banner ad

„Wiatr zna moje imię” – nowa powieść Isabel Allende od 7 maja w księgarniach. Przeczytaj przedpremierowo fragment

29 kwietnia 2025

7 maja nakładem Wydawnictwa Marginesy ukaże się nowa książka Isabel Allende. Tym razem najpopularniejsza hiszpańskojęzyczna pisarka napisała powieść o imigracji, przemocy, solidarności i miłości. „Wiatr zna moje imię” opowiada dwie historie: żydowskiego chłopca, który w 1938 roku zostaje rozdzielony z rodzicami w Wiedniu, oraz salwadorskiej dziewczynki, która doświadcza tego samego w Arizonie w 2019 roku. Autorka podkreśla, że powieść ma zwrócić uwagę na to, w jaki sposób okrucieństwo historii może się powtórzyć. Inspiracji Allende dostarczyły historie, które poznała dzięki własnej fundacji, wspierającej organizacje i osoby pracujące na granicy Stanów Zjednoczonych i Meksyku. „Ta książka opisuje tragiczną historię, ale opowiedziałem ją z radością, ponieważ jest to również historia odwagi i dobroci. Inspiracją byli wspaniali ludzie, którzy pracują, aby złagodzić ból tych, którzy mieli mniej szczęścia” – powiedziała. Poniżej możecie przeczytać przedpremierowo fragment powieści, którą przetłumaczył Grzegorz Ostrowski.

– Twoją klientką będzie Anita Díaz, ma siedem lat – wyjaśniła Frankowi. – Oddzielono ją od matki, Marisol Díaz, pod koniec października. Od ośmiu tygodni przebywa w schronisku. Matkę przewieziono do ośrodka dla zatrzymanych w Teksasie. Tak naprawdę to prywatne więzienie znane ze złego traktowania i nadużyć, ogromny obiekt na pustkowiu, otoczony drutem kolczastym. Wkrótce potem znowu gdzieś ją przeniesiono, najpewniej z racji problemów zdrowotnych, bo dotarła tu osłabiona z powodu rany postrzałowej odniesionej jeszcze w kraju i uciążliwej podróży, ale tego nie wiemy na pewno. Później prawdopodobnie ją deportowano.

– Dokąd?

– Tego też nie wiemy. Rodzina pochodzi z Salwadoru, ale nie ma dowodów na to, że Marisol odesłano do jej kraju. Zazwyczaj po prostu zostawiają ludzi po drugiej stronie granicy, w Meksyku. Nie udało nam się jej odnaleźć.

– Jak tu trafiła z córką?

– W połowie października pojawiły się w punkcie granicznym, tu, w Nogales, i poprosiły o azyl. Odmówiono im. Nie mogły przekroczyć granicy. Obowiązuje zarządzenie prezydenta, by nikomu nie zezwalać na wjazd. Dziesięć dni później Marisol nielegalnie przedostała się do Stanów Zjednoczonych, została zatrzymana wraz z dziewczynką na pustyni. W punkcie straży granicznej powiedziała, że boi się o siebie i o córkę, że uciekają przed mężczyzną, który je ściga. To morderca, próbował ją zabić. Pokazała świeżą bliznę na piersi po kuli, od której niemal zginęła. To wszystko jest w raporcie. Nie ma tam natomiast odpowiedzi funkcjonariusza: „Nie wierzę ci, wszyscy mówią to samo. Nie płacą mi za wpuszczanie was do Stanów Zjednoczonych”.

– Istnieje prawny obowiązek zapewnienia ochrony osobom ubiegającym się o azyl – powiedział Frank.

– W teorii, ale w praktyce są traktowane jak przestępcy. Nikt ich nie chce. Stosuje się zasadę zero tolerancji, a żeby ich zniechęcić, oddziela się dzieci od rodziców.

– A córka Marisol?

– Jak wspomniałam, jest w schronisku dla nieletnich. Udało mi się załatwić jej dwie rozmowy telefoniczne z matką, ale potem straciliśmy kontakt z Marisol.

– Jak to możliwe?

– Bałagan, zła wola, niedbalstwo, bezkarność… Nikt za to nie zapłaci, polecenia przychodzą z Białego Domu – odparła Selena.

– Wyznaczono już datę sądowego przesłuchania dziewczynki?

– Jeszcze nie. To twoje zadanie. Musisz powstrzymać sędziego przed deportowaniem małej i sprawić, żeby dał nam czas na znalezienie matki albo jakiegoś krewnego w Stanach, który mógłby się nią zaopiekować. Na Anitę wywierano presję, żeby złożyła wniosek o dobrowolny powrót, mimo że, zdaniem matki, w kraju grozi jej śmierć.

– Ona ma siedem lat! – wykrzyknął Frank.

– To się ciągle zdarza. Miałam kiedyś taką absurdalną sprawę. Sędzia zapytał mojego klienta, czy decyduje się na dobrowolną deportację i powrót do swojego kraju. Co takie dziecko mogło odpowiedzieć? Miało rok i jeszcze nie mówiło. Anita jest bardzo sprytna. Odmawia powrotu do Salwadoru bez matki.

Z krótkich rozmów telefonicznych z Marisol Selena dowiedziała się, że spędziły trzy dni w tak zwanej lodówce, wraz z innymi kobietami i dziećmi. Niektóre nie miały jeszcze dwóch lat. Trzęsły się z zimna, stłoczone na betonowej podłodze, a za jedyne okrycie służyła im folia mylarowa. Zatrzymani mieli przebywać w tych celach tylko przez kilka godzin, do czasu przesłuchania i wywiezienia, ale często spędzali tam trzy, cztery dni. Jakiś pięcioletni chłopczyk był sam, bo rozdzielono go z ojcem, kiedy zostali zatrzymani. Ciągle wzywał tatę, kobiety próbowały go pocieszać, ale na próżno. Panowały tam straszne warunki: mało jedzenia, brak możliwości, by zadbać o higienę osobistą, światła zapalone przez całą noc, przemoc werbalna. Kiedy Anita poskarżyła się na pragnienie, strażnik odpowiedział jej, że jeśli chce wody, niech wraca do swojego kraju.

Widząc chłopca płaczącego za ojcem, Marisol uznała, że to samo może spotkać jej córkę, dlatego starała się ją na to przygotować. Powiedziała, że na pewno rozdzielą je na kilka dni, ale nie powinna się bać, bo ktoś się nią zaopiekuje i wkrótce znowu będą razem. Poprosiła, żeby była cierpliwa i dzielna, to miał być taki test, po którym czeka je dobre życie w Stanach Zjednoczonych.

– Marisol wyprowadzono w kajdankach na rękach i nogach na przesłuchanie w sprawie azylu, a kiedy wróciła do celi, Anity tam nie było. Już jej więcej nie zobaczyła. Jak wielu innym matkom, nie pozwolono jej nawet pożegnać się z córką – powiedziała Selena. – Personel nie został odpowiednio przeszkolony na wypadek takich kryzysowych sytuacji, ludzie są przeciążeni pracą, niektórzy proszą o przeniesienie, bo nie mają serca do wykonywania takich drastycznych poleceń.

Frank Angileri ukrył twarz w dłoniach. W ciągu lat praktyki adwokackiej widział wszystko, ale nic z tego nie przypominało zinstytucjonalizowanego okrucieństwa, o którym mówiła Selena.

– Niestety, Seleno, przywykłem do reprezentowania korporacji i klientów takich jak Alperstein, którzy płacą za oszukanie wymiaru sprawiedliwości. Nie wiem, czy będę w stanie zrobić, co trzeba, żeby ochronić Anitę.

– Najważniejsze, żebyś był do dyspozycji i żeby sędzia nie przyłapał cię na jakimś uchybieniu formalnym, bo może to wykorzystać, by odrzucić sprawę.

– Nie znam się na prawie imigracyjnym.

– Będziesz musiał się trochę poduczyć. Pomogę ci.
(…)

Isabel Allende „Wiatr zna moje imię”
Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 288

Opis: Historia o przemocy, miłości, wykorzenieniu i nadziei. Wiedeń, rok 1938. Ojciec Samuela Adlera, sześcioletniego żydowskiego chłopca, znika podczas nocy kryształowej, a rodzina traci wszystko. Zdesperowana matka wsadza Samuela do pociągu, który zabierze go z nazistowskiej Austrii do Anglii. Chłopiec, ze skrzypcami pod pachą, rozpoczyna nowe życie. Już zawsze towarzyszyć mu będą ciężar samotności i niepewność.

Arizona, rok 2019. Siedmioletnia Anita Díaz wraz z matką uciekają z Salwadoru przed niebezpieczeństwem. Ich przybycie do Stanów Zjednoczonych zbiega się z wdrożeniem nowej, bezwzględnej polityki rządu, przez którą na granicy zostają rozdzielone. Samotna i przestraszona, z dala od wszystkiego, co zna, Anita ucieka do Azabaharu, magicznego świata, który istnieje tylko w jej wyobraźni. Tymczasem młoda pracownica opieki społecznej i odnoszący sukcesy prawnik walczą o zjednoczenie dziewczynki z matką i zapewnienie jej lepszej przyszłości.

„Wiatr zna moje imię” to powieść o poświęceniach, jakie czasami muszą ponieść rodzice, o zaskakującej zdolności dzieci do snucia marzeń, która pozwala im przetrwać najgorsze, i o nieustającej nadziei, która rozświetla nawet najciemniejsze chwile.

fot. © Lori Barra


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek