Zawisza Czarny, czarnoskóry Polak rodem z Afryki, nowym książkowym superbohaterem. Fragment premierowej powieści Jakuba Ćwieka

24 listopada 2017


22 listopada na straży Polski i polskości stanął nowy superbohater! Jakub Ćwiek w swojej najnowszej powieści tworzy skomplikowaną intrygę, której rozwiązaniem zajmie się wraz z grupą przyjaciół niejaki Zawisza Czarny, czarnoskóry Polak rodem z Afryki, obrońca uciśnionych, a przede wszystkim największy polski patriota. Pełna humoru i refleksji powieść „Zawisza Czarny” ukazała się nakładem SQN Imaginatio, a u nas możecie przeczytać premierowy fragment.

Świtoń czuł się nieswojo. Nie chodziło tu o rozsądek, bo uważał, że całkiem nieźle to sobie wydumał z tym kamuflażem. Był niczym J-23 z ulubionego serialu taty, podwójny agent, który w przebraniu wroga jest w stanie niepostrzeżenie przekazywać informacje, przemieszczać się, a nawet, gdy jest możliwość, zadawać druzgocące ciosy.

Jednak co innego umysł, a co innego serce. A ono podpowiadało mu, że w tych wpijających się w jaja obcisłych rurkach, w tej pstrokatej marynarce i w kaszkiecie naciągniętym na łysinę dokonywał zdrady na wartościach, które od zawsze wyznawali jego dziadek, ojciec i dwaj bracia. I do tego popijał ów judaszowy akt cholerną karmelową latte na soi, która ? wbrew wszelkim prawom natury ? była całkiem smaczna.

? Robię to dla sprawy ? mruknął po raz nie wiadomo który, odbijając się barkiem od tablicy z rozkładem i odciągając wolną ręką materiał spodni od krocza. ? Dla sprawy, Narodu i Boga.

O tym ostatnim mówił jednak cicho, bo przerażała go myśl, że mógłby na siebie zwrócić boską uwagę. Nie chciał się pokazać tak ani Jemu, ani zasiadającemu po Jego prawicy ? tak zawsze twierdził tata ? marszałkowi Piłsudskiemu, który nie cenił sobie takich podstępnych metod jak kamuflaż, zwłaszcza obejmujący przebranie się za wroga. Marszałek był bohaterem, a to oznaczało, że sprawy załatwiał na dwa: sru w ryj i pokręcenie wąsa.

Świtoń wiedział jednak, że cokolwiek by teraz czuł, ważniejsze było otrzymane zadanie, misja świadcząca o zaufaniu, jakim go obdarzono, i rozkaz, który musiał wykonać mimo wszelkich niewygód.

? I wykonam ? upewnił się ponownie. Upił łyk kawy i docisnął łokciem trzymaną pod pachą papierową teczkę.

O człowieku, któremu miał ją przekazać, wiedział niewiele, bo Mariacki, stary kibic, a jednocześnie szycha, no szyszka patriotycznego neopodziemia, gdy podawał mu teczkę, nie miał zbyt wiele czasu. Zrozumiałe, był młodym rodzicem, a to w tym mieście niełatwe i wymagające często prawdziwej ekwilibrystyki, jak na przykład zwolnienie się wcześniej z pracy, by zdążyć odebrać dzieci z przedszkola na Młocinach. Dlatego Świtoń nie miał mu za złe, że usłyszał o odbiorcy teczki jedynie: „To jeden z naszych, ale taki mocno nietypowy, więc rozpoznasz bez trudu”. Nadal jednak świadomość, że to na nim teraz spoczywała cała odpowiedzialność za należyte rozpoznanie, trochę gniotła go w dołku.

W końcu zapowiedziano pociąg relacji Wrocław-Białystok i dwie minuty później elegancki, nowoczesny niebiesko-srebrny skład zatrzymał się przy peronie. Ludzie wokół Świtonia ruszyli to w jedną, to w drugą stronę, po czym zajęli miejsca przy wejściach, ustawiając się po obu stronach drzwi niczym wojskowy szpaler na powitanie ważnych osobistości. Świtoń znowu odbił się ramieniem od tablicy, upewnił się, zerkając w lewo i prawo, że widzi ze swojego miejsca wszystkie wejścia do pociągu, i zamarł w oczekiwaniu.

Dasz radę, Świtoń, dasz radę ? powtarzał sobie w myślach głosem marszałka Piłsudskiego, którego słyszał kiedyś na archiwalnym nagraniu. Co prawda, nie zapamiętał go wtedy za dobrze, więc ten głos w jego głowie brzmiał bardziej jak Jacek Rozenek z gry Wiedźmin mówiący ze wschodnim zaśpiewem, ale liczyła się symboliczna wartość tej myśli ? oto legendarny wódz zapewniał jego, szpiega w służbie nowego polskiego podziemia, że da radę. Cóż mogłoby go teraz powstrzymać?

I wtedy rozległ się głośny huk, który odbił się echem od filarów, ścian i sufitu, a zaraz potem wrzaskami, krzykami i ogólnym harmidrem.

Świtoń się nie bał. Rzecz jasna, przez głowę przemknęła mu myśl, że to może być atak terrorystyczny, ale nawet wtedy zamiast się przestraszyć, zaczął rozważać, co powinien teraz zrobić. Najpierw kucnął jak wszyscy i ukrył głowę w rękach. Potem przyszło mu na myśl, żeby wyrzucić ten cholerny kubek z resztką słodkiej latte, tak by nie umrzeć z nim w ręku. Następnie, co oczywiste, zabezpieczyć, ukryć teczkę. Tylko gdzie?

Gdy kilka minut później policjanci ujęli sprawców zamieszania i odprowadzili ich na górę ? czterech kibiców z szalikami reprezentacji, jeden z nich był ranny, wszyscy czterej bez cienia wątpliwości pijani ? jakaś dziewczyna prostująca się właśnie obok Świtonia wydęła brzydko usta.

? Patrioci ? prychnęła pogardliwie.

? Gówno tam ? żachnął się Świtoń ? zwyczajna hołota, pewnie przebrane lewaki, co godła i flagi nie szanują.

Dziewczyna, pomarańczowowłosa hostessa rozdająca ludziom na peronie próbki afrykańskiej kawy Usawa (fair trade), posłała mu zaskoczone spojrzenie i ukradkiem przyjrzała się jego ubiorowi, który nijak nie pasował do jego słów.

? Przepraszam, co powiedziałeś?

? Prawaki ? poprawił się Świtoń i uśmiechnął niepewnie. ? Strony mi się mylą, mam tak od przedszkola.

To powiedziawszy, cofnął się o krok, potem kolejny, a następnie odwrócił i…

To musi być on, pomyślał na widok mężczyzny pomagającego wysiąść kobiecie z dzieckiem. Nikt inny nie pasuje lepiej do tego cholernego opisu.

Wyciągnął teczkę spod pachy, policzył do pięciu i ruszył w kierunku zapchanych ludźmi ruchomych schodów.

***

Z jakiegoś powodu przez labirynt Dworca Centralnego Gosię i Pawełka prowadził Zawisza. (…)

Chwilę stali przed Starbucksem, zastanawiając się, czy potrzebują pójść w prawo i przez Złote Tarasy na postój taksówek, czy też jest jakaś inna droga. Zawisza zapytał o to przechodnia, ale ten miał słuchawki w uszach i zupełnie nie zwrócił nań uwagi. Z kolei hostessa, która zaproponowała Gosi próbkę smakową kawy Usawa (fair trade), na samo hasło „taksówka” skrzywiła się z niesmakiem.

? Powinna pani zamówić Ubera, taksówkarze to tylko zdzierają na turystach ? stwierdziła.

Raz po raz łypała na Zawiszę. Jemu nie zaproponowała kawy, choć wytyczne względem tego, czy powinna, były dość sprzeczne. Z jednej strony, nie miała nią częstować kibiców, ale z drugiej, obcokrajowców otwartych na inne kultury ? już owszem. Jak więc należało zaklasyfikować tego tutaj?

? Ubera zamówi pani przez apkę, wystarczy podpiąć kartę w telefonie, mogę pokazać.

? Chyba podziękuję ? odparła nieco zmieszana Gosia. ? Za kawę również. Już piłam.

? A ta kawa to z Afryki? ? zapytał Pawełek, a gdy dziewczyna odpowiedziała twierdząco, zwrócił się do Zawiszy. ? Pił pan tam taką, panie Czarny Zawiszo?

? Chyba nie miałem okazji ? odparł z rozbawieniem Zawisza.

Chłopiec wzruszył ramionami.

? Wiedziałem, że to taka ściema. Idziemy?

Ruszyli w lewo po schodkach i znowu w lewo, obok kiosku pełnego serników, toalety i cukierni Blikle. Szli miarowym krokiem, mijając podróżnych snujących się podziemiami w oczekiwaniu na pociąg niczym dusze w czyśćcu i żwawo slalomujących między nimi warszawiaków. Zawisza ciągnął teraz walizkę, której kółka szurały o płyty; buty Pawełka błyskały kolorowymi światełkami przy każdym kroku.

? Fajne to ? zauważył Zawisza. ? Te buty w sensie.

Chłopczyk wyprężył się z dumy.

? Tata mi je kupił, w Niemcach.

? Mówi się w Niemczech ? poprawiła go mama. ? I tak, faktycznie, to był wspaniały prezent kochanie. Wcześniej jeszcze popiskiwały i wydawały inne dźwięki.

? Jak pierdy ? z rozrzewnieniem napomknął chłopiec.

Zawisza się roześmiał.

? Uuu, to pewnie dałaś mu wtedy za to do wiwatu, co?

? Nie bardzo. ? Wzruszyła ramionami. ? Wtedy nie byliśmy już razem, Pawełek był tu u niego na wakacjach i… poczekasz chwilę? Wstąpię kupić wodę.

? Jasne.

Przystanęli przy saloniku prasowym; Gosia weszła do środka, a Pawełek postanowił zostać z Zawiszą.

? Przyjechaliście tu do taty? ? zapytał Czarny.

? Tak, ale mama mnie przywiozła i dzisiaj jedzie. Ja zostanę tutaj przez tydzień i pójdziemy z tatą do Centrum Kopernika. Był pan tam kiedyś, panie Czarny Zawiszo?

? Jeszcze się nie udało ? odparł tamten.

Chłopiec zmrużył oczy i zmarszczył czoło.

? Ale wiecie w Afryce, kto to jest Kopernik, prawda? ? zapytał podejrzliwie.

Zawisza już miał odpowiedzieć, ale wtedy dostrzegł, że ktoś mu się przygląda.

Chudy, żylasty gość w kaszkiecie na pierwszy rzut oka nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego ani w jakikolwiek sposób wyróżniającego się na tle wielu mu podobnych, ale instynkt, któremu Zawisza nauczył się ufać, podpowiadał mu, że coś jest z tym gościem bardzo, bardzo nie w porządku. Był trochę jak klaun, zabawny w sposobie ukrycia swojej prawdziwej, z pewnością niebezpiecznej i przerażającej natury za głupkowatą, groteskową fasadą.

? Poczekaj tu ? powiedział Zawisza do Pawełka i zrobił krok w stronę tamtego.

Jeśli jednak miał nadzieję, że go spłoszy, wystraszy, to srogo się zawiódł, bo gość w kaszkiecie jakby tylko na to czekał. Prześliznął się obok starszej pani ciągnącej za sobą torbę na wózku spiętą gumowymi wężykami i doskoczył do Zawiszy, zderzając się z nim w połowie drogi.

? Muszę przyznać, że nie wierzyłem, gdy mówili, że rozpoznam cię od razu ? powiedział głosem drżącym od podekscytowania. ? Ale wybrali cię jednak perfekcyjnie.

Zdumiony Zawisza podrapał się po głowie.

? My się znamy?

Facet w kaszkiecie potrząsnął głową.

? Ależ skąd, ależ skąd ? powiedział. ? Właściwie powinniśmy się nawet bardziej nie znać, ty powinieneś mnie uderzyć i zabrać mi teczkę, a ja wezwać policję, tak, żeby było bardziej przekonująco. Powinieneś.

? Dobra, spadaj ? Zawisza westchnął i odwrócił się na pięcie.

Przywykł już do takich akcji, do prób sprowokowania go, by komuś walnął, i wykazania dzięki temu, że czarni są agresywni. Jak choćby wtedy, gdy w Chorzowie na Wolności niby przypadkiem wytrącili mu z rąk trzy kebaby z rzędu. Co prawda ci, którzy zwykle to robili, nie nosili się jak ten tutaj i bynajmniej nie pachnieli kawą i karmelem, ale przecież nie szata zdobi prawdziwego fajfusa.

Gość w kaszkiecie jednak nie ustępował. Delikatnie, acz stanowczo klepnął Zawiszę w ramię, a ledwie ten się odwrócił, podał mu papierową teczkę.

? Idź, dokonaj rewolucji ? powiedział, dosłownie wciskając mu teczkę w rękę, a potem nagle rzucił się do ucieczki.

? Ej, ty tam! ? zawołał za nim zaskoczony Czarny, ale chłopak w kaszkiecie już wbił się między patrol sokistów, zakręcił się wokół tego grubszego, skręcił w lewo i wypadł przez przeszklone drzwi.

Zgromadzeni w tunelu ludzie przyglądali się tej sytuacji z nieskrywanym zdumieniem i konsternacją, niepewni, jak właściwie powinni zareagować. Najlepiej wyjaśnił to potem pan Henryk, wąsaty czterdziestoośmioletni kierownik jednego ze sklepów sieci Społem na Żoliborzu, gdy podczas wieczornej rozmowy z żoną relacjonował jej owo niecodzienne wydarzenie:

? Wyglądało to jak kradzież na wyrwę i już chciałem skakać, ale na litość boską, co można ukraść Murzynowi?!
(…)

Jakub Ćwiek „Zawisza Czarny”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 304

Opis: Już się nie musisz obawiać, Polsko. Zawisza Czarny jest na posterunku! Pochodzi z Wybrzeża Kości Słoniowej. Trafił pod opiekę emerytowanego żołnierza i mistrza sztuk walki pełniącego posługę misjonarską. Ten nauczył afrykańskiego chłopca bycia skutecznym na polu bitwy, pomógł mu zmienić ciało w broń, a przy okazji zaszczepił w umyśle polskie wartości, wpoił zasady patriotyzmu i ogromną miłość do nadwiślańskiego kraju. Podopieczny misjonarza, już jako dorosły mężczyzna, przybył do Polski, by krzewić prawdziwą, dobrze rozumianą polskość. Oto Zawisza Czarny! Bohater trafia do Warszawy, gdzie z miejsca zostaje wmieszany w spisek tak zwanych polskich patriotów. W złożonej intrydze wezmą udział młodzi ambitni z Mordoru, uczestnicy rowerowej masy krytycznej, członkowie ONR-u, kibice Legii, a także podejrzanie popularny napój energetyczny Dumny Rodak. Kto jednak stoi za całym tym zamieszaniem? I co znaczy być patriotą? O tym właśnie opowie Zawisza. Czarno na białym!

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek