Niepublikowane wcześniej w Polsce opowiadania J.M. Coetzeego ukażą się w zbiorze „Nadzieja”. Przeczytaj przed premierą fragment jednego utworu

17 stycznia 2025

29 stycznia Znak wyda zbiór niepublikowanych wcześniej w Polsce opowiadań J.M. Coetzeego zatytułowany „Nadzieja”. Noblista sięga po motywy mu bliskie, jak potrzeba wolności, przemijanie, pożądanie, zdrada małżeńska czy stosunek ludzi do zwierząt. Bada granice moralności i ludzkich pragnień, opisując świat z kobiecej perspektywy. Trzy z zawartych tu utworów stanowiły podstawę scenariusza spektaklu „Elizabeth Costello” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, który wystawiany jest na deskach Nowego Teatru w Warszawie. Poniżej możecie przeczytać obszerny fragment jednego z opowiadań.

Historia (fragment)

Nie ma wyrzutów sumienia. To ją zaskakuje. Żadnych, choćby najmniejszych.

Raz w tygodniu, czasami dwa, odwiedza mężczyznę w jego mieszkaniu w centrum, rozbiera się, kocha z nim, wychodzi, jedzie do szkoły odebrać córkę i jej koleżankę z sąsiedztwa. W drodze powrotnej słucha ich opowieści ze szkoły. Później, kiedy dziewczynki zajadają ciastka przed telewizorem, bierze prysznic, myje włosy, staje się znów świeża, nowa. Bez winy. Nuci sobie pod nosem.

Co ze mnie za kobieta? Pyta w duchu, nadstawiając twarz ku strumieniom ciepłej wody, kropelki łagodnie biją o powieki, o wargi. Co ze mnie za kobieta, skoro tak łatwo mi przychodzi taka niewierność, taka zdrada?

Niewierna: tym słowem się określiła w momencie, kiedy mężczyzna wsunął się w nią po raz pierwszy. Ze wszystkiego, co wcześniej, dałoby się jeszcze wymówić, wykręcić: z pocałunków, rozbierania, pieszczot, intymnego dotyku. Tym mogłaby nadać inne imię, na przykład zabawy, zabawy na granicy niewierności, a nawet zabawy z ideą niewierności. To jakby wziąć łyk, lecz nie przełknąć. Jeszcze nic rzeczywistego. Ale kiedy on się w nią wślizgnął, co wydarzyło się łatwo i wdzięcznie, rzecz nabrała nieodwracalności, skrystalizowała się w coś prawdziwego. To się działo; to się stało.

Teraz przełyka za każdym razem. Nie może się doczekać chwili, kiedy znów połknie go jej ciało. Co ze mnie za kobieta? – myśli. Odpowiedź brzmi najwyraźniej: jesteś kobietą prostolinijną. Wiesz (nareszcie!), czego chcesz. Bierzesz to, co chcesz, i jesteś zadowolona. Chcesz tego, chcesz, ale kiedy to dostajesz, odczuwasz satysfakcję. Nie jesteś zatem nienasycona, nie jesteś kobietą nienasyconą.

Lustereczko, powiedz przecie!

On nie jest typem gospodarza, ale zawsze przed jej wizytami kupuje sushi; kiedy jest już po wszystkim, siadają na balkonie, jeśli mają na to czas, i jedzą, obserwując przy tym samochody.

Czasami zamiast sushi podaje baklawę. Dni sushi i dni baklawy nie następują po sobie w żadnym wyraźnym porządku. Za to wszystkie dni i wizyty są równie proste, równie satysfakcjonujące.

Mąż od czasu do czasu wyjeżdża w podróże służbowe z noclegiem. Ona nie korzysta z tej wolności, by spędzać noc z mężczyzną. Dobrze rozumie granice tego, co istnieje między nimi, i gdzie sama chce te granice wyznaczać. A konkretniej: nie zamierza pozwolić, by wdarło się jej do domu – czyli również do jej małżeństwa.

To, co istnieje między nimi, nie ma jeszcze nazwy. Dostanie ją, gdy się skończy: romans. Dawno temu miałam romans z obcym facetem, wyzna przyjaciółce nad filiżanką kawy. Nikomu się z tego nie zwierzałam, jesteś pierwszą osobą, której mówię, daj słowo, że nikomu się nie wygadasz. Miałam romans przez trzy miesiące albo przez sześć, albo przez trzy lata. Miałam romans i był on zaskakująco prosty, zaskakująco miły i przyjemny, tak przyjemny, że nigdy nie próbowałam tego powtórzyć. Dlatego mogę ci o tym opowiedzieć: bo to część mojej przeszłości – dawnego ja, z którego wyrosłam ja obecna – lecz nie część mnie samej. Dawniej byłam niewierna, ale już z tym skończyłam. Teraz znów jestem wierna. Teraz jestem kompletna.

Mąż wyjeżdża w interesach, a ona dzwoni do niego o północy.

– Gdzie jesteś? – pyta.

On mówi, że w pokoju hotelowym.

– Jesteś sam?

Oczywiście, że sam, zapewnia.

– Udowodnij. Powiedz, że mnie kochasz.

On na to, że kocha.

– Głośniej. Powiedz to tak, żeby wszyscy słyszeli.

Mąż wtedy, że ją kocha, wielbi, że jest jedyną kobietą w jego życiu. Po raz drugi powtarza, że w pokoju nie ma nikogo poza nim. Chce wiedzieć, czy jest o niego zazdrosna.

– No pewnie, że jestem. Co innego nie dawałoby mi spać, kazało rozmyślać, co robisz w hotelu z jakąś kobietą? Po co miałabym do ciebie dzwonić?

To wszystko kłamstwa. Nie czuje zazdrości. No bo jak? Jest zaspokojona, a kobieta zaspokojona nie może czuć zazdrości. To najwidoczniej prawo natury.

Dzwoni o północy do męża, przebywającego w hotelu w innym mieście, aby dać mu do zrozumienia, że to ona w tej chwili nie przyjmuje obcego mężczyzny w domu, w ich wspólnym łóżku. Mąż nie ma wobec niej żadnych podejrzeń; z natury nie jest podejrzliwy, a mimo to ona telefonuje do niego i udaje zazdrość. To bardzo przebiegłe, wręcz nieprzyzwoite.

Mężczyzna, z którym się spotyka, ten przyjmujący ją w swoim własnym mieszkaniu, w swoim łóżku, ma imię. Kiedy się widzą, ona zwraca się do niego po imieniu, które brzmi Robert; gdy jednak zostaje sama, nazywa go X. Nie dlatego, że kochanek jest dla niej enigmą czy jakąś niewiadomą – X to po prostu symbol, którym wymazuje się imię, Roberta czy Richarda. Wystarczy wstawić w to miejsce X, i już, po kłopocie.

Nie czuje do X nienawiści ani go nie kocha – za to kocha, jak on na nią patrzy i co to spojrzenie z nią w konsekwencji robi. Leży naga w jego łóżku, w mieszkaniu, które jest jego domem, a on spogląda na nią z taką radością w oczach, z taką przyjemnością i pożądaniem, że…

Gdyby X był malarzem, namówiłaby go, by ją sportretował nagą w jego pościeli. Włożyłaby na tę okoliczność maskę wenecką. Akt w masce, tak nazywałby się obraz. Kazałaby mu go wywiesić w galerii, żeby wszyscy mogli zobaczyć, jak wygląda ciało kobiety pożądanej.

Gdyby X był prawdziwym malarzem, znalazłby sposób, by poprzez obraz powiedzieć: spójrzcie na to ciało, tak pożądane; a gdybym zechciał zdjąć jej maskę, to i na tak pożądaną kobietę.

Tak: co to znaczy „tak”?

On oczywiście nie jest malarzem. Ma pracę umożliwiającą branie wolnego po południu, czasami raz w tygodniu, a czasami dwa. Ona wie, co to za praca, bo jej powiedział, ale nie jest to nic istotnego, więc postanowiła o niej zapomnieć.

On wypytuje o jej męża, o to, jakie panują między nimi stosunki.

– Sądzisz, że cię wykorzystuję, aby się na nim odegrać? Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Jestem w bardzo szczęśliwym związku.

Jej małżeństwo działa bez zarzutu. Jest zamężna albo od dziesięciu lat, albo od siedmiu, zależy, jak kto definiuje zamężność, i nie ma żadnego powodu, by sądziła, że nie będzie zamężna w nieskończoność, albo przynajmniej do śmierci. Nigdy nie dawała mężowi więcej uwagi niż ostatnimi czasy, nigdy nie była równie troskliwa i pełna miłości. Kiedy się kochają, też jest między nimi równie dobrze jak zawsze, a nawet lepiej.

Czy to właśnie dlatego, że raz w tygodniu, czasami dwa, widuje się z obcym mężczyzną, czy to dlatego, że ten obcy mężczyzna, ten X, wzbudza jej pożądanie, a następnie je zaspokaja, to kiedy kochają się z mężem, jest między nimi równie dobrze jak zawsze, jeśli nie lepiej? Obcy mężczyzna, X, dał jej do przeczytania historię Roberta Musila o kobiecie, która ma romans z nieznajomym, a później wraca do męża, którego teraz kocha bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. X dał jej książkę, tak jakby sądził, że tym ją oświeci, lecz był w wielkim błędzie. Ona w niczym nie przypomina bohaterki, tej Celeste czy tam Clarice. Clarice jest postacią wypaczoną, ona nie. Konkretnie zaś – Clarice z historii Musila usiłuje wyratować swoją perwersyjność z moralnego bagna, ocalić ją, odzyskać, zaś w tym, co ona robi popołudniami, kiedy odwiedza X w mieście, nie ma nic wypaczonego. A nie ma w tym nic wypaczonego, bo sytuacja nie ma żadnego związku z jej małżeństwem. Ona po prostu w czasie wolnym, na godzinę albo dwie, tworzy sobie okienko, w którym nie jest mężatką, tylko po prostu sobą.

Czy kobieta zamężna może, za sprawą świadomej decyzji, przestać na wybrany wycinek czasu być mężatką i stać się po prostu sobą, a następnie wrócić do stanu zamężności? Co to znaczy: być kobietą zamężną?
(…)

J.M. Coetzee „Nadzieja”
Tłumaczenie: Aga Zano
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 176

Opis: Mężatka na nowo odkrywająca swoją kobiecość. Seniorka rodu przeżywająca drugą młodość. Rowerzystka mierząca się z własnymi lękami w starciu z agresywnym psem. Wreszcie Elizabeth Costello – ulubiona postać pisarza – w obliczu śmierci. W snutych przez Coetzeego historiach każda z tych bohaterek staje się przewodniczką po świecie uczuć, gdzie strach i nienawiść splatają się z miłością, pożądaniem i potrzebą wolności.

Przemierzając wąskie uliczki Nicei, zaglądając za mury hiszpańskich i prowansalskich domów, badamy granice moralności, pragnień i tożsamości – tematy od lat obecne w twórczości jednego z najważniejszych na świecie żyjących pisarzy. I odkrywamy, że każdy człowiek nosi w sobie tajemnicę, której nie potrafi w pełni pojąć.

W „Nadziei” Coetzee patrzy na świat oczami kobiet, ukazując najgłębsze ludzkie tęsknoty. Bez patosu, lecz czułością, która zachwyci każdego wrażliwego czytelnika.

fot. MALBA Buenos Aires


Tematy: , , , ,

Kategoria: opowiadania