Wykładowca, który stanowił inspirację dla postaci Hannibala Lectera. Przeczytaj fragment autobiografii „Daliśmy radę, chłopaku” Anthony’ego Hopkinsa

12 listopada nakładem Wydawnictwa Marginesy ukaże się autobiografia Anthony’ego Hopkinsa zatytułowana „Daliśmy radę, chłopaku”. Wspomnienia sławnych ludzi często piszą ghostwriterzy, ale Hopkins napisał tę książkę osobiście. W rezultacie powstała pasjonująca kronika spektakularnej kariery i wielu życiowych porażek. Brytyjki aktor dzieli się nie tylko sukcesami, ale również opowiada o problemach z używkami i nieudanych związkach. Szczególne miejsce w autobiografii zajmuje Hannibal Lecter. To właśnie wcielenie się w tę postać w filmie „Milczenie owiec” zmieniło życie Hopkinsa na zawsze. Poniżej publikujemy przedpremierowo fragment książki, z którego dowiecie się o kulisach kreowania ekscentrycznego mordercy.
Kiedy byłem małym chłopcem izolującym się od świata dzięki bezmyślnej bezczelności, w głowie często słyszałem zimny, oceniający głos, dokładnie taki jak Lectera. Czy to sprawia, że można mnie nazwać psychopatą? Pewnie tak. Czyż wszyscy nie jesteśmy do jakiegoś stopnia psychopatami, mniejszymi albo większymi? Bezmyślna bezczelność była grą, manipulacją. Gdy się nie odzywasz i siedzisz bez ruchu, inni czują się przy tobie skrępowani, ponieważ takie zachowanie sprawia, że stajesz się w ich oczach mniej ludzki.
W ramach przygotowań do roli próbowałem przeczytać książkę o Tedzie Bundym, ale treść była dla mnie zbyt okropna, więc nie dotrwałem do końca. Przeczytałem za to książkę o Stalinie. Jego córka twierdziła, że nie było na świecie nikogo, kto byłby bardziej samotny niż jej ojciec. Wokół niego było pusto, ponieważ wszyscy się go bali. Niewiele mówił. Gdy się na kogoś wściekał, wszystko było w porządku, ale kiedy się do kogoś uśmiechał, można się było żegnać z życiem.
Kolejną inspirację dla postaci Lectera stanowił Christopher Fettes, mój wykładowca z RADA*. Był znakomitym nauczycielem, charyzmatycznym i niezwykle wyczulonym na psychologiczne aspekty postaci. Wypowiadał się rzeczowo, a na ludzi patrzył spokojnie i bardzo uważnie. Nie wykonywał zbędnych gestów i nie marnował słów.
Podczas egzaminu wstępnego wszedł do sali i się przywitał.
– Dzień dobry. Jak samopoczucie?
– Dobrze – odparłem.
– Świetnie. Co przygotowałeś?
Odpowiedziałem.
– Dobrze.
Wystąpiłem.
– Tak, bardzo dobrze – usłyszałem po krótkiej chwili ciszy.
Tak samo jak Christopher, Hannibal potrafił wyrażać bezlitosną krytykę. Zwracał się do ludzi w taki sposób, jakby mógł ich bez wysiłku uśmiercić. Żywił jednak głęboki szacunek do agentki Starling. Oczywiście trochę się nad nią pastwił, ale ją szanował.
Po zdjęciach w Quantico ekipa przeniosła się do Pensylwanii nakręcić sceny z Lecterem w więzieniu. Scenografię przygotowano w starym budynku firmy Westinghouse w Turtle Creek na przedmieściach Pittsburgha. W styczniu 1990 roku przyjechałem do Pittsburgha, gdzie czekała na mnie reszta załogi: Jodie, Jonathan, producent Ed Saxon, operator obrazu Tak Fujimoto i inni. Jodie nagrała już wcześniej swoje sceny w Wirginii, teraz nadeszła kolej na pozostałą część filmu.
Spędzaliśmy dużo czasu w części planu odwzorowującej więzienie. Podobało mi się w przeszklonej celi. Atmosfera była ponura, ale Jonathan Demme był niezmiennie wesoły, cały czas się śmiał i zagadywał. Widać było, że lubi postać Lectera.
Kilka scen z udziałem Clarice i Hannibala odpowiada ośmiu, dziesięciu stronom scenariusza. W każdej z nich postaci oddziela gruba szyba. Musieliśmy kręcić kwestie jednej osoby przez cały dzień albo pół dnia, a dopiero potem kwestie drugiej, ponieważ kamera nie mogła filmować przez szybę. Samo wejście do celi zajmowało mi jakieś dwadzieścia minut, więc nie mogłem sobie nawet pogadać z Jodie ani z nikim innym. W trakcie nagrywania musiałem patrzyć prosto w kamerę, a Jodie stała z boku w normalnym ubraniu i podrzucała swoje kwestie. Była to nietypowa forma komunikacji. Później Jodie wyznała mi, że słowa Hannibala trafiały do niej niejako „dożylnie”. Wydaje mi się, że w filmie to widać.
Poza tym na planie przebywaliśmy z reguły osobno. Ostatniego dnia zdjęć zjedliśmy razem lunch. W Pittsburghu było okropnie zimno. Jodie odłożyła na talerz kanapkę z tuńczykiem i powiedziała, że musi mi się do czegoś przyznać: bała się mnie.
– Ja też się ciebie bałem! – odparłem.
Objęliśmy się i oboje przyznaliśmy się do tego, że w czasie zdjęć zachowywaliśmy dystans wobec siebie, co było bez wątpienia przejawem siły scenariusza, który kazał nam grać ze sobą w kotka i myszkę.
Od tamtej pory odnosiliśmy się do siebie niezwykle ciepło. Często wspominaliśmy, jak szczególnym doświadczeniem była dla nas praca przy tym filmie. Jodie powiedziała kiedyś:
– W „Milczeniu owiec” najbardziej niezwykłe jest to, że każdy z członków ekipy uważa ten film za najlepszy w swojej dotychczasowej karierze. Nie pokazuje on rzeczywistości z perspektywy potwora, tylko z perspektywy osoby z gruntu dobrej, która pragnie uratować świat. – Uśmiechnęła się znacząco. – Ale koniec końców najlepsza w tym filmie jest i tak rola bestii.
Powstanie kolejnych części tego obrazu było nieuniknione, ale taką magię trudno jest odtworzyć. Nie mam do Jodie pretensji o to, że nie chciała wystąpić w żadnej z nich.
Jakieś dwa lata po premierze „Milczenia owiec” zadzwonił do mnie Christopher Fettes, dawny wykładowca z RADA. Chciał mnie zaprosić na kolację razem z Yatem Malmgrenem, moim drugim ulubionym wykładowcą.
Nie wiedziałem, czego się spodziewać po tym zaproszeniu, w końcu obaj byli dla nas, studentów, bardzo surowi. Byłem bardzo dumny z roli Hannibala. Stanowiła punkt zwrotny w moim życiu, i to nie tylko zawodowym. Dzięki niej zyskałem więcej pewności siebie. Instynktownie wiedziałem, jak odegrać tę postać. Martwiłem się, że od byłych wykładowców usłyszę słowa krytyki.
Gdy usiedliśmy do stołu, Christopher spojrzał mi w oczy i powiedział:
– Wspaniale wypadłeś w tej roli.
– Wreszcie stworzyłeś swój wewnętrzny system! – zgodził się Yat. – Hannibal jest bardzo zniewieściały, ale to wspaniała osobowość. Wykorzystałeś swoją znajomość dynamiki ludzkiej osobowości.
– Z kogo czerpałeś, budując tę postać? – zapytał Christopher.
– Z ciebie – odparłem. – Hannibal to w połowie Dracula, a w połowie Christopher Fettes. Wykorzystałem cię jako wzorzec osoby charakteryzującej się chirurgiczną precyzją krytyki, a także głębokim zrozumieniem ludzkiej psyche. Twoje uwagi na zajęciach sprawiały, że czuliśmy się, jakbyś nas dźgał szpikulcem do lodu.
Christopher był zachwycony, że stanowił inspirację do stworzenia postaci słynnego mordercy. Tamten wieczór był niezwykle ważny dla nas wszystkich. Wykładowcy, którzy mnie tak wiele nauczyli i byli dla mnie tak surowi, teraz nie mieli do mojej gry żadnych zastrzeżeń, serwowali mi wyłącznie pochwały.
Wygłoszona przez ulubionych nauczycieli opinia, że dobrze, a nawet bardzo dobrze, mi poszło, sprawiła, że poczułem się niczym mały chłopiec, którego pogłaskano po głowie i który nareszcie usłyszał, że być może nie jest aż takim fajtłapą.
(…)
_
Przypisy:
*RADA – Royal Academy of Dramatic Art, z ang. Królewska Akademia Sztuki Dramatycznej).
Anthony Hopkins „Daliśmy radę, chłopaku”
Tłumaczenie: Diana Wierzbicka
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 336
Opis: Szczere i żarliwe wspomnienia ikony filmu i skomplikowanego człowieka, który od ponad sześćdziesięciu lat inspiruje widzów wybitnymi rolami
Anthony Hopkins urodził się i wychował w Port Talbot, walijskim miasteczku przemysłowym. Dorastał w czasach wojny i kryzysu, otoczony mężczyznami, którzy unikali okazywania emocjonalnej wrażliwości. Był słabym uczniem, więc koledzy, rodzice i nauczyciele mieli go za nieudacznika i nie wróżyli mu świetlanej przyszłości. Jednak pewnego sobotniego wieczoru ten lekceważony chłopiec obejrzał adaptację „Hamleta” z 1948 roku, a ta wzbudziła w nim niezrozumiałą jeszcze pasję i poprowadziła ścieżką, której nikt dla niego nie przewidywał.
Sir Anthony szczerze i zajmująco opisuje kolejne etapy kariery, ukazując genezę swoich najbardziej znanych ról. Dzięki monologowi Jaga z „Otella” dostał się na prestiżową Royal Academy of Dramatic Art, pod skrzydła samego Laurence’a Oliviera. Z Richardem Burtonem zetknął się po raz pierwszy w dzieciństwie, w domu nauczycielki rysunku, a później stanął z nim twarzą w twarz w teatralnej garderobie przed spektaklem „Equus” – już jako pełnoprawny aktor. Do stworzenia niezapomnianej kreacji w „Królu Learze” wykorzystał zaś stoicyzm ojca i dziadka.
Uczciwie przedstawia również wzloty i upadki w życiu osobistym. Uzależnienie zniszczyło jego dwa pierwsze małżeństwa i relacje z jedynym dzieckiem. Przez alkohol prawie umarł. To doświadczenie sprowadziło go ostatecznie na drogę trzeźwości, z której nie zszedł od niemal pół wieku. Podobnie jak inni mężczyźni w jego rodzinie, nieustannie zmaga się z pragnieniem samotności i unika bliższych relacji z obawy przed zranieniem. Z upływem lat coraz więcej myśli o własnej śmiertelności, przygotowując się na odkrycie tego, co jego ojciec nazywał Wielką Tajemnicą.
Przez całe życie, zarówno w momentach dotkliwej straty, jak i chwilach wyjątkowej radości, sir Anthony’emu towarzyszy jeden stały element: zdjęcie trzyletniego Tony’ego. Uchwycono na nim moment, w którym dostał drugą szansę na szczęście, cichą zapowiedź błędów, które miał popełnić, i niezliczonych możliwości, które miały się przed nim otworzyć. Dziś od tego niespokojnego dziecka dzieli go spory dystans i spoglądając na tę fotografię, z dumą mówi: „Daliśmy radę, chłopaku”.
Kategoria: fragmenty książek















