banner ad

Polskie wydanie nominowanej do Bookera powieści „Jak być jednym i drugim” Ali Smith. Przeczytaj sam początek

17 kwietnia 2025

Finalistka Nagrody Bookera z 2014 roku, jedna ze 100 najlepszych książek XXI wieku według „New York Timesa”, laureatka Women’s Prize for Fiction i Costa Book Awards. Powieść „Jak być jednym i drugim” Ali Smith od 23 kwietnia wreszcie dostępna w polskim przekładzie. Jedna z najważniejszych szkockich pisarek i kandydatka do Nobla napisała książkę, która stanowi prawdziwy eksperyment wyobraźni. Historia jest opowiedziana z dwóch perspektyw: żyjącej współcześnie nastolatki imieniem George, której matka nagle zmarła, oraz Francesco del Cossy, włoskiego artysty renesansowego, który namalował m.in. serię fresków w Palazzo Schifanoia. Autorka napisała książkę zainspirowaną strukturą fresku, który często pod warstwą widoczną dla oczu kryje wcześniejszą wersję obrazu. „Zaintrygowało mnie, że jest powierzchnia, którą oglądamy przez setki lat, a pod nią jest coś innego, na co patrzymy, ale czego nie możemy zobaczyć” – tłumaczy. Powieść ukaże się w tłumaczeniu Jerzego Kozłowskiego nakładem Wydawnictwa W.A.B., a poniżej przeczytacie sam jej początek.

Zastanów się przez chwilę nad takim dylematem moralnym. – Matka George mówi do George siedzącej z przodu na miejscu pasażera.

Nie mówi. Powiedziała.

Matka George nie żyje.

Jakim dylematem? – pyta George.

Fotel pasażera w wynajętym aucie umiejscowiony jest dziwnie po tej stronie, po której w Anglii znajduje się fotel kierowcy. Tak to pewnie wygląda, gdy się prowadzi samochód bez samego, wiecie, prowadzenia.

Więc tak. Jesteś artystką – zaczyna matka.

Naprawdę? Od kiedy? I to jest ten dylemat moralny?

Ha, ha – śmieje się matka. – Zrób to dla mnie. Wyobraź sobie. Jesteś artystką.

Ta rozmowa odbywa się w maju minionego roku, kiedy naturalnie matka George wciąż jeszcze żyje. Nie żyje od września. Teraz jest styczeń, a precyzyjniej mówiąc, minęła właśnie północ w sylwestra, co znaczy, że właśnie zaczął się rok po roku, w którym umarła matka George.

Ojciec gdzieś wyszedł. To lepiej, niż gdy jest w domu i stoi smętnie w kuchni albo krąży po pokojach, włączając i wyłączając różne urządzenia. Henry śpi. Właśnie była w jego pokoju i sprawdziła; był martwy dla świata, chociaż nie martwy w dosłownym znaczeniu słowa „martwy”, kiedy znaczy, wiecie, martwy.

To będzie pierwszy rok od roku, w którym matka się urodziła, kiedy nie będzie jej wśród żywych. Rzecz tak oczywista, że głupio, gdy w ogóle coś takiego przychodzi do głowy, a z drugiej strony tak straszna, że nie mogłoby nie przyjść. Jedno i drugie jednocześnie.

Tak czy inaczej, George spędza pierwsze minuty nowego roku na sprawdzaniu w sieci tekstu starej piosenki. Let’s Twist Again. Słowa Kala Manna. Tekst nie najwyższych lotów. Let’s twist again like we did last summer. Let’s twist again like we did last year. A potem jest naprawdę kiepski rym, rym, który ściśle mówiąc, nie jest nawet rymem.

Do you remember when
Things were really hummin’.

Hummin’ nie rymuje się z summer, wers nie kończy się znakiem zapytania i co to ma znaczyć dosłownie: Czy pamiętasz, kiedy wszystko potwornie brzęczało, nuciło czy śmierdziało?

Potem Let’s twist again, twisting time is here. A raczej, jak podają wszystkie strony internetowe, twistin’ time.

Przynajmniej zastosowali apostrof – komentuje George sprzed śmierci matki.

Mam w dupie, czy jakaś strona w internecie stosuje się do zasad poprawności językowej – mówi George z okresu po jej śmierci.

Ten podział na przed i po ma związek z żałobą, jak powtarzają inni. Powtarzają, że rozpacz po stracie bliskich dzieli się na kilka etapów. Nie ma zgodności co do tego, z ilu faz składa się żałoba. Z trzech, z pięciu, niektórzy twierdzą, że z siedmiu.

Jest trochę tak, jakby tekściarzowi właściwie nie chciało się wymyślać słów. Może też akurat się znajdował w jednej z owych trzech, pięciu lub siedmiu faz żałoby. Faza dziewiąta (dwudziesta trzecia, sto dwudziesta trzecia lub ad infinitum, bo tak jak teraz będzie już zawsze): w tej fazie nie obchodzi cię już, czy słowa piosenki coś znaczą. Mało tego, będziesz nienawidzić prawie wszystkich piosenek.

George musi jednak znaleźć taką, do której można zatańczyć ten konkretny taniec.

Niewątpliwie zaletą w tym przypadku jest to, że ta piosenka wydaje się tak pełna sprzeczności i bezsensowna. Pewnie dlatego sprzedała się w tylu egzemplarzach i odniosła w swoim czasie taki sukces. Ludzie lubią, jeśli w czymś nie ma zbyt wiele sensu.

Okej, wyobrażam sobie. – George w fotelu pasażera w maju minionego roku we Włoszech mówi dokładnie w tej samej chwili, w której George w domu w Anglii w styczniu następnego roku wpatruje się w bezsens słów starego szlagieru. Za oknem samochodu wokół nich i nad nimi rozpościera się Italia, tak gorąca i żółta, że wygląda jak piaskowana. Z tyłu Henry posapuje lekko przez sen, oczy ma zamknięte, usta otwarte. Przez jego czoło przebiega pas bezpieczeństwa, jest tak drobny.

Jesteś artystką – wyjaśnia matka – i bierzesz udział w projekcie, przy którym pracuje wielu innych artystów. I wszyscy uczestnicy tego projektu dostają w ramach wynagrodzenia tyle samo pieniędzy. Jednak t y uważasz, że to, co robisz, jest warte więcej niż to, ile się płaci wszystkim. Piszesz więc do osoby, która zleciła tę pracę, i prosisz ją, żeby t o b i e wypłaciła więcej, niż dostają pozostali.

A czy jestem warta więcej? – pyta George. – Czy jestem lepsza niż inni artyści?

To ma znaczenie? – pyta matka. – Tak uważasz?

Więcej warta jestem ja czy moja praca?

Świetnie. Mów dalej – prosi matka.

Chodzi o prawdziwą sytuację? – chce wiedzieć George. – Czy hipotetyczną?

A to ważne?

Czy to coś, na co istnieje już odpowiedź w rzeczywistości, ale poddajesz mnie próbie, chociaż sama doskonale wiesz, co o tym sądzić?

Może – odpowiada matka. – Ale nie interesuje mnie, co ja sądzę. Interesuje mnie, co ty sądzisz.

Zwykle cię to nie interesuje.

Jakbym słyszała typową nastolatkę.

Jestem nastolatką – przypomina George.

No tak. W takim razie wszystko jasne.

Zapada króciutka cisza, wciąż niegroźna, ale jeśli George teraz nie ustąpi, wie, że matka, od kilku tygodni drażliwa, nieprzewidywalna i zasępiona w związku z kłopotami w raju, zwanym inaczej jej związkiem z tą całą Lisą Goliard, najpierw zrobi się milkliwa, a potem zdecydowanie markotna i zgryźliwa.

To się dzieje teraz czy działo się w przeszłości? – zapytuje George. – Mowa o kobiecie czy mężczyźnie?

Czy w obojgu tych przypadkach ma to jakieś znaczenie?

W obu – poprawia ją George. – Albo w obydwu. Przypadkach.

Mea maxima – odpowiada matka.

Nie rozumiem, dlaczego nigdy nie chcesz niczego sprecyzować – skarży się George. – A w ogóle to mea maxima znaczy co innego. Jeśli wypowiadasz ten zwrot bez culpa, znaczy po prostu „jestem najbardziej” albo „jestem największą” albo „do mnie należy największa” albo „moja najbardziej”.

To prawda – rzuca matka. – Jestem największą. Tylko nie wiem czym.

Przeszłość czy teraźniejszość? – naciska George. – Kobieta czy mężczyzna? Nie może być jedno i drugie. Musi być albo jedno, albo drugie.

Kto tak twierdzi? Dlaczego musi?

GRRRR – mówi za głośno George.

Cicho – prosi matka, ruchem głowy wskazując tył samochodu. – Chyba że chcesz go obudzić, ale w takim razie jesteś odpowiedzialna za zabawianie go.

Nie. Wypowiem. Się. Na. Temat. Twojego. Dylematu. Moralnego. Jeśli. Nie. Poznam. Więcej. Szczegółów – cedzi George sotto voce, co po włosku, chociaż George nie zna włoskiego, dosłownie znaczy „pod głosem”.

A moralność potrzebuje szczegółów? – szepcze w odpowiedzi matka.

Boże – jęczy George.

A moralność potrzebuje Boga?

Mówić z tobą – mamrocze pod głosem George – to jak gadać do ściany.

O, dobrze, bardzo dobrze.

Niby w jakim sensie dobrze?

Bo ten konkretny rodzaj sztuki malarskiej, ten artysta i ten dylemat mają związek ze ścianą – wyjaśnia matka. – Tam, gdzie chcę cię zawieźć.

No – rzuca George – chyba żeby tłuc o nią głową.

Matka parska głośnym śmiechem, tak głośnym, że obie się odwracają, by sprawdzić, czy Henry się obudził, ale nie. Tego rodzaju wybuchy śmiechu ostatnio zdarzają się matce tak rzadko, że przez chwilę jest jak dawniej. George jest tak zadowolona, że czuje, jak się czerwieni.

A to, co właśnie powiedziałaś, jest gramatycznie niepoprawne.

Wcale nie.

Właśnie że tak – upiera się George. – Gramatyka to skończony zestaw reguł, a ty właśnie jedną złamałaś.

Ja nie wyznaję tego poglądu – oznajmia matka.

Języka raczej nie można nazwać poglądem.

Wyznaję pogląd – kontynuuje matka – że język to żywy, rozwijający się i zmieniający organizm. W to wierzę.

Wątpię, żeby ta wiara zapewniła ci dostęp do nieba – kwituje George.

Jej matka znowu głośno się śmieje.

Nie, słuchaj, organizm… – podejmuje na nowo matka

(i przed oczami George staje okładka starej książki w miękkiej oprawie Jak osiągnąć dobry orgazm, którą matka trzyma w jednej ze swoich szafek nocnych, z czasów na długo przed narodzinami George, gdy matka była, jak twierdzi, młoda i lekkomyślna pod gałęziami jabłoni) –

…stosuje się do własnych reguł i zmienia je według własnego widzimisię, zresztą znaczenie tego, co właśnie powiedziałam, jest całkowicie jasne, jest zatem gramatycznie w pełni dopuszczalne.

(Jak osiągnąć dobry organizm).

Cóż. W takim razie gramatycznie nieeleganckie – stwierdza George.

Założę się, że nawet już nie pamiętasz, co takiego powiedziałam – mówi matka.

„Tam, gdzie chcę cię zawieźć” – przytacza George. – Powinno być „dokąd”.

Jak to się stało, że ja, najbardziej maxima niepedantyczna ze wszystkich maxima niepedantycznych kobiet na świecie wydałam na świat taką pedantkę? I dlaczego, do diabła, nie przyszło mi do głowy, żeby ją od razu po narodzinach utopić?

Czy t o jest ten dylemat moralny?

Bardzo proszę, możesz się nad nim zastanowić, jeśli chcesz – mówi matka.

Nie mówi.

Matka nie mówi.

Powiedziała.

Bo gdyby różne rzeczy naprawdę działy się jednocześnie, to byłoby tak, jakby czytało się książkę, ale taką, w której wszystkie linijki tekstu są zadrukowane, jakby każda strona była właściwie dwiema stronami, jedna nałożona na drugą, przez co stawałaby się nieczytelna. Ponieważ jest Nowy Rok, a nie maj, to jest Anglia, nie Włochy, na zewnątrz leje deszcz i niezależnie od szumu (hummin’) deszczu i tak słychać wybuchające co i raz głupie sylwestrowe fajerwerki jak podczas jakiejś małej wojny, bo ludzie stoją na ulicach w padającym deszczu, deszczu kapiącym do kieliszków z szampanem, a ich zwrócone do góry twarze oglądają rozświetlające się, a potem gasnące własne (żałośnie) mało efektowne sztuczne ognie.

Pokój George znajduje się na poddaszu, a ponieważ zeszłego lata wymieniano dach, w skosie na samym końcu jest nieszczelność. Ilekroć pada, spływa tamtędy mały strumyk, płynie w tym momencie, Szczęśliwego Nowego Roku, George! Dla ciebie też, deszczu, Szczęśliwego Nowego Roku, i biegnie skraplającą się linią wzdłuż miejsca, gdzie tynk styka się z płytą gipsową, a potem skapuje na książki ułożone na regale. Odkąd tak się dzieje, zaczęły się odklejać plakaty, bo blu tack nie trzyma się niektórych fragmentów ściany. Pod nimi jasnobrązowa kolekcja plam niczym mapa korzeni lub wzór wiejskich dróg, albo powiększona tysiąckrotnie pleśń, albo żyłki widoczne w białkach oczu, gdy ktoś jest zmęczony, nie, jak żadna z tych rzeczy, bo wymyślanie ich to tylko głupia zabawa. Wdała się wilgoć, plami ścianę i do tego się wszystko sprowadza.

George nie wspomniała o tym ojcu ani słowem. Belki przegniją, a potem dach się zawali. Za każdym razem po deszczu budzi się z zapchanym nosem i dusznością, kiedy jednak dach się zapadnie, będzie wiedzieć, że warto było znosić te wszystkie niedogodności.

Ojciec nigdy nie wchodzi do jej pokoju. Nie ma pojęcia, co się dzieje. Przy odrobinie szczęścia dowie się, gdy już będzie za późno.

Już jest za późno.
(…)

Ali Smith „Jak być jednym i drugim”
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 400

Opis: Wartka, zamazująca granice między gatunkami rozmowa form, czasów, prawd i fikcji. Jest tu renesansowy artysta z lat sześćdziesiątych XV wieku. Jest dziecko dziecka lat sześćdziesiątych XX wieku. Dwie opowieści o miłości i niesprawiedliwości splatają się w jedną niezwykłą historię, gdzie czas staje się ponadczasowy, struktura zrywa ze schematem, wiedza przechodzi w tajemnicę, fikcja w rzeczywistość – i wszystkie przyjęte założenia dostają drugą szansę.

Powieść o wszechstronności sztuki, która wzoruje się na malarskiej technice freskowej, tworząc oryginalny literacki odpowiednik szkatułki z podwójnym dnem.

fot. główna: Laura Bielak/W.A.B.


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek