Samoobsługowe pralnie w USA raz w tygodniu zmieniają się w biblioteki

22 stycznia 2019


Zamiast próbować nakłaniać nieczytające rodziny do chodzenia do biblioteki, w Stanach Zjednoczonych znaleziono sposób, aby spotykać się z nimi tam, gdzie regularnie przebywają. Raz w tygodniu niektóre samoobsługowe pralnie w zaniedbanych dzielnicach miast przekształca się w prowizoryczne biblioteki, w których dzieci mogą czytać lub słuchać opowieści, ale też śpiewać piosenki i grać w gry edukacyjne.

W Chicago, gdzie ponad 60 procent gospodarstw domowych o niskich dochodach nie posiada książek dla dzieci, takie rozwiązanie przynosi dobre rezultaty. Dlaczego akurat pralnie samoobsługowe? Ponieważ są one bardzo popularne w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza wśród mniej zamożnych ludzi. Każdy potrzebuje czystych ubrań, a dzieci często dołączają do swoich rodziców podczas wycieczek do najbliższej pralni. Można więc powiedzieć, że ma się uwięzioną widownię, która z przyjemnością skorzysta z oferty bibliotekarzy. Ludzie czekają bowiem na miejscu, aż pralka skończy pranie.

Program został uruchomiony już w marcu, a wcześniej sprawdził się również w Nowym Jorku, Detroit, Pittsburghu, Pensylwanii i St. Paul. Raz w tygodniu, w ustalony dzień, pracownicy Biblioteki Publicznej w Chicago przyjeżdżają do pralni i rozkładają obok pralek i koszy na odzież kolorowe maty, twardostronicowe książeczki i trochę edukacyjnych zabawek. Zadaniem bibliotekarzy jest nie tylko proponować dzieciom książki, czytać im na głos, wspólnie śpiewać i grać w gry, które pomagają rozwinąć mózg. Chodzi też o to, żeby rodzice zobaczyli, jak mogą powielać te nawyki w domu i zaszczepić dzieciom miłość do czytania, co ma niebagatelny wpływ na ich rozwój intelektualny.

Pomysł się przyjął. Wiele rodzin specjalnie przychodzi prać właśnie w ten dzień, kiedy organizowane są zajęcia. Współfinansująca przedsięwzięcie organizacja Biblioteki Bez Granic opracowała nawet instrukcję, która pozwoli instytucjom w innych miastach USA rozwinąć koncepcję u siebie.

Warto podkreślić, że pomysł zrodził się z obserwacji. Biblioteki Bez Granic instalowały wcześniej w różnych lokalizacjach małe wolnostojące kioski z terminalami komputerowymi, służące do wypożyczania książek. Najlepiej radził sobie jeden z nich postawiony w biedniejszej dzielnicy na Manhattanie. Zaczęto się zastanawiać, co wyjątkowego jest w tym konkretnym rogu ulicy, że wpływa na powodzenie kiosku. Jak się okazało, był blisko pralni samoobsługowej. Zwrócono więc większą uwagę na te punkty usługi i wymyślono sposób, żeby jeszcze skuteczniej je wykorzystać.

W Polsce pralnie samoobsługowe są wciąż mało popularne. Jak myślicie, w jakich innych miejscach uczęszczanych regularnie przez rodziny biblioteki w naszym kraju mogłyby organizować podobne wydarzenia?

[am]
źródło: U.S. News

Tematy: , , , ,

Kategoria: newsy