Z półrocznym opóźnieniem Olga Tokarczuk odebrała tytuł doktorki honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego
Laureatka literackiej Nagrody Nobla Olga Tokarczuk odebrała w środę doktorat honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego. Uchwałę w sprawie nadania tytułu senat uczelni podjął we wrześniu 2021 roku. Noblistka miała otrzymać honorowe wyróżnienie od swojej Alma Mater już w listopadzie ubiegłego roku. Jednak z powodu jej drobnej niedyspozycji trzeba było uroczystość odłożyć. Termin ustalono na 1 czerwca – nie tylko Dzień Dziecka, ale również dzień premiery najnowszej powieści Tokarczuk zatytułowanej „Empuzjon”.
Podczas środowej uroczystości w Auli Leopoldyńskiej dziekan wydziału filologicznego dr hab. Arkadiusz Lewicki przybliżył życiorys i dorobek literacki Olgi Tokarczuk. „Do końca ubiegłego roku książki Olgi Tokarczuk przetłumaczono na 45 języków. Wydało je 114 wydawnictw. Jej teksty były drukowane w blisko 200 antologiach i czasopismach literackich. Przełożyło je 166 tłumaczy. Noblistka może pochwalić się 388 wydaniami zagranicznymi, w tym 275 wydaniami papierowymi, e-bookami, książkami wydanymi alfabetem Braille’a czy audiobookami” – wyliczał prof. Lewicki.
Jak podkreślał, Tokarczuk jest jedną z najwybitniejszych żyjących pisarek i zapewne najbardziej dziś znaną wrocławianką i Dolnoślązaczką. „Literacka dolnośląskość Olgi Tokarczuk idzie też w parze z jej osobistym zaangażowaniem w kulturalne i społeczne życie miasta i regionu. Wyrazem tego jest m.in. wsparcie działania Wrocławskiego Domu Literatury, Festiwal Góry Literatury, utworzona w marcu 2020 roku Fundacja Olgi Tokarczuk, której statutowym celem jest m.in. promocja i wspieranie wszechstronnego rozwoju Polski, w szczególności Wrocławia i Dolnego Śląska, a także powołane w ubiegłym roku Akademickie Centrum Badawcze Ex-Centrum na naszej uczelni” – wymieniał.
Na związki noblistki z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem wskazywał także p.o. rektora Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Jan Sobczyk. Jak zauważył, z tego względu Olga Tokarczuk jest przez wielu uważana za „naszą” noblistkę. „Owo 'nasza’ ma też szerszy wymiar. Narzędziem, czy też materią pracy Olgi Tokarczuk jest słowo w języku polskim i to nas wszystkich jakoś nobilituje, czujemy się dowartościowani, że posługujemy się tym samym językiem umożliwiającym wyrażenie uniwersalnych treści w sposób tak doskonały, że są godnymi uhonorowania Nagrodą Nobla” – mówił profesor, dodając, że „jest w tym jakaś magia, że z pojedynczych liter, słów powstaje – nie wiadomo w jaki sposób – 'Czarodziejska góra’ czy 'Empuzjon'”. „To trochę tak jak z cząstek elementarnych zbudowane są nukleony, atomy, gwiazdy” – ocenił.
Zatrzymując się przy wydanej właśnie nowej książce Tokarczuk, prof. Sobczyk zauważył, że akcja książki dzieje się w dolnośląskim Sokołowsku na początku XX wieku. „W powieści 'Empuzjon’ bohaterowie toczą dysputy: kim jest człowiek i na czym polega jego płciowość. Dziś w takiej dyskusji mógłby zapewne uczestniczyć psycholog, biolog, biochemik, zastanawiający się, do jakiego stopnia człowiek jest sumą procesów biochemicznych. Być może również fizyk. Sytuacja taka jako żywo przypominałaby to, czym dziś jest uniwersytet. Sens i wartość uniwersytetu polega na tym, że obecne są w nim różne dyscypliny naukowe. Jakże ważne jest przeplatanie się i uzupełnianie ich perspektyw poznawczych, bliskie więzi, wzajemne dyskusje” – podkreślił.
Nowo utytułowana honorowa doktorka Uniwersytetu Wrocławskiego przyznała, że jest szczęśliwa i dumna, mogąc odebrać „tak wielkie wyróżnienie”. Jak wskazała, nie jest naukowczynią – nigdy systematycznie nie zgłębiała widzialnych zjawisk tego świata ani nie stosowała empirycznych narzędzi poznawania rzeczywistości. „Jedyny raz, kiedy postawiłam hipotezę i zweryfikowałam ją empirycznie, była praca nad moją dysertacją magisterską z psychologii. Uczono nas bowiem, że tylko ten oparty na empirii, logice i rozumie sposób poznawania świata i jego zjawisk ustrzeże nas przed fałszem i manipulacją. Z pewnością była to racja” – mówiła pisarka.
Tokarczuk wspominała, że cierpiała jednak na pewną dolegliwość: „uporczywy, chroniczny i nawracający nadmiar wyobraźni, który skutkował nieustannym rozproszeniem”. „Najchętniej chodziłam na trudne i zawiłe wykłady, na nich wpadałam w cudowny stan, kiedy to rozproszenie zmieniało się w nieoczekiwane ciągi skojarzeń, strzępy narracji, obrazy i w końcu idee. Do tej pory uważam, że nudny wykład jest jedną z najbardziej inspirujących technik creative writing” – powiedziała.
Tokarczuk wyraziła też przekonanie, że umysły pisarzy działają na szczególnych zasadach – „intensywnie syntetyzują wszystkie informacje i intuicyjnie poznają i próbują opisać świat jako całość, jako sieć wzajemnych oddziaływań, w których każda istota ludzka i nieludzka pełni swoją jedyną i niepowtarzalną rolę”. „W tej ognostycznej – jak ją nazwałam – przestrzeni staje się jasne, jak bardzo jesteśmy ze sobą różnorodnie powiązani. Nie tylko tymi więzami najbardziej oczywistymi, jak więzy pokrewieństwa czy dziedziczenia, ale przeróżnymi innymi wspólnotami: języków, kultur, przestrzeni, idei, gustów, smaków, intuicji czy emocji, a nawet takimi, których jeszcze nie jesteśmy wstanie poznać” – mówiła.
Noblistka powiedziała, że w tym, co pisze, nieustannie stara się tropić te związki i daje jej to ogromną satysfakcję. „Teraz jednak zbyt często brakuje mi słów, żeby nazwać to, czego doświadczam. W huku dział słowa stają się niesłyszalne, wobec przemocy, śmierci cierpnie wyobraźnia” – wskazała pisarka i dodała, że ten brak słów bardzo jej przeszkadza.
„Czytam relacje, syntezy i analizy, wywiady i prognozy ekspertów, chwytam się cudzych słów, żeby zrozumieć tę irracjonalną erupcję śmierci w Ukrainie napadniętej przez Rosję i jako pisarka kapituluję. Nie umiem tego nazwać, bo nie umiem tego zrozumieć” – przyznała. Podkreśliła przy tym, że dziś każda, nawet najradośniejsza uroczystość odbywa się w cieniu wojny, która dzieje się kilkaset kilometrów na wschód od miejsca, w którym jesteśmy i – jak mówiła – nie możemy o tym zapomnieć.
„Nie możemy zapomnieć, jak dzielnie i bohatersko bronią się Ukraińcy przeciwko nieludzkim działaniom armii rosyjskiej. Ten ogrom cierpienia, nieopanowany wybuch nienawiści, który eskaluje na naszych oczach, anachroniczna, przebrzmiała retoryka wyciągnięta z lamusa, by wesprzeć kryminalne motywacje agresora, wreszcie – jawny powrót faszyzmu przebranego w rosyjski mundur przez lata, a może i do końca naszego życia będą kształtować naszą rzeczywistość, bez względu na to, jak skończy się ta wojna” – oceniła. „Ja mam nadzieję, że nieodwołanym zwycięstwem Ukraińców” – dodała.
Pisarka podkreślała też, że codziennie wieczorem, kiedy kładzie się spać, jest wdzięczna, że ma własne łóżko i dach nad głową. „Lecz moja wyobraźnia, której tak wiele zawdzięczam, nie pozwala mi spać spokojnie” – przyznała. Jak stwierdziła, „musimy przechorować ten brak słów – to nasza choroba wojenna, nawet jeżeli wojnę oglądamy z daleka, i tak w niej uczestniczymy”. „Chciałabym, żebyśmy wraz ze słowami odzyskali siły i poczuli, że ta wojna jest nasza wojną i że walczymy w niej nie tylko o wolność człowieka, o poczucie bezpieczeństwa, o prawo do radości i godnego życia Ukraińców, że walczymy także o biblioteki, o książki bez cenzury, o wolność słowa i prawdziwą informację, o wolne uniwersytety, naukę i wolną wyobraźnię” – podsumowała noblistka.
[am]
źródło: naukawpolsce.pap.pl, UW
Kategoria: newsy