Dean Koontz zapewnia, że nigdy nie wznowi swojego debiutu powieściowego

29 stycznia 2018


W 2018 roku Dean Koontz obchodzi 50-lecie debiutu powieściowego. Próżno jednak liczyć na wznowienie dawno już wyprzedanej książki, od której zaczęła się jego kariera, a tym bardziej nie ma szans na przeczytanie polskiego przekładu. Autor bowiem wstydzi się swoich pierwszych prób literackich i nie zamierza nigdy ich wznawiać.

Koontz zadebiutował w 1968 roku powieścią science fiction zatytułowaną „Star Quest”. Książka miała zaledwie 127 stron, dlatego wydawnictwo Ace Books zdecydowało się opublikować ją w formacie Ace Double. Były to tanie, miekkookładkowe edycje zawierające po dwie krótkie powieści różnych autorów. W ten sposób debiutowali w tej serii m.in. William S. Burroughs i Philip K. Dick.

W tamtym czasie Koontz nie korzystał z pomocy agenta literackiego, co jest powszechną praktyką w Stanach Zjednoczonych, lecz zwrócił się z ofertą wydawniczą bezpośrednio do wydawcy. „Jedna rzecz, którą wyraźnie pamiętam, to ta, że w tamtym czasie Ace Books płaciło 1500 dolarów za połowę wydania Ace Double. Wrócili do mnie i powiedzieli: 'Nie możemy ci zapłacić 1500 dolarów, ponieważ twoja powieść jest krótka, więc będziemy musieli zapłacić facetowi, który znajdzie się po drugiej stronie książki, 1750 dolarów, czyli tobie możemy zapłacić tylko 1 250 dolarów’. To był pierwszy raz, kiedy sprzedałem coś długości książki, więc ochoczo przystałem na to i powiedziałem: w porządku, wezmę 1250 dolarów!” ? wspomina Dean Koontz w okolicznościowym wywiadzie udzielonym portalowi „SyFy Wire”. „Minęło kilka lat(…) i byłem gdzieś, gdzie wpadłem na autora, który był po drugiej stronie tego podwójnego wydania. Powiedziałem mu żartobliwie, że z jego powodu musiałem przyjąć 1250 dolarów zamiast 1500. A on odpowiedział: 'Co masz na myśli? Powiedzieli mi, że moja książka jest krótsza i musiałem wziąć 1250 dolarów!’ Odkryłem wtedy, że każdy z nas został oskubany z 250 dolarów. Co wyjaśniło mi, dlaczego, kiedy patrzyłem na książkę, wcale mi się nie wydawało, żeby jego była znacznie dłuższa od mojej”.

Koontz przyznaje, że nie zajrzał do „Star Quest” od bardzo dawna, a od jakichś 35 lub 40 lat, czyli mniej więcej od wtedy, gdy prawa do publikacji do niego wróciły, nie pozwala na wznawianie debiutu. „Kiedy jest się młodym i początkującym, to przynajmniej w moim przypadku oznaczało, że byłem młody, początkujący i głupi. Zajęło mi sporo czasu, aby nauczyć się robić lepiej to, czego nie robiłem dobrze w tamtych czasach” ? mówi pisarz. Dlatego też deklaruje: „Prawa autorskie trwają 70 lat plus życie autora. Oznacza to, że ta książka nie będzie wznawiania przynajmniej przez 70 lat, jeślibym wykitował w trakcie tej konwersacji”. Jeśli więc ktoś chciałby przeczytać debiut Koontza, musi zadowolić się starym wydaniem dostępnym niekiedy na portalach aukcyjnych.

Pisarz, który obecnie ma w dorobku 91 powieści opublikowanych w 38 językach i sprzedanych w nakładzie 450 milionów egzemplarzy (każdego roku ta liczba powiększa się o kolejne 17 milionów), uważa, że z tych pierwszych prób pisarskich wyniósł ważną lekcję: że nie powinno się pisać zbyt szybko. „W tamtych czasach pisałem o wiele szybciej niż teraz” ? tłumaczy. „Byliśmy bardzo biedni. Pobraliśmy się, posiadając 150 dolarów i używany samochód. W czasach, kiedy pisałem powieść 'Star Quest’, nie sprzedałem zbyt wielu opowiadań i siedziałem nad książką w wolnym czasie, pracując jako nauczyciel, co nie było opłacalnym zajęciem i potrzebowaliśmy pieniędzy. Pisałem zbyt szybko i nauczyłem się wtedy, że nie powinienem tworzyć w takim tempie, a raczej przemyśleć dobrze wszystko i sporządzić więcej szkiców. Właśnie dlatego obecnie piszę od 10 do 30 wersji danej strony, zanim przejdę do następnej. Ale w tamtych latach nie miałem na to czasu”.

„Star Quest” to pulpowa powieść science fiction rozgrywająca się w komicznym uniwersum targanym wojnami między dwoma rywalizującymi ze sobą rasami. Jedyną nadzieją na zakończenie konfliktu jest samotny rebeliant Tohm, wysoce zrobotyzowany czołg bojowy, który odkrywa, że kiedyś był żywym człowiekiem, ale został schwytany, a jego mózg wszczepiono w maszynę. Okładkę książki projektował Gray Morrow, amerykański ilustrator i rysownik komiksowy, twórca postaci Man-Thinga znanego z serii wydanej przez Marvel Comics. Oprawa graficzna jest jedynym elementem książki, o którym Koontz do dzisiaj wypowiada się w pozytywnym tonie.

Z czasem pisarz zarzucił pisanie literatury science fiction na rzecz powieści grozy i thrillerów. Zdarza mu się jednak wykorzystywać elementy literatury fantastyczno-naukowej. „Pamiętam, jak Charlie Brown, który założył magazyn 'Locus’, powiedział mi: 'Zawsze będziesz pisarzem science-fiction’, a ja się zjeżyłem na te słowa. A tymczasem on miał na myśli to, że wychowałem się na tego typu literaturze i jestem zafascynowany pomysłami w niej zawartymi i zawsze będę je wykorzystywał, bez względu na gatunek, w którym piszę. To jest coś, do czego wciąż zmierzam” ? mówi Koontz.

[am]

Tematy: ,

Kategoria: newsy