Dania: w bibliotece uniwersyteckiej odkryto trujące książki z arszenikiem
Badacze z Uniwersytetu Południowej Danii odkryli, że trzy zabytkowe książki znajdujące się w zbiorach specjalnych biblioteki mogą stanowić śmiertelne zagrożenie dla potencjalnych czytelników. W ich okładkach znajduje się bowiem duża ilość arszeniku.
W „Imieniu róży” Umberta Eco istotną rolę w fabule odgrywa księga zawierająca nieznany, drugi tom „Poetyki” Arystotelesa. Zatruty przez szalonego benedyktyńskiego mnicha wolumin sieje spustoszenie we włoskim klasztorze, zabijając wszystkich czytelników, którzy liżą palce podczas obracania stron nasączonych trucizną. Czy podobne zatrucie książkami mogłoby się zdarzyć w rzeczywistości? Otóż tak! Wskazuje na to nowe odkrycie dokonane w zbiorach biblioteki Uniwersytetu Południowej Danii.
Naukowcy postanowili prześwietlić promieniami rentgenowskimi trzy rzadkie książki z XVI i XVII wieku, ponieważ chcieli sprawdzić, czy w okładkach nie kryją się fragmenty cennych średniowiecznych manuskryptów. Introligatorzy w tamtych czasach często używali starszych pergaminów, oprawiając książki. Badacze zauważyli, że na okładkach woluminów widnieją jakieś teksty łacińskie, były one jednak trudne do odczytania z powodu warstwy zielonej farby, dlatego udali się do laboratorium.
„Analiza metodą fluorescencji rentgenowskiej wykazała, że zielona warstwa pigmentu zawiera arsen. Ten pierwiastek chemiczny należy do najbardziej toksycznych substancji na świecie, a styczność z nim może prowadzić do różnych objawów zatrucia, rozwoju raka, a nawet śmierci” – piszą Jakob Povl Holck i Kaare Lund Rasmussen, którzy dokonali niebezpiecznego odkrycia.
Źródłem arsenu był zielony pigment znajdujący się na okładce. Zieleń paryską, znaną również jako szmaragdowa zieleń, stosowano często ze względu na przyciągający wzrok odcień, podobny do popularnych kamieni szlachetnych. Pigment ten był łatwy do wytworzenia i odporny na blaknięcie, dlatego powszechnie używano go w XIX wieku. Malarze impresjoniści stosowali zieleń paryską na swoich obrazach. Można się było z nią zetknąć na okładkach książek, ale też ubraniach, tapetach i wszystkim innym, co ze względów estetycznych pokrywano modnym pigmentem. Ciągły kontakt z substancją prowadził do podrażnienia żołądka i jelit, nudności, biegunki, zmian skórnych, a nawet śmierci. „Ogromne, powolne zatruwanie ma miejsce w Wielkiej Brytanii” – pisał w 1857 roku doktor William Hinds z Birmingham. Szeroko rozpowszechnione informacje na temat zgonów na skutek kontaktu z arszenikiem spowodowały, że w końcu wycofano się z używania śmiercionośnej substancji.
W przypadku wspomnianych książek pigment nie został jednak wykorzystany w celach estetycznych. Pokryto nim bowiem jedynie wąski pas okładki. Prawdopodobne wytłumaczenie jest więc takie, że ktoś, zapewne w XIX wieku, użył zieleni paryskiej na starych książkach, aby uchronić je przed owadami i szkodnikami. Związki arsenu, takie jak arseniany i arseniny, mogą zostać przekształcone przez mikroorganizmy w arsynę – bardzo trujący gaz o wyraźnym zapachu czosnku. Historie o zielonych tapetach w wiktoriańskich domach, które doprowadzały do śmierci dzieci w sypialniach, są dość dobrze znane. Kiedy odkryto jego trujące właściwości, arsen zaczęto stosować jako pestycyd na polach uprawnych. W połowie XX wieku i z tego zastosowania zrezygnowano.
Niestety toksyczność arsenu nie zmniejsza się wraz z upływem lat. Teraz biblioteka przechowuje trzy trujące tomy w wentylowanej szafie w oddzielnych kartonowych pudełkach z ostrzeżeniami umieszczonymi na etykietach. Planowana jest również digitalizacja ksiąg, aby zminimalizować fizyczny kontakt z nimi. Wprawdzie nie ma pewności, że książki wciąż mogłyby kogoś otruć, ale nikt nie chce tego sprawdzać na własnej skórze.
[am]
źródło: The Conversation
Kategoria: newsy