Poznaj twórczość amerykańskiej pisarki Grace Paley. Fragment opowiadania ze zbioru „Małe ludzkie zawirowania”

21 czerwca 2024

Twórczość cenionej amerykańskiej pisarki Grace Paley, finalistki Pulitzera i National Book Award, do tej pory była prawie nieznana w Polsce. Teraz może się to zmienić za sprawą tomu opowiadań zebranych „Małe ludzkie zawirowania”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa W.A.B. „Grace Paley ma niezwykły dar opowiadania w bardzo skondensowany sposób o skomplikowanych sprawach” – pisze tłumaczka Monika Adamczyk-Garbowska. Przekonać się o tym można, czytając chociażby zamieszczony poniżej fragment jednego utworu pochodzącego z książki, zatytułowanego „Zainteresowanie życiem”.

Zainteresowanie życiem

Mój mąż podarował mi szczotkę na Boże Narodzenie. Nie powinien był tego robić. Nikt mi nie powie, że miał dobre intencje.

– Nie chcę, żebyś została bez niczego na święta, kiedy ja będę w wojsku – powiedział. – Virginio, proszę, popatrz. Jest w komplecie z tą fikuśną zmiotką. Można ją zawiesić na trzonku. No, czego nie patrzysz? Jesteś ślepa? Masz zeza?

– Dziękuję, człeniu – odparłam. Zawsze chciałam mieć zmiotkę przymocowaną w ten sposób. Mój mąż nie czeka na tanie okazje czy styczniowe wyprzedaże.

Ale mimo wszystko, mimo dobrej jakości, był to wredny prezent dla kobiety, której się nie zamierza więcej zobaczyć, osoby, z którą ma się dzieci i na którą właziło się ciągle, na trzeźwo i po pijanemu, nawet kiedy wszyscy musieli wstać rano następnego dnia.

Zapytałam go, czy nie mógłby poczekać i wstąpić do wojska za pół godziny, bo muszę zrobić zakupy. Nie lubię zostawiać dzieci samych w trzypokojowym mieszkaniu pełnym gazu i elektryczności. Nie wiadomo, co się może wydarzyć – starczy jakaś głupia odzywka. Albo najstarsze postanowi porachować się z najmłodszym.

– Tym razem zrobię wyjątek – powiedział. – Ale lepiej pomyśl, jak sobie dasz radę beze mnie.

– Jesteś upośledzony pod względem umysłowym – powiedziałam. – Dawno powinni cię byli zamknąć w psychiatryku. – Trzasnęłam drzwiami. Nie chciałam się przyglądać, jak pakuje bieliznę i prasuje koszule.

Nie doszłam jednak dalej niż do drzwi frontowych, bo natknęłam się na panią Raftery, załamującą ręce, całą we łzach, jakby miała monopol na wszystkie dobre wiadomości.

– Pani Raftery – powiedziałam, obejmując ją. – Niech pani nie płacze. – Oparła się na mnie, bo jestem końskiej postury. – Niech pani nie płacze, proszę! – powtórzyłam.

– Zawsze to samo, Virginio. Zawsze patrzysz na brzydką stronę rzeczy. „Zabierzcie pranie. Pada!” To ty. Ty zawsze pierwsza wiesz, kiedy zepsuje się winda towarowa.

– Ojej, wcale nie, nieprawda. Wcale tak nie jest – odparłam. – Jest zupełnie odwrotnie.

– Czy widziałaś już panią Cullers? – zapytała, nie zwracając uwagi na moje słowa.

– Gdzie?

– Virginio! – zawołała zaszokowana. – Ona zmarła. Cały dom o tym wie. Ubrali ją na biało jak pannę młodą i nigdy nie widziałaś równie pięknej istoty. Ma chyba z osiemdziesiąt lat. Jej mąż jest dumny.

– Była dla mnie tylko znajomą, nie miała dzieci – powiedziałam.

– To nieistotne. Teraz, Virginio, zrób, co ci mówię. Idź na dół i powiedz tak, posłuchaj: „Słyszałam, proszę pana, że pana żona zmarła. Bardzo współczuję”. Potem zapytaj go, jak się czuje. A potem pójdź ją zobaczyć. Jest u Witsona i Wayde’a. A potem powinnaś pójść do kościoła, kiedy ją tam zabiorą.

– To nie mój kościół – odparłam.

– To nie powód, Virginio. Idź i już – powiedziała, odchodząc tanecznym krokiem. – Do kościoła wchodzi się po tych dużych frontowych stopniach. Jest tam pięknie. Nie można się oprzeć, żeby przyklęknąć chociaż na chwilę. Potem na prawo. A potem na górę schodami. Wtedy dochodzisz do wielkich dębowych drzwi z łukiem. – Wzięła głęboki oddech. – A potem przekręcasz wolno gałkę, otwierasz drzwi i sama widzisz: nasza święta Panienka sprawuje opiekę. Piękna. Piękna. Przepiękna.

Westchnęłam i jęknęłam, aby dać upust pewnemu bólowi wokół serca. Stalowa obręcz jak artretyzm w moim wieku.

– Lubisz jęczeć – powiedziała pani Raftery, wpatrując się w moje usta.

– Wcale nie – odparłam. Poczułam od niej zapach okropnego taniego wina.

Mój mąż rzucił centa w drzwi od wewnątrz, aby odwrócić moją uwagę od pani Raftery. Załomotał w oszklone drzwi, by się upewnić, że na niego patrzę. Na obu ramionach miał pękate worki z płótna. Gdzie nagromadził tyle dobytku? Co tam miał? Pierzynę z gęsiego pierza, którą moja babcia przywiozła z Europy? Czy wszystkie pieluchy dostarczane pod wskazany adres? Do dziś dnia prawda owiana jest tajemnicą.

– Co ty, u diabła, robisz, Virginio? – zapytał, zwalając worki u moich stóp. – Stoisz na tylnych łapach, opowiadając wszystkim o swoich sprawach? W wojsku dają ci konkretny termin, tam nie ma żartów. – Potem zwrócił się do pani Raftery: – Przepraszam. – Objął mnie jakby w miłosnym uścisku i przycisnął mocno do siebie, abym poczuła go po raz ostatni i ubolewała nad tym, co tracę. Potem pocałował mnie w nieprzyjemny sposób, niemal rozcinając mi wargę. A następnie mrugnął i oznajmił: – To by było na tyle. – I dał nura w przyszłość z workami pełnymi łachmanów.

Zostawił mnie w kłopotliwej sytuacji, niemalże zemdlałam na oczach tej starej wdowy, która prawie tego nie pamięta.

– To niezły łajdak – powiedziała pani Raftery. – Odchodzi na dobre czy tylko na jakiś czas?

– Och, chyba mnie porzuca – odparłam i usiadłam w progu, podciągając grube kolana pod brodę.

– Skoro tak, to natychmiast zawiadom pomoc społeczną – powiedziała. – To łachudra, jeśli zostawia cię tak przed świętami. Zawiadom policję – dodała. – Chętnie dostarczą zabawki dla dzieciaczków. I nie zapomnij powiedzieć o tym w sklepie spożywczym. Nie będą się tak od razu domagali zapłaty.

Widziała, że smutek ogarnął całe moje oblicze. Pani Raftery nie jest najgorszą osobą.

– Znajdź sobie jakieś pocieszenie, kochana – powiedziała. Wskazała nerwowo palcem na kierowców ciężarówek jedzących w kucki lunch po drugiej stronie ulicy, opierających się o platformy do ładowania towaru. Machnęła ręką, aby objąć wszystkich mężczyzn maszerujących ulicą w obu kierunkach w poszukiwaniu przyzwoitego miejsca na posiłek. Nie pominęła sześciu dokerów sterczących pod markizą rybnego targu. – Jeśli ich płuca i żołądki nie są zmiażdżone od pracy, znikają gdzieś w świecie bez śladu. Nie bądź rozczarowana, Virginio. Nie sądzę, żeby jakiś facet został z tobą przez całe życie.

Dziesięć dni później Girard zapytał:

– Gdzie jest tatuś?

– Nie zadawaj pytań. Nie będę kłamać. – Nie chciałam, aby dzieci wiedziały o wszystkim. Obecny czy były, dziecko powinno mieć ojca.

– No to gdzie jest tata? – zapytał Girard tydzień później.

– Poszedł do wojska – odparłam.

– Zrobił mi łóżko piętrowe – powiedział Philip.

– Prawda cię wyzwoli – odparłam.

Potem usiadłam z ołówkiem i notesikiem, aby ocenić mój stan posiadania. Kiedy już wszystko pododawałam i poodejmowałam, okazało się, że mój mąż zostawił mnie w krytycznym stanie z czternastoma dolarami i nieopłaconym czynszem. Twierdził wcześniej, że mu przykro z tego powodu, ale moim zdaniem co z oczu, to z serca. „Miasto nie da ci umrzeć z głodu – powiedział. – Ostatecznie jesteś połową ludności. Dobrze pracujesz. Bez ciebie ta rasa by wyginęła. Kto by płacił podatki? Kto by sprzątał ulice? Nie byłoby wojska. Ktoś taki jak ja nie miałby dokąd pójść”.

Wysłałam Girarda do pani Raftery z pytaniem o działalność opieki społecznej. Odpowiedziała: „R.S.V.P.”, z dodatkowym komentarzem pisanym lewą ręką: „Biedny Girard… nigdy nie będzie z niego chłopak jak mój John!”.

Kto ją o to prosił?

Poszłam do opieki społecznej zaraz po Nowym Roku. Szybko się zorientowałam, że są nastawieni na zadawanie się z kłamcami i jeśli mówi się prawdę, są rozczarowani. Mogą nawet odmówić zajęcia się daną sprawą, jeśli jest się zbyt prawdomównym.

Początkowo zadawali mi sensowne pytania. Zapytali, gdzie mój mąż wstąpił do wojska. Nie wiedziałam. Podjęli wysiłki, aby się dowiedzieć.

– Nie ma go w amerykańskiej armii – oznajmili.

– Spróbujcie poszukać w brazylijskiej – zasugerowałam.

Nie znają się na żartach. Traktują wszystko poważnie, więc sprawdzili.

– Nie – oznajmili. – To była błędna informacja. Nie ma go w brazylijskim wojsku.

– Nie? – zdziwiłam się. – Coś podobnego! Pewnie jest w meksykańskiej marynarce wojennej.

Zgodnie z prawem powinni ścigać jego braci. Napisali do tego, co ma chody w Teamsters i jest właścicielem apartamentowca w Kalifornii. Poprosili dwóch braci w New Jersey, żeby mi pomogli. Mają duże rodziny. Słusznie zbyli to śmiechem. Potem napisali do Thomasa, najstarszego, tego mądrego (na którego pracowali ciężko całe lata, żeby mógł skończyć studia i w końcu odpłacić intelektem). To on przysłał zaraz dziesięć dolarów z uwagą: „Co za łajdak! Wyślę coś od czasu do czasu, Ginny, ale pod żadnym pozorem nie mów o tym władzom”. Oczywiście nigdy nie powiedziałam. Wkrótce uznali, że są lepszymi ludźmi niż ja, że jestem w tarapatach, bo sobie na to zasłużyłam, i zaczęli traktować mnie z większą sympatią.
(…)

Grace Paley „Małe ludzkie zawirowania”
Tłumaczenie: Monika Adamczyk-Garbowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 528

Opis: Nieznany dotąd w Polsce zbiór opowiadań jednej z najbardziej oryginalnych amerykańskich pisarek, finalistki Pulitzera i National Book Award. Książka „Małe ludzkie zawirowania” Grace Paley zachwyca bogatym językiem oraz niezwykle trafnymi i pełnymi empatii kreacjami bohaterów zmagających się z codziennością.

Twórczość Grace Paley jest prawie nieznana w Polsce, choć w Ameryce uważana jest za jeden z najoryginalniejszych głosów literatury. Poszczególne tomiki Grace Paley tłumaczono na wiele języków (wydaje się, że ze szczególnym zainteresowaniem spotkała się we Francji). Ukazujący się obecnie tom opowiadań zebranych wypełnia zatem istniejącą dotąd lukę.

Grace Paley pisze przede wszystkim o małych ludzkich zawirowaniach, zazwyczaj z humorem i dystansem, ale kilka jej utworów zawartych w tej książce ma wymiar zdecydowanie tragiczny. Bez względu na to, czy pisze o miłości (i konfliktach) między rodzicami i dziećmi oraz między mężami i żonami, czy też o zmaganiach starzejących się samotnych matek lub rozczarowanych rzeczywistością organizatorów politycznych protestów, Paley zawsze z niezwykłą uważnością wsłuchuje się w rytm życia i przedstawia je takim, jakim ono jest naprawdę.

fot. Laura Bielak/W.A.B.


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: opowiadania