokowana w tych kręgach literackich, więc kwestia, czy wybrać samopublikowanie, nie miała żadnego znaczenia” – wspomina.

Tomik cieszył się dużym powodzeniem wśród czytelników Kaur, sprzedając się bez promocyjnej machiny w nakładzie ponad 10 tysięcy egzemplarzy. Medialne zainteresowanie wywołane burzą wokół zdjęcia sprawiło jednak, że do autorki zgłosiło się duże wydawnictwo zainteresowane przedrukiem książki. Nowe wydanie ukazało się w październiku 2015 roku i znalazło się na listach najlepiej sprzedających się kanadyjskich książek na Amazonie, wśród m.in. dzieł Margaret Atwood. Książka trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa” i pozostała tam przez 25 kolejnych tygodni. Tylko w samych Stanach Zjednoczonych znalazła ponad pół miliona nabywców. To osiągnięcie niespotykane współcześnie pośród książek poetyckich.

Jak się okazało, czytelnicy są gotowi nie tylko czytać poezję w Internecie, ale również płacić za nią w księgarniach. Ważnym czynnikiem, który wpłynął na sukces tomiku „Mleko i miód”, jest to, że Kaur udaje się – przy pomocy krótkich, często jednozdaniowych form – wyrazić lęki i obawy młodych ludzi na całym świecie. Co ważne, doświadczenia przekształca w triumfalny hymn na cześć przetrwania, dając innym siłę i pocieszenie. Jak sama autorka mówi, to prostota czyni jej poezję uniwersalną. Zapewnia, że nie chce pisać wierszy, które zrozumie jedynie elita anglojęzycznego świata, lecz takie, które zrozumieją wszyscy. Z takim podejściem może nie wstrząśnie literackim establishmentem, ale osiągnie znacznie więcej – otworzy serca wielu młodych osób na poezję.

Zbiór „Mleko i miód” Rupi Kaur w przekładzie Anny Gralak ukazał się w dwóch edycjach: w miękkiej oprawie oraz dwujęzyczne wydanie specjalne w twardej oprawie.

[am]

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi