Jako dojrzały żonaty mężczyzna Cormac McCarthy miał romans z nastolatką? Dawna „sekretna muza” pisarza opowiedziała o ich relacji
W wywiadzie udzielonym magazynowi „Vanity Fair” 64-letnia dziś Augusta Britt opowiedziała o związku, jaki połączył ją ze zmarłym w czerwcu 2023 roku Cormakiem McCarthym, autorem „Krwawego południka” i „Drogi”. Zdaniem kobiety ślady tego romansu odnaleźć można w większości jego powieści.
Był rok 1976. Augusta Britt miała 16 lat, a Cormac McCarthy był 42-letnim autorem z trzema książkami w dorobku. Poznali się w motelu Desert Inn w Tucson w stanie Arizona. Pisarz zatrzymywał się w tym ośrodku, z kolei dziewczyna, mająca trudne doświadczenia z przemocą w domu rodzinnym i u rodziny zastępczej, regularnie odwiedzała miejscowy basen. Starszy o 26 lat mężczyzna, którego tam zobaczyła, wydał się nastolatce dziwnie znajomy. Po powrocie do domu Britt rozpoznała go na fotografii z obwoluty „Strażnika sadu”, debiutanckiej powieści McCarthy’ego, którą kupiła wcześniej na wyprzedaży i właśnie czytała.
Jak twierdzi dziś kobieta, następnego dnia odwiedziła pisarza, mając ze sobą książkę oraz rewolwer, który podkradła ojcu zastępczemu. Kiedy McCarthy zapytał, czy zamierza go zastrzelić, ta zaprzeczyła i wręczyła mu książkę do podpisania. „Był bardzo zszokowany. Powiedział, że zaskoczyło go, że ktokolwiek przeczytał tę książkę, a co dopiero 16-letnia dziewczyna. Ale dodał, że z przyjemnością ją podpisze” – wspomina Britt.
Tak zaczęła się relacja między tymi dwojgiem. McCarthy przemieszczał się na zachód, zatrzymując po drodze w motelach, skąd dzwonił o umówionej porze do budki telefonicznej w Desert Inn. Martwiąc się o bezpieczeństwo dziewczyny w rodzinnym domu dziecka, dał jej na wszelki wypadek numer telefonu do swojego legendarnego redaktora, Alberta Erskine’a. Wysyłał też listy i książki. Aby uniknąć kłopotów, część korespondencji przekazywana była nastolatce przez przyjaciela pisarza, Jimmy’ego Andersona, ekscentrycznego właściciela baru Someplace Else w Tucson. A gdy McCarthy’emu zdarzało się być w mieście, to spotykał się z Britt.
Taki układ trwał przez około rok. Pewnej nocy ciężko pobita Britt trafiła do szpitala, a McCarthy namówił ją na ucieczkę z domu i wspólną wyprawę do Meksyku. „Chcę, żebyś wiedziała, że niczego od ciebie nie chcę. Jeśli w dowolnym momencie będziesz chciała wrócić do domu, wsadzę cię od razu do autobusu” – miał powiedzieć pisarz. „Ale jeśli pójdziesz ze mną, musisz pożegnać się z tym miejscem. Nawet jeśli wrócisz tu za tydzień lub miesiąc, nigdy już nie będzie tak samo. Musisz zrozumieć, że twoje życie zmieni się w chwili, gdy ze mną odejdziesz” – cytuje jego słowa Britt.
W ucieczce do Meksyku z 17-letnią Britt pomógł Cormacowi przyjaciel (po latach potwierdził, że takie zdarzenie miało miejsce). Pisarz musiał m.in. podrobić akt urodzenia dziewczyny. Kochankowie mieli podróżować podobnym szlakiem, co późniejszy bohater „Krwawego południka”. W pewnym momencie byli nawet rzekomo poszukiwani przez policję stanową i FBI (reporter „Vanity Fair” nie odnalazł żadnych dowodów na policyjne dochodzenie w takiej sprawie, ale wspominało mu o tym kilka osób z otoczenia McCarthy’ego i Britt).
To właśnie w drodze do Meksyku po raz pierwszy doszło między nimi do intymnego zbliżenia. Pisarz miał 43 lata, a jego młoda partnerka 17. Jak zauważa reporter „Vanity Fair”, było to najprawdopodobniej nielegalne, ale Britt po latach twierdzi, że nie wyobraża sobie, by po tym, co przeżyła w dzieciństwie, mógł to być ktoś inny. „Kochałam go. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Naprawdę czuję, że gdybym go nie spotkała, umarłabym młodo” – wyznaje dziś Britt. Jak podkreśla, nigdy nie uważała ich związku za coś niestosownego. Jednym z powodów, dla których przez lata o tym nie mówiła, była obawa, że najważniejsza w jej życiu relacja zostanie źle zrozumiana. „Jedno, czego się boję, to że nie będzie go w pobliżu, aby się bronić. A uratował mi życie” – mówi.
Po powrocie z Meksyku pod koniec 1977 roku 18-letnia już Britt rzekomo zamieszkała razem z McCarthym w teksańskim El Paso. Dopiero wówczas dziewczyna odkryła, że pisarz jest żonaty (chociaż jego małżeństwo z drugą żoną, angielską piosenkarką Annie DeLisle, było już wówczas w rozsypce i zakończyło się rozwodem w 1981 roku) oraz że ma syna w jej wieku, jeszcze z pierwszego małżeństwa. To podkopało zaufanie Britt do McCarthy’ego. Był jej wzorem, „stał na piedestale” – jak wspomina, a okazało się, że ją okłamywał.
Po otrzymaniu stypendium MacArthur Fellowship – McCarthy przekazał Britt część pieniędzy, aby mogła wrócić w rodzinne strony. Choć ich romans nie przetrwał próby czasu, a młoda kobieta dwukrotnie odrzuciła oświadczyny pisarza, ten miał co kilka miesięcy odwiedzać ją w Tucson, dopóki starczyło mu sił, a do końca jego dni rozmawiali regularnie przez telefon.
Exclusive: Augusta Britt is one of the most significant—and secret—inspirations in literary history, giving life to dozens of Cormac McCarthy’s characters across his celebrated novels and Hollywood films.
For 47 years, Britt closely guarded her identity and her story—until now.… pic.twitter.com/yj69iYGJRy
— VANITY FAIR (@VanityFair) November 20, 2024
Britt przyznaje, że prawdziwym problemem było to, że McCarthy o niej pisał. Jak możemy przeczytać w „Vanity Fair”, stosunkowo krótki i intensywny romans miał stanowić inspirację dla wątków i postaci (takich jak Harrogate, Wanda, John Grady Cole, Blevins, Alejandra, Magdalena, Carla Jean, Laura czy Alicia) w dziesięciu różnych powieściach pisarza. Miało to prowadzić kobietę do głębszych depresji. „Zawsze zaglądałam do książek Cormaca, żeby sprawdzić, jak sobie radzę” – mówi. „I zazwyczaj kończyłam tam martwa”.
W opinii Britt McCarthy czuł, że zmarnował ostatnie lata swojego życia. Kobieta uważa, że był wykorzystywany przez ludzi z Instytutu Santa Fe. Po wydaniu „Pasażera”, na kilka miesięcy przed jego śmiercią, napisała pod recenzją jego książki napisaną przez reportera „Vanity Fair”: „Santa Fe zabiło Cormaca, którego znałam. Zyskał sławę, bogactwo i eleganckich, powierzchownych przyjaciół. Odwrócił się od swoich starych przyjaciół, takich jak Jimmy Long (J-Bone) i Billy Kidwell. Zostali pozostawieni na śmierć, zapomniani i samotni. Stracił wiele ze swojego współczucia i życzliwości. Gdy paczka z Instytutu zajęła mu więcej czasu, zaczął mieć trudności z pisaniem. Nie mógł pisać. Jak mógł? Stłamsił lub zabił to, co go inspirowało. Zaliczka na 'Pasażera’ została wydana. Miał zobowiązania. W ostatnich wielu latach znów pił. Żył w majestatycznym splendorze, ale nie czerpał z tego żadnej przyjemności”.
Britt miała później przeczytać te słowa Cormacowi przez telefon. Chciała usunąć komentarz, ale pisarz odradził jej ten krok. „Zobaczmy, co się stanie. Może coś dobrego” – powiedział. Choć autor „Krwawego południka” i „Drogi” bardzo chronił swoją prywatność, to jednak prosił swoją dawną miłość, żeby nie paliła jego listów, a wręcz przekonał ją do założenia skrytki depozytowej, w której miały być przechowywane. Liczył na to, że pewnego dnia kobieta wykorzysta je do napisania własnej historii. Ale Britt przez 47 lat pilnie strzegła swojej tożsamości i historii. Aż do teraz.
„Czuję się, jakbym była nielojalna wobec Cormaka…” – mówi. „Ale on zawsze ostrzegał mnie, że w którymś momencie jego archiwa zostaną otworzone i ludzie i tak dowiedzą się o mnie” – dodaje. Istotnie, na jesieni 2025 roku druga część prywatnego archiwum pisarza ma zostać udostępniona do publicznego wglądu przez Teksański Uniwersytet Stanowy. Jeżeli wyznania Augusty Britt są prawdziwe, wśród dokumentów znajdą się też prawdopodobnie listy, które wysyłała do McCarthy’ego w trakcie wymiany korespondencji.
„Vanity Fair” podaje, że Cormac McCarthy wymienił Augustę Britt w swoim testamencie, obok byłych żon Jennifer Winkley i Annie De Lisle, młodszego syna Johna McCarthy’ego (któremu dedykowana jest „Droga”) i starszego, Chase’a (z którym udało mu się pogodzić przed śmiercią). W ostatnich latach życia opiekowali się nim John i jego matka, Jennifer, i razem z Chase’em byli przy pisarzu w dniu śmierci. Ponoć ostatnie słowa prozy, które Cormac McCarthy pozostawił na kartce w maszynie do pisania, brzmiały: „Nie wiem, Frank, powiedziałbym, żebyśmy po prostu zostawili go tam wiszącego”.
[sr,am]
fot. Wikimedia Commons
Kategoria: newsy