Mo Yan człowiekiem partii?
Decyzja Szwedzkiej Akademii o przyznaniu Literackiej Nagrody Nobla Mo Yanowi, pierwszemu w historii laureatowi pochodzącemu z Chin, budzi kontrowersje na świecie. Najczęściej pojawiają się pytania, czy na nagrodę zasługuje pisarz, który jest członkiem partii komunistycznej i czy w ten sposób Akademia nie nagradza panującego w Chinach reżimu. Tymczasem sam Mo Yan zaskoczył wszystkich swoim apelem o uwolnienie Liu Xiaobo, uwięzionego laureata Pokojowej Nagrody Nobla sprzed dwóch lat.
Wątpliwości nie budzi wartość literacka twórczości Mo, jednego z najpopularniejszych i najbardziej szanowanych w komunistycznych Chinach pisarzy, ale sama osoba twórcy, nazywanego chińskim Marquezem. Mo jest nie tylko członkiem Komunistycznej Partii Chin (KPC), ale także wiceprezesem Chińskiego Związku Pisarzy, instytucji działającej za przyzwoleniem reżimu. Zdaniem wielu dysydentów i kolegów po piórze, którzy ze względu na swoje poglądy nie mają możliwości pracy, a często nawet życia w Chinach, udział Mo w uroczystościach 70-lecia słynnego przemówienia Mao Zedonga na temat społecznej roli sztuki i literatury jest dowodem jego artystycznej zdrady.
Sytuację podgrzały reakcje reżimowych mediów jak i partyjnej wierchuszki. Przyznanie nagrody było opisywane i szeroko komentowane na pierwszych stronach chińskich gazet, a szef propagandy KPC wysłał do Związku Pisarzy list z gratulacjami dla Mo Yana, w którym – jak donoszą chińskie media – miał stwierdzić, że nagroda „odzwierciedla dobrobyt i postęp chińskiej literatury oraz rosnący wpływ Chin”.
„Chiński mainstream nie może być dłużej odrzucany przez Zachód” – stwierdził z kolei chiński tabloid „Global Times”, wydawany pod auspicjami władz.
Stoi to w kontraście do całkowitej ciszy, towarzyszącej przyznaniu Pokojowej Nagrody Nobla prodemokratycznemu pisarzowi i dysydentowi Liu Xiaobo dwa lata temu. Laureat przebywał wówczas w więzieniu skazany w 2009 roku na 11 lat więzienia za współautorstwo Karty 08, śmiałego wezwania do zakończenia jednopartyjnej władzy i demokratyzacji Chin.
Reakcja chińskiego rządu na przyznanie Liu Xiaobo Pokojowej Nagrody Nobla była bardzo krytyczna. Władze nazwały decyzję Komitetu bezczeszczeniem noblowskiej tradycji i ochłodziły stosunki dyplomatyczne z Norwegią, gdzie wyróżnienie zostało wręczone. Chińskie przeglądarki do dziś blokują wyniki wyszukiwania frazy „Liu Xiaobo Pokojowa Nagroda Nobla”. Tych ograniczeń nie ma w przypadku nazwiska Mo Yana, w połączeniu z frazą odnoszącą się do Literackiej Nagrody Nobla.
Znany artysta i polityczny aktywista Ai Weiwei w rozmowie z „The Associated Press” powiedział, że Mo współpracuje z systemem, który nieustannie zatruwa swoich ludzi i poddał w wątpliwość decyzję o przyznaniu nagrody. „Ośmieszają ludzi, którzy mają śmiałość podnosić głos i wyrażać swoją opinię, a zarazem ignorują ofiarę poniesioną przez niektórych, by zyskać to prawo. To hańba. Hańba dla Szwedzkiego Komitetu Noblowskiego.”
Tymczasem sam Mo Yan zaskoczył wszystkich swoim apelem o… uwolnienie Liu. „Mam nadzieję, że wkrótce odzyska wolność” – powiedział pisarz podczas konferencji prasowej, która miała miejsce w jego rodzinnej miejscowości. „Jeśli zostanie uwolniony wcześniej w dobrym zdrowiu, wówczas będzie mógł przeanalizować swoją politykę i poglądy społeczne.”
Mo nie rozwinął tematu, ale komentatorzy uważają, iż w ten sposób zasugerował, że uwolnienie Liu pozwoli mu na zmianę stanowiska odnośnie partii i samego systemu. Mo przyznał też, że zna Liu, ale nie utrzymuje z nim kontaktu, odkąd ten porzucił literaturę na rzecz polityki. „Nie wiem za dużo o jego wielu działaniach” – stwierdził autor „Krainy wódki”.
Jak donosi brytyjski „The Independent”, apel Mo ściągnął na niego falę krytyki ze strony działaczy na rzecz praw człowieka, którzy zarzucili pisarzowi, że poszedł na kompromis z reżimem, rezygnując tym samym z artystycznej i intelektualnej wolności.
fot. Johannes Kolfhaus
TweetKategoria: newsy