„Egzekutor” Marcela Woźniaka – powieść biograficzna o gestapowcu, u którego pracował Bruno Schulz

16 lipca 2022

Marcel Woźniak, biograf Leopolda Tyrmanda, napisał nową książkę. Opublikowany nakładem Wydawnictwa Filia „Egzekutor” to powieść biograficzna opisująca historię gestapowca, u którego Bruno Schulz pracował podczas wojny i przez którego zginął.

Biografia samego Brunona Schulza pełna jest wielu znaków zapytania. Często pojawia się w niej wątek niejakiego Felixa Landaua, gestapowca, który podczas II wojny światowej zgłosił się na ochotnika do służby w Drohobyczu. Był tam odpowiedzialny za organizowanie pracy żydowskich niewolników. I właśnie pełniąc tę funkcję, zetknął się z autorem „Sklepów cynamonowych”. Schulz dostał się pod opiekę Landaua, który wykorzystywał go do licznych prac malarskich. Artysta ozdabiał pokój synka gestapowca scenkami z baśni braci Grimm, wykonywał też prace dekoratorskie w niemieckim kasynie i budynku szkoły jazdy konnej, a nawet malował samego Landaua.

Protekcja gestapowca nie gwarantowała jednak bezpieczeństwa. Według jednej z wersji wydarzeń to właśnie przez niego zginął Schulz.
Landau zastrzelił bowiem wcześniej dentystę Löwa, który był protegowanym niemieckiego oficera Karla Günthera. Ten więc w akcie zemsty zabił Schulza.

Kim był człowiek, przez którego najprawdopodobniej zginął jeden z najwybitniejszych polskich prozaików żydowskiego pochodzenia? Jak to się stało, że stolarz z Wiednia został zbrodniarzem nazistowskim, a co więcej, lubił powierzone mu zadanie? M.in. o tym opowiada powieść Marcela Woźniaka.

„Na postać Landaua natrafiałem wielokrotnie, gdy czytałem o Schulzu. Jego nazwisko pojawia się tam jako pewna figura. Potem prowadziłem dokumentację w Galicji, w Stryju, Truskawcu, Drohobyczu do innego projektu, który wciąż rozwijam, a który z powodu pandemii wyhamował. Feliks Landau jest brakującym puzzlem w biografii Brunona Schulza, to jedno. Po drugie, był zbrodniarzem i o jego zbrodniach trzeba było opowiedzieć. Choćby po to, by dać głos ofiarom” – komentuje autor.

Bruno Schulz i Felix Landau (fot. Wikimedia Commons, Marcel Woźniak)

Landau słynął z okrucieństwa. Brał udział w masakrze profesorów polskich we Lwowie, w której zginął Tadeusz Boy-Żeleński, aktywnie uczestniczył w rzeziach ludności żydowskiej. Jak wiadomo, w Drohobyczu miał w zwyczaju strzelać z balkonu swego domu do Żydów, którzy przerwali przydzieloną im pracę.

„Był człowiekiem o wybujałym ego i niskim poczuciu własnej wartości. Pochodził z biednej rodziny, przyuczał się na stolarza. Uformował go nazistowski aktyw partyjny. W partii tacy ludzie są idealnym narybkiem: zrobią wszystko, żeby się wybić, będą pierwsi skandować hasła, które ktoś wzniesie na sztandary, i nie cofną się przed wykonaniem żadnego rozkazu. Z czasem dostaną dzięki temu władzę, a potem więcej władzy, bo jak partia rządzi, to musi mieć swoich żołnierzy, którzy rządzą innymi. I wtedy z takich ludzi jak Landau wychodzi najgorsze zło. Miał tak sprany mózg, że nie robiło mu problemu dokonanie egzekucji, pastwienie się nad biednymi ludźmi, a potem wrócenie do domu i urządzenie kolacji przy świecach, oglądanie pięknych obrazów, pisanie romantycznych listów. Landau był złym człowiekiem, podłym i krnąbrnym. Całe życie walczył o uznanie w oczach nieżyjącego ojca. Robił tzw. przeniesienie, szukając tej akceptacji w oczach przełożonych” – opowiada Marcel Woźniak.

Powieść „Egzekutor” oparta jest na licznych materiałach źródłowych. Przez cały okres swej zbrodniczej służby we Lwowie i Drohobyczu Landau prowadził dziennik. Materiał ten zapewnia współczesnym historykom unikalny wgląd w przebieg drugowojennych wydarzeń z perspektywy oprawcy. Marcel Woźniak dotarł do tych zapisków w bibliotece w Monachium, gdzie jest zdeponowana jedna z kopii.

„To przetłumaczony na angielski maszynopis, odpis z niemieckiego maszynopisu, spisanego z oryginału przez Tuviaha Friedmana. Ten otrzymał je od wiedeńskiej prokuratury w 1959 roku, gdy Landaua zatrzymano. Notatki ukazują prozę życia gestapowca, najwięcej zaś mówią na temat jego natury, jego skłonności do sentymentalnej, wręcz wyidealizowanej miłości do Gertrude Siegel – późniejszej żony. Kolejnymi dokumentami były analizy sądowe z procesu oraz wspomnienia drohobyckich Żydów. Co do Schulza, wielu znakomitych historyków i biografistów popełniło wspaniałe opracowania, z którymi absolutnie nie staję w szranki. To raczej Landau dopełnił – chcąc nie chcąc – biografię Schulza” – wyjaśnia pisarz.

Marcel Woźniak (fot. Bartosz Pussak Photography)

Dzięki licznym materiałom źródłowym Marcelowi Woźniakowi udało się odtworzyć atmosferę, jaka panowała w Drohobyczu podczas wojny, i wkomponować w to Brunona Schulza. Ale nie tylko. Przez książkę przewijają się też inni bohaterowie. Jest Chajka, która w marszu śmierci, gdzieś w lesie na terenie obecnej Białorusi, powiedziała do idącego obok księdza: „Proszę pobłogosławić mnie przed śmiercią”, lecz on ją pobłogosławił do życia i miało mieć to swoje konsekwencje. Jest mały Icek, który sądził, że przez niego wybuchła wojna, czy Tulek Backenroth Bronicki, drohobycki Oscar Schindler, który podrobił sobie papiery i udawał Aryjczyka, dzięki czemu uratował wielu Żydów. Są zapomniani uczniowie Schulza, zapomniane obozy, powojenne procesy, ucieczki i… statek, który był kopią Titanica.

Powieść powstawała w szczególnym okresie – gdy wybuchła wojna w Ukrainie. Marcel Woźniak nie kryje, że podobieństw między działaniami hitlerowskich Niemiec, a tym, co ma miejsce obecnie, znajduje aż nadto. „Jest taki cytat z 'Miasta Schulza’ Wiesława Budzyńskiego: 'biedni Sowieci. Dopóki nie przyjechali na te ziemie (do Europy), nie wiedzieli, jacy byli biedni’. To w kontekście ataku Niemców na ZSRR latem 1941 roku, jak i w kontekście kradzieży, jakich w 2022 putinowcy dokonują w Ukrainie. Inny przykład – zacieranie śladów po zbrodniach, których dokonali rosyjscy żołnierze w 2022 roku. Kiedy w roku 1941 gestapowcy dokonali masakry profesorów lwowskich, ciała zakopali na wzgórzu. Potem, kiedy Sowieci zaczęli kontrofensywę, naziści wykopali te ciała, ułożyli na stosy i spalili. Po froncie jeździli specjalni młynarze, którzy mielili na proszek walające się kości. Żeby nie było śladów, cytując ze sprawy Grzegorza Przemyka… Ostatnie, najmocniejsze spostrzeżenie: mieszkaniec Mariupola, który poszedł po chleb i nie wrócił do domu. Zabiła go zbłąkana kula, znaleziono go martwego na chodniku, z tym bochenkiem w ręku. Tak, jak znaleziono Brunona Schulza” – wylicza autor.

„Egzekutor” Marcela Woźniaka jest dostępny w księgarniach stacjonarnych i internetowych.

[am]


Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi