U mamy na urodzinach – fragment „Portretu trumiennego” Kuby Wojtaszczyka

19 maja 2014

portret-trumienny-fragment
Prezentujemy fragment debiutanckiej powieści Kuby Wojtaszczyka pt. „Portret trumienny”, która ukazała się na początku maja nakładem wydawnictwa Simple Publishing. Booklips.pl jest patronem medialnym wydania.

Przy głównej arterii miasteczka zieleni się park. W wakacje wygląda najpiękniej. Gdyby nie ludzie go niszczący, przebywałbym w nim na okrągło. Ostatni raz przechodziłem przez niego półtora roku temu. Wtedy to przyjechałem tutaj z Artystą, aby zrobił zdjęcia pożydowskich kamieniczek do zbiorowej wystawy Jedwabne i inni. Byliśmy ze sobą już rok w związku przerywanym. Dzięki Artyście podszkoliłem język obcy, lecz nie skorzystałem z zaproszeń do London, jak mawiał. Nikt w tej dziurze się nie zorientował, że sypiamy ze sobą, lecz nowa twarz wywołała zamieszanie. Matka i Kryśka chwaliły się, że wielki artysta do nich przyjechał, ale nigdy nie zapytały, co to za fotografie będzie pstrykał. Wiesław wyjechał akurat w trasę po niemieckie auta. A ojciec, jak to ojciec, był, ale jakby go nie było.

W środku parku stała kebabownia, która oferowała również zapiekanki i hot dogi. Najbardziej wypełniona była w Boże Ciało, gdyż dookoła parku szła procesja. W kebabowni tej często objadali się również uczniowie szkół przy ulicy Piłsudskiego, która łączyła się z arterią. Stąd też najbliżej było do kościoła, fotografki i rozległego betonowego placu, gdzie w poniedziałki odbywa się targowisko lichoty. Kiedyś stały tutaj synagoga i mała willa, która mieściła siedzibę gminy żydowskiej i prowincjonalny teatr. Synagogę zrównano z ziemią zaraz po wysiedleniu Żydów. Willa przetrwała, a teraz, odnowiona, stanowiła chlubę miasteczka. Jest tutaj biblioteka publiczna, gdzie ma matka z chęcią wypożycza romanse, a ojciec jeszcze kilka lat temu przekazywał datki na harcerstwo, które także tutaj organizuje swoje zbiórki. Do tego co wtorek dwa pokoje zajmują plotkujący emeryci i renciści. Kazałem Artyście sportretować również ten historyczny budynek. Należy mu się.
Dalej już tylko piętrzą się domy, domeczki, ośrodek zdrowia i dworzec PKS, sklepy, sklepiczki i market. I tak aż do mojego gniazda.

Właśnie tą arterią, łączącą dwa większe miasta, mknął samochód na zaproszenie Jadwigi Krzyszowskiej, która w nieśmiertelnym niebieskim kostiumie z przypiętą broszką z czarnych piór oczekiwała na przyjazd gości. Dzieciaki niespokojnie biegały po domu, a ich ekscytacja udzielała się pozostałym członkom zatęchłej rodziny. Wiesław zawiązywał niemodny krawat w ukośne paski, nijak się mający do białej koszuli w drobne groszki. Ojciec, pomimo ciepłego popołudnia, założył wełniany bezrękawnik; umierające ciało zapewne traciło temperaturę. Krystyna musi posiadać szafę pełną takich samych ubrań, gdyż wyglądała identycznie jak w chwili mojego przyjazdu. Chociaż po dłuższej obserwacji jej suknia wydała mi się jakby mniej szara; być może bratówka nie używa płynu do czerni.

Oczywiście tego dnia byłem najlepiej ubraną osobą i nie zapowiadało się, aby stare ciotki ze wsi miały popsuć tę sytuację. Ewentualnie jeszcze Sabinka mogła się odstrzelić jak na warszawkę przystało. Wdziałem czarne, wąskie spodnie, koszulę tego samego koloru z kołnierzem i mankietami w granacie, no i obowiązkowo cienkie szelki. Schludnie, modnie, sexy i skromnie. Jakbym szedł na podryw, a nie na rodzinną imprezę. Paulina nie zmieniła powstańczej stylizacji. Siedziała w fotelu z grobową miną. Tak mogłaby wyglądać scena z filmu o powstaniu warszawskim. Łączniczka, która ma wątpliwości tuż przed Godziną W.

Duży salon na planie domu istniał jako garaż, ale został przez ojca sprytnie przekształcony w długaśne pomieszczenie imprezowe, gdzie dało się z łatwością pomieścić: dwa pokaźne stoły, czternaście krzeseł, stolik kawowy, kanapę, dwa fotele, barek, szafę, kredens i mnóstwo kwiatów doniczkowych. Pomieszczenie to jest miejscem akcji dużych, oprócz wesel, uroczystości rodzinnych. Gdy zapraszano więcej gości, niż posiadano krzeseł, wówczas kombinowano dodatkowe meble od sąsiadów czy bliższej rodziny.

? Poplamią, poniszczą… ? Mama niechętnie patrzyła, jak Wiesiek i ja rozkładamy krochmalone białe obrusy. Brat mój nie odzywał się do mnie ani słowem. Myślał, że mnie tym karze, lecz było wręcz przeciwnie. ? Może dam inne?

? No i później będą gadać, że mama wszystko tanim kosztem ? zaoponowała Kryśka, która właśnie przyniosła tacę z talerzami i sztućcami. ? Paulinko, chodź tu, rozłożysz!

? Jakim tanim kosztem? Tanim kosztem mi powie. Wiesz, ile wydałam w Biedronce? ? Skrzyżowała ręce na piersi i lekko wygięła się do tyłu.

? Niech mama da spokój i sprawdzi, czy barszczyk się nie gotuje. ? Bratowa przysunęła do Pauliny tacę, aby wzięła talerze.

? Ty mnie nie ucz gotowania, Kryśka ? oburknęła matka i wyszła z pokoju. ? Ścisz to pudło, Władek! ? Dobiegł nas jej głos po chwili.

Wyszedłem na papierosa na przyległy do pokoju balkon. Łączniczka spojrzała na mnie, rozkładając sztućce. Nie uśmiechnęła się; zachowała twarz bez wyrazu. Następnie usiadła na kanapie i zastygła w bezruchu, niczym pomnik małego powstańca. ?Dziwna dziewczyna? ? pomyślałem, zaciągając się fajką. Krystyna wniosła pierwsze półmiski z sałatkami i tak zwaną zimną płytę. Musiała coś powiedzieć do córki, czego nie dosłyszałem, bo ta wyszła z pokoju. Po chwili wróciła, trzymając tackę z wędlinami. Za Pauliną przyszedł jeden z bliźniaków i wniósł hit każdej rodzinnej uroczystości ? galarety udekorowane natką pietruszki.

?

? Przyjechali, przyjechali! ? Matka od dłuższego czasu monitorowała przez kuchenne okno przejeżdżające samochody.

Stałem w pokoju imprezowym i przyglądałem się potrawom. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że rozpoczęty proces gnilny doszczętnie pochłania kaczkę, zimne nóżki w galarecie, sałatki, sery i całą resztę.

? Aleks, przyjechali! ? matka wleciała do pokoju, oznajmiając przybycie co najmniej królowej brytyjskiej.

? Dobrze, mamo ? odrzekłem, ale było już za późno, aby usłyszała moją odpowiedź; ma matka Jadwiga stała teraz przy drzwiach wejściowych.

Nie przepadam za moją rodziną. Właściwie nie wiedziałem, któż taki został zaproszony, ale było mi to szczerze obojętne. Ktokolwiek by przyjechał i tak był obarczony mą pogardą. Ktoś stał już przed drzwiami i ostentacyjnie naciskał dzwonek, a mama specjalnie odczekiwała, aby pokazać, że w dzień jej urodzin świat kręci się tylko i wyłącznie wokół niej.

? Poszedłbyś przywitać się z rodziną. ? Krystyna właśnie wprowadziła ojca do pokoju.

Tata z lekkim wytrzeszczem oczu dreptał w góralskich bamboszach przy nogach synowej prowadzącej go pod ramię. Kryśka posadziła ojca na honorowym miejscu, u szczytu stołu, aby swoim słabym wzrokiem mógł ogarnąć przybyłych.

? Niech tata tutaj poczeka! ? krzyknęła do niego, a ten złapał się za ucho z aparatem słuchowym.

? Nie krzycz ? wyszeptał, po czym zainteresował się widelcem. Podniósł go i maksymalnie przybliżył do oczu.

? Tato… ? Ewidentnie zirytowana Kryśka odebrała ojcu narzędzie, które pewnie z chęcią wbiłby jej pod żebra za takie traktowanie.

? Niedoczyszczone. ? Tata obrócił głowę w stronę synowej, a ta, sprawdziwszy, czy nikt się za nią nie skrada, wytarła sztuciec kiecką.

?

Z przedpokoju dobiegły krzyki, które płynnie przeszły w: ?Sto lat, sto lat, niech żyje Jadzia nam, sto lat…?. Następnie zaszeleściły podarki, a przez nie przebijały się słowa mamy: ?Nie trzeba było, tyle tego?, co chwila zagłuszane przez: ?Co nie trzeba, co nie trzeba??. Postaci ściśnięte w korytarzu musiały się szybko i wręcz spontanicznie zorganizować, gdyż ? ku memu zaskoczeniu i zażenowaniu ? do pokoju wpakował się cały wesoły korowód. Na jego czele szła ma matka ze szpiczastą czapeczką urodzinową w baloniki, której gumka niekorzystnie opinała skórę głowy i szyi. Jadwiga wyglądała, jakby się przygotowywała do liftingu, miała jednak nietęgą minę: czapeczka ewidentnie ugniatała fryzurę. Matkę w pasie trzymała Gienia, a Gienię ? Wiesia. Siostry Jadwigi i swoje własne. Starsze siostry, urodzone tuż przed wojną lub tuż po ?39. Dokładnie nie pamiętam kiedy. Obie wdowy. Matka też wdowa, tyle że niedoszła. Przeżycie ojca trochę zmieniło plany Gieni i Wiesi, bo chciały mieć trio płaczek żałobnych. Prawie im się udało. Niestety, na razie został duet. Chwalą się, że kobiety z ich rodziny są długowieczne, a chłopy, jak to chłopy, mocne tylko w gębie.

Z kolei Wiesię za boczki złapał monstrualny Michał, syn Gieni, a Michała trzymała jego żona Wiola. Moje kuzynostwo miało własną gospodarkę ? stawy rybne. Wszystko dobrze wykarmione, zdrowe i wielkie na długość przedramienia Michała, przynajmniej tak pokazywał, jak chciał się pochwalić. Powodziło im się.

Przybyli tylko krewni od strony matki, bo ci ze strony ojca wyemigrowali albo kontakt z nimi dawno obumarł. Rodzice ojca umarli zaraz po wojnie, miał jakieś tam rodzeństwo, lecz nigdy go nie poznałem. Nie żałowałem.

Tymczasem goście się rozsiedliśmy. Intuicyjnie: kobiety po lewej, mężczyźni po prawej. Dla mnie brakło miejsca i usadowiłem się na styku dwóch stołów. Po lewej miałem Paulinkę, która co chwila gładziła swoją kiecuszkę i niemrawo spoglądała na galarety. Po mej prawicy zasiadł Wiesiek, ale raczej tak plecami do mnie, postawą zamkniętą, odgradzając mnie od męskiej części rodu. Po przeciwnej stronie stołu zostawiono dwa puste miejsca, zapewne dla Sabinki i jej konkubenta, choć nie do końca wierzono, że przyjedzie. Gdzie ona, gdzie z Warszawy, z dzieckiem?

portret-trumiennyKuba Wojtaszczyk „Portret trumienny”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Simple Publishing
Liczba stron: 138

Opis: Aleks, homoseksualista, neurotyk i egocentryk, powraca po latach do rodzinnego miasteczka na urodziny matki i musi zmierzyć się z koszmarami, przed którymi uciekł do Poznania. Robert Pruszczyński („Xięgarnia”) tak pisał o książce: „To historia wyrośnięcia z domowego ciepełka, które staje się domowym piekiełkiem. Główny bohater, Aleks, udowadnia, że pokrewieństwo to czysto umowna kategoria i w pewnym momencie rodzina to już tylko grupa obcych ludzi. Stosunek bohatera do ?gwałtu na jego intymności? cechuje duża ironia i tendencja do autoanalizy, nie przynosi ona jednak nigdy rozładowanie negatywnych emocji, przeciwnie neurotyczne rozgadanie prowokuje do coraz bardziej zaawansowanych aktów agresji. Na pierwszy rzut (czytającego) oka wydaje się to zabawne, ale z czasem zaczyna budzić przerażenie. Fantastycznie opisane rodzinne piekiełko, każda z postaci jest barwna i zapadająca w pamięć”.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek