Sylvia Plath o różnicach między wierszem a powieścią. Przeczytaj „Porównanie” z tomu „Johnny Panika i Biblia Snów oraz inne opowiadania”

5 lipca 2024

Wydawnictwo Marginesy opublikowało tom „Johnny Panika i Biblia Snów oraz inne opowiadania” zawierający wszystkie opowiadania i inne krótkie prozy, jakie stworzyła Sylvia Plath. Jeden z utworów z tej książki, „Porównanie”, publikujemy w całości. Autorka rozważa w nim o różnicach między wierszem a powieścią. Tekst powstał w czasie, kiedy sama, będąc już wydawaną poetką, pracowała nad swoim powieściowym debiutem, „Szklanym kloszem”. Czerpała zatem na bieżąco z własnych doświadczeń. Tom „Johnny Panika i Biblia Snów oraz inne opowiadania” ukazał się w przekładzie Agi Zano.

Porównanie

O, jak zazdroszczę powieściopisarzowi!

Wyobrażam go sobie – chociaż może lepiej powiedzieć: ją, powieściopisarkę, bo to w kobietach doszukuję się odpowiedników – wyobrażam ją sobie, jak przycina krzew róży wielkimi nożycami, jak poprawia okulary, krząta się pośród filiżanek, nuci pod nosem, układa popielniczki albo dzieci, chłonie smugę światła, świeżo ukrojony plaster czystego powietrza i przenika spojrzeniem, jakby subtelnie rentgenowskim, wnętrza psychiki sąsiadów – sąsiadów w pociągu, w poczekalni u dentysty, w kawiarence na rogu. Oto wybranka losu: cóż dla niej nie jest przydatne! Mogą jej posłużyć stare buty, klamki, listy lotnicze, flanelowe koszule nocne, katedry, lakier do paznokci, samoloty odrzutowe, ogrody różane, papużki faliste; drobne nawyki – ssanie zęba czy obciąganie spódnicy – każda rzecz dziwna, kostropata, subtelna czy podła. O emocjach i motywacjach nie wspominając: tyle tam skotłowanych, zwalistych kształtów. Jej zajęciem jest Czas, jak gna do przodu, szarpie wstecz, rozkłada się i prześwietla. Jej zajęciem są ludzie w Czasie. A ona sama ma cały czas tego świata. Może pracować przez cały wiek, jeśli zechce, całe pokolenie, całe lato.

To może trwać minutę.

Nie mówię o eposach. Ile mogą zająć czasu, to wszyscy wiemy. Chodzi mi o mniejsze wiersze, odmianę nieoficjalną, ogrodową. Jak to opisać? – drzwi się otwierają, zamykają. W tym czasie coś ci mignęło: ogród, osoba, burza, ważka, serce, miasto. Myślę o tych szklanych wiktoriańskich przyciskach do papieru, takich krągłych, które pamiętam, ale nigdzie nie mogę znaleźć – bez porównania z masowo produkowanymi plastikowymi imitacjami, które zapychają całe lady w Woolworth’s. Taki przycisk wygląda jak przezroczysty glob, samowystarczalny, nieskazitelny, z lasem, wioską, może rodziną w środku. Odwraca się go do góry nogami i z powrotem. Pada śnieg. W jednej chwili wszystko się zmienia. Nic tam nie oprze się ciągłym zmianom – ani jodły, ani szczyty domów, ani twarze.

Pojawia się wiersz.

Jak tu mało miejsca! Jak mało czasu! Poeta staje się ekspertem od pakowania walizek:

Zjawiają się twarze w tłumie;
Mokra czarna gałąź, cała w płatkach.

Proszę bardzo: początek i koniec na jednym oddechu. Jak by to przedstawiła powieściopisarka? W akapicie? Na jednej stronie? Może zmieszałaby to jak farbę, z odrobiną wody, rozcieńczyła, rozprowadziła.

Teraz już robię się zarozumiała, szukam przewagi.

Jeśli wiersz jest skoncentrowany jak zaciśnięta pięść, to powieść rozluźniona i rozległa jak otwarta dłoń; ma swoje drogi, okrężne ścieżki, różne cele podróży; jest linia serca, linia głowy; miesza się w to pieniądz i moralność. Tam, gdzie pięść wyklucza i ogłusza, dłoń może dotknąć i w swej podróży objąć o wiele więcej.

Nigdy nie umieściłam w wierszu szczoteczki do zębów.

Nie lubię myśleć o rzeczach znajomych, przydatnych, o rzeczach wartościowych, i nigdy nie sięgałam po nie w liryce. Raz wprowadziłam do strofy cis. I ani się obejrzałam, a już zaczął się rządzić i z oszałamiającym egotyzmem rozstawiać wszystko po kątach. Nie był to cis rosnący przy kościele na drodze za domem w miasteczku, gdzie żyła pewna kobieta… I tak dalej, jak mogłabym napisać w powieści. O, nie. Stał w samym środku mojego wiersza, manipulował cieniem, głosami na kościelnym dziedzińcu, chmurami, ptactwem, czułą melancholią, z jaką mu się przyglądałam – wszystkim! Nie umiałam go nawet przytłumić. Ostatecznie mój wiersz stał się wierszem o cisie. To drzewo było zbyt dumne, by stać się przelotnym czarnym punkcikiem w powieści.

Może powinnam zdenerwować niektórych poetów sugestią, że to wiersz jest dumny. Powiedzą mi, że wiersz też może zawrzeć w sobie wszystko. I to z o wiele większą precyzją i siłą rażenia niż te workowate, rozmemłane, niechlujne stworzenia, które nazywamy powieściami. No cóż, niech tacy poeci zatrzymają sobie koparki parowe i stare spodnie. Chociaż naprawdę nie uważam, że cała poezja powinna być aż tak niewinna. Zgodziłabym się nawet na szczoteczkę do zębów, gdyby wiersz zawierał w sobie jakiś okruch prawdy. Jednak takie zjawiska, takie poetyckie szczoteczki, to rzadkość. A kiedy już się pojawiają, mają tendencję – jak mój krnąbrny cis – do uznawania się za zjawisko wyjątkowe.

W powieściach coś takiego to rzadkość.

Tam szczoteczka z ujmującą bezzwłocznością wraca na swoje miejsce i odchodzi w zapomnienie. Czas płynie, wiruje, meandruje, a ludzie mogą się spokojnie rozwijać i zmieniać na naszych oczach. Wszelkie bogactwo klamotów codzienności unosi się dookoła: biurka, naparstki, koty, cały ukochany wyświechtany katalog różności, które postanawia dzielić z nami powieściopisarka. Nie chcę przez to powiedzieć, że powieści brak porządku, refleksji, dążenia do jednoznacznego ładu.

Sugeruję jedynie, że być może porządek się aż tak nie narzuca.

Drzwi powieści, podobnie jak drzwi wiersza, też się zamykają.

Tyle że nie tak szybko bez tej maniakalnej, nierozliczalnej ostateczności.

Sylvia Plath „Johnny Panika i Biblia Snów oraz inne opowiadania”
Tłumaczenie: Aga Zano
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 480

Opis: Zbiór opowiadań Sylvii Plath, a wśród nich odnalezione niedawno – i nietłumaczone dotąd na polski – „Mary Ventura i dziewiąte królestwo”. Wszystkie w doskonałym przekładzie Agi Zano.

Od czasów, gdy była nastolatką, Sylvia Plath pisała opowiadania. Początkowo przychodziło jej to łatwo, ale w miarę jak szlifował się jej warsztat, pojawiało się coraz więcej trudności. Jej ambicje rosły, stawała się dla siebie coraz bardziej wymagająca.

Trzydzieści dwa teksty składające się na ten tom to wszystkie znane dotąd opowiadania poetki. Stanowią doskonałe uzupełnienie wizerunku Plath, proza bowiem zakotwiczona w konkretnych kontekstach pozwala lepiej zrozumieć przeplatające się w twórczości fascynacje i demony. Podkreślają nie tylko żywotność jej inteligencji i tęsknotę za wyobraźnią, lecz także dzięki nim można w pełni dostrzec talent i geniusz Sylvii Plath.

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: opowiadania