Poznaj pierwszy rozdział kryminału kulinarnego Toma Hillenbranda pt. „Czerwone złoto”

23 listopada 2016

czerwone-zloto-fragment
Luksemburski kucharz Xavier Kieffer ponownie na tropie przestępców działających na rynku kulinarnym. W swej drugiej wydanej w Polsce powieści kryminalnej Tom Hillenbrand odsłania kulisy działalności przemytników tuńczyka. Poniżej możecie przeczytać pierwszy rozdział książki zatytułowanej „Czerwone złoto”.

1

Włożenie nowych butów było błędem. Pokonał pieszo całą drogę od opery Garnier w dół do Sekwany, minął Place Vendôme i przeszedł wzdłuż Quai des Tuileries. Znalezienie taksówki w sobotni wieczór okazało się rzeczą niemożliwą. Jakimś wyjściem z sytuacji mogło być duszne metro, ale tylko dla kogoś, kto nie miałby nic przeciwko pokazaniu się na kolacji w parującym ze wszystkich szwów smokingu, z koszulą przyklejoną do ciała i kroplami potu na czole. Xavier Kieffer spojrzał w dół i lewą ręką wygładził ubranie.

? Musiałem pracować na ciebie co najmniej przez tydzień ? mruknął i zaczął szukać w kieszeni paczki ducali.

Zapalił papierosa i na obolałych stopach przeszedł połowę mostu Passerelle Léopold Sédar Senghor, chwycił się poręczy i spojrzał na rzekę i dalej w stronę wieży Eiffla. Strząsnął popiół za balustradę i patrzył, jak wiatr porywa jego szare strzępki. Zmarszczył nos. W jego oczach Paryż wiosną nawet w połowie nie był tak wspaniały, jak wszyscy uważali. Zwłaszcza gdy pogoda była tak deszczowa i upalna jak przez ostatni tydzień. Wtedy bowiem Miasto Świateł wcale nie pachnie kwiatami i miłością, lecz spalinami i śmieciami.

Xavier Kieffer westchnął. W Grund, jego luksemburskiej dzielnicy Dolnego Miasta, powietrze w kwietniu zawsze było czyste i świeże. I w przeciwieństwie do Sekwany, Alzette była czysta. Mógł tam przesiadywać w swojej altance nad rzeką z kieliszkiem dobrego wina i odrobiną pasztetu podlewanego rieslingiem… Od dogasającego papierosa Kieffer odpalił kolejnego i zaciągnął się głęboko. Skąd ten kiepski humor? ? pomyślał. Właściwie nie masz żadnego powodu, by się tak irytować, naprawdę.

Ostatecznie Paryż był miastem, które w sumie lubił. W dodatku zaproszono go na elegancką kolację. I to nie na jakąś pierwszą lepszą, ale na najbardziej ekskluzywną, jaką tego wieczoru organizowano w Paryżu. Gotować będzie Ryuunosuke Mifune, największy mistrz sushi we Francji, a może nawet w całej Europie. A zaprosił go François Allégret, burmistrz Paryża. Miało tam być kilku ministrów, różni redaktorzy naczelni, ważni biznesmeni i zamożni przyjaciele Allégreta.

A jednak Kieffer nie był szczęśliwy. I nie chodziło tylko o półbuty znęcające się nad jego płaskostopiem. To było tego rodzaju wydarzenie, na którym luksemburski kucharz czuł się mniej więcej równie zagubiony, jak mysz w wyróżnionej gwiazdkami kuchni. Więc co tu robił? Niespecjalnie interesowali go burmistrz i jego przyjaciele z wyższych sfer. Ale możliwość pojawienia się w miejscu, gdzie jedzenie serwować miał tak wielki japoński mistrz jak Mifune, była czymś, dla czego warto było wbić się w zbyt drogi i o wiele za ciasny garnitur od Bossa.

Ale prawdziwym powodem była oczywiście Valérie.

Bez tego nie wyjechałby z Luksemburga do Paryża, by zjeść zimne ryby z wodorostami, wszystko jedno, jak wspaniale byłyby przygotowane. A bez pomocy redaktorki naczelnej i właścicielki legendarnego przewodnika gastronomicznego Guide Gabin z pewnością nigdy nie otrzymałby zaproszenia na obramowanym złotem, czerpanym papierze, jakie dwa tygodnie temu dostarczył do jego restauracji posłaniec:

„François Allégret ma przyjemność zaprosić Pana na soirée privée organizowaną dla uczczenia Monsieur Ryuunosuke Mifune. 17 kwietnia, godzina 21, Le Musée d?Orsay. Strój wieczorowy. R.S.V.P.”

Kieffer od razu wiedział, że to Valérie stała za tym zaproszeniem. Nie tylko dlatego, że szefowa Gabina była zaprzyjaźniona z burmistrzem Paryża, lecz przede wszystkim dlatego, że nic mu o tym nie wspominała. To było dla niej typowe; żadnej wskazówki, żadnego powiadomienia, nie mówiąc już o ostrożnie sformułowanym pytaniu, czy w ogóle miałby ochotę wreszcie znów spędzić z nią wieczór. Zamiast tego zaproszenie z Paryża niczym grom z jasnego nieba. I nie w celu romantycznego t?te-?-t?te w małej restauracji w Saint-Germain, co bardziej odpowiadałoby gustom Kieffera, lecz na spotkanie wyższych sfer, na myśl o którym już czuł się źle.

Był wściekły, gdy odczytywał zaproszenie. A jednak jeszcze tego samego wieczoru kupił bilet na pociąg.

Z zamyślenia wyrwała Kieffera wieża Eiffla. Nagle zaczęła błyskać i świecić, po czym zalśniła blaskiem tysięcy lamp. Ten spektakl dla turystów powtarzano każdego wieczoru o pełnej godzinie, po zapadnięciu ciemności. Musiała już być dwudziesta pierwsza. Luksemburczyk wyrzucił papierosa za balustradę i ruszył dalej. Na końcu mostu skręcił w prawo i szybkim krokiem zszedł Quai Anatole do jasno oświetlonego Musée d?Orsay.

Kieffer wkroczył do ogromnego holu dawnego dworca. Strażnik sprawdził jego zaproszenie.

? Na końcu Allée Centrale jest winda, którą wjedzie pan na trzecie piętro do Salle des F?tes.

Xavier kiwnął głową i zszedł po schodach do trochę niżej położonego głównego przejścia. Pośrodku głównego holu stały dziesiątki greckich i klasycystycznych posągów. Po obu stronach na ścianach wisiały obrazy. Luksemburczyk minął licznych bogów i bohaterów i zatrzymał się przed wielkim, kiczowatym obrazem olejnym zatytułowanym Les Romains de la décadence. Kieffer przyglądał się kompozycji dzbanów z winem, potraw i nagich ciał. Uświadomił sobie, że prawdopodobnie jest jedynym człowiekiem w tej wysokiej na trzydzieści metrów i długiej na sto metrów głównej auli Musée d?Orsay. Ruszył dalej. Na końcu Salle des F?tes, pod ogromnym reliefem w stylu secesyjnym, zdobionym tańczącymi wróżkami, dostrzegł Valérie wpatrzoną w ekran swojego blackberry. Spoglądał na nią przez chwilę, nie odzywając się. Dziedziczka Gabinów miała na sobie wspaniałą, złocistą sukienkę z marszczonego jedwabiu i narzuconą na nią spraną dżinsową kurtkę, która o dziwo wspaniale do tego pasowała.

Gdy Valérie zauważyła Kieffera, ruszyła ku niemu, wyciągając ręce. Ułożył sobie wcześniej w głowie kilka zdań o tym, w jak dziwny sposób trafiło w jego ręce to zaproszenie, ale nic z tego nie wyszło. Wszystko przez to, że Valérie namiętnie pocałowała go w usta i objęła rękoma w biodrach.

? Jesteś ? wymruczała. Popatrzyła na niego wielkimi zielonymi oczami i dotknęła palcem czubka jego nosa. ? I mamy dla siebie cały weekend, jeśli masz ochotę.

Kieffer postanowił odłożyć na zdecydowanie odleglejszą chwilę dyskusję o problematycznym sposobie komunikowania się Valérie i zamiast tego uśmiechnął się do niej.

? Byłoby wspaniale. Choć mam wrażenie, że dzisiejszego wieczoru nawet przez minutę nie będziemy sami. ? Wskazał na wejście. Zebrał się tam cały tłum ludzi, przechodzących z bocznego skrzydła do głównej sali. Z przodu szedł niezwykle przystojny mężczyzna po czterdziestce, a po obu jego stronach kroczyli młodzi mężczyźni z aktówkami. ? To on, nasz gospodarz? ? spytał Kieffer.

? Tak, to François we własnej osobie.

Burmistrz Paryża lekkim, zwinnym krokiem pokonał kilka schodów do głównego wejścia. Zręcznie wyminął marmurowego fauna, obrócił się parę razy, machając na gości tłoczących się za nim przy drzwiach. Jednocześnie rozmawiał z kimś przez komórkę, dając jednemu z młodych pomocników jakieś znaki. Allégret nosił szyty na miarę, perfekcyjnie skrojony garnitur i białą koszulę bez krawata. Jego kasztanowe włosy przeplatane pierwszymi pasemkami siwizny otaczały opaloną twarz, jakiej nie powstydziłby się żaden katalog mody. Duży podbródek, wydatne kości policzkowe, trochę orli nos.

? Wasz burmistrz świetnie prezentowałby się też na wybiegu.

? Tak, to prawdziwe ciacho ? przyznała Valérie Gabin. Uwiesiła się na ramieniu Kieffera. ? Ale mogę cię zapewnić, że żadne z nas dwojga nie ma u niego szans.

? Z nas dwojga? Co chcesz przez to powiedzieć?

? Ja jestem kobietą. A ty jesteś za stary.

Kieffer zrozumiał.

? To stąd ci dwaj… asystenci?

Kiwnęła głową.

? Ale dość już tych plotek, idzie do nas.

Gdy tylko François Allégret dostrzegł szefową Gabina, oddał telefon komórkowy jednemu ze swych pomocników i pospieszył w jej stronę. Skłonił się lekko, ujął wyciągniętą dłoń Valérie, muskając ją w lekkim pocałunku.

? Jakie to cudowne, znów cię widzieć, droga przyjaciółko. ? Pełnym podziwu wzrokiem przyjrzał się jej sukience. ? Jesteś jak stworzona dla Diora.

Podszedł do Kieffera i oburącz ujął jego dłoń.

? Monsieur Kieffer, jak się cieszę, że mogę wreszcie pana poznać. Valérie tak wiele o panu mówiła. Muszę dowiedzieć się wszystkiego o pańskiej kuchni, jestem strasznie ciekaw. ? Mówiąc, Allégret przyglądał się Luksemburczykowi szeroko otwartymi oczami i jeszcze mocniej ścisnął dłoń i przedramię Kieffera.

? Jest pan bardzo uprzejmy, panie burmistrzu ? odparł Kieffer ? ale pod względem kulinarnym Luksemburg nie ma co się mierzyć z Paryżem.

Allégret z dezaprobatą pokręcił głową, wciąż mocno trzymając prawą rękę Kieffera.

? Ależ nie, ależ nie! Dla pana jestem François! I może Paryż ma sto jedenaście gwiazdek, a Luksemburg czternaście, ale przecież nie jest nawet wielkości Marais! Więc licząc na głowę, jesteście lepsi!

A potem bez słowa puścił nagle rękę Kieffera i obrócił się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni, po czym klaszcząc, krzyknął w stronę tłumnie zmierzających Allée Centrale gości:

? Dzieci, zostawcie teraz, proszę, Cézanne?a i Degasa, oni zawsze tu są. Za to naszego kochanego Ryuunosuke Mifune mamy tylko dzisiejszego wieczoru. Chodźmy na górę. Później będzie jeszcze czas na wycieczki. Mamy dla siebie Musée d?Orsay przez całą noc.

Wraz z kilkoma innymi gośćmi pierwsi wjechali windą na najwyższe piętro i przeszli długim korytarzem do zachodniego skrzydła, co Kieffer mógłby dostrzec, gdyby bardziej uważał. Jego przyjaciółka zdawała się znać już tę drogę, więc zarówno on sam, jak i inni goście podążali za nią.

? Z jakiej właściwie okazji odbywa się dzisiejszy bankiet? ? spytał Valérie.

? Mifune zostanie odznaczony orderem. W przyszłym tygodniu zostanie Komandorem Legii Honorowej.

Kieffer gwizdnął z uznaniem przez zęby.

? Niewielu kucharzom to się udało.

? Nie, oprócz Bocuse?a nikt nie przychodzi mi do głowy ? odparła. ? Ale Mifune nie jest przecież byle kim. Jest jednym z najlepszych kucharzy sushi na świecie. I w dodatku człowiekiem, który w ogóle sprowadził tę kuchnię w latach osiemdziesiątych do Europy. François jest jego wielkim fanem. Tak więc skorzystał z okazji, by zorganizować taką imprezę, podczas której Mifune będzie dla niego gotował.

? Ale przecież ten człowiek ma swoją restaurację w Paryżu. Tam burmistrz mógłby zajadać się sushi Mifune tak często, jak tylko miałby ochotę.

Valérie kiwnęła głową.

? W „Ue no Tai”, zgadza się ? potwierdziła. ? Ale tam François na pewno nie dostanie takiego omakase jak ten. Wiesz, co to takiego?

Kieffer prychnął gniewnie.

? Oczywiście. Byłem przez cztery lata zastępcą szefa kuchni w „La Houle”, o ile coś ci to mówi.

? Prawdopodobnie najlepsza restauracja rybna w Paryżu. Tyle tylko, że dobre piętnaście lat temu. A może to było jeszcze dawniej?

? Dziękuję, że przypominasz mi o moim podeszłym wieku.

Omakase było japońskim pojęciem określającym menu, kiedy to gość w pełni oddawał się w ręce kucharza. Jeśli ktoś siadał w barze sushi i wołał „omakase”, to pozostawiał decyzji kucharza, co zostanie mu podane. Również podczas dzisiejszej kolacji nie było wyboru potraw. Nikt nie udzielał Mifune żadnych wskazówek, co i kiedy ma być podane ? wszyscy będą jeść to, co mistrz sushi im zaserwuje.

? Umyka mi jakoś sens tych wszystkich manewrów.

? Burmistrz nieustannie bywa w świątyniach z trzema gwiazdkami, takich jak „Tour d?Or”. Przyzwyczaił się do tego, że podaje mu się tylko to, co najlepsze. I może właśnie dlatego ? albo przede wszystkim dlatego ? jak często przyznawał, François jest strasznie znudzony. Wciąż szuka czegoś nowego, bardziej wyszukanego. To dlatego wymyślił sobie ten mały bankiet.

Kieffer domyślał się, o co chodziło przyjaciółce. Valérie opowiadała mu już, że François Allégret często prosi, by wskazała mu jakąś restaurację, że jest fanatycznym smakoszem. Z własnego doświadczenia wiedział, że cieszenie się jedzeniem na najwyższym poziomie po pewnym czasie może sprawić, że posiłki wydają się strasznie mdłe. W wypadku Kieffera było tak, że cała ta złożona, wyrafinowana francuska kuchnia po kilku latach nie przynosiła żadnej rozkoszy podniebieniu. Kiedyś było inaczej, ale teraz w każdej chwili wybrałby wiejski chleb z serem albo luksemburską Bouneschlupp mat Mettwurscht zamiast takich kulinarnych monstrów, jak pigeon en feuilleté au chou nouveau et au foie gras. Natomiast François Allégret, który był najwidoczniej bardziej ekstrawaganckim typem niż Kieffer, nie stracił jeszcze radości delektowania się haute cuisine, ale, jak wielu smakoszy, wciąż szukał silniejszych kulinarnych doznań.

? I w jaki niby sposób ta impreza ma mu pomóc w spełnianiu kulinarnych fantazji? ? spytał Kieffer.

? Wywiera presję na Mifune, czy to nie oczywiste? To, że Japończyk zostanie przyjęty do Legii Honorowej, jest trochę sprawką François. Zwrócił uwagę prezydenta na pionierskie dokonania tego kucharza. No i do tego jeszcze ta pompatyczna impreza. Pojawi się ambasador Japonii, prezes amerykańskiej firmy internetowej…

? …i zaszczyci ją nawet swą obecnością szefowa najsłynniejszego przewodnika kulinarnego na świecie. Jakież to praktyczne, skoro biednemu Mifune-sanowi brakuje jeszcze trzeciej gwiazdki, o ile się dobrze orientuję. ? Kieffer pozwolił sobie na krzywy uśmiech, za który Valérie natychmiast szturchnęła go łokciem.

? Jesteś niemożliwy.

? Ale mam rację.

? Tak, masz. Jestem jedną z dekoracji przy stole. I w dodatku ten absurdalny wybór miejsca. Wiesz, że kazał zamknąć na ten czas całe Musée d?Orsay?

? A czy i tak nie jest wieczorami zamknięte? ? spytał Kieffer.

? Ale było już zamknięte przez całe popołudnie, kiedy to François oprowadzał po muzeum swoich zagranicznych gości.

? I cały ten szum ma mieć pozytywny wpływ na naszą kolację? Jakoś mi się nie wydaje.

Valérie pociągnęła go za ramię.

? Tu musimy skręcić w prawo. ? Przyciągnęła go bliżej ku sobie. Nos Kieffera wychwycił woń perfum Chanel. ? Doskonale wiem, jak działa nasz śliczny burmistrz. Jeśli czegoś od kogoś chce, otacza go swoją uwagą i sympatią. A dzięki tej kolacji i jednym, i drugim obdarzył już Mifune do tego stopnia, że ten człowiek z czystego japońskiego poczucia honoru zmuszony jest zaserwować najlepsze sushi, jakie kiedykolwiek podano na tym kontynencie. ? Objęła go ramieniem. ? Tak przynajmniej wyobraża sobie przebieg tego wieczoru monsieur Allégret.

Kieffer chciał właśnie rzucić jakąś uwagę o wrodzonej megalomanii francuskich polityków, gdy korytarz skręcił w lewo, dając im widok na otwarte skrzydłowe drzwi, przed którymi stały dwie ubrane w kimona Japonki. Za nimi była sala wielkości kortu tenisowego, ze ścianami i sufitem bogato zdobionymi złotem i sztukateriami. Z wielkich okien od północnej strony roztaczał się fantastyczny widok na Sacré-C?ur. Na sztalugach umieszczono liczne impresjonistyczne obrazy, wszystkie przedstawiające azjatyckie motywy. Kieffer rozpoznał jeden obraz Gauguina, reszta nic mu nie mówiła.

? Ten wariat kazał tu przenieść połowę japońskiej wystawy Musée d?Orsay ? mruknęła Valérie.

Wielki, pozbawiony dekoracji stół pośrodku stanowił wyraźny kontrast dla przytłaczającego ogromu i bogactwa pomieszczenia. Blat był z nielakierowanego drewna cedrowego. Stół nakryto prostą japońską ceramiką. Prócz małych miseczek, karteczek z menu, serwetek i pałeczek na stole nie było nic więcej, żadnych bukietów kwiatów czy innych ozdób.

Za stołem, na drugim końcu sali, rozstawiono kilka japońskich parawanów, za którymi najwyraźniej kryła się część improwizowanej kuchni. Przed ścianami z ryżowego papieru znajdowała się wielka płyta robocza, za którą stał Japończyk z ospowatą twarzą. To musiał być Mifune. Za każdym razem, gdy wchodziły grupki gości, kłaniał się głęboko.

Zza parawanu wynurzyły się kolejne kobiety w kimonach i zaczęły serwować gościom drinki na powitanie. Tych, wliczając Valérie i Kieffera, musiało być prawie dwudziestu pięciu. Kieffer rozpoznał niemieckiego ministra i francuskiego prezentera telewizyjnego; pozostałych osób nie znał.

? Kim są ci ludzie? Znasz ich wszystkich?

? Prawie ? odpowiedziała Valérie. Podczas gdy Kieffer popijał zmrożone lodem japońskie wino śliwkowe, wyszeptała mu do ucha nazwiska znanych gości. Organizowaną przez Allégreta kolację zaszczycili swoją obecnością trzej ministrowie z Niemiec i Francji, ambasador Japonii, szef francuskiego koncernu spożywczego, kilku magnatów prasowych i pewien amerykański miliarder. Valérie studiowała małą karteczkę z rozmieszczeniem gości przy stole. ? A tak przy okazji, będziesz siedział obok niego, Xavier.

? Liczyłem na to, że będę mógł siedzieć przy tobie i cały wieczór ignorować pozostałych gości.

Skrzywiła się i uśmiechnęła drwiąco.

? Zawsze byłeś takim mrukliwym mizantropem? A może długo musiałeś na to pracować?

? To pytanie jest dla mnie zbyt retoryczne.

? Oczywiście będziemy siedzieć obok siebie, Xavier. Ale po twojej prawej stronie zasiądzie miliarder. Nazywa się Cesar Lee Willinon.

? Co pozwoliło mu stać się tak bogatym? Ropa? ? spytał Kieffer.

? Nie, wydaje mi się, że coś z oprogramowaniem.

Kieffer chciał się właśnie rozejrzeć za jakąś popielniczką, gdy François Allégret zaczął stukać łyżeczką w kieliszek do szampana.

? Drodzy przyjaciele, witam was wszystkich serdecznie w ten niezwykły wieczór. ? Oddał kieliszek jednemu ze swych asystentów i rozłożył ręce. ? Witajcie. Albo jeszcze lepiej, Irasshaimashita! Ten wieczór stoi w całości pod znakiem wspaniałej kuchni japońskiej. Wielu z was uwielbia sushi, wiem o tym. ? Burmistrz wskazał na jednego z gości w głębi sali. ? O ile jestem dobrze poinformowany, Lee ma nawet własną restaurację. ? Allégret obrócił się do Mifune, który wciąż stał za blatem roboczym. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. ? Ryuunosuke Mifune jest nie tylko jednym z najlepszych kucharzy na świecie, ale również jest tym, któremu zawdzięczamy tak wielką popularność sushi w Europie. Gdy Mifune-sama otwierał swoją pierwszą restaurację w Nicei, większość uważała tuńczyki za coś, co pochodzi z puszki, a ryby na zimno za coś, co tylko Holendrzy jedzą dobrowolnie. ? Wszyscy wybuchnęli śmiechem. ? Tak było w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym. Dziś sushi jest wszędzie.

François przerwał na chwilę, a potem wskazał na Mifune.

? Ale najlepsze sushi w Europie wciąż jeszcze robi nasz gość honorowy, który z tego powodu w środę zostanie zasłużenie odznaczony przez prezydenta najwyższym odznaczeniem, jakie można przyznać w naszej Republice. Nas zaś spotka dzisiejszego wieczoru ten zaszczyt, że Ryuunosuke Mifune przygotuje dla nas bardzo wyjątkowe omakase. ? Tu skłonił się lekko w stronę kucharza. ? Arigatoo goozaimasu, monsieur.

Mifune nic nie odpowiedział, tylko skłonił się głęboko i sztywno.

Pierwsi goście zaczęli zajmować miejsca przy stole. Kieffer podsunął krzesło Valérie, po czym sam usiadł. Po jego prawej stronie siedział już rześki, niemal pięćdziesięcioletni mężczyzna z ogoloną głową i krótko przystrzyżoną brodą, który natychmiast wyciągnął do niego rękę.

? Cześć, jestem Lee ? zagrzmiał w tak niezrozumiałym francuskim, jakiego Kieffer nigdy jeszcze nie słyszał. ? Naprawdę wspaniale, że mogę cię poznać.

? Xavier Kieffer, cała przyjemność po mojej stronie. Możemy też mówić po angielsku…

? Super, świetnie. Będzie mi łatwiej. Próbuję się uczyć francuskiego, no, ale sam pan wie. ? Amerykanin miał na sobie jasnoszary garnitur i ciasny czarny T-shirt, który opinał jego muskularną pierś. ? Paryż jest fantastyczny ? ciągnął Willinon. ? Uwielbiam go. Co to właściwie za kościół, który widać tam, na wzgórzu? Wspaniała architektura, podoba mi się!

? To Sacré-C?ur ? odpowiedział Kieffer i spróbował zmienić temat. ? Burmistrz wspominał, że jest pan właścicielem restauracji specjalizującej się w sushi.

Willinon, który za pomocą pałeczek zgrabnie wyłowił soloną śliwkę z miseczki, pokiwał energicznie głową.

? Zgadza się. Mam bar sushi w Rio del Mar, razem z Robertem. Z Robertem De Niro. Nad samą wodą. ? Spojrzał porozumiewawczo na Kieffera i zniżył głos. ? W sumie działa to tak sobie, ale to takie moje hobby.

? Sushi?

? Wszystko, co ma coś wspólnego z Japonią ? odparł Willinon i machnął na kelnerkę. ? Osake o kudasai! Masz też ochotę na sake, Xavier?

? Dobry pomysł, czemu nie ? odpowiedział Kieffer. Bez alkoholu trudno mu będzie znieść przez cały wieczór towarzystwo tego kalifornijskiego kłębka energii.

? Futatsu. Dwa! ? krzyknął Willinon za kelnerką. ? Japońskie jedzenie jest najlepsze. Uwielbiam je. Przyleciałem tu specjalnie ze względu na to omakase. Ciekaw jestem, co takiego jest w stanie zaserwować nam ten Mifune. Wygląda na trochę spiętego, prawda? Zna się pan na sushi, Xavier?

? Trochę. Sam jestem kucharzem. ? Kieffer nie miał nic przeciw japońskiemu jedzeniu, wręcz odwrotnie. Gdy w latach dziewięćdziesiątych był zastępcą szefa kuchni w modnej restauracji rybnej „La Houle”, boom na sushi akurat dotarł do Paryża. Wielu z jego stałych klientów zdezerterowało, bo zamiast homara czy ostryg nagle woleli zajadać się sashimi albo nigiri z tuńczyka. Ostatecznie kierownik „La Houle” zarządził urządzenie baru z sushi i zatrudnił japońskiego shokunina, specjalnie wyszkolonego kucharza. Tak więc Kieffer wiedział co nieco na ten temat.

? Słyszałem, że Mifune jest bardzo dobry ? dodał ostrożnie. ? Podobno jest tradycjonalistą, więc prawdopodobnie nie wyjedzie dziś wieczorem z jakimiś California rolls z majonezem.

? Rozumiem. ? Cesar Lee Willinon kiwnął głową i przeczesał brodę. A potem wybuchnął: ? Tradycja jest cool, ale najważniejsza jest świeżość, wie pan? Na przykład świeżuteńkie jeżowce, uwielbiam je. Do mojej restauracji zamawiamy je bezpośrednio z Tsukiji, tokijskiego targu rybnego. Dostarczają je nam samolotem ? oświadczył Kalifornijczyk i upił sake. ? Powinien pan kiedyś do nas zajrzeć, Xavier.

? Zrobię tak, kiedy znów będę na Zachodnim Wybrzeżu ? odparł Kieffer.

? Cudownie! Opinia francuskiego kucharza o naszych produktach to coś, co by mnie naprawdę interesowało.

? Nie, proszę mi wybaczyć, ale chyba nie przedstawiłem się odpowiednio ? sprostował Kieffer. ? Nie jestem Francuzem, tylko Luksemburczykiem.

? Naprawdę? To fascynujące. W ogóle by mi to nie przyszło do głowy. Pański francuski jest perfekcyjny. Mówi pan bez śladu obcego akcentu, choć jest pan Niemcem.

Ku uldze Kieffera w tym momencie podano pierwsze danie. To było sashimi z cieniutkich plasterków dzikiego łososia, które Mifune krótko przed podaniem skropił wrzącym olejem sezamowym, tak by górna część plasterków ryby lekko się podgotowała.

? I co pan myśli, Xavier? ? spytał odrobinę za głośno Willinon, ściągając na siebie spojrzenia innych gości.

? Perfekcyjne ? odparł Kieffer po tym, jak już spróbował. I w tym wypadku nie była to tylko czcza uprzejmość, ale szczera prawda. Pozwolił, by kolejny plasterek łososia rozpłynął mu się w ustach. Przystawka była bardzo prosta, ale też bardzo dobra. Doskonałe składniki, doskonałe przygotowanie ? być może Valérie miała rację i z takim menu można się było spotkać tylko raz na kilka lat.

Kieffer przyglądał się Ryuunosuke Mifune przy pracy. Mistrz sushi stał za blatem roboczym umieszczonym w poprzek cedrowego stołu, jakieś dziesięć metrów od niego. Ucierał akurat korzeń wasabi nad surową skórą rekina rozciągniętą na desce. W większości nowoczesnych kuchni używano do tego tarki ze stali szlachetnej, ale Mifune pracował zgodnie z tradycyjną japońską metodą. Następnie kucharz wypełnił liczne miseczki utartą rzodkwią i dał znak asystentowi, by podał mu kilka podgotowanych ośmiorniczek. Mifune przyjrzał się badawczo ich ramionom, przez moment zdawał się wahać, a potem zaczął je kroić na małe kawałeczki sushi.

Kiefferowi rzuciło się w oczy, że Mifune porusza się jak robot. Stał, opierając się o blat, i raczej siekał, niż kroił. W powszechnym mniemaniu Japończyków może i uważa się za sztywnych i oficjalnych, ale taka charakterystyka nie pasowała do dobrych kucharzy sushi, których Kieffer miał okazję dotychczas poznać. Podchodzili do pracy spokojnie i w kontrolowany sposób, lecz poruszali się przy tym zwinnie jak chińscy mistrzowie tai chi.

Mifune natomiast kuśtykał po kuchni jak robot. Kieffer położył rękę na przedramieniu Valérie, która rozmawiała właśnie z siedzącym na prawo od niej niemieckim ministrem środowiska.

? Co jest?

? Popatrz na Mifune ? szepnął do niej ? coś z nim jest nie tak.

Valérie chciała coś odpowiedzieć, ale gdy jej spojrzenie padło na mistrza sushi, umilkła. Mifune wciąż stał za swoim blatem roboczym z yanagi, małym nożykiem do filetowania, w prawej ręce. Przestał jednak kroić rybę. Zamiast tego stał prosty jak świeca przed swoim mise en place, miał lekko opuszczoną głowę i wpatrywał się w leżące przed nim ramiona ośmiornicy.

Pozostali goście pogrążeni byli w rozmowie i z przyjemnością jedli sashimi. Wyglądało na to, że nikt inny nie zauważył dziwnego zachowania Mifune.

? Masz rację, Xavier ? szepnęła nerwowo. ? Co się dzieje? Co z nim?

Nim Kieffer zdążył odpowiedzieć, zagłuszył go grzmiący głos Willinona:

? To rytuał zen, proszę pani. Nasz kucharz też tak robi.

Valérie przyjrzała się badawczo Amerykaninowi.

? Zen.

Kieffer znał już to spojrzenie i zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej ostrzec prostodusznego Kalifornijczyka. Tymczasem Willinon ciągnął niewzruszenie: ? To japońska tradycja, jak mi się wydaje. Medytacyjne zatopienie się w sobie, kiedy to kucharz przez kilka sekund składa pokłon rybie, zanim ją pokroi.

Kieffer chciał właśnie wtrącić, że to medytacyjne zatopienie się w sobie u Ryuunosuke Mifune trwa już zdecydowanie dłużej niż kilka sekund. Ale nie doszedł do tego. W tej samej chwili bowiem kucharz, sztywny jakby połknął kij, zaczął się chwiać. Jego cera przybrała sinawy odcień. Pozostali goście też zdążyli zauważyć, że coś jest nie tak. Wszystkich ogarnął niepokój.

A potem Mifune runął do tyłu. Kieffer zdążył jeszcze zauważyć zupełnie skamieniałą twarz Japończyka, nim ten głośno uderzył o drewniane deski podłogi.

czerwone-zlotoTom Hillenbrand „Czerwone złoto”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Smak Słowa
Liczba stron: 304

Opis: Odkąd luksemburski kucharz Xavier Kieffer związał się z najsłynniejszą krytyczką kulinarną Francji, bywa zapraszany na najbardziej prestiżowe imprezy. Jednak uroczysta kolacja wydana przez mera Paryża kończy się zaraz po przystawce. Ryuunosuke Mifune, najsłynniejszy kucharz sushi w Europie, pada nagle martwy. Diagnoza brzmi: zatrucie rybą. Kieffer jest jednak sceptyczny i szybko zauważa sprzeczności. Zanurza się w świat kuchni specjalizującej się w sushi i dowiaduje się, że istnieją ryby droższe od złota ? i cenniejsze niż ludzkie życie.

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek