Przeczytaj wiersze Agi Miszol, laureatki Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta 2019
Prezentujemy wybór wierszy Agi Miszol, tegorocznej laureatki Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta. Autorka jest jedną z najbardziej znanych i cenionych poetyckich osobowości w Izraelu. Doceniają ją zarówno krytycy i jurorzy międzynarodowych nagród literackich, jak i szerokie grono czytelników z całego świata. Dorobek Miszol wymyka się klasyfikacjom. Obejmuje wiersze przekraczające podziały polityczne, poświęcone życiu robotników ? współczesnych imigrantów w Izraelu, czy napięciom kulturowo-politycznym wewnątrz tego kraju, ale także traktujące o przyrodzie, zwierzętach, życiu na wsi i uprawie roli, śmiałej erotyce czy ludzkim ciele. Pojawia się w nich także perspektywa metafizyczna i rzadko obecny w poezji humor. Jedną z najbardziej błyskotliwych opinii na temat twórczości pisarki sformułował wybitny izraelski pisarz Amos Oz, przekonując, iż wiersze Miszol „potrafią w tym samym czasie opowiadać historie, śpiewać oraz tańczyć”. Kilka z nich możecie przeczytać poniżej.
„Samobójczyni Andalib Takatka”
Wieczorem ściemnia się,
a ty masz tylko dwadzieścia lat
Natan Alterman „Wieczór na bazarze”
Masz dopiero dwadzieścia lat
i twoje pierwsze dziecko jest bombą.
Pod szeroką ciążową sukienką
nosisz materiał wybuchowy z ostrymi kawałkami metalu
i przechodzisz przez targ Andalib Takatko
tykając między ludźmi.
Ktoś poprzestawiał ci tryby w głowie
i kazał iść do miasta.
Ty która pochodzisz z Bejtlechem,
wybrałaś właśnie piekarnię
i tam wyrwałaś zawleczkę.
Razem z chałkami na szabat
posypanymi sezamem i makiem
posłałaś się do nieba.
Razem z Riwką Fink
Jeleną Konrib z Kaukazu
Nissim Cohenem z Afganistanu
i Suhillą Huszi z Iranu
pociągnęłaś za sobą jeszcze
dwóch Chińczyków.
Od tamtego czasu twoją historię
zaćmiły inne sprawy
ale ja wciąż o niej mówię i mówię
nie mając nic do powiedzenia.
[przeł. Angelika Adamczyk i Justyna Radczyńska; z tomu „Miwchar wa-chadaszim”, 2003]
„Pojednanie”
Mój ojciec, stary i zmęczony,
powrócił ze świata zmarłych,
aby zdrzemnąć się w moim fotelu.
On przybył wytwornie ubrany ?
garnitur i krawat,
Europejczyk, który znalazł się pośród Azjatów.
Jestem moich rodziców rodzicem
i nie chowam urazy.
Podchodzę,
żeby dziarsko
klepnąć go po plecach:
„Ale ciapa z ciebie, tato!”
wołam,
mając na myśli typ mężczyzny,
którego muszę kochać
całe życie.
[przeł. Beata Tarnowska, z tomu „Miwchar we?chadaszim”, Jerusalem 2003]
„Spowiedź”
Jestem o wiele bardziej martwa niż na to wyglądam.
Z powodu wszystkich twarzy zapomniałam własną twarz
i czystą pustkę w sobie zamurowaną obliczami
które wymyślałam dla potrzeb chwili.
Ale pisałam o tym wiersze
tak jakby rozgrzeszeniem mógłby być styl mojego pisania
tak jakby umysł mógł wszystko
usprawiedliwić w swoich szarych zwojach.
A rozumowi wierzyłam bardziej niż czemukolwiek –
tej wyniosłej latarni morskiej w moim ciele
która pełna pychy dawała sygnały mojej nieustraszonej flocie
wychodzącej po omacku by zbadać ciemność.
Rozum powstrzymywał mnie aby pokazać życiu
plecy obrażonej dziewczynki,
która słabnie i pada w objęcia
(ach co za chwila) straszliwej rozpaczy.
[przeł. Angelika Adamczyk i Justyna Radczyńska; z tomu „Ha-szfela ha-pnimit”, 1995]
„Nokturn 1”
1.
W domu
zgromadzone rzeczy:
cukier w słoiku,
chleb w koszu na chleb,
nóż w szufladzie,
jedzenie w garnku,
złe duchy
w fałdach firanek,
jedne na drugich
rzeczy do prania
i pragnienia,
majtki i staniki,
wszystko zgromadzone:
nawet muzyka w rowkach płyt,
i szczur na stercie
tylu niepotrzebnych rzeczy.
2.
Kiedy kobieta wstaje z łóżka
i otwiera lodówkę,
widać jej twarz,
widać jej spojrzenie,
gdy patrzą na nią dziury w serze,
w tym bladym świetle i widać też,
że jest głodna
innego światła,
nie niebieskości, co tańczy w telewizorze,
nie czerwieni wyzierającej z budzika,
nawet nie blasku księżyca,
który świeci w jej duszy jak neon.
Ona potrzebuje innego światła
w nocy, która czeka jak czarny, skórzany fotel
żeby ją połknąć.
3.
Nie ot tak sobie wstaję w środku nocy,
zajmuję swoje stanowisko
pochylona nad zlewem
śpiewam na głos
„Pijanego marynarza”
ponieważ wszystko
co może oddala się od ziemi:
dym z komina,
modlitwa,
człowiek skaczący ze szczęścia,
ale domownicy oddychają jak stado,
śpią w swoich pokojach ? Boże, ich pasterzu
pod domem wody otchłani,
pod otchłanią
lawa zmęczenia.
[przeł. Angelika Adamczyk i Justyna Radczyńska; z tomu „Re?e szam”, 1999]
„Ta z widłami”
Kiedy siedzę, moje sutki tworzą zgrany tandem
jak czerwień i zieleń, mój przepiękny kot „Russian Blue”,
którego niebawem wykastruję, dumnie stąpa obok, a ty
przynosisz mi w kapeluszu najładniejsze jajka
i wszystko, co powtarzałeś latami
tej czy tamtej, a teraz chcesz wiedzieć,
jakim typem jestem ja ?
Chimera.
Chciałeś spokoju i lucerny, tak?
Gruchającej gołąbeczki, tak?
Nie jestem Laurą*. Sam widziałeś,
że gdy chodzę bez biustonosza, moje piersi
wypadają z rytmu,
moje nieuważne palce wędrują
każdy w swoją stronę, poza tym
jestem tą z widłami,
która wszystkie twoje metafory
ściąga z powrotem na ziemię.
* Aluzja do „Sonetów do Laury” Francesco Petrarki ? B.T.
[przeł. Beata Tarnowska, z tomu „Miwchar we?chadaszim”, Jerusalem 2003]
„Wieczór literacki”
Cisza zaległa na sali ? tkwię w pęcherzyku światła.
Nogi tancerki w moich nogach powstrzymują się od piruetów
a niesamowity sopran w mojej piersi
grozi wybuchem i rozbiciem szyb w wielkich oknach
ale ja ani drgnę
Faszysta od poezji już podnosi moją rękę
żebym powiedziała coś porywającego
o rasie poetów
ale błazen we mnie chce was rozśmieszyć
aż zaczniecie się trącać łokciami
i spadać z krzeseł ? wy wspólnicy puenty
ale ja ani drgnę.
Zastygam przed mikrofonem ? strachem na wróble
opieram się na kartkach
i otoczona ciemnością czytam szybko szybko
rzeczy, które wymyślałam powoli.
[przeł. Angelika Adamczyk i Justyna Radczyńska; z tomu „Re?e szam”, 1999]
„Muzom”
Wybaczcie mi, nieśmiertelne,
że niepokoję was naszą historią,
która wciąż się powtarza;
podobnie sprytne samosiejki wracają
i obsypują fioletem mój trawnik, ale teraz
trudno cieszyć się pięknem,
które nie ma celu, prócz siebie.
Niebiańskie kobiety, które pływacie między szarfami z muślinu,
grzebienie z kości słoniowej w waszych złotych włosach,
co wam do starych kobiet, zrywających trawę
na wzgórzach Kandaharu,
żeby ugotować zupę spuchniętym z głodu dzieciom,
co wam do kobiet, które grzebią w gruzach Rafah ?
jak czarne trujące grzyby powstające z ruin.
Jak dobrze rozumiem język waszych dzikich kwiatów!
Nie będę was trudzić, byście wymykały się ze mną w środku nocy,
żeby pogłaskać małpki w laboratorium
albo zmiękczyć serce farmera,
który przypala rogi na głowie cielęcia.
Nie pokazujcie mi dzisiaj
tonącego w chmurach zamku,
nie głoście zwycięstwa
triumfalnym
ptasim V.
[przeł. Beata Tarnowska, z tomu „Miwchar we?chadaszim”, Jerusalem 2003]
„Wniebowstąpienie”
Kiedy wstąpiłam do nieba
i niepewnie otworzyłam bramę,
nie oślepił mnie żaden blask,
i zamiast skrzydlatych serafinów ?
na poduszce, w honorowym miejscu,
leżał biały, kudłaty Owczarek,
a wokół niego ?
pudel z przytułku dla niechcianych zwierząt,
kundel zabłąkany pod Rechowot
i ten porzucony na przystanku w Jawne
i jeszcze
pokolenia kotów, których dusze ożywiła
karma Kiti, jaką trzymam w samochodzie,
szczeniaki znalezione na plaży,
zziębnięta zimą czapla, którą ogrzałam suszarką,
myszy, które z domu wyniosłam na pole,
pająki uratowane od miotły sprzątaczki,
jeżozwierz, któremu usunęłam pchły
pincetą,
wszystkie zwierzęta,
wszystkie tam były
dobroć
i łaska z oczu Owczarka
spłynęły na zwierzęta i niebiański pałac
żadne słowo nie zostało na świecie
wszystkie
odeszły
odeszły
tylko moja miłość odbijała echem jego miłość
moja głowa spoczywała spokojnie na jego futrze.
[przeł. Beata Tarnowska, z tomu „Korim dawarim”, Jerusalem 2007]
„Gęsi”
Mój nauczyciel matematyki Epstein
lubił wołać mnie do tablicy.
Mówił, że moja głowa nadaje się tylko
do noszenia kapeluszy,
a ptak z móżdżkiem jak mój
latałby do tyłu.
Odsyłał mnie, bym pasała gęsi.
Teraz, kiedy minęły lata
i siedzę pod palmą,
a obok pasą się trzy cudowne gęsi,
myślę, że mój nauczyciel umiał patrzeć w przyszłość.
Tak, on miał rację,
nic nie uszczęśliwia mnie bardziej
niż widok moich gęsi,
kiedy rzucają się na okruchy chleba,
radośnie potrząsają kuprami
albo zastygają w bezruchu,
kiedy spryskuję je
szlauchem,
i szeroko rozkładając skrzydła,
wyciągają szyje,
jakby pamiętały dalekie jeziora.
Odkąd mój nauczyciel nie żyje,
znikły też matematyczne problemy,
których nigdy nie umiałam rozwiązać.
Lubię kapelusze,
a każdego wieczora,
kiedy ptaki wracają na drzewa,
szukam tego, który lata do tyłu.
[przeł. Beata Tarnowska, z tomu „Korim dawarim”, Jerusalem 2007]
„Poniedziałek”
Co mieliśmy dzisiaj?
Słodki zapach jaśminu,
pomarańczową kulę słońca,
odkrytą nagle
w pierwszej salwie porannego światła,
kiedy nóż przeciął na pół owoc persymony.
Błękit cykorii
przed południem,
całe pole,
gromadkę ślimaków
na liściach urginii,
a także słowo „pliszka”.
Co jeszcze?
Żałobne granie cykad,
różowe baranki na spadzistym niebie
i miękkie, wycałowane ucho
kota,
to wszystko
chyba, co dzisiaj
mieliśmy.
[przeł. Beata Tarnowska, z tomu „Korim dawarim”, Jerusalem 2007]
TweetKategoria: wiersze