Jeanette Winterson spaliła własne książki, bo wydawca reklamował je jak „kobiecą literaturę najgorszego sortu”

8 czerwca 2021

Jeanette Winterson spaliła stos własnych książek w akcie protestu przeciwko stylowi, w jakim wydawca promował nowe edycje jej dzieł. Zdaniem autorki przez zawarte na okładkach rekomendacje (tzw. blurby) jej proza była prezentowana jak „kobieca literatura najgorszego sortu”.

We wpisie na Twitterze, któremu towarzyszyła fotografia spalonych egzemplarzy, pisarka wyjaśniła, że blurby w ogóle nie oddawały treści jej książek, były ciepłe i miłe. Nie sugerowały w żaden sposób, że powieści są „żartobliwe, dziwaczne, wyprzedzające swoje czasy”. „Więc je spaliłam” – podsumowuje Winterson.

Na stos trafiły między innymi „Namiętność”, „Zapisane na ciele”, „Sztuka i kłamstwa. Utwór na trzy głosy ze sprośnym kontrapunktem” oraz „Wolność na jedną noc”. „Każda z tych książek wprowadziła w swoim czasie coś nowego” – wyjaśnia Winterson w komentarzu dla „The Guardian”. „Namiętność” była próbą zdefiniowania na nowo powieści historycznej, „Zapisane na ciele” miało niebinarnego narratora, a „Wolność na jedną noc” opisywała wczesne doświadczenia z wirtualną rzeczywistością i wychodziła poza granice czasu i płci.

„Na okładkach nic z tego się nie pojawiło, opisy przekuły moje powieści w coś nudnego i oczywistego. Przyjaciółka stwierdziła: 'Boże, wydaje się jakby były z Mills & Boon” – opowiada Winterson, nawiązując do brytyjskiego imprintu należącego do Harlequina, w którym publikowane są romanse.

Pisarka poinformowała, że jej wydawca wprowadza obecnie poprawki, ale egzemplarzy, które jej przysłano, nie miała zamiaru zatrzymywać. „Większość z nich oddałam na cele charytatywne, ale potrzebowałam symbolicznego aktu spalenia, by podnieść się na duchu. Jestem taką pisarką, jaką jestem. Nie kupiłabym własnej książki z takimi drobnomieszczańskimi blurbami” – opowiada Winterson. „Jestem porywcza, wszyscy o tym wiedzą. Ale też szybko dochodzę do siebie i potrafię dostrzec zabawną stronę sytuacji. W tamtym momencie byłam jednak rozsierdzona”.

Zachowanie Winterson wywołało ostrą krytykę u niektórych kolegów i koleżanek po fachu, szczególnie tych związanych z szeroko pojętą prozą obyczajową i romansami. Część z nich uznała to za akcję promocyjną pod publikę, inni za bezpodstawny atak wymierzony w tworzone przez nich książki. Zdaniem pisarki Claire Allan, jeśli Winterson uważa, że „’literatura kobieca’ nie może być żartobliwa, dziwaczna czy wyprzedzająca swoje czasy, to znaczy, że nigdy tego gatunku nie czytała”.

Z kolei Jonny Geller z agencji literackiej Curtis Brown zwraca uwagę, że na zgłaszanie obiekcji do wydawnictwa zawsze jest czas przed publikacją. „Palenie książek to zła metoda na protest (…). Przywodzi na myśl mroczną przeszłość” – dodaje. Również pisarka Jane Fallon jest pewna, że Jeanette Winterson otrzymała projekty do autoryzacji i ma nadzieję, że wydawnictwo to ujawni.

Autorka książek Rowan Coleman użyła jeszcze surowszych słów: „Niezła zinternalizowana mizoginia i literacki snobizm z twojej strony, wszystko na potrzeby PR. Nie udawaj, że nie masz niczego do powiedzenia w kwestii okładek czy blurbów. Ja mam, chociaż tworzę tylko 'kobiecą literaturę’. Mieszanie z błotem pracy innych kobiet, by zdobyć kilka komentarzy… Niskie. Żałosne”.

Jeanette Winterson tak odniosła się do całej sprawy: „Pragnę dodać, że nigdy nie spaliłabym książek autorstwa kogoś innego, nawet tych okropnych przesyłanych mi pocztą. A osoby, które martwią się moim wkładem w globalne ocieplenie, uspokajam: mam panele solarne, mieszkam w lesie i korzystam z ekologicznych źródeł ogrzewania”.

[kch]
fot. CCCB/YouTube
źródło: The Guardian, Independent, The Bookseller

Tematy: , , , , ,

Kategoria: newsy