Michał Witkowski ujawnia: Marek Krajewski zaczął pisać kryminały o Popielskim, ponieważ poprzednia umowa blokowała postać Mocka

10 września 2018


W najnowszym felietonie w tygodniku „Wprost” Michał Witkowski ujawnił, że Marek Krajewski zaczął pisać kryminały o Edwardzie Popielskim nie tylko na skutek znużenia niemieckim Breslau i fascynacji Lwowem, jak to sam autor podkreślał często w wywiadach, ale też ze względów prawnych. Umowa z poprzednim wydawcą nie pozwalała mu bowiem jeszcze przez kilka lat na wykorzystanie postaci Eberharda Mocka w książkach pisanych dla kolejnej oficyny, z którą podjął współpracę.

Seria kryminałów o Mocku zdobyła ogromny sukces dzięki Beacie Stasińskiej i wydawnictwu W.A.B., czyniąc ze spokojnego wykładowcy Uniwersytetu Wrocławskiego gwiazdę polskiej literatury kryminalnej. Jak powszechnie wiadomo, wraz z dużą popularnością przychodzą coraz bardziej kuszące oferty. „W pewnym momencie pojawia się na horyzoncie czarny charakter – wydawnictwo ZNAK :-). Zły Znak przekupuje Krajewskiego milionem zaliczki (taka wersja krąży w literaturze), ten bierze kredyt na olbrzymie, iście przedwojenne mieszkanie w kamienicy na Grunwaldzkiej, W.A.B. także staje się złe i nie chce oddać praw do nazwiska Mock, wskutek czego Krajewski musi przenieść akcję do Lwowa i wymyślić Popielskiego” – pisze w swym felietonie Michał Witkowski.

Autor „Lubiewa” i „Wymazanego” przyznaje, że pierwsze dwa kryminały z Popielskim były „wyjątkowo udane”, ale potem zarówno bohater, jak i miasto, w którym żyje, zaczęły ciążyć Krajewskiemu, który na dodatek nie miał pomysłu na opisywanie czasów powojennych. Witkowski wspomina, jak doradzał koledze po piórze: „Wróć do Mocka i im wcześniej, tym lepiej, XIX wiek, początek wieku… Chciałby, ale jeszcze trzy lata W.A.B. trzymać będzie prawa…” Zdaniem Witkowskiego, prawa udaje się odzyskać w momencie, gdy „Krajewski jest już artystycznie nad przepaścią”, ponieważ ostatnia część serii z Popielskim była „bardzo zła”. W najnowszych książkach Krajewski rzeczywiście wrócił do Mocka, umieszczając akcję na długo przed wybuchem wojny, czego efektem – według Witkowskiego – są ponownie dobre kryminały.

Cała sprawa została opisana w felietonie „Za co kochamy Marka Krajewskiego, czyli historia spokojnego mieszczanina…” Michała Witkowskiego opublikowanym w dzisiejszym wydaniu tygodnika „Wprost” (nr 37/2018).

[am]
fot. Copernicus Center for Interdisciplinary Studies / YouTube

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: newsy