Po śmierci żony Frederick Forsyth wraca z literackiej emerytury, by napisać krótką książkę inspirowaną własnymi przeżyciami jako agenta wywiadu

18 listopada 2024

W drugiej połowie października Frederick Forsyth przeżył żałobę – po kilkuletniej walce z uzależnieniem od opioidów w wieku 76 lat zmarła jego żona Sandy. Po jej śmierci pisarz wraca z literackiej emerytury, by napisać jeszcze jedną książkę.

Frederick Forsyth już w 2016 roku zapowiadał przejście na literacką emeryturę, ponieważ skończyły mu się pomysły, a ponadto wspólnie z żoną uznał, że jest już za stary, aby w celu zbierania materiałów do książki jeździć w różne niebezpieczne miejsca na świecie (wyszukiwanie informacji online uznał za niewystarczające, żeby wiernie oddać atmosferę danego miejsca). W 2018 roku 80-letni pisarz zrobił jednak wyjątek i opublikował jeszcze jedną powieść zatytułowaną „Fox”. Od tego czasu trzymał się swojego postanowienia – nie ukazała się żadna jego kolejna książka, a Forsyth pozostał aktywny jedynie w pisaniu felietonów dla gazety „Daily Express”.

W ostatnich latach autor „Dnia Szakala” pochłonięty był opieką nad swoją żoną. Jak przyznaje, od kiedy Sandy zachorowała, nie napisał ani słowa prozy, ale teraz, po jej śmierci, przyszedł czas na „ostatnią książkę, i to naprawdę będzie ostatnia”.

„Aby pisać, potrzebuję samotności, której nie miałem. Teraz zasłonię za sobą wyimaginowane zasłony i będę patrzył do przodu, a nie do tyłu. Mam 86 lat. Nie wiem, ile mi zostało. Cztery lata? Nie wiem. Wiem tylko, że muszę patrzeć przed siebie. Mam w sobie jeszcze jedną, ostatnią historię. Wszystko jest w mojej głowie. Widzę to w formie słów. Gdy tylko skończę ostatnie sprawy administracyjne (związane z odejściem Sandy – przyp. red.), to usiądę przy maszynie do pisania – nadal korzystam ze starej elektrycznej maszyny, tak jak 50 lat temu, gdy pisałem 'Dzień Szakala’ – i zacznę walić w klawiaturę” – zapowiada Forsyth.

Pisarz zastrzega, że nowa książka będzie krótsza („bardziej jak nowela”) i do jej napisania wystarczy mu „może dziesięć, piętnaście lub dwadzieścia dni spokoju”. Historia oparta jest na jego własnych doświadczeniach z czasów, kiedy był agentem brytyjskiego wywiadu MI6 i przebywał pod przykrywką w Niemczech Wschodnich. W toalecie drezdeńskiego muzeum miał się spotkać z rosyjskim pułkownikiem, który pracował dla zachodnich służb, i odebrać od niego paczkę. Niestety ktoś w Londynie zadenuncjował Forsytha. Dowiedział się o tym szef miejscowego oddziału KGB. Rosjanin ten był jednak zbyt próżny i nie miał zaufania do swoich kolegów ze Stasi. Myślał, że sam zatrzyma Forsytha, ale skręcił w złą drogę. Tchnięty przeczuciem Brytyjczyk postanowił pojechać inną trasą i zdążył przekroczyć granicę, zanim udało się go zatrzymać. Jak wyjawił Forsyth, tym butnym szefem oddziału KGB w Dreźnie miał być Władimir Putin.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Richard Eden (@edenconfidential)

Sandy Molloy i Frederick Forsyth (na zdj. powyżej) poznali się pod koniec lat 80. Sandy przeprowadziła się właśnie do Londynu, zmęczona życiem w Hollywood, gdzie przed dwie dekady pracowała w branży filmowej, w tym dwa lata jako osobista asystentka Elizabeth Taylor. „Oboje byliśmy po rozwodzie. Ona miała 40 lat, ja 50” – wspominał pisarz. „Myślę, że pisała książkę albo coś w tym stylu” – dodał, przyznając, że zaintrygowało go, że to ona przejawiła inicjatywę. „Tak się złożyło, że miałem być w mieście tego wieczoru i zaprosiłem ją na kolację. Jedliśmy potem kolację raz po raz, a tydzień później się wprowadziła. Pobraliśmy się cztery lata później” – wyznaje.

Żona nie tylko wspierała Forsytha, kiedy stracił cały majątek i popadł w długi przez swojego doradcę finansowego, ale też zmobilizowała go do dalszego pisania. Jak przyznaje pisarz, była bardzo opiekuńcza wobec niego, ale w ostatnich latach role powoli się odwracały.

Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu, kiedy Sandy stwierdziła, że bolą ją mięśnie i stawy, na co przepisano jej leki przeciwbólowe na bazie morfiny. „Zamiast ją wyleczyć, sprawiły, że zachorowała. Ostatecznie całkowicie zniszczyły jej zdrowie” – opowiada pisarz. „W końcu zaczęła się leczyć sama i przyjmować tego dużo” – dodaje. Jak wspomina Forsyth, jego ukochana uległa pewnej formie hipochondrii, przekonana, że ​​może sobie poradzić z problemami tylko poprzez przyjmowanie niekończących się ilości opioidowych środków przeciwbólowych. Skąd brała leki? Nie wiadomo.

Pewnego dnia Sandy zemdlała w domu. „Nie mogłem wsadzić jej do samochodu. Musiałam wezwać karetkę. Przyjechali sanitariusze. Przeprowadzili krótką diagnozę na podłodze i powiedzieli: 'To przypadek szpitalny’. Zabrali ją do szpitala, gdzie ją zbadali i powiedzieli: 'Jesteś bardzo chora'” – relacjonuje Forsyth. „A potem nastąpiła litania szpitali, domów opieki, szpitali, domów opieki – ostatecznie była w pięciu szpitalach i pięciu domach opieki, ponieważ nigdy żadnego z nich nie lubiła i błagała mnie, żebym ją przeniósł, co robiłem, ale następny był taki sam” – przyznaje pisarz.

Każdy lekarz, z którym Forsyth się konsultował, mówił, że nie może zezwolić na powrót Sandy do domu, ponieważ pisarz, który obecnie ma 86 lat, nie poradziłby sobie z opieką nad nią, a para nie miała dzieci. „Ona nie potrzebowała opieki pięć razy dziennie, ani nawet co godzinę, potrzebowała uwagi co minutę” – wyjaśnia Forsyth.

Jak podkreśla pisarz, jego żona zdawała sobie sprawę, że jest uzależniona. Przeszła program odstawienia leku i odniosła sukces, ale wtedy było już za późno. „Pod koniec Sandy wiedziała, że jej życie praktycznie się skończyło i chciała odejść. Leżała na łóżku w domu opieki, którego nigdy nie opuści. Nie chciała już oglądać telewizji, słuchać radia, czytać, pisać. Po prostu leżała i gapiła się w sufit, a ja chodziłem tam i siedziałem z nią godzinami. A kiedy wychodziłem, zaczynała płakać i pytała, czy muszę iść. Mówiłem: 'Wrócę jutro’. Tak więc przez ostatni rok tak wyglądało moje życie” – opowiada pisarz. Siedział z Sandy również tej nocy, kiedy miała odejść. „O 2:00 w nocy powiedziała: 'Idź’. Wyszedłem. Zadzwonili do mnie o 4:30 nad ranem i powiedzieli, że właśnie odeszła. Wróciłem, a ona po prostu tam leżała, wreszcie w spokoju” – podsumowuje.

Forsyth ma dwóch synów z pierwszego małżeństwa. Mieszkają jednak poza Wielką Brytanią, więc utrzymuje z nimi kontakt jedynie poprzez Zoom. Pierwsza żona, Carrie, również przebywa w domu opieki, pisarz rozstał się z nią przed laty w zgodzie i nadal od czasu do czasu ją odwiedza. W domu na wsi, w którym mieszka, pracuje gospodyni i jej mąż ogrodnik, którzy dbają o posiłki i otoczenie. W radzeniu sobie z samotnością być może częściowo pomocne okaże się pisanie. „Prawdopodobnie tej zimy (…) zasłonię zasłony, powieszę na drzwiach kartkę z napisem 'zostawcie mnie w spokoju’, zapalę światło nad maszyną do pisania i zacznę pisać” – zapowiada Forsyth.

A co po napisaniu nowej książki planuje Forsyth? „Wtedy usiądę na trawniku, napiję się claret, pójdę do pubu i rozwiążę krzyżówkę. I spotkam się ze znajomymi” – zapowiada, dodając, że ostatnio nie miał okazji do spotkań towarzyskich. Większe grono znajomych pojawiło się jedynie na uroczystości pogrzebowej ku czci zmarłej żony.

[am]
źródło: Daily Mail, The Sunday Times, Express, The Australian

Tematy: , ,

Kategoria: newsy