Siostra to nie to samo co przyjaciółka. Przeczytaj przedpremierowo fragment powieści „Siostry Blue” Coco Mellors

11 kwietnia 2025

23 kwietnia nakładem Wydawnictwa Świat Książki ukaże się nowa książka Coco Mellors, autorki „Kleopatry i Frankensteina”. „Siostry Blue” to opowieść o siostrzeństwie, dorastaniu i oddalaniu się od siebie oraz znaczeniu domu w naszym życiu. „Kiedy zaczynałam 'Siostry Blue’, to inspirowałam się takimi historiami, jak 'Korekty’ Jonathana Franzena, 'Małe kobietki’ Louisy May Alcott i filmem 'Genialny klan’ Wesa Andersona, w którym losy rodzeństwa toczą się zupełnie inaczej. Zawsze uważałam, że w rodzinach, w których wszystkie dzieci są tej samej płci, jest coś magicznego, więc postanowiłam, że rodzina Blue będzie składać się z dziewcząt, ale każda siostra będzie miała swoją własną, zupełnie inną ścieżkę życiową” – tłumaczy autorka. Poniżej możecie przeczytać przedpremierowo fragment książki.

Siostra to nie to samo co przyjaciółka. Dlaczego mielibyśmy redukować tę pierwotną i złożoną więź do czegoś równie zastępowalnego i banalnego jak przyjaźń? Tak, w kółko używa się tego określenia, żeby podkreślić największy stopień zażyłości z jakąś osobą. „Mama to moja najlepsza przyjaciółka”. „Mój mąż jest moim przyjacielem”. Nie. Prawdziwe siostrzeństwo, takie, w którym wasze paznokcie kształtowały się w tej samej macicy, w którym zostałyście wypchnięte przez ten sam kanał rodny, to nie to samo co przyjaźń. W siostrzeństwie nie wybiera się drugiej osoby, nie ma żadnego okresu przejściowego, podczas którego się poznajecie. Od samego początku jesteście ze sobą związane. Weźmy taką pępowinę – mocną, wijącą się, niezbyt uroczą, a jednak nie zbędną – i porównajmy ją z bransoletką przyjaźni radośnie uplecioną ze sznurka. To właśnie jest różnica między siostrą a przyjaciółką.

Najstarsza z sióstr Blue, ich głównodowodząca, ma na imię Avery. Urodziła się już mądra i zmęczona życiem. W wieku czterech lat wróciła z przedszkola do domu w Upper West Side pieszo i oznajmiła, że jest zbyt zmęczona by ciągnąć to dalej. Ale i tak ciągnęła dalej, zawsze. Avery nauczyła wszystkie siostry pływać, pokazała im, jak głaskać sklepowe koty pod brodą, żeby się z nimi zakumplowały, a także jak tasować karty bez zaginania rogów. Nie cierpi autorytetów, ale uwielbia zorganizowanie. Ma fotograficzną pamięć; w liceum włamała się do szkolnej dokumentacji i zapamiętała numery identyfikacyjne całej klasy, po czym przez resztę semestru straszyła dzieci, zwracając się do nich po ich dziewięciocyfrowych sekwencjach.

Liceum ukończyła w wieku szesnastu lat, a potem przez trzy lata uczyła się na Uniwersytecie Kolumbii. Następnie uciekła do „anarchistycznej, niehierarchicznej społeczności opartej na wspólnym porozumieniu”, znanej powszechnie jako komuna. Zaraz potem krótko pomieszkiwała na ulicach San Francisco, gdzie paliła, a w końcu zaczęła brać heroinę. Nie informując nikogo z rodziny, rok później zgłosiła się na odwyk i od tamtej pory jest czysta oraz trzeźwa. Później zapisała się na studia prawnicze, gdzie jej świetna pamięć wreszcie się do czegoś przydała.

Mawia się, że człowiek nie jest świadom swoich wewnętrznych reguł, dopóki nie staną się dla niego niewygodne. Avery jest tego doskonałym przykładem. Ma wiele zasad, które często stają jej na przeszkodzie. Wolałaby być poetką albo reżyserką filmów dokumentalnych, a tymczasem jest prawniczką. Teraz, w wieku trzydziestu trzech lat, mieszka w Londynie z żoną o imieniu Chiti, siedem lat starszą terapeutką. Spłaciła wszystkie kredyty studenckie i ma meble, które kosztują niemal tyle, co całe jej czesne. Jeszcze tego nie wie, ale za kilka tygodni w jej życiu i małżeństwie nastąpi załamanie, jakiego sobie nawet nie wyobrażała. Avery chciałaby mieć silny charakter, ale bywa też miękka.
Dwa lata po Avery urodziła się Bonnie. Jest łagodna i uparta. Porozumiewa się językiem ciała. W wieku sześciu lat potrafiła chodzić na rękach. W dziesiąte urodziny umiała żonglować pięcioma mandarynkami naraz. Próbowała ćwiczyć balet i gimnastykę, ale nie pasowała do tego stada gibkich, kobiecych dziewcząt. Gdy miała piętnaście lat, ojciec kupił jej rękawice bokserskie po tym, jak wybiła pięścią dziurę w ścianie swojego pokoju, i wtedy Bonnie odnalazła prawdziwą siebie. Odkrycie boksu było dla niej tym, czym dla innych bywa pewnie odkrycie seksu. A więc o to w tym wszystkim chodzi.

Bonnie poświęciła się dyscyplinie. Po tym, jak w milczeniu obserwowała upadek dorastającej starszej siostry, poprzysięgła sobie nigdy nie tknąć alkoholu. Jej narkotykami są pot i gniew. W ten sposób dotarła aż na mistrzostwa świata kobiet w boksie, czyli na najwyższy poziom amatorstwa w tym sporcie, wiodący wprost na igrzyska olimpijskie. Zdobyła tam srebrny medal w wadze lekkiej, a potem zaczęła trenować zawodowo. Nieoczekiwanie, biorąc pod uwagę wybrany przez nią sport, Bonnie jest najdelikatniejszą z sióstr. Potrafi wyjąć lód z tacki, nie wywalając go na blat. Natychmiast zyskuje zaufanie niemowląt i psów. Nie potrafi kłamać. Mimo że jej ciało jest solidne niczym dębowe drzwi do skarbca, w obyciu jest przejrzysta jak okno. Teraz ma trzydzieści jeden lat, powinna być u szczytu bokserskiej kariery, ale po wstrząsającej porażce w ostatniej walce porzuciła zarówno Nowy Jork, jak i boks. Uciekła do Venice Beach w Los Angeles i zatrudniła się jako bramkarka w jakiejś spelunie.

Większość ludzi idzie przez życie i w ogóle nie dowiaduje się, jak to jest mieć powołanie, takie wymagające poświęcenia chwilowej przyjemności dla potencjału marzenia, które może pozostać niespełnione przez lata albo nawet na zawsze. To potrafi być wyczerpujące, samotne i mordercze doświadczenie, ale jeśli mamy do czynienia z prawdziwym powołaniem, człowiek nie ma wyboru. Tak właśnie było z Bonnie i boksem. A jednak teraz można ją spotkać w jakiejś bocznej uliczce Venice, zbierającą puste szklanki po piwie, pomagającą wstawionym dziewczynom wsiąść do taksówki lub zamiatającą niedopałki papierosów; i nie ma w niej choćby śladu tej anarchistycznej wojowniczki o żelaznym sercu, na jaką się trenowała.

Rodzice chcieli mieć potem syna, ale po dwóch poronieniach, o których nigdy się nie mówiło, urodziła się Nicole, nazywana Nicky. Ona była ze wszystkich najbardziej dziewczęca. Potrafiła wydmuchać balon z gumy tak wielki jak jej głowa. Słuchała nastoletniego popu aż do dorosłości, i to nie ironicznie. W dzieciństwie jej ulubionym hobby była hodowla motyli z gąsienic, które karmiła maleńkimi kawałkami dyni. W wieku dziesięciu lat kupiła sobie pierwszy biustonosz z fiszbinami, tylko po to, żeby być przygotowana. Lubiła planować z wyprzedzeniem ubrania na cały tydzień, włącznie z pasującą do nich bielizną. Potrafiła narysować idealną kreskę płynnym eyelinerem w taksówce i ręka nawet jej nie drgnęła na wybojach. Nicky zawsze była lubiana przez chłopców, ale lubiła dziewczyńskie przyjaźnie. W college’u wstąpiła do stowarzyszenia studentek, z czego siostry się bezlitośnie nabijały, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Siostry były zwykle zajęte własnymi karierami, a ona za nimi tęskniła, więc stworzyła sobie rodzinę z przyjaciółek.

Jeśli Avery była rozsądna, a Bonnie stoicka, to Nicky należałoby określić jako tę wrażliwą. Buzowały w niej emocje, których nawet nie próbowała ukrywać. Czasami była niczym ekscytująca przejażdżka na karuzeli, innym razem jak zderzające się gokarty albo nieruchomy cel wyczekujący na strzelnicy. Wydawała się wprost stworzona do macierzyństwa, jednak jej ciało miało inne plany. Po długich latach bolesnych miesiączek zdiagnozowano u niej endometriozę. Mimo że zmarła w wieku dwudziestu siedmiu lat, nie należała do tego klubu – nie była piosenkarką żadnego zespołu ani też nie żyła specjalnie szybko, by umrzeć młodo. Gdyby zapytać Nicky, określiłaby swoje życie jako wyjątkowo zwyczajne: była nauczycielką dziesiątej klasy w szkole społecznej na Upper West Side, zaledwie dziesięć przecznic od miejsca, w którym się wychowała. Nawet jeśli można by to uznać za mniejsze osiągnięcie w porównaniu z siostrami, to ona sama tak tego nie postrzegała. Uwielbiała swoich uczniów i marzyła, że pewnego dnia stworzy rodzinę. Nic poza bólem nie wróżyło jej śmierci.

W rok po narodzinach Nicky rodzice po raz ostatni spróbowali spłodzić syna. I trafiła im się Lucky. Urodzona niespodziewanie w domu podczas piętnastominutowego porodu, Lucky nie marnowała czasu i szybko określiła swoje miejsce w rodzinie. Niezależnie od wieku, Lucky na zawsze pozostała dzieckiem. Kiedy Nicky nauczyła się mówić, szybko ochrzciła Lucky „swoim dzidziusiem” i upierała się, żeby wszędzie dźwigać ze sobą jej małe ciałko. Pozostały nierozłączne, ale Lucky nie została malutka. Ma sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Rodzice cztery razy próbowali stworzyć tak bardzo poszukiwane kobiece piękno. Z Lucky im się udało. Nawet jej zęby, nie całkiem proste i z wyjątkowo ostrymi kłami, nadają uśmiechowi zmysłowy, wilczy czar. Niedawno bez zgody agencji obcięła włosy na krótko i rozjaśniła na biało. Teraz wygląda jak połączenie Barbie, Billy’ego Idola i huskiego. Lucky została modelką w wieku lat piętnastu i pracuje na całym świecie, innymi słowy jest samotna na całym świecie.
(…)

Coco Mellors „Siostry Blue”
Tłumaczenie: Anna Tomczyk
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 464

Opis: Rozrzucone po świecie Avery, Bonnie i Lucky wracają do rodzinnego domu w Nowym Jorku po śmierci czwartej siostry, Nicky, dając początek tej niezapomnianej opowieści o żałobie, tożsamości i skomplikowanych relacjach rodzinnych.

Trzy siostry Blue są wyjątkowe – i wyjątkowo się różnią. Avery, najstarsza, kiedyś uzależniona od heroiny, dziś zasadnicza prawniczka, mieszka z żoną w Londynie; Bonnie, była bokserka, po druzgocącej porażce w walce pracuje na bramce klubu w Los Angeles; Lucky, najmłodsza, jest modelką w Paryżu i wciąż próbuje coraz to nowszych sposobów na ostre imprezowanie. Miały też czwartą siostrę, Nicky, a jej niespodziewana śmierć zachwiała Avery, Bonnie i Lucky. Rok później, kiedy próbują się odnaleźć wśród żalu, uzależnienia oraz własnych ambicji, dowiadują się, że muszą wrócić do Nowego Jorku, by powstrzymać sprzedaż mieszkania, w którym dorastały.

Powrót do domu nigdy nie jest jednak tak łatwy, jak się wydaje. Siostry mierzą się z rozczarowaniem swoim dzieciństwem oraz utratą jedynej osoby, która trzymała je wszystkie razem i dopiero wtedy zdają sobie sprawę, że być może największe tajemnice skrywały nie przed innymi, lecz przed samymi sobą.

fot. Coco Mellors/Instagram


Tematy: , ,

Kategoria: fragmenty książek