Czy literatura może ostrzegać przed wojną i przemocą? Niemieccy naukowcy na tropie nowej metody prognozowania zagrożeń

9 lipca 2021

Czy literatura może posłużyć jako narzędzie do przewidywania przyszłości, a dokładniej – do typowania punktów zapalnych ewentualnych konfliktów? Nad tą kwestią pracuje od 2017 roku grupa niemieckich badaczy, prowadzących Projekt Cassandra.

Projekt powstał z inicjatywy Jürgena Wertheimera, profesora specjalizującego się w literaturoznawstwie porównawczym. Nazwę zaczerpnął od imienia Kasandry, córki Priama, wieszczki, która przepowiedziała upadek Troi – chociaż nikt temu proroctwu nie dał wiary. Zdaniem Wertheimera wielcy pisarze mają pewną wspólną cechę – szczególny typ wyczucia, który pozwala im rejestrować i utrwalać trendy i nastroje społeczne, a także konflikty wrzące pod powierzchnią, nieomawiane przez polityków, dopóki nie wyjdą na jaw. Zatem czy powieści lub inne dzieła fikcyjne mogłyby posłużyć za rodzaj barometru identyfikującego, gdzie kryje się groźba eskalacji przemocy? I czy dzięki analizie takich sygnałów udałoby się ocalić życie, a być może nawet miliony istnień ludzkich?

W 2014 roku Wertheimer wysłał list do Ursuli von der Leyen, obecnej przewodniczącej Komisji Europejskiej, która pełniła wówczas funkcję ministra obrony Niemiec. Pisał w nim o muzułmańskiej organizacji terrorystycznej Boko Haram działającej w Nigerii, wskazując, że jej nazwa oznacza dosłownie „zakaz zachodniej edukacji”, a celem ataku są niejednokrotnie szkoły i biblioteki. „Konflikty zbrojne są często poprzedzane pojedynkiem na słowa, a zatem słowa mogą też posłużyć temu, by im zapobiegać” – dodał.

W 2015 roku profesor otrzymał z ministerstwa obrony zaproszenie na spotkanie, a po kolejnych dwóch latach rozmów Projekt Cassandra, testujący założenie, że literatura mogłaby się stać systemem wczesnego ostrzegania, otrzymał zielone światło. Pierwszym zadaniem naukowców miało być udowodnienie, czy wojna w Kosowie i powstanie Boko Haram w Nigerii byłyby możliwe do przewidzenia w taki właśnie sposób.

„Z początku sądziliśmy, że nasze zadanie będzie polegało głównie na siedzeniu w czytelniach i zagłębianiu się w książki. Szybko jednak uświadomiliśmy sobie, że tych książek jest po prostu za dużo, na dodatek również w językach, których nie znamy” – mówi Florian Rogge, asystent Wertheimera, w rozmowie z „The Guardian”.

Jürgen Wertheimer (fot. YouTube/ARD)

Najpierw rozważano skanowanie treści książek przez sztuczną inteligencję pod kątem wyrazów i fraz, składających się na pejzaż emocji związanych z określonymi problemami społecznymi, regionami geograficznymi czy działaczami politycznymi. Problem polegał na tym, że wymagało to digitalizacji wszystkich niezbędnych książek, zaś wyszukiwane zwroty musiały zostać wcześniej zdefiniowane. To nie do końca odpowiadało założeniom projektu, zgodnie z którymi książki miały informować o czymś, czego naukowcy jeszcze nie wiedzieli.

Zrezygnowali z tego na rzecz analizy „infrastruktury literackiej”, czyli tego, co występuje obok tekstu i warunkuje jego odbiór. „Zainteresowaliśmy się tym, co trafiało w czuły punkt. Rozważaliśmy, czy książka została obsypana nagrodami państwowymi, czy też może została zakazana, a autor musiał opuścić kraj” – tłumaczy Rogge. Na przykład w Kuwejcie po 2010 roku pojawiło się więcej powieści o sytuacji bezpaństwowej mniejszości Bidun. Wiele z nich zostało ocenzurowanych lub zakazanych wkrótce po ich publikacji, co zapowiadało rozprawę z protestującymi bidunami w 2019 roku.

Czytanie przekładów książek okazało się mało efektywne w wyłapywaniu takich trendów. Dlatego grupa prowadząca projekt zwróciła się o pomoc do pisarzy i krytyków literackich z interesujących ich regionów. Odpowiedź okazała się entuzjastyczna. Beqë Cufaj, pisarz z Kosowa, zorganizował spotkanie w ambasadzie swojego kraju w Berlinie, nigeryjski prozaik Wole Soyinka posłużył za pośrednika w kontaktach ze swoimi kolegami po piórze. W Paryżu i Madrycie odbyły się posiedzenia, na które przyjechali autorzy z Algierii, Maroka, Egiptu, Izraela i Francji, w większości płacąc za podróż z własnej kieszeni.

W 2018 roku przyszedł czas na prezentację w ministerstwie obrony pierwszych rezultatów, które okazały się obiecujące. Analizując literackie przesłanki zapowiadające wojnę w Kosowie, badacze wskazali między innymi na skandal, jaki wywołała sztuka „Golubnjaca” Jovana Radulovića z 1983 roku traktująca o masakrze ustaszów na ich serbskich sąsiadach, a następnie na usunięcie autorów narodowości innej niż serbska ze Stowarzyszenia Pisarzy Serbskich w 1986 roku, zaś w kolejnych latach – na brak powieści z motywami przyjaźni czy romantycznych związków serbsko-albańskich, za to wzrost liczby rewizjonistycznych powieści historycznych. Jak się okazało, wczesne sygnały na scenie literackiej pojawiły się na dobre 10 lat przed rozpoczęciem wojny w Kosowie w 1998 roku.

To dalece wyprzedzało istniejące systemy prognozowania zagrożeń, które potrafią przewidzieć konflikt z 1- lub 1,5-rocznym wyprzedzeniem. Pewien urzędnik z ministerstwa obrony, który uczestniczył w prezentacji wyników, powiedział: „To był mały projekt, a jednak przyniósł zaskakująco użyteczne rezultaty. Pomimo początkowych wątpliwości byliśmy podekscytowani”. Ostatecznie projekt otrzymał finansowanie na kolejne dwa lata. Zadaniem zespołu miało być stworzenie metody, dzięki której przesłanki literackie mogłyby przeobrazić się w dane wojskowe i strategiczne, tak by powstała „mapa emocjonalna” regionów kryzysowych, zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie.

Naukowcy opracowali system oceny ryzyka w oparciu o dziewięć wskaźników: zasięg tematyczny, cenzurę konkretnego tekstu, ogólną cenzurę spotykającą autora, reakcję mediów, ewentualne skandale towarzyszące publikacji, nagrody przyznane autorowi, nagrody przyznane samej książce i strategię narracyjną. W każdej kategorii analizowanym książkom przyznawano punktację od -1 do +3. Im suma była wyższa – tym większe niebezpieczeństwo. Jednak przyznanie punktów na skali to tylko początek. Trzeba jeszcze znaleźć sposób, by skutecznie przenieść przesłanki literackie na rzeczywistość. „Przełożenie literatury na liczby nie jest proste i wymaga ciągłych kompromisów. Trzeba wziąć pod uwagę wiele książek, by jak najbardziej ograniczyć nieprawidłowości” – wyjaśnia Rogge.

Szybko się okazało, że naukowcy pracujący przy Projekcie Cassandra mogą być na dobrym tropie. W 2017 roku ich uwagę zwróciła Algieria – kraj, który przeszedł dość spokojnie przez arabską wiosnę i sklasyfikowany był jako „stabilny”. W wyborach prezydenckich w 2014 roku brało udział jedynie 51,7% uprawnionych do głosowania, co mogło oznaczać zmęczenie polityką po brutalnej wojnie domowej w latach 1991–2002. Trendy obecne w algierskich książkach wskazywały jednak, że coś się dzieje pod powierzchnią. Wiele spośród 300 poddanych analizie książek poruszało niewygodne tematy podważające status quo. Najwięcej, bo aż 25 punków, zdobyła powieść „2084. Koniec świata” Boualema Sansala z 2015 roku, nawiązująca do Orwella dystopia, w której islamski dyktator używa religii do kontrolowania języka i umysłów swoich ludzi.

Literacki sejsmograf nie zawiódł. Dwa lata później, w lutym 2019 roku, w stolicy kraju, Algierze, i kilku innych miastach wybuchły protesty obywatelskie, których kulminacją była dymisja prezydenta Abd al-Aziza Butefliki. System spełnił więc formalne wymogi ministerstwa obrony, by przenieść metodologię na wyższy poziom. Niestety, pomimo tych sukcesów, zespół czekało potężne rozczarowanie: Wertheimer został poinformowany, że finansowanie projektu zakończy się zimą 2020 roku.

Dlaczego tak się stało? Zdaniem niektórych zawiniła pandemia i związany z nią kryzys finansowy. Inni uznali, że winę ponoszą cykliczne, pięcioletnie rotacje na stanowiskach rządowych. Jeden z największych popleczników Projektu Cassandra został bowiem delegowany do Rosji, a jego następca nie orientował się za bardzo, z czym ma do czynienia. Rzecznik ministerstwa skomentował sprawę jednym zdaniem: „Z perspektywy czasu chcielibyśmy podkreślić, jak bardzo doceniamy to innowacyjne podejście”.

Dla badaczy był to cios, chociaż po części się go spodziewali. W wypowiedziach kuluarowych dominowało natomiast zdumienie, że tak ekscytująca i obiecująca możliwość została po prostu odrzucona.

Jeden z ostatnich raportów przekazanych przez Wertheimera ministerstwu pod koniec 2019 roku odnosił się do rozwoju wypadków na Kaukazie. Dokładniej chodziło o dostarczenie przez ministerstwo kultury Azerbejdżanu do gruzińskich bibliotek książek z silnym przesłaniem antyormiańskim. Badacz uznał to za podsycanie lokalnego konfliktu. Zaledwie rok później 6 tysięcy ludzi zginęło w następstwie walk toczących się między Armenią a Azerbejdżanem w Górnym Karabachu. Niemcy, podobnie jak Unia Europejska, milczały. Co innego bowiem umieć przewidzieć konflikt, a co wiedzieć, jak wykorzystać posiadane informacje.

Wertheimer ma mimo wszystko nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Po pierwsze, ministerstwo spraw wewnętrznych zleciło zespołowi analizę ukrytych szkodliwych następstw zjednoczenia Niemiec. Po drugie, trwają rozmowy z Josephem Borrellem, przedstawicielem Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, w sprawie ewentualnej kontynuacji Projektu Cassandra w Brukseli. Najnowszym obszarem zainteresowania zespołu jest zastosowanie metody do analizy sytuacji geopolitycznej na Ukrainie, Białorusi i Litwie.

W ocenie Wertheimera współcześni politycy okazali się ostatecznie zupełnie podobni do króla Priama, który postanowił zlekceważyć ostrzeżenia wieszczki Kasandry: oni też wolą pozostać w niewiedzy. W swoją metodę jednak nadal wierzy. „Literatura to centrum mojego świata, ponieważ uważam, że może być trampoliną do prawdziwego życia” – mówi.

[kch]
źródło: The Guardian, Project Cassandra

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: newsy