„Sztuka radości” ? przeczytaj pierwsze dwa rozdziały szokującej i niemoralnej powieści Goliardy Sapienzy

23 listopada 2018


Niezwykle optymistyczna książka, sycylijska-wojna-i-pokój, lepsza niż prozac, pełna gracji, furii i zawrotów głowy, niemoralna, śmiała erotycznie i polityczna. Powieść „Sztuka radości” Goliardy Sapienzy doczekała się licznych epitetów. Przyrównywano ją do dzieł D.H. Lawrence?a i Stendhala, Flauberta i Moravii, Sterne?a i Lampedusy, do Casanovy i Dostojewskiego, do Henry?ego Millera i Balzaca. Autorka nie miała się jednak tego doczekać, ponieważ za jej życia nikt nie odważył się wydać książki. Dopiero wysiłki jej męża, który po śmierci pisarki zaangażował całą swoją energię w doprowadzenie do publikacji „Sztuki radości”, sprawiły, że świat czytelnicy miał okazję poznać historię Modesty, jednej z najbardziej żywych postaci na kartach XX-wiecznej literatury. Książka właśnie ukazała się w Polsce, a my zachęcamy do lektury dwóch pierwszych rozdziałów.

1.

Patrzcie, to ja, cztero-, może pięcioletnia, na otwartej błotnistej przestrzeni ciągnę za sobą potężny kawał drewna. Nie ma tu drzew ani domów, jest tylko pot wylany w walce z twardą materią i dolegliwe pieczenie poranionych dłoni. Nurzam się w błocie po kostki, ale muszę ciągnąć, nie wiem dlaczego, ale muszę. Zostawmy to moje najstarsze wspomnienie takie, jakie jest: nie mam ochoty na snucie przypuszczeń ani wymyślanie. Chcę wam opowiedzieć to, co było, bez zmieniania czegokolwiek.

Tak więc ciągnęłam tamten kawał drewna. A kiedy już go schowałam i zostawiłam, przeszłam przez wielką dziurę w murze, zasłoniętą jedynie czarną tkaniną, którą obsiadły muchy. Teraz znajduję się w pomieszczeniu, gdzie się spało, jadło chleb z oliwkami albo chleb z cebulą. Gotowało się tylko przy niedzieli. Moja matka z szeroko otwartymi przez ciszę oczami szyje w kącie. Ta moja matka, ona nigdy nie mówi. Albo krzyczy, albo milczy. Włosy ciężkiej czarnej zasłony są pełne much. Moja siostra siedzi na ziemi i wpatruje się w matkę dwiema ciemnymi szczelinami schowanymi w jej tłuszczu. Przez całe życie ? dopóki się to ich życie nie skończyło ? śledziła każdy jej krok i nie spuszczała z niej wzroku. A jeśli moja matka gdzieś wychodziła ? co zdarzało się rzadko ? trzeba było zamykać siostrę w wygódce, bo nie chciała słyszeć nawet o chwilowej rozłące. W wygódce krzyczała, rwała sobie włosy z głowy, waliła głową w ścianę, aż wreszcie matka wracała, brała ją w ramiona i tuliła w milczeniu.

Przez całe lata słyszałam jej krzyki i nie zwracałam na nie uwagi, aż do dnia, kiedy zmęczona taszczeniem tamtego drewnianego kloca padłam na ziemię i odczułam jej krzyki jako słodycz w całym ciele. Słodycz, która następnie przerodziła się w wibracje takiego upojenia, że powoli zaczęłam wyczekiwać, aż moja matka wyjdzie, by przyłożywszy ucho do wygódki, słuchać i rozkoszować się tymi krzykami.

Kiedy to następowało, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że się rani, że rozrywa sobie skórę. I stało się tak, że podążając za mymi dłońmi kierowanymi przez jej wrzaski, odkryłam, że dotykając się tam, gdzie wypływa siusiu, doświadcza się rozkoszy większej niż jedzenie świeżego chleba czy owocu. Matka mówiła, że moja siostra Tina ? „krzyż, który Bóg nam sprawiedliwie zesłał za niegodziwość twojego ojca” ? miała dwadzieścia lat, ale była tego samego wzrostu co ja i tak gruba, że gdyby jej odjąć głowę, przypominałaby zamknięty na cztery spusty kufer mojego dziadka ? „duszy jeszcze bardziej potępionej niż jego syn” ? który był marynarzem. Co to był za zawód, ten marynarz, tego nie potrafiłam zrozumieć. Tuzzu mówił, że to tacy ludzie, którzy mieszkają na statkach i pływają po morzu. Ale czym było morze?

Tina wyglądała jak skrzynia dziadka i kiedy się nudziłam, zamykałam oczy i odejmowałam jej głowę. Skoro miała dwadzieścia lat i była kobietą, to znaczyło, że wszystkie kobiety w dwudziestym roku życia musiały stać się albo takie jak ona, albo jak mama. Z mężczyznami było inaczej: Tuzzu był wysoki i nie brakowało mu zębów, tak jak Tinie; były zdrowe i białe jak niebo w lecie, kiedy wstaje się wcześnie do pieczenia chleba. Jego ojciec był taki sam: krzepki, o zębach błyszczących w szerokim uśmiechu. Ojciec Tuzzu wciąż się śmiał. Nasza mama nigdy się nie śmiała i to też pewnie dlatego, że była kobietą, na pewno tak. Ale nawet jeśli nigdy się nie śmiała i brakowało jej zębów, miałam nadzieję, że stanę się taka jak ona; przynajmniej była wysoka i miała wielkie łagodne oczy i czarne włosy. Tina nawet tego nie miała: jedynie rzadkie nitki, które mama rozczesywała grzebieniem, starając się jakoś zakryć czubek tego jaja.

Krzyki ustały, na pewno mama wróciła i ucisza Tinę, głaszcząc ją po głowie. Ciekawe, czy mama też odkryła, że można doznawać tak wiele rozkoszy, pieszcząc się w tym miejscu. A Tuzzu? Ciekawe, co o tym wie Tuzzu. Pewnie zbiera teraz trzcinę.

Słońce stoi wysoko, muszę go znaleźć i zapytać o te pieszczoty. I jeszcze o morze muszę go zapytać. Będzie tam jeszcze?

2.

Światło pali mnie w oczy. Zawsze kiedy wychodzę z pokoju, pali mnie w oczy. A kiedy wchodzę, oślepia mnie ciemność. Upał zelżał i góry są na powrót czarne jak włosy mamy. Zawsze kiedy upał zelżeje, góry stają się czarne jak jej włosy, ale kiedy robi się skwar, góry są błękitne jak niedzielna sukienka, którą mama szyje dla Tiny. Zawsze dla niej te sukienki! I wstążki! Kupiła jej nawet białe buciki. A dla mnie nic: „Ty masz zdrowie, córko, moje przerobione suknie ci wystarczą. Na co komu sukienki, kiedy jest zdrowy? Dziękuj Panu Bogu, zamiast narzekać, dziękuj Panu Bogu!”. Ciągle mówi o tym Bogu, ale jak się ją pyta, odpowiada tylko: „Módl się do Niego, żeby cię chronił, i tyle! Po co ci wiedzieć? Módl się do niego i basta!”.

Upał całkiem zelżał i powietrze jest rześkie. Błoto w parę godzin wyschło, wiatr ucichł, trzcinowisko stoi nieruchomo i nie krzyczy tak jak wczoraj. Muszę się uważnie przyglądać: tam, gdzie trzciny się ruszają, tam jest Tuzzu.

? Co tu stoisz jak głupia? Muchy oglądasz?

? Szukałam cię, a głupia nie jestem! Szukałam cię. Skończyłeś już?

? Nie skończyłem. Odpoczywam. Palę sobie papierosa. Tylko głupia jesteś jak twoja siostra czy jeszcze do tego ślepa? Nie widzisz, że leżę sobie w cieniu i mam papierosa w ustach?

? Palisz? Wcześniej cię nie widziałam z papierosem.

? Pewnie że palę, od dwóch dni. Już był najwyższy czas, nie?

Teraz zamilkł i wyjął papierosa z ust. Już nic nie powie. Tuzzu taki był: jak już zamknął usta, to potem godzinami ich nie otwierał, jak to mówił jego ojciec. A skoro robił tak wcześniej, to co dopiero teraz, kiedy palił. A jaki był wielki, jak tak leżał! Urósł czy może papieros sprawił, że wydawał się większy? Mogę z nim w ogóle rozmawiać, kiedy się zrobił taki duży? Roześmieje mi się prosto w twarz i powie, że jestem głupim dziewuszyskiem, jak zawsze. Mogłam tylko usiąść obok bez ruchu, ale przynajmniej wolno mi było na niego patrzeć. Długo na niego patrzyłam i nawet teraz go widzę: spalona słońcem twarz, jakby przecięta dwiema ogromnymi i jasnymi ranami ? te oczy nie wyglądały jak oczy ? w których płynęła woda: niebieska, głęboka i świeża. Patrzyłam na pewne siebie ruchy, kiedy podnosił papierosa do ust, a potem go odkładał, tak samo jak jego ojciec.

Ta pewność siebie przyprawiła mnie o drżenie.

Nie, nie będzie już więcej ze mną rozmawiał, może nawet nie pozwoli mi na siebie patrzeć. Na tę myśl zrobiło mi się tak zimno, że musiałam zamknąć oczy i położyć się na ziemi, a jeszcze kręciło mi się w głowie jak tamtego razu, kiedy miałam gorączkę. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na wyrok potępienia. Nawet nie pozwoli mi na siebie patrzeć.

Okładki wybranych zagranicznych wydań „Sztuki radości”.

? Chi fai scimuzza, cascasti ?nt?o sonnu? Co robisz, głupiutka, usnęłaś?

? Nie, nie śpię. Myślałam.

? A, to ty nawet myślisz? Scimuzza, co myśli, coś podobnego! I o czym to myślałaś? Powiesz łaskawie?

? Myślałam, żeby cię zapytać?

? O co? No mów! Wyglądasz jak ta kura, nim jej kark skręcą. Co to takiego, gadaj!

? Nie, nic takiego. Chciałam cię zapytać, co to jest morze.

? A ty znowu z tym morzem! Aleś uparta! Sto razy ci żem tłumaczył, sto razy! Morze to połać wody głębokiej jako woda w stawie, co jest między naszą zagrodą a tą ruderą, co to w niej mieszkacie. Tylko że jest niebieskie i jak patrzysz dokoła, to nie widzisz, gdzie się kończy. Ale co ty chcesz rozumieć! Durnaś, a nawet jakbyś durna nie była, kobity, tak mówi ociec, odkąd świat światem, nic nie rozumieją.

? A właśnie że rozumiem: głęboka woda jak w stawie, tylko że niebieska.

? Brawo, winszuję! To siednij se i popatrz dokoła. Widzisz tę równinę? Jak się nazywa? Zobaczymy, czyś godna się uczyć.

? Ta równina nazywa się Wołowa Równina.

? Właśnie. Morze to taka równina pełna niebieskiej wody, ale bez gór, które widać tam, w głębi. Patrząc na równinę morza, w oddali nic nie widać, nie ma nic, co by stanęło wzrokowi na drodze, albo inaczej: widać cienką linię, co jest morzem, które miesza się z niebem. A ta linia zwie się horyzont.

? A co to jest ten horyzont?

? Jużem ci mówił, to równina pełna niebieskiej wody, która idzie do nieba, hen daleko, jak okiem sięgnąć.

? Równina wody niebieskiej jak twoje oczy, które idą spotkać się z niebem twojego czoła.

? Patrzcie, ludzie, co za myśli! Bajarka z ciebie, jak Boga kocham, bajarka! Spadłaś dziś rano z łóżka, że masz takie poetyckie myśli?

? A ty co, spadłeś z łóżka, że palisz jak dorosły? Ty palisz, a ja? Mogę popatrzeć ci w oczy? Jak w nie popatrzę, to lepiej zrozumiem, jakie jest morze.

? A proszę cię bardzo! Ktoś ci broni? Jak tak ci miło zrozumieć, jakie jest morze, to proszę bardzo. Musi ci się bardzo podobać, skoro tak się zaczerwieniłaś. Wdzięczna jesteś, chociaż durna, naprawdę wdzięczna. Ciekawe, z kim cię poczęła twoja matka.

? Na pewno z mężczyzną, do tego marynarzem, z tego, co mi mówi.

? O, jeszcze dowcipkujemy! Co się stało? Ostatnim razem byłaś jak mumia! Przebudziłaś się w środku nocy czy co?

? Tak, przebudziłam się, i nie w nocy, i o to też chcę cię zapytać?

? Że co? A co ja mogę wiedzieć o twoim przebudzeniu? Zapytaj się matki. Morze to jedna sprawa? hej, ty żeś się czego napiła z rana? Czerwona jesteś jak moczymorda! O co jeszcze chciałaś zapytać? Mów i skończ się na mnie tak gapić! Dosyć już mam tego i po prawdzie to kręci mi się w głowie od tego twojego zagapienia. Tak z bliska to masz piękne oczy, wcześniej nie zauważyłem. Podobne do miodu? ciekawe, z kim cię poczęła twoja matka. Teraz wracam do pracy, mam dość! Ej! Coś się tak uczepiła? Na umysł ci padło?

Skwar wzmógł się na nowo, ziemia dymiła, a góry się oddaliły i znów zabarwiły błękitem. Nie mogłam pozwolić mu odejść, musiałam zapytać go, dlaczego ? kiedy wcześniej na niego patrzyłam i teraz, kiedy uczepiłam się jego ramienia ? rosło we mnie pragnienie pieszczenia się tam, gdzie?

? A co to za pytania! I to w twoim wieku! Wszetecznica! Ojciec ma rację, naprawdę jesteś wszetecznicą! Nie wstyd ci?

? A czego mam się wstydzić? Skoro sama odkryłam coś, czego nikt mi nie powiedział, to znaczy, że wszyscy to odkrywają.

? Brawo! Żelazna logika! Uważaj, mała, puść mnie albo będziesz żałować. Krew mi uderza do głowy, uważaj!

? Dlaczego mam uważać? Nie boję się ciebie, a ty masz mi odpowiedzieć. Odpowiedz: wiedziałeś o tym?

? Pewnie że wiedziałem! Masz mnie za fujarę? Jestem mężczyzną i jak mnie nie puścisz, to ja cię wypieszczę i będzie ambaras.

? No to niech będzie ten ambaras! Ja się nie boję! To ty się boisz. Żaden z ciebie mężczyzna! Cały się trzęsiesz.

Wywinął mi się i zaczął wstawać. Jakoś dziwnie straciłam siłę w rękach, lecz gdy zobaczyłam, że wstaje i nie patrząc na mnie, schyla się po kaszkiet, przeturlałam się po ziemi i chwyciłam go za kostki. Bałam się, że wymierzy mi kopniaka, tymczasem on, wciąż trzymając kaszkiet w dłoni, najpierw zgiął się, wyciągając ręce, jak gdyby chciał się wyzwolić z mojego uścisku, potem padł na kolana, a wreszcie ? na mnie. Miał zamknięte oczy. Coś sobie zrobił przy upadku? Zemdlał? Minął wiek cały. Nie śmiałam się odezwać. Bałam się, że wstanie. Poza tym, nawet gdybym chciała, nie miałam dość sił, by choć poruszyć wargami. Nie znałam tej dziwnej ociężałości, słodkiej i pełnej kołyszących wibracji. Gdzieś za moimi plecami z pewnością otwarła się przepaść, od której kręciło mi się w głowie, ale dzięki tym wibracjom zawisłam w powietrzu. Otworzyłam oczy i usłyszałam swój własny głos:

? Teraz wiem, co to jest morze.

Nie odpowiedział, tylko patrząc mi w oczy, zdjął mi spódnicę, podkasał halkę i ściągnął majtki. Nie ruszał się, ale palcami, wciąż patrząc mi w oczy, zaczął pieścić mnie tak samo, jak robiłam to ja, kiedy Tina krzyczała. W pewnym momencie gwałtownie odwrócił głowę. Odchodził?

? Nie, tu jestem, gdzie mam iść? Teraz tutaj trzeba mi zostać.

Zamknęłam oczy, uspokojona. Tina krzyczała i całe moje ciało ogarnęły znane mi wibracje. Potem pieszczoty zrobiły się tak intensywne, że? jak on to robił? Spojrzałam na niego. Szeroko rozłożył mi nogi i jego twarz zanurzyła się między moje uda: pieścił mnie językiem. Nie zrozumiałabym, gdybym nie popatrzyła: sama nie potrafiłabym tego zrobić. Ta myśl przyprawiła mnie o drżenie tak silne, że krzyki Tiny ustały, a zamiast niej ja sama zaczęłam głośno krzyczeć, głośniej nawet niż ona, kiedy mama zamykała ją w wygódce? Zemdlałam czy może spałam? Kiedy otwarłam oczy, na równinie panowała głęboka cisza.

? Tu trzeba nam się zatrzymać, dziewczynko. Zdeprawowana jesteś, ale nie chcę cię popsuć. Wkładaj majtki i zmykaj. Ciesz się, że potrafiłem pójść po rozum do głowy. Aleś mnie nakręciła! Kto by powiedział? Powabna jesteś, naprawdę powabna, ale nie chcę cię popsuć. Wstawaj i zmykaj!
(…)

Goliarda Sapienza „Sztuka radości”
Tłumaczenie: Tomasz Kwiecień
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 670

Opis: Powieść przeklęta. Odrzucona przez największych włoskich wydawców. Przeleżała w skrzyni dwadzieścia lat czekając na wydanie. Z jej powodu Goliarda Sapienza niemal straciła zmysły, wpadła w ubóstwo a nawet trafiła do więzienia. Historia opowiada losy Modesty, kobiety urodzonej na Sycylii w 1900 roku, której seksualna wolność i intelektualna niezależność były obrazą dla ówczesnej moralności. Libertynki przesiąkniętej ogromnym pragnieniem życia, która nigdy nie przestała uwodzić kobiet ani mężczyzn. Wychowana w ubóstwie, jako dziecko trafiła do klasztoru a następnie do arystokratycznego pałacu. Tam niezwykły talent i makiaweliczna inteligencja pozwoliły jej zarządzać finansami rodu a dzięki zawartemu dla pozoru małżeństwu uzyskać arystokratyczny tytuł. To wnikliwe spojrzenie na XX wiek, najważniejsze wydarzenia polityczne i zmiany społeczne, widziane oczami niezwykłej kobiety, która upaja się łamaniem reguł przesiąkniętego faszyzmem patriarchalnego społeczeństwa.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek