Wyróżniona Bookerem „Dziewczyna, kobieta, inna” Bernardine Evaristo do kupienia w księgarniach. Przeczytaj fragment książki
Wyróżniona w 2019 roku Bookerem „Dziewczyna, kobieta, inna” Bernardine Evaristo to powieść o losach dwunastu bohaterek, które mają różny wiek, pochodzenie, doświadczenia i tożsamość seksualną, ale łączy je wspólny rdzeń – są czarnoskórymi kobietami żyjącymi w Wielkiej Brytanii. Książka pisana jest specyficznym językiem. „Wymyśliłam na ten mój styl termin fusion fiction – tak właśnie się czułam bez kropek i długich zdań. Forma jest bardzo swobodna, pozwoliła mi znaleźć się w głowach bohaterów i przemieszczać się w czasie. Do jakiegoś stopnia zawsze eksperymentuję – nie podoba mi się pisanie czegoś, co można by nazwać tradycyjnymi powieściami. Jest we mnie coś, co zawsze sprzeciwia się konwencji – nie chodzi jedynie o kontrkulturowe podejście, burzenie ludzkich oczekiwań wobec mnie, ale także formę. To sięga jeszcze moich czasów teatralnych, kiedy pisaliśmy bardzo eksperymentalnie, bo nie chcieliśmy więzić naszej twórczości w tradycyjnych formach” – tłumaczy autorka. Poniżej możecie przeczytać fragment powieści „Dziewczyna, kobieta, inna”, która ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w przekładzie Agi Zano.
Penelope
1
Penelope uważała, że jej rodzice są nudnymi, obojętnymi automatami, które pełzną powoli ku śmierci
napisała tak w pamiętniku, gdy miała czternaście lat
bardzo nieszczęśliwie się złożyło
bo ona sama kipiała witalnością i już pędziła ku czekającym na nią wspaniałościom życia
to również zapisała
w pamiętniku
ojciec, Edwin, był geodetą, urodzonym i wychowanym w Yorku, oraz, wedle uwag Penelope, niewolnikiem rutyny: pobudka zawsze punktualnie, wyjście punktualnie, powrót punktualnie, obiad punktualnie, do łóżka punktualnie, całe życie punktualnie
on nigdy nie powiedział nic choćby w najmniejszym stopniu wartościowego, napisała, nic, co nie byłoby przeżutą papką z „Daily Telegraph”, który czyta co wieczór po pracy
jedyna interesująca rzecz, jaką miał zdaniem córki do zaoferowania, była przy okazji tą najobleśniejszą: gruba koperta pełna pornograficznych pocztówek, ukryta w skrzynce na narzędzia w szopie, bo nigdy mu nie przyszło do głowy, że córka nie potrzebuje penisa, aby samodzielnie wbić w ścianę gwoździe do powieszenia obrazków w swoim pokoju
matka Penelope, Margaret, również była nieopisaną nudziarą, ale przynajmniej przeszłość miała nieco bardziej egzotyczną
urodziła się w świeżo założonym Związku Południowej Afryki po tym, jak jej angielscy rodzice sprzedali podupadające gospodarstwo, na którym uprawiali jęczmień w Hutton Conyers w hrabstwie Yorkshire, i postanowili skorzystać z przywilejów ustawy o ziemiach rdzennej ludności z tysiąc dziewięćset trzynastego roku
przyznającej prawa do osiemdziesięciu procent ziemi jedynym ludziom zdolnym się nią zajmować, jak mówiła matka
rasie białej
nam
matka opowiadała, że miejscowi musieli oddać swoje ziemie nieuniknionej sile postępu gospodarczego, który służy rozwojowi całego społeczeństwa
a ponieważ to sprawiło, że rozpaczliwie potrzebowali zatrudnienia, praca była tania
mój ojciec kupił gospodarstwo rolne do hodowli jęczmienia, ale nie powiodło mu się, bo parobcy byli leniwi, zawzięci i na dodatek kradli
inni rolnicy doradzili mu, żeby przywiązywał najgorszych do drzewa i chłostał
ku przestrodze dla pozostałych
podziałało, kiedy zaczął wymierzać taką samą karę za kradzież upraw
potem pracownicy się uspokoili i robili swoje, jak należało
aż pewnego dnia, kiedy robił objazd konno, nagle z lasu wyskoczyła banda zbuntowanych parobków i rzuciła się na niego jak zwierzęta toczące pianę z pysków
zanim się zorientował, co się dzieje, już leżał na ziemi, a oni złapali jego bicz i wykorzystali narzędzie przeciwko niemu
biedak nie miał z nimi szans
twój dziadek nigdy się z tego nie otrząsnął, Penelope, sprzedał gospodarstwo za bezcen, zabrał rodzinę z powrotem do Anglii, zamieszkaliśmy z krewnymi, a on już nigdy nie poszedł do pracy
ulżyło mi, że wyjeżdżamy, daleko od tych nienawistnych miejscowych, którzy zrobili mojemu ojcu coś tak okropnego
poza tym biała dziewczynka nie powinna wchodzić w dojrzałość w takim miejscu
nie podobało mi się, jak miejscowi na mnie patrzą
matka Penelope opowiadała, że dorosła w cywilizowanej Anglii, chodziła na tańce, znalazła sobie znajomych, w niedziele jeździli na wycieczki rowerowe za miasto całym towarzystwem, w którym znalazło się co prawda kilku huncwotów ganiających wprawdzie za spódniczkami, ale zapewniających tak dobrą zabawę, że nikt nie narzekał, urządzali sobie razem pikniki, zaprawiali się ginem z piersiówek
wymykała się z domu o północy, by kąpać się z nimi nago w rzece Foss
gdy znajdowała się w bezpiecznej odległości od domu, podciągała spódnicę nad kolano
ostentacyjnie paliła w miejscach publicznych w czasach, kiedy kobiety z papierosem uważano jeszcze za wulgarne
w tamtych czasach mogły sobie na to pozwolić tylko dekadenckie safistki o krótkich włosach, noszące się po męsku
poznałam twojego ojca na potańcówce, był ode mnie nieco starszy, bardzo przystojny, dopóki nie wyłysiał, przyjeżdżał po mnie co sobota punkt dziewiętnasta, zegar w korytarzu u moich dziadków zaczynał wybijać godzinę, a on pukał do drzwi
zaczął przychodzić w niedziele do mojego kościoła, czekał na mnie przed pasmanterią, w której pracowałam
chciałam iść do wyższej szkoły zawodowej i zostać nauczycielką w podstawówce, wtedy to była jedna z nielicznych ścieżek kariery otwartych dla kobiet, tylko że nadal istniała blokada małżeńska, Penelope, co oznaczało, że musiałabym przestać uczyć natychmiast po wyjściu za mąż
więc nie było większego sensu zdobywać kwalifikacji, skoro i tak zaraz bym miała zrezygnować z pracy
twój ojciec nie pił i twardo stąpał po ziemi, w przeciwieństwie do różnych łachudrów z mojego towarzystwa, a ja właśnie tego potrzebowałam w małżeństwie
mój tata zdążył już umrzeć tragicznie w szpitalu dla umysłowo chorych
nasza rodzina znów przeżywała bardzo trudny okres, a on z łatwością wpasował się w moje życie, zapewniał mi towarzystwo i po- cieszenie, zabierał na łódkę na rzekę Foss, choć nigdy na pływalnię czy tańce, nigdy na drinki
wszystkie te aktywności uważał za nieprzystające kobietom
po trzech latach narzeczeństwa wzięliśmy ślub
tęsknię za tańcami, Penelope, sprawiały mi wielką przyjemność, często rozmyślam o przeszłości, o tej osobie, którą dawniej byłam
nie wiem, gdzie ona się podziała
*
matka Penelope zamilkła i wróciła do robienia na drutach, szycia, gotowania, sprzątania, prasowania czy któregoś z pozostałych zajęć wypełniających jej dni
pozostawiając rozmowę zawieszoną w próżni
Penelope nie potrafiła sobie wyobrazić matki jako tej zbuntowanej, towarzyskiej dziewczyny
było jej szkoda młodej Margaret, która musiała wybierać między karierą a rodziną, co wydawało jej się okropnie niesprawiedliwe
i tak jak jej matka pragnęła uciec z dziczy Południowej Afryki, tak Penelope nie mogła się doczekać, aż pójdzie na studia, znajdzie pracę i wyrwie się z objęć rodzicielskiego kaftana bezpieczeństwa
tylko że potem oni powiedzieli jej, że jest jednym wielkim kłamstwem, i całe współczucie dla matki zniknęło bez śladu
a w jego miejsce wdarła się fala goryczy
już sam brak szczerości ich pogrążył, choć w późniejszych latach pojęła tok rozumowania rodziców, najgorsze było jednak okrucieństwo, z jakim jej to powiedzieli
to okrucieństwo odsłoniło rysy na ich obrazie i na obrazie osoby, którą Penelope miała być w świecie
nie jesteś naszą córką w sensie biologicznym, oznajmił ojciec podczas obiadu w dzień jej szesnastych urodzin (cóż za wyczucie chwili)
ktoś zostawił ją w koszyku na schodach kościoła
odczekali, aż osiągnie taki wiek, żeby dało się z nią o tym porozmawiać
jej przyjście na świat było owiane tajemnicą, nie znaleziono przy niej żadnego dokumentu, kartki, wskazówek, nic
oni od lat bezskutecznie starali się o dziecko, trafili na nią w sierocińcu, wtedy adopcja była dość łatwa, podpisali papiery, zabrali ją do domu
nie dodali jednak w tych wyjaśnieniach, że ją kochają, tego nigdy jej nie powiedzieli
ona potrzebowała wtedy deklaracji bezwarunkowej miłości ze strony ludzi, którzy wychowali ją jak własne dziecko
zamiast tego
oni zachowywali się jak gdyby nigdy nic, choć jej ciekły po twarzy łzy
siedzieli niewzruszenie na krzesłach z wysokim oparciem na swoich stałych miejscach przy owalnym stole, przykrytym obrusem z frędzlami
rozłożyli serwetki, zwinięte w rulony i wetknięte w drewniane pierścienie z wygrawerowanymi imionami każdego z nich
jedli kotlety jagnięce, ziemniaki z miętą i groszek z masłem przygotowane na sobotni obiad
podawali sobie sos
podawali pieprz
podawali sól
Penelope nie była w stanie przełknąć kawałka ziemniaka, który utkwił jej w gardle, więc wstała od stołu bez pozwolenia i dławiąc się, pobiegła na górę do swojego pokoju, rozszlochana padła na łóżko z rozpaczliwą nadzieją, że przynajmniej matka do niej przyjdzie, nasłuchiwała szurania kapci na schodach, ostrożnego pukania, szelestu otwieranych drzwi, czekała, aż poczuje na plecach ciężar jej dłoni
bo na objęcia nie miała co liczyć
zamiast tego
usłyszała, jak człowiek, którego do niedawna miała za ojca, wychodzi z domu na partyjkę golfa z bratem (już nie jej wujkiem), jak w każdą sobotę po południu
kobieta, dawniej jej matka, usiądzie zaraz przed kominkiem i zacznie dziergać na szydełku białe buciki dla najmłodszej bratanicy, Lindy (już nie małej kuzynki Penelope)
z radia na dole dobiegały żarty i śmiechy
dla nich to była sobota jak każda inna
Penelope wybuchała płaczem jeszcze przez wiele miesięcy, na osobności, w ukryciu przed dwojgiem ludzi, u których mieszkała, tak demonstracyjne zachowanie nie spotkałoby się z ich aprobatą
z dala od spojrzeń koleżanek ze szkoły, bo nie mogła wyznać im tak wstydliwej tajemnicy
była sierotą
znajdą
niechcianą
porzuconą
teraz rozumiała, skąd takie różnice między nimi
rodzice nie byli jej rodzicami, dzień urodzin nie był dniem jej urodzin
nie łączyła jej z nimi krew ani przeszłość
zadręczała się koszmarnymi myślami
jak jej prawdziwi rodzice mogli ją tak bezdusznie oddać? porzucić na kościelnych schodach jak worek śmieci?
co by było, gdyby dopadły ją szczury? lisy? mroźna noc?
jak oni mogli tak nie mieć serca? i kim w ogóle byli? skoro tego nie wiedziała
to jak miała znać samą siebie?
*
żadnych dokumentów
była podrzutkiem
anonimową
niezidentyfikowaną
zagadką
później
kiedy przyjrzała się sobie uważniej w lustrze na toaletce, stało się absurdalnie oczywiste, że w niczym nie przypomina Edwina i Margaret, jak o nich teraz myślała
Edwin był niski, anemiczny, niebieskooki, o orlich rysach pasujących do człowieka, który rzadko dawał upust jakimkolwiek emocjom, nawet jego okazjonalne wybuchy śmiechu brzmiały tak, jakby właśnie łamał narzuconą sobie zasadę, że nie wolno mu się dobrze bawić
Margaret była jeszcze mniejsza, ledwo dociągała do metra pięćdziesiąt, miała rzednące włosy, szare oczy, szarą cerę
fotografie ślubne poświadczały, że kiedyś była ładna
teraz wyglądała po prostu
jakby
wypłowiała
Penelope za to była wysoka jak na dziewczynę, miała metr siedemdziesiąt pięć, pełne wargi i orzechowe oczy, które przypieczętowały jej status szkolnej piękności, kręcone włosy barwy truskawkowego blondu układała à la Marilyn Monroe, nos miała „przyprószony piegami”, latem z łatwością się opalała, co było très chic, bo mogła się pochwalić skórą przyzłoconą jak po wakacjach w Saint-Tropez
szalenie światowo
*
Penelope postanowiła, że pójdzie na studia, wyjdzie za mężczyznę, który będzie ją wielbił, zostanie nauczycielką i urodzi dzieci
wszystko to miało wypełnić tę zionącą bólem wyrwę, którą teraz w sobie nosiła
to uczucie, że jest
nie
zakotwiczona
nie
chciana
nie
kochana
nie
istotna
jak
nikt.
2
Penelope zwróciła uwagę na Gilesa wkrótce po tym, jak jej tożsamość została roztrzaskana w drobny mak
potrzebowała kogoś, kto poskładałby ją w całość
miał osiemnaście lat, był kapitanem drużyny rugby w męskim ogólniaku, co za partia, wyglądał jak Heathcliff i roztaczał taką aurę pewności siebie, że zmiatał ze swojej drogi chłopców mniejszego formatu
kto nie chciałby unosić się na orbicie Gilesa Zdobywcy, cara Gilesa, króla Yorku Gilesa Pierwszego
napisała w pamiętniku
wszystkie dziewczęta w szkole się w nim kochały, poza tymi, które podejrzewano o skłonności safickie
*
Penelope powzięła sobie za cel usidlić Gilesa
co rano czaiła się na jego przystanku, żeby przypadkiem na niego wpaść, gdy będzie wysiadał, i wyzywająco dotrzymywać mu długiego kroku
na szczęście rozmowy toczyły się gładko, a Penelope wkrótce do mistrzostwa opanowała sztukę trzymania na dystans rywalek, które próbowały się między nich wcisnąć, a przy tym uwielbiała te chwile, gdy jego koledzy z drużyny dołączali w coraz większej liczbie, aż dawali się porwać fali prującej ze wzgórza w dół
była jedyną dziewczyną w grupie herosów sportu, kipiących czarującym maczyzmem i fanfaronadą
w ich obecności wszyscy maleli
schodzili z drogi
albo ustępowali przed ciosami
jej łokci
Penelope i Giles zaczęli bezwstydnie trzymać się za ręce, ukryci w rojach rówieśników w zielono-białych mundurkach
zaczął ją całować na au revoir, gdy żegnali się pod jej szkolną bramą, co za ekstaza, przed taką publicznością
każdy z tych występków mógł ją zaprowadzić na dywanik dyrektorki i poskutkować wydaleniem ze szkoły
co ją to obchodziło? zakochała się, urodzi Gilesowi dzieci, stworzy własne więzy krwi, w wieku osiemnastu lat była zaręczona
w tym czasie koleżanki z klasy emocjonowały się każdym pryszczem i fałdką dziecięcego tłuszczyku, przerażone, że nikt ich nie zechce i zostaną na półce
żałowała ich, jakie to musi być okropne być taką grubą, brzydką i najpewniej skazaną na całe życie w samotności
podczas gdy ona była gwiazdą
i szczerze mówiąc
nie miała nic przeciwko
wyszła za Gilesa wkrótce po ukończeniu kolegium nauczycielskiego, on pracował już jako inżynier budownictwa
wszystko wyglądało idealnie, dokładnie tak, jak sobie wyobrażała, Giles bardzo o nią dbał, upewniał się, że ma wszystko, czego jej trzeba, tu czule dotknął, tam pogładził po policzku albo pocałował w kark, sprawiał, że czuła się ważna i pożądana
ze względu na jego dobrze płatną pracę musieli się przenieść do Londynu, na Camberwell, do imponującego domu na Camberwell Grove, okolicy poza tym wycinkiem raczej ubogiej
dał jej wolną rękę w kwestii wystroju: tapety od Williama Morrisa, w jadalni stół i krzesła z Uniflexu, kanapy modularne De Sede, panele tapicerowane ze sztucznej skóry na ścianach w kuchni, pomarańczowe puchate dywaniki, plastikowe armatury łazienkowe barwy awokado
tolerował jej eksperymenty kulinarne i nigdy nie narzekał, gdy coś wyszło za słone albo za słodkie, przypalone, niedogotowane, rozmiękłe, ścięte, za rzadkie, łykowate, zbyt kruche, grudowate, ani kiedy należałoby użyć młotka i dłuta, żeby rozłupać jej kruche ciasto, chleb domowej roboty, pieczone mięso
od razu zaszła w ciążę z Adamem, co opóźniło początek jej pracy w szkole, ale miała jeszcze mnóstwo czasu na robienie kariery
rok później, po dwunastogodzinnym porodzie, wyślizgnęła się z niej Sarah
Penelope nie miała nic przeciwko siedzeniu w domu z dziećmi, zwłaszcza gdy były jeszcze niemowlętami, nie mogła uwierzyć w miłość, jaką do nich czuła
Giles wypełnił wyrwę w jej sercu, ale ta miłość do dzieci była odurzająca, nieskończona
kochała tę miłość
a jednak
po trzech latach z dwójką maluchów uczepionych jej nabrzmiałych piersi miała wrażenie, że wyssały ją do sucha
szczerze mówiąc, to już robiło się nieco wampiryczne
Sarah wciąż jeszcze była na tym gulgocząco-zaślinionym etapie ewolucji, Adam zaś już wykształcił dar mowy (ech), tak że pod koniec każdego dnia Penelope była zszargana do cna jego niezrozumiałym trajkotaniem
czuła się wstrętnie, że ma takie myśli, i nie mogła się doczekać, aż pójdzie do szkoły, by pracą zrównoważyć coraz mniej przyjemną rolę wszechmatki, zwłaszcza że zaczynała się czuć odstawiona na boczny tor wydarzeń większego formatu, gazety rozpisywały się o wrzących na całym świecie rewolucjach kulturalnych, także o ruchu wyzwolenia kobiet
a ona tymczasem brodziła po kolana w dziecięcych kupach i wymiocinach
Giles po powrocie do domu chciał rozmawiać o sprawach globalnego kalibru, rozdęty poczuciem własnej ważności, bo teraz w drodze do pracy czytał „Timesa”, ale ona była już tak wyżęta z sił, że się poddawał, jadł w milczeniu posiłek i zaszywał się w gabinecie
a ona kładła dzieci spać
poruszyła z nim kwestię swojego powrotu do pracy w szkole, stać nas na opiekunkę do dzieci
on na to, że to niepraktyczne mieć dwóch panów: szefa w pracy i męża w domu
żartował? jego mina na to nie wskazywała
*
Penelope zmuszała się do uczestnictwa w porankach przy kawie z innymi młodymi matkami, chodziła na nie tylko po to, żeby wyrwać się z domu, nie łączyło jej z pozostałymi kobietami wiele poza rodzicielstwem, doradzały sobie nawzajem, jak radzić sobie z dziećmi i mężami, jak gotować dania stanowiące ostatni krzyk kucharskiej mody, takie jak placek lotaryński czy spaghetti po bolońsku, a przez całą rozmowę usiłowały opanować potomstwo, wiercące się tak niestrudzenie, że każdej aż latały ręce, a spojrzenia rozbiegały się we wszystkie strony, bez ustanku monitorując, czy niesforne maluchy nie włażą po schodach, by spaść z nich głową naprzód, albo czy nie grzebią przy kratce w kominku z ciekawości, co się stanie, jeśli wezmą do ręki rozgrzany węgielek
Penelope napisała w pamiętniku, że szare komórki w jej mózgu pękają jak umierające gwiazdy i rozpływają się nieodwracalnie w nicość
a kiedy Mildred spod sześćdziesiątki trójki olśniło, że powinny zorganizować „Narodowe święto dewolaja”, by zachęcić sąsiadów do częstszego urządzania przyjęć koktajlowych, Penelope miała ochotę zawyć głośniej niż jej własne dzieci
dzięki Bogu
w ostatniej chwili poznała Glorię, miejscową bibliotekarkę, z którą dało się zamienić kilka sensownych słów przy wypożyczaniu i zwrotach książeczek dla dzieci
Gloria zaś, chyłkiem, przebiegle i radośnie zamówiła sześć egzemplarzy Mistyki kobiecości Betty Friedan
jak wyznała konspiracyjnie nad dębową ladą
polecała tę lekturę wszystkim rezolutnym młodym matkom, które odwiedzały bibliotekę w tygodniu, popychając dziecięce wózki przed sobą albo ciągnąc, zwykle rozwrzeszczane, za sobą
to znak, mówiła Gloria, że te inteligentne kobiety są zmęczone swoją sytuacją
*
Penelope nie mogła się oderwać od książki pani Friedan, trzymanej w schowku z miotłami, odkurzaczem i deską do prasowania – bo wiedziała, że Giles nigdy w życiu nie otworzył drzwi do jej „jaskini”, jak to nazywał
oszołomił ją wywód o tym, jak od wykształconych amerykańskich pań domu oczekuje się, że będą usatysfakcjonowane przydzieloną im rolą matek i gospodyń, podczas gdy one w rzeczywistości aż kipią z niezadowolenia, którego nie mają prawa wyrazić, wszystkie te nieszczęsne kobiety, uwięzione w domach na przedmieściach, skazane na gotowanie i sprzątanie, choć w tym czasie mogłyby opracowywać lek na ślepotę albo inne równie szlachetne wynalazki
dotarło do niej, że to, co dotąd uważała za swoje osobiste doświadczenie, w rzeczywistości dotyczy wielu kobiet, całego mnóstwa kobiet zmuszanych przez mężów do pozostania w domu, choć one rwały się do korzystania ze swojego intelektu, realizowania się na stanowiskach odpowiadających ich kompetencjom, kobiet takich jak ona, którym nuda i banalność codzienności już pada na mózg
Penelope zaczęła lobbować na rzecz swojego powrotu do pracy, lecz Giles upierał się, że ma siedzieć w domu, zgodnie z naturalnym porządkiem rzeczy, obowiązującym od niepamiętnych czasów:
ja polować – ty dbać o dom
ja zarabiać na chleb – ty piec chleb
ja robić dzieci – ty wychowywać dzieci
Giles tylko prychał, kiedy mówiła o swojej zawiści wobec Angielek z klasy pracującej, którym wolno na siebie zarabiać, i wobec setek milionów kobiet Trzeciego Świata, mających prawo do samorealizacji w macierzyństwie i na gruncie zawodowym, tak, to możliwe, Giles
skoro one mogą, to dlaczego nie ja? podejmowała temat, przynosząc mu co rano filiżankę herbaty, chodziła za nim po domu, kiedy szykował się do pracy, mówiła do niego przez drzwi, gdy spędzał zbyt dużo czasu w toalecie (co ty tam robisz?), nieustępliwie trwała w swej krucjacie ku wolności, kiedy przygotowywała mu tosty z jajkiem sadzonym oraz kiedy je jadł, i kiedy wkładał płaszcz przed wyjściem z domu, bo może jakimś cudem, jakimś cudem przekona go do zmiany zdania
aż wreszcie któregoś ranka wybił pięścią szybkę w drzwiach wejściowych, krzycząc, że miała szczęście, bo to mogła być jej twarz
po czym zatrzasnął je za sobą
pozwolił jej zatrzymać dom (to musi mu przyznać)
bez trudu uzyskała prawo do opieki nad Adamem i Sarą (dla niego dzieci były ciężarem)
znalazła opiekunkę i zatrudnienie w szkole koedukacyjnej w Peckham, nowej rejonówce ulicę dalej
męża numer dwa, Phillipa, poznała na ślubie koleżanki ze studiów, sześć tygodni po tym, jak listonosz przeszedł przez jej ogródek, by dostarczyć kopertę z orzeczeniem sądu
nadającym jej oficjalnie status
do wzięcia.
(…)
Bernardine Evaristo „Dziewczyna, kobieta, inna”
tłumaczenie: Aga Zano
wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
ilość stron: 496
Opis: Zwyciężczyni Nagrody Bookera w 2019 roku. Znajdziecie tutaj Wielką Brytanię, o jakiej jeszcze nie czytaliście. Od Newcastle do Cornwall, od narodzin wieku dwudziestego do nastolęctwa wieku dwudziestego pierwszego. Oto dwanaście postaci i ich podróż przez życie. Każda z nich czegoś szuka – kogoś bliskiego, celu w życiu, przynależności, domu, kochanki, matki, utraconego ojca, czy choćby odrobiny nadziei. Przede wszystkim zaś jest to oszałamiająca, pulsująca życiem powieść o kobietach. O ich sile, słabościach, bolączkach, powodach do szczęścia, pragnieniach i miłości. Opowiada o artystkach, bankierkach, nauczycielkach, sprzątaczkach, gospodyniach domowych – w różnym wieku i na różnych etapach życia. To wreszcie książka, o której powinno być głośno. I będzie.
TweetKategoria: fragmenty książek