To miał być zwyczajny dzień w centrum handlowym. Przeczytaj początek thrillera „Dzień gniewu” Bartosza Szczygielskiego

22 lutego 2023

Po „Winni jesteśmy wszyscy”, „Dolinie Cieni” i „Nim skończy się noc” Bartosz Szczygielski proponuje kolejny trzymający w napięciu thriller. „Dzień gniewu” to opowieść o chorym umyśle i rodzących się w nim niebezpiecznych planach. Ale przede wszystkim o ludziach, którzy szukając azylu i akceptacji, gotowi są na największe poświęcenie. Książka jest już dostępna w księgarniach, a u nas przeczytacie sam jej początek.

Monika nie przypuszczała, że niedługo umrze, a ratownicy medyczni, którzy przybędą na miejsce zdarzenia, będą próbowali pozbierać ją do kupy przez dobrych kilka godzin.

Bezskutecznie.

Monika nie wiedziała o wielu rzeczach, które zdarzą się w ciągu najbliższych dziesięciu minut, ale jedno wiedziała na pewno. Niepotrzebnie wychodziła dziś z domu. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy praktycznie się z niego nie ruszała. Uwiązana restrykcjami oraz strachem, całkowicie przeniosła się na pracę zdalną. Dziś opuściła bezpieczne mury swojego M2 po raz pierwszy na dłużej niż pół godziny i czuła się przytłoczona. Drażnili ją ludzie, których mijała na ulicy, i ci, którzy mijali ją w odległości mniejszej niż zalecane dwa metry. Sama starała się utrzymać odpowiedni dystans, ale jej próby lawirowania między przechodniami nie przynosiły żadnego rezultatu.

Ludzi było po prostu za dużo.

I każdy z nich zachowywał się tak, jakby poprzednie miesiące niczego go nie nauczyły. Kiedy Monika oglądała filmy o zombie, zawsze zastanawiała się, jak to możliwe, że ludzkość dała się tak podejść i wykorzystać przez chodzącą padlinę. Teraz nie miała już żadnych wątpliwości, że filmowcy pokazywali całą prawdę o społeczeństwie. Bezmyślnej masie, która dla własnej wygody zrobi wszystko, a konsekwencjami swoich działań zajmie się później. A najlepiej, jakby tymi konsekwencjami zajął się za nich ktoś inny. Pandemia udowodniła jej, że nie ma ratunku dla tej planety, ponieważ zawsze znajdą się tacy, którzy zamiast myśleć o innych, będą koniecznie chcieli napić się kawy na mleku sojowym.

– Mogę prosić twoje imię?

Słowa baristki wytrąciły ją z równowagi.

– Monika – odpowiedziała zgodnie z prawdą, choć miała ochotę podać jakieś fałszywe dane, i sięgnęła do torebki po portmonetkę. – Ile płacę?

Kobieta nabazgrała imię na papierowym kubku i spojrzała na wyświetlacz kasy.

– Dwadzieścia cztery pięćdziesiąt.

Aż ją zabolały te słowa. Miała na koncie znacznie więcej, ale pamiętała też, że za kilogram ziaren do swojego ekspresu zapłaciła około czterdziestu złotych. To wystarczyło jej na kilka miesięcy, no ale skoro powiedziało się A…

– Proszę. – Przyłożyła kartę do czytnika, który odpowiedział jej nieprzyjemnym piknięciem. – Dziękuję.

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że odpowiedziała maszynie, a baristka w tym czasie odstawiła jej kubek na ladę i spoglądała już na następną osobę w kolejce. Monika przestała być jej przyjaciółką, choć przed chwilą została obdarzona jednym z najładniejszych uśmiechów, jakie widziała w swoim życiu. Schowała rzeczy do torebki i grzecznie przesunęła się na bok, stając na końcu niewielkiego wężyka ludzi czekających na odbiór swojego zamówienia. Nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić, więc zrobiła dokładnie to samo co otaczający ją ludzie. Wyciągnęła telefon z torebki i zaczęła przeglądać Instagrama.

Bezwiednie poruszała kciukiem, przesuwając zdjęcia, które nieustannie wprowadzały ją w stan zdumienia. Obserwowała jedynie garstkę osób, z którymi kiedyś coś ją łączyło, a i tak odnosiła wrażenie, że spogląda na zupełnie inny świat. Szczęśliwszy, a już na pewno bogatszy od tego, w którym ona utknęła.

Tropikalna plaża, palemka w drinku i opalone nogi świadczyły o tym, że jej koleżanka ze studenckich czasów znowu była gdzieś za granicą. Jej zdjęcia na Instagramie pokazywały chyba pół świata, a przynajmniej Monika tak to odbierała. Widziała już Justynę w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i gdzieś na Islandii. Zawsze uśmiechnięta i zawsze w nienagannej pozie. Monika zastanawiała się, gdzie popełniła błąd. Obie skończyły filologię i powinny być dokładnie w tym samym miejscu, a tymczasem ona ostatni raz szczerze uśmiechała się do kuriera, który łaskawie wniósł jej na trzecie piętro zamówione półki na książki. Całe dnie ślęczała nad dokumentami, tłumacząc instrukcje obsługi maszyn, których nigdy wcześniej nie widziała na oczy, lub umów, które opiewały na więcej, niż były warte jej nerki.

Westchnęła i przejechała kciukiem po wyświetlaczu. Na ekranie mignęło jej kilka reklam bielizny i parę zdjęć osób, których w ogóle nie kojarzyła. Coraz rzadziej sprawdzała media społecznościowe.

Te miesiące zniszczyły ją psychicznie, a Monika odczuła to mocniej, niż podejrzewała. Do tej pory uważała, że nic wielkiego się nie stało, a jej życie wyglądało podobnie jak wcześniej. Dopiero teraz zaczął schodzić z niej stres, który potęgowany był z praktycznie każdej strony.

– Monika?

Usłyszała swoje imię i oderwała wzrok od ekranu. Na blacie obok niej stała już kawa, a przyrządzający ją chłopak skinął głową, że może ją odebrać. I najlepiej, żeby zrobiła to szybko, ponieważ kolejka cały czas się powiększała.

Złapała za swój napój i rozejrzała się po kawiarni. Pod oknami zwolnił się stolik, co idealnie się złożyło. Miała jeszcze kilka minut do spotkania, a nie przewidziała tego, że w kawiarni będzie tak tłoczno, choć powinna. W końcu zrobiło się ciepło, nie trzeba było nosić maseczek i świat zaczął przypominać ten, który kiedyś wydawał się normalny i niczym niezagrożony. Monika też tak sądziła, ale teraz nie była już niczego pewna.

Usiadła pod oknem i postawiła kubek z kawą na środku stolika, który zdobiła kartka z napisem zdezynfekowano. Nie wyglądała na czystą, podobnie jak sam blat. Przewiesiła torebkę przez oparcie krzesła i pozwoliła swoim mięśniom odpocząć. Jej ciało nie było przyzwyczajone do stania dłużej niż kilka minut. Ból nie był niczym dziwnym. Po prostu organizm Moniki przypominał jej o tym, że nie powinna dziś ruszać się z domu, a najlepiej z kanapy. Zaczęła się zastanawiać, czy jeszcze może odwołać spotkanie, a kiedy już podjęła decyzję, że wyjdzie, do kawiarni weszła Justyna. Pomachała do Moniki i dała jej znać, że zamówi sobie coś do picia i już do niej idzie.

Monika wzięła łyk kawy i mocno się przy tym skrzywiła. Zamówiła duże macchiato, które było tak gorzkie, że ledwo mogła przełknąć to, co już wlała do gardła. Rozejrzała się po kawiarni, ale wydawało się, że tylko jej napój nie smakował tak, jak powinien. Wzięła pod uwagę też to, że bywała wybredna już wcześniej. Powinna wrócić do lady i poprosić o nową kawę, ale nie lubiła stwarzać problemów. Uczono ją, że trzeba być uprzejmym, więc była, choć nie przyniosło jej to w życiu praktycznie niczego dobrego. Jeżeli tak się stało, to tego nie zauważyła. Jak wielu innych rzeczy, w tym pierścionka zaręczynowego, który pojawił się na palcu serdecznym przyjaciółki. Dopiero kiedy pojawił się kilkanaście centymetrów przed jej twarzą, zdała sobie sprawę, jak wiele ją ominęło.

– O – wydusiła z siebie, kiedy Justyna usiadła naprzeciwko niej. – W końcu się oświadczył?

– Zmusiłam go. – Zaśmiała się. – Może nie dosłownie, bo przecież nie będę stawiała mu ultimatum czy czegoś takiego, ale miałam już dość czekania i trochę przyśpieszyłam sprawy. Wiesz, co więc mam na myśli, no nie? Znamy się sześć lat, mieszkamy razem od czterech, więc w końcu trzeba było coś zrobić. Pójść naprzód i tak dalej. Praktycznie sama go sobie wręczyłam podczas ostatniego wyjazdu.

Monika słuchała słów przyjaciółki, choć z coraz mniejszym zaangażowaniem. Niewiele do niej docierało, ponieważ uświadomiła sobie smutny fakt. Justyna nie powiedziała jej o tym, że się zaręczyła. Nie chodziło nawet o to, że przemilczała pierścionek w dniu, w którym go dostała. Przemilczała go przez ostatnie dwa tygodnie, bo wtedy Monika oglądała jej zdjęcia na Instagramie. Ich pierwszy wyjazd po pandemii, więc bardzo dokładnie udokumentowany, ale fakt zaręczyn został przemilczany. Widocznie to była informacja zarezerwowana dla najbliższych.
Czuła, jak w gardle zbiera jej się gula żółci, której nie potrafiła przełknąć. Dotarło do niej, że nie jest już dla Justyny tym, kim była wcześniej. Wystarczyło kilka miesięcy ograniczonego kontaktu i Monika stała się zbędna.

– Gratulacje – powiedziała po chwili, popijając gorycz równie gorzką kawą. – Cieszę się. Naprawdę.

– Dzięki, a co tam u ciebie? Dalej… tłumaczysz?

– Tak, ostatnio dostałam duże zlecenie od ministerstwa, którego nazwy nie mogę powiedzieć. – Wysiliła się na żart, by choć odrobinę uatrakcyjnić swoją pracę w oczach Justyny. – Gdybym powiedziała, czym się teraz zajmuję, musiałabym cię zabić.

Mina koleżanki jasno tłumaczyła, że żart był zabawny tylko według Moniki.

– To może lepiej mi nie mów – odparła niechętnie. – Co w ogóle tutaj robimy?

– Co masz na myśli?

– Wyszłaś z tym spotkaniem trochę niespodziewanie. Sądziłam, że coś się stało.

Monika próbowała sobie przypomnieć ostatnie rozmowy, jakie prowadziła z Justyną, i to, czego dotyczyły, ale nie była w stanie. Gadały głównie o niczym. O pogodzie i o tym, co widziały ostatnio na Netflixie, choć to głównie Monika pisała, co oglądała. Chciała to zmienić, zobaczyć się i porozmawiać tak, jak robiły to kiedyś. Zaproponowała spotkanie, trochę nie myśląc o tym, co będą na nim robiły. Kiedyś nie musiała tego planować. Wystarczyło, że usiadły razem na kawie, i tematy same się pojawiały.

– Nie, nic się nie stało – wyjaśniła. – Chciałam wyjść z domu.

– Aha.

Monika rozejrzała się po kawiarni i zatrzymała wzrok na parze zajmującej się małym dzieckiem. Siedzieli po drugiej stronie pomieszczenia, ale dało się zrozumieć, o czym mówią, nawet przy stoliku, który zajmowała z Justyną. Nie kłócili się, mimo to byli głośni, jakby nie zważali na znajdujących się w okolicy ludzi. Teraz słyszała, że zostawiają bąbelka u teściów i w weekend jadą do Karpacza, gdzie zamierzają robić rzeczy, które ona wstydziłaby się wpisać w Google w trybie incognito. To uświadomiło Monice, jak bardzo niefortunnym pomysłem było umawianie się w popularnej kawiarni. Powinna wybrać bardziej ustronne miejsce, ale to było najbliżej pracy przyjaciółki i chciała się dostosować do jej harmonogramu dnia.

– Niedługo będę musiała lecieć. – Justyna spojrzała na Monikę, a potem na smartwatcha i parę razy dotknęła ekranu. – Mam calla, wyszłam z biura tylko na chwilę.

– Dużo pracy?

– Wiesz, jak jest. – Wzruszyła ramionami i upiła solidny łyk kawy. – Na zdalnym tak nas pilnowali, że musiałam ruszać myszką przy kompie, żeby wiedzieli, że pracuję. Teraz odpuściłam zaplanowany wyjazd, kiedy wszyscy inni się dobrze bawią.

– Współczuję.

Monika nawet nie starała się brzmieć na zatroskaną. Zresztą Justyna i tak niespecjalnie spoglądała w jej stronę. Nie wyglądało też na to, żeby słuchała z wielkim zaangażowaniem. Za to coraz częściej dotykała ekranu smartwatcha, a po chwili przerzuciła się na smartfon.

– Przepraszam – powiedziała, podnosząc urządzenie z blatu i przykładając do ucha. – Zaraz wrócę.

Wstała ze swojego miejsca, chwyciła za kawę i wyszła przed kawiarnię. Monika obserwowała, jak Justyna prowadzi z kimś zażartą dyskusję. Podejrzewała, że to coś związanego z pracą, ale nie udało jej się dojrzeć tego, co pojawiło się na wyświetlaczu telefonu. Nie to, żeby to była jej sprawa. Po prostu chciała wiedzieć, kto był ważniejszy od niej. Doskonale rozumiała, że dzisiejsze spotkanie może już uznać za zakończone. Poczeka na Justynę, wymienią kilka uprzejmości i każda z nich pójdzie w swoją stronę. Wątpiła w to, by kiedykolwiek ich drogi się ponownie przecięły. Co najwyżej Monika da jej serduszko na Instagramie, kiedy koleżanka wrzuci zdjęcia ze ślubu. Nie wierzyła w to, że zostanie na niego zaproszona.

Przeniosła wzrok na mijających kawiarnię ludzi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli, a przynajmniej na takich wyglądali. Ona miała na dziś już wolne. Zakładała, że spotkanie potrwa przynajmniej dwie godziny, wyglądało jednak na to, że zakończy się po dziesięciu minutach. Będzie musiała znaleźć sobie zajęcie na resztę dnia. Miała dość pracy, więc pewnie skończy się na tym, że zalegnie na kanapie i obejrzy jakiś serial. Na swojej liście miała ich już kilkanaście, a ta stale puchła. Ona zresztą też. Pandemia zostawiła ją z czterema nadprogramowymi kilogramami, których Monika nie potrafiła się teraz pozbyć.

Wzięła łyk kawy i mocno się skrzywiła.

Kiedy odstawiała kubek na blat, wokół zrobiło się zaskakująco cicho. Para siedząca kilka stolików dalej przestała dyskutować, umilkły też młynki do kawy. Monika zaczęła rozglądać się po kawiarni i dostrzegła, że wszyscy skierowali wzrok na witrynę. Ona też się odwróciła i zrozumiała, skąd to nagłe zainteresowanie się wzięło.

Na zewnątrz dostrzegła parę, która bardzo żywiołowo się ze sobą kłóciła. Szkło tłumiło wszelkie odgłosy, a Monika nie potrafiła wyłapać słów, które do siebie krzyczeli. To jednak musiało być coś bardzo ważnego, ponieważ na chodniku wokół nich zrobiło się nagle sporo wolnej przestrzeni. Chyba nikt nie chciał się wtrącać w nie swoje sprawy, ale za to wszyscy chętnie im się przyglądali. Ona także.

Sytuacja na ulicy stawała się coraz poważniejsza, bo wokół pary nie było już nikogo. Normalnie Monika odwróciłaby wzrok, ale w tej kłótni było coś uduchowionego. Podziwiała pasję i zaangażowanie, choć nie miała pojęcia, czego może dotyczyć spór. Chciała znaleźć na zewnątrz Justynę, by ta wytłumaczyła jej coś na migi, nigdzie jednak nie mogła dojrzeć koleżanki.

Zobaczyła za to, jak mężczyzna popycha kobietę, a ta pada na chodnik.

Zerwała się z krzesła i zasłoniła usta, by nie wrzasnąć. Do tej pory widywała takie sceny tylko w serialach, ale tam nie robiły na niej wrażenia. Tutaj komuś działa się prawdziwa krzywda i ona nie mogła z tym nic zrobić.

Rozejrzała się po kawiarni – nikt nie zareagował na to, co działo zaledwie kilka metrów od nich. Paru mężczyzn spuściło wzrok, a ci, którzy tego nie zrobili, po prostu odwrócili swoje głowy w inną stronę. Tak jakby świat za oknem nagle przestał mieć jakiekolwiek znacznie.

– Ruszcie się! – krzyknęła. – Pomóżcie jej!

Monika nie pamiętała już, kiedy ostatni raz zareagowała tak emocjonalnie. Wyglądało jednak na to, że jest jedyną osobą, którą to obeszło. Sama postanowiła więc coś zrobić. Zebrała swoje rzeczy i już chciała wyjść z kawiarni, kiedy wszystko wokół się zatrzymało. Słyszała tylko bicie swojego serca i nic więcej. Oślepiło ją ostre światło, a jej świat przestał istnieć w ułamku sekundy. Umarła dokładnie tak, jak żyła.

Samotnie.

Nikt nie był w stanie wytłumaczyć jej, co się właściwie stało i dlaczego nie żyje. Nikt nie mógł jej powiedzieć, że bezpośrednią przyczyną śmierci był duży kawałek szkła, który przebił kość potyliczną, zanurzając się w mózgu. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że zanim serce Moniki przestało bić, nie zdążyła nawet pomyśleć o kawie, której nie dopiła i która nawet jej nie smakowała. Nie słyszała też krzyków przerażenia i jęków bólu wypełniających kawiarnianą przestrzeń. Została tylko cisza.

Cisza i ciemność.

DZIEŃ 1
Krystian

Jasne, ostre światło przebijało się przez szparę między żaluzjami.

Krystian Betel przekręcił się na drugi bok, by zaznać jeszcze choć chwili spokoju, i wystawił nogę spod kołdry. Wiedział, że jego ruch nie zdał się na wiele, i co najwyżej zrobiło mu się odrobinę chłodniej, ale na ratunek było już za późno. Organizm zaczynał się rozbudzać, czego on nie mógł powiedzieć o mózgu, do którego wszystkie informacje spływały z opóźnieniem. Szczególnie rano, które dla Krystiana było terminem mocno ruchomym. W zależności od tego, czy akurat musiał tego dnia iść do pracy, czy nie, „rano” mogło zaczynać się przed szóstą, ale też po dziesiątej.

Otworzył oczy i spojrzał na zegarek stojący na nocnym stoliku. Przez chwilę cyfry były niewyraźne, w końcu jednak odczytał godzinę.

Trzynasta siedemnaście.

– Cholera.

Już dawno powinien być na nogach, jak każdy szanujący się dorosły człowiek, ale dalej nie do końca wiedział, czy faktycznie ma na to ochotę. Zarówno na to, by być dorosłym, jak i na to, żeby zwlec się z łóżka. Dziś był ten dzień, kiedy miał wolne, i wstępnie planował spędzić go na sprzątaniu mieszkania. Doprowadził je do takiego stanu, że było mu autentycznie wstyd, choć z drugiej strony nie zapraszał do siebie gości. Nikogo więc nie obchodziła warstwa kurzu na płytach CD, tak gruba, że potrzebowałby szlifierki, by ją usunąć.

Obrócił się na plecy i zaczął gapić w sufit. Popękana farba przypominała mu, że już w zeszłym roku miał zająć się remontem, ale nie znalazł na to czasu. Jak na wiele innych rzeczy, które wiecznie odkładał na później. Przynajmniej jego kariera zmierzała w dobrym kierunku i nie bardzo miał ochotę przejmować się takimi rzeczami. Tak długo, jak nie musiał spędzać w domu więcej niż kilka godzin.

Wyprostował się i usiadł na skraju łóżka.

Krystian przejechał dłonią po głowie, przeczesując krótkie włosy, i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyglądało znajomo, ale z całą pewnością nie było jego sypialnią. On nie miał w oknie żaluzji, a na jego parapecie nie stał wazon z zasuszonymi kwiatami. Nie pamiętał też, żeby jego stolik nocny miał zegar, właściwie Betel w ogóle nie miał stolika nocnego. Westchnął i spojrzał na podłogę. Znalazł tam swoje ubranie, obok którego leżał też stanik. Wciągnął skarpetki i złapał za jeansy, ale nie potrafił nigdzie znaleźć swojej koszulki. Nie lubił chodzić bez niej z powodu blizn na plecach, które mało na kim robiły dobre wrażenie. Teraz nie miał jednak wyjścia, więc włożył tylko spodnie. Całe szczęście bokserki były na swoim miejscu, więc przyjął, że noc przebiegła tak, jak zazwyczaj.

Smutno.

Przeciągnął się i zaczął nasłuchiwać. Do jego uszu dotarły głosy dobiegające z kuchni i salonu. Poczuł też zapach kawy, co zdecydowanie poprawiło mu humor. Ruszył więc w tamtą stronę, a po drodze jeszcze zerknął na znajdującą się pod ścianą biblioteczkę. Znał nawet kilka tytułów, które stały w równych rządkach, ale nie podobało mu się to, że książki ustawiono według kolorów grzbietów. Może i wyglądało to ładnie, ale stanowiło prawdziwy horror dla człowieka, który lubił mieć wszystko uporządkowane. Krystian lubił, a nie miał śmiałości dotykać książek, które nie należały do niego. Nauczył się już, że to świętość i nie należy zaburzać pewnego stanu rzeczy.

Stanął w progu kuchni i spojrzał na poruszającą się po niej kobietę. Miała na sobie jego koszulkę i wyglądało na to, że nic ponad to. Zatrzymał wzrok odrobinę zbyt długo na jej nogach i dopiero kiedy poczuł się w pełni usatysfakcjonowany, zdecydował się przywitać.

– Hej, mogłaś mnie obudzić.

Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła tak, że Krystian poczuł się jak przed studniówką, kiedy po raz pierwszy się całował. Nigdy nie potrafił rozmawiać z kobietami i dalej uważał, że to czynność, której nie sposób się nauczyć, a przynajmniej on nie potrafił tego zrobić. Całe szczęście, z wiekiem zaczęło przychodzić mu to odrobinę łatwiej, co wcale nie oznaczało, że czuł się w towarzystwie płci przeciwnej komfortowo. Z Joanną Siemczyk sprawa była o tyle prostsza, że jej płacił, więc miał ułatwione zadanie.

– Mówiłeś, że masz dziś wolne – odparła i złapała za kubek z kawą, który następnie postawiła na małym stoliku przysuniętym bezpośrednio do ściany. – Powinieneś zacząć się wysypiać. Wyglądasz, jakbyś nie jadł od miesiąca.

Krystian spojrzał na swój brzuch, którego faktycznie ostatnio było jakby mniej. Nie ważył się od ładnych kilku lat, ale zakładał, że jego waga oscyluje gdzieś w przedziale od 80 kilogramów do niczyj interes. Teraz był zdecydowanie bliżej tej pierwszej granicy i nie miał nawet oponki, choć niewiele brakowało do tego, by dorobić się sklapciałej dętki. Dopóki będzie w stanie sam zawiązać sobie buty, nie zamierzał katować się żadnymi dietami. Wystarczył mu stres, który bardzo dobrze wpływał na metabolizm.

– Dobrze wiesz, że odżywiam się odpowiednio.

– Zupki chińskie i kebab to nie jedzenie. – Joanna zaśmiała się serdecznie. – To dieta dziesięciolatka, któremu rodzice zostawili kieszonkowe i pojechali na wakacje. Bardzo patologiczni rodzice, dodajmy.

Betel miał już coś odpowiedzieć, ale Joanna mówiła prawdę, więc po prostu usiadł naprzeciwko niej i sięgnął po kawę. Jedyne śniadanie, na jakie miał teraz ochotę. Kiedy tutaj nocował, zawsze dostawał kawę w tym samym, lekko obtłuczonym już na brzegach kubku. Na ceramice znajdowała się grafika przedstawiająca kota śpiącego na małej poduszeczce i mruczącego serduszkami. Krystian zastanawiał się, skąd u Joanny takie przywiązanie do kotów, skoro żadnego nie miała, ale w jej mieszkaniu widział znacznie więcej tego typu grafik. W korytarzu wisiało nawet parę zdjęć kotów liżących się po łapkach i innych miejscach ciała, do których nikt z kręgosłupem nie miałby normalnie dostępu.

Wziął solidny łyk kawy i wyciągnął z oka zaschniętego śpiocha.

– Jeżeli spróbujesz wytrzeć to w mój stół, złamię ci rękę – powiedziała, zanim Krystian zdążył cokolwiek zrobić. – Zrozumiano?

– Zrozumiano – odparł, wycierając palce w spodnie. – A oddasz mi koszulkę? Może być mi dziś potrzebna.

– Jesteś pewien, że tego chcesz? Nie mam nic pod spodem i trochę się już do niej przyzwyczaiłam. Pachnie tobą.

Zastanawiał się, co powinien na to odpowiedzieć. Do tej pory z Joanną łączył ich jasny układ, ale w obecnej sytuacji nie miał pewności, czy dalej obowiązywał. Ostatnia noc widocznie wiele zmieniła – dla Krystiana stanowiła na razie wielką niewiadomą, a wypili tylko po jednej lampce wina.

– Czy my…?

– Nie mów mi, że nie pamiętasz…

Słyszał w jej głośnie oburzenie. Coś, czego się nie spodziewał, ale w takiej sytuacji nie powinien się dziwić. Nie uznawał się za nie wiadomo kogo, jednak takie stwierdzenie mogło zaboleć drugą stronę. Krystiana zabolałoby, gdyby to Joanna nie pamiętała wspólnej nocy.

– Tego się po tobie nie spodziewałam.

Podniosła się z krzesła z takim impetem, że niewiele brakowało, a rozlałaby na siebie kawę. Krystian wpatrywał się w twarz Joanny, ale ta przedstawiała tylko złość i zero zrozumienia. Kobieta złapała za dół koszulki i zaczęła ją podciągać, odsłaniając tym samym coraz więcej tego, czego on nie pamiętał.

– Czekaj, czekaj!

Jego próba zatrzymania tego, co zaczęło się dziać, spełzła na niczym. Joanna ściągnęła ubranie, a on zobaczył, że pod spodem miała sportowy strój. Krótkie czarne spodenki i stanik w tym samym kolorze. Machnęła koszulką nad głową i po raz kolejny się zaśmiała.

– Jesteś uroczy – powiedziała, oddając mu część garderoby. – Do niczego między nami nie doszło. Zasnąłeś jak zabity po sesji, a właściwie to jeszcze w czasie jej trwania.

Westchnął z ulgą, choć odrobinę za głośno.

– No, potrafisz sprawić, żeby kobieta poczuła się doceniona.

– Przepraszam – odparł, wciągając ciepłą koszulkę. – Nie o to mi chodziło, wiesz przecież. Widziałem twój stanik na podłodze i pomyślałem, że… no wiesz.

– Zostawiłam go tam, żebyś się trochę pomęczył. Należy mi się odrobina rozrywki. Szczególnie że masz u mnie duże zniżki. Pamiętaj o tym.

– Pamiętam, pamiętam. Kiedy mamy kolejne spotkanie tak w ogóle?

– Zaraz ci powiem, a ty weź coś zjedz.

Joanna sięgnęła po stojący na blacie talerz, postawiła go na stole przed Krystianem i wyszła z kuchni. Nie mógł się powstrzymać i obejrzał za nią, kiedy przechodziła do salonu. Poruszała się z taką gracją, że zaczynał powoli żałować stricte biznesowego kontaktu. Ten wprawdzie w ciągu ostatnich miesięcy mocno się rozluźnił, ale dalej ich pierwotna umowa obowiązywała. Zero zbliżeń na tle seksualnym. Wiedział, że pasowaliby do siebie całkiem nieźle. Byli w podobnym wieku, czyli lekko po trzydziestce, i lubili te same filmy. To niewiele, ale znał związki, które opierały się na mniej solidnych fundamentach, a jakoś działały.

Nie mógł też pominąć tego, że Joanna zwyczajnie mu się podobała. Począwszy od jasnych włosów, lekko kręconych i opadających na ramiona, a skończywszy na ciele wyrzeźbionym do tego stopnia, że mogłaby stać obok posągu Apolla bez cienia wstydu. Wiedział, że dużą wagę przykładała do ćwiczeń i zrobiła z tego niemal religię, której on nie potrafił zrozumieć. Trochę to podziwiał, ale nie na tyle, by samemu katować się po kilka godzin dziennie.

Spoglądał w stronę salonu tak długo, aż Joanna zupełnie zniknęła z pola widzenia. Na moment zerknął też na stojący pod ścianą telewizor. Dwójka prezenterów żywo o czymś dyskutowała, a na dole ekranu dostrzegł znaczek z napisem „pilne”. Podejrzewał, że któryś z polityków znowu coś nawywijał, on zaś nie miał już do tego siły. Odwrócił się i spojrzał na zostawiony przed nim talerz.

– Co to jest? – rzucił w przestrzeń.

– Tofucznica z pomidorami.

Joanna wróciła do kuchni i usiadła na swoim miejscu. Położyła na stole gruby planer i spojrzała wymownie na Krystiana. Zastygła w bezruchu i utrzymała taką pozycję, dopóki on nie złapał za widelec.

– Nie masz litości – powiedział, wkładając do ust porcję potrawy. – Znajdę na to jakiś paragraf.

– Jestem tego pewna, a teraz jedz i nie marudź.

Tofucznica smakowała dziwnie, jednak nie na tyle, by nie był w stanie jej przełknąć. Brakowało mu tylko soli, ale nie widział jej nigdzie na stole. Joanna znała go na tyle dobrze, że jedną ręką wertowała swój planer, a drugą sięgnęła po solniczkę stojącą na kuchennym blacie i postawiła ją obok talerza.

– Dzięki.

– Tylko nie przesadzaj – powiedziała, przekładając kolejną stronę. – Sól zatrzymuje wodę w organizmie.

– Mogę z tym żyć.

– Teraz może i tak, ale jak będziesz miał nadciśnienie tętnicze, to inaczej pogadamy. Piątek ci pasuje?

Podniosła głowę i spojrzała na Krystiana, który przełykał właśnie ostatni fragment śniadania. Tylko lekko się przy tym wykrzywił, co nie uszło uwadze Joanny.

– Będę musiał sprawdzić w grafiku, czy nie mam służby, ale chyba tak.

– To wpisuję, ale daj mi znać wcześniej, jakby coś miało się zmienić.

– Dużo klientów?

Ledwo przechodziło mu to przez gardło. Czuł dziwne mrowienie w karku, kiedy wyobrażał sobie Joannę z innymi facetami, o których wiedział, że stanowili większość jej klientów. Część z nich nawet sprawdził w systemie i nie stanowili żadnego zagrożenia. Byli dokładnie tacy jak on. Samotni i pozbawieni tego, co mogłoby określać ich ludźmi. Podstawowego kontaktu z drugim człowiekiem.

Zanim pojawił się u Joanny, dużo czytał na temat badań przeprowadzonych kiedyś u noworodków. Części z nich postanowiono w ogóle nie przytulać. Chłodny, metodyczny chów, jak u psów w schronisku. Brak bliskości to brak endorfin i lęk, którego nie sposób opanować. Krystian nie do końca wierzył w to, co czytał w sieci, ale to akurat wydawało mu się prawdziwe.

I wtedy odnalazł ją.

Siemczyk określała się mianem zawodowego przytulacza. Za pieniądze oferowała to, co powinno być podstawowym dobrem każdego człowieka, a czego Krystian nie doświadczał od lat. Ciepło ludzkiego dotyku. Długo się wahał, zanim umówił się na pierwszą wizytę. Wstydził się, co Joanna rozumiała i przez pierwsze kilka spotkań próbowała wybić mu z głowy. Częściowo jej się to udało.

– Staram się nie umawiać nowych spotkań – wyznała. – Dobrze mi z tymi klientami, których już mam. Tak lepiej buduje się długotrwałe relacje.

– Rozumiem.

– Rozmawialiśmy o tym, pamiętasz?

Postukała w planer i pochyliła się w stronę Krystiana. Przechyliła przy tym lekko głowę i uzbroiła się w najczulszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział. Traktował te spotkania czysto biznesowo, ale w takich chwilach było to wyjątkowo trudne.

– Ta cała zazdrość to nic innego, jak tylko poczucie zagrożenia, że zostaniesz sam – wyjaśniła. – Niczym niemotywowane, dodam. Zapewniałam cię o tym wielokrotnie i jeżeli zajdzie taka potrzeba, będą to robiła dalej. Nigdzie się nie wybieram i masz moją dozgonną wdzięczność za to, co dla mnie zrobiłeś. Nie myśl, że o tym zapomniałam.

– Dobra – przerwał jej. – Muszę się zbierać.

Mówienie o uczuciach nie było jego mocną stroną. Głównie dlatego, że nie miał z nimi zbyt wiele styczności w swoim życiu.

– Wiem, że masz wolne – przypomniała. – Znowu szukasz ucieczki, ale nie będę ci tutaj robić wykładów.

Joanna zamknęła swój planer trochę zbyt energicznie, jak na gust Krystiana, i odwróciła się w stronę stojącej za jej krzesłem lodówki. Wpatrywała się chwilę w przyczepione do drzwiczek ulotki, a następnie ściągnęła kilka i położyła na stole.

– Weź to i poczytaj – poprosiła. – Nie patrz na mnie takim wzrokiem, okej? Wiem, jak do tego podchodzisz, ale czasem warto spróbować.

– Mówiłem ci już, że nie zamierzam chodzić na jogę czy coś.

– To nie joga.

Westchnął, ale wziął kartki do ręki. Odłożył na bok menu jakiejś wegańskiej knajpy i wszystkie ulotki, które ograniczały się tylko do pięknego zdjęcia i adresu na Facebooku. W dłoni została mu jedna ulotka, która była dość obszerna, i aż zdziwił się, że jakikolwiek magnes na lodówce był w stanie ją tam utrzymać. Gruby, kredowy papier i na dodatek całość składała się z kilku złożonych i zszytych ze sobą kartek. Temu, co trzymał w dłoniach, bliżej było do instrukcji obsługi mikrofalówki. Książeczka w niczym nie przypominała tego, co Krystian znajdował w skrzynce na listy i potem wyrzucał do kosza.

– „Blask Dnia. Miejsce, które zmienia się z tobą” – przeczytał na głos, wpatrując się w zdjęcie rozłożystego drzewa na okładce. – Przeczytam później.

Odłożył ulotkę na stół, przeczuwając, że nigdy nie spełni złożonej właśnie obietnicy. Nie chciał robić Joannie przykrości, choć podejrzewał, że ona doskonale zdawała sobie sprawę, jak to się skończy.

– Sprawdzę cię.

– Wiem, wiem. – Uśmiechnął się. – Dzięki za… wszystko. Następnym razem postaram się nie zasnąć podczas sesji.

– Nie przeszkadzało mi to – odpowiedziała cicho. – Nawet nie chrapiesz, a to już coś. Za to jak zaśniesz, to nic cię nie obudzi. Uwierz, próbowałam, ale w końcu nawet najwytrwalsi muszą się poddać. Przeniosłam resztę twoich rzeczy do salonu.

Skinął głową z podziękowaniem. Już chciał wyjść z kuchni, ale przypomniał sobie o ulotce, więc złożył ją na pół i wsunął do tylnej kieszeni jeansów. Odwrócił się i przeszedł w stronę drugiego pomieszczenia. Joanna miała rację. Na stoliku kawowym leżały jego portfel, klucze i smartfon. Na początku sięgnął po telefon i zobaczył, że ma osiemnaście nieodebranych połączeń. Wyciszył urządzenie wczoraj wieczorem, by nie przeszkadzało podczas sesji. Sprawdził, kto do niego dzwonił, i momentalnie zrobiło mu się zimno.

Wydzwaniali do niego z komisariatu. Z wielu różnych numerów, jakby próbował połączyć się z nim każdy, z kim kiedykolwiek miał jakąś styczność. Nie spodziewał się takiego nawału połączeń, szczególnie po tym, jak jednym z przydzielonych mu zadań na ten rok miało być wyeliminowanie zjawiska demoralizacji młodzieży, która grupowała się przy fontannie w jednym z parków. Krystian trochę inaczej wyobrażał sobie pracę w policji, ale robił wszystko, by jak najszybciej zająć się poważnymi sprawami. Takimi, które są czymś więcej niż pouczaniem dzieciaków z liceum, by piły piwo gdzieś indziej niż na oczach spacerujących w okolicy babć.

Odwrócił się i spojrzał na telewizor.

Teraz zrozumiał, dlaczego dzwoniono do niego tyle razy, choć miał mieć dziś wolne. Prezenterzy na srebrnym ekranie wyglądali na zatroskanych i mieli ku temu wszelkie prawo. Na pasku informacyjnym widział słowa, których nie spodziewał się zobaczyć nigdy w swoim życiu. Nie w Polsce, gdzie omijało ich wszystko to, co działo się na świecie. Tymczasem właśnie weszli w XXI wiek razem z resztą Europy, choć nie w sposób, który Krystianowi się podobał.

Próbował poukładać informacje w głowie, ale miał kłopoty z tym, by się porządnie skupić. Wybrał pierwszy z brzegu numer, który do niego dzwonił, i przyłożył słuchawkę do ucha. Rytmicznie powtarzające się dźwięki oznajmiły mu, że aktualnie jego niedoszły rozmówca był zajęty. Spróbował z kolejnym, ale każda próba dawała dokładnie ten sam rezultat. Krystiana to nie zdziwiło. Na komendzie musiało teraz być prawdziwe piekło, a on tylko wpatrywał się w ekran telewizora i ten cholerny napis.

Zamach terrorystyczny w centrum handlowym?
Nieznana liczba ofiar śmiertelnych.
(…)

Bartosz Szczygielski „Dzień gniewu”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 408

Opis: Tego, co wydarzyło się w zwykły, słoneczny dzień, nie dało się przewidzieć. Rozpędzony samochód, który wjechał w sam środek centrum handlowego, był jedynie początkiem chaosu, jaki wdarł się w życie kilku osób, a wielu go pozbawił. Jedna z poszkodowanych, która trafia do szpitala, nie pamięta niczego. Ma za to przeczucie, że sprawcą wypadku jest bliska jej osoba. Z czasem odkryje coś, czego nie spodziewała się w najgorszych koszmarach. Tymczasem młodszy aspirant, Krystian Betel, nie wierzy w oficjalną wersję wydarzeń. Zaczyna interesować się sprawą, widząc w niej swoją szansę na szybki awans. Podjęty przez niego trop zaprowadzi go do miejsca, o którego istnieniu nie miał pojęcia, i szybko pożałuje, że tak nie zostało…


Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek