„Ostatni” ? finał trylogii Nadzoru Charliego Fletchera już w księgarniach. Przeczytaj fragment

7 lutego 2019


Fabryka Słów opublikowała ostatnią część gotycko-fantastycznej trylogii Nadzoru Charliego Fletchera opowiadającej o tajnej organizacji, która chroni zwykłych śmiertelników przed istotami z magicznego świata. A wszystko to w wiktoriańskiej (choć nie tylko!) scenerii. „Ostatni” w satysfakcjonujący i przemyślany sposób zamyka historię. Jeśli jednak nie czytaliście jeszcze poprzednich tomów, to najpierw sięgnijcie po „Nadzór” i „Paradoks”. Krótki fragment najnowszej książki przeczytacie poniżej.

Rozdział I
Z odległego brzegu

Pachnie inaczej ? zauważyła Lucy Harker, spoglądając na tętniące życiem nabrzeże z wysokości szczytu trapu biegnącego z pokładu Panny Nantasket, która niedawno przycumowała do Kei Belchera w bostońskim porcie.

? Co takiego? ? spytała Caitlin Sean ná Gaolaire, która dotarła już do stóp pomostu.

? Ameryka ? wyjaśniła Lucy. ? Jakby… czyściej.

? Czyściej niż rozległy, smagany wichrami Atlantyk? Żartujesz sobie, prawda?

? Czyściej niż Londyn.

Caitlin nabrała powietrza w nozdrza i skupiła się na mieszance aromatów, jakby wąchała ją po raz pierwszy.

? Mniej gówna, więcej sosny ? stwierdziła po chwili zastanowienia, krzywiąc się.

Lucy westchnęła. Podróż przez Ocean Atlantycki okazała się niełatwa dla nich obydwu. Pannę Nantasket wciąż nękały wiatry z różnych stron, a następnie coś hałaśliwego przydarzyło się kołu sterowemu, wymuszając pospieszną reperację, która jeszcze bardziej wydłużyła i tak nieprzyjemną przeprawę. Co więcej, stosunki między nią a Cait uległy wyraźnej zmianie. Lucy nie była pewna, co się stało, ale miała wrażenie, jakby ich wymuszona bliskość w ciasnocie żaglowca skłoniła Caitlin do pożałowania podjętej w ostatniej chwili wspaniałomyślnej decyzji, żeby zabrać dziewczynę ze sobą i służyć jej za mentorkę. Nie podobało jej się, że Cait wpłynęła na kapitana i użyła swych silnych mocy, żeby go zauroczyć. Z drugiej strony wystarczająco znała samą siebie, by wiedzieć, że owa dezaprobata wywodzi się nie z pobudek moralnych, lecz raczej z urazy i zazdrości.

? Tak jest po prostu łatwiej ? stwierdziła Cait, gdy Lucy zdradziła się ze swymi uczuciami nadmiernie jadowitym pytaniem, czy jej hipotetycznej nauczycielce podobała się niedawna wizyta na mostku. ? Pochlebia mu moja uwaga, ale jest przyzwoitym człowiekiem i kocha swoją żonę. Lubi mnie, ale to tylko środek pozwalający osiągnąć nasz cel. Nie podoba mi się natomiast, że marudzisz z miną jak u zbitej oślicy, bo flirtuję sobie nieszkodliwie ze starszym mężczyzną. Odbyłyśmy już rozmowę na ten temat i nie powtórzymy jej. A tak poza tym, czy uprałaś moje rzeczy?

Pranie ubrań Cait stanowiło jeden z obowiązków Lucy. Gdy ta spytała, co przepierka ma wspólnego ze szkoleniem na venatrix, Irlandka odparła ostro, że nie ma nic wspólnego z umiejętnościami niezbędnymi do przetrwania jako ponadnaturalna łowczyni, za to wszystko wspólne z posłuszeństwem, posłuszeństwo zaś stanowi warunek konieczny do nauki.

? Jeśli nie potrafisz się ugiąć do wykonania prostej rzeczy bez pretensji, to nikomu się na nic nie zdasz jako uczennica. A już na pewno nie mnie. Nie próbuję złamać twojej woli, jest ona bowiem silna i pewnego dnia ci się przysłuży, ale sprawdzam, czy jesteś zdolna odsunąć ją na bok, jeśli zajdzie taka konieczność.

I być może właśnie to stanowiło największy problem: jej wola. Terminowanie u Cait wydawało się dobrym sposobem na to, żeby Lucy mogła zostać przy rudowłosej kobiecie, ale powodem, dla którego się na to zdecydowała, było wielkie cierpienie, jakie czuła, spoglądając na swą mentorkę. Irlandka szczerze i otwarcie, wręcz boleśnie otwarcie, rozpoznała zauroczenie, jakie stało się udziałem Lucy, i wyjaśniła jej, że to przeminie, a nawet jeśli nie, to nie zamierza go odwzajemniać. Z perspektywy czasu można było uznać, że żadna z nich nie wzięła pod uwagę, że Lucy może nie być w stanie pogodzić się z tym faktem.

Dziewczyna wiedziała, że jest w tym kiepska. Przez większość życia była zmuszona polegać wyłącznie na sobie i ta niezależność wykształciła w niej zaradność oraz nieustępliwość. Cieszyło ją nietypowe towarzystwo Nadzoru, ponieważ wbrew sobie polubiła pozostałych członków Ostatniej Ręki, jednak w jej naturze leżała również nieufność do wygód, stanowiących pułapkę i ułudę służącą osłabieniu czujności. Zatem gdy tylko zdała sobie z tego wszystkiego sprawę, postanowiła odejść i decyzję tę tylko po części wyjaśniało pragnienie, żeby znaleźć się u boku Cait.

Realia układu, który zawarły na londyńskim nabrzeżu, okazały się mniej przyjemne, niż Lucy sobie wyobrażała. Uświadomiła sobie, że zamiast zbliżyć się do starszej kobiety, oddaliła się od niej. Po pierwszym uciążliwym tygodniu podróży, kiedy to obydwie cierpiały z powodu choroby morskiej, Lucy wróciły apetyt i wigor, jednak Cait nie odzyskała zwyczajowego dobrego humoru. Pomijając chwile, gdy zdobywała się na pogodną minę i uśmiech dla kapitana, pozostawała ponura, jakby oceaniczny rejs wysysał z niej całą wesołość.

Młodsza z kobiet czuła ulgę na myśl, że oto może porzucić ciasnotę statku i wejść na trap prowadzący ku nowym swobodom szerokiego świata, tak kusząco majaczącym na końcu pomostu.

Znów odetchnęła głęboko i rozejrzała się po ruchliwej okolicy. Dojrzała potencjał, dojrzała różnorodność, dojrzała widoki, które były jej znane, i takie, które wydawały się mieć wyraźnie obcy charakter.

Nie zauważyła jednak pary obserwujących ją oczu, ukrytych w cieniu sporego magazynu z cegły i kamienia, który stał po drugiej stronie kei.

* * *

W zwykłe dni Prudence Tittensor radziła sobie ze swoim mężem za pomocą tego, co uważała za naturalne zdolności przeciętnie sprytnej żony, i nie musiała uciekać się do nieco mniej naturalnych talentów. W dowolny zwykły dzień mogłaby polegać wyłącznie na tych pierwszych, wybierając sposób, w jaki powita na brzegu małżonka po długiej, uciążliwej wyprawie do Bostonu, po walce z wichrem na szarych bałwanach Atlantyku.

Stała w cieniu kolumnady magazynu przy Kei Belchera, starannie układając treść wiadomości, którą następnie w pośpiechu zapisała, oraz obserwując kapitana krzątającego się po pokładzie Panny Nantasket, doglądającego załogi wykonującej wielokrotnie przećwiczone procedury cumowania i otwierania ładowni w przygotowaniu na nadciągającą inwazję sztauerów, czekających już na brzegu. Wiedziała, że za chwilę, w zasadzie gdy tylko mu się pokaże, kapitan przypomni sobie, że jego pierwszy oficer zna się na tym wszystkim równie dobrze jak on, a na dodatek jest kawalerem. Wówczas Tittensor jak zwykle przekaże mu odpowiedzialność za statek i ładunek, po czym, przynajmniej na kilka następnych godzin, stanie się zwykłym mężem lądowym. W dowolny zwykły dzień Prudence Tittensor nie tylko dopilnowałaby, żeby został bardzo zadowolonym oraz zaspokojonym cieleśnie mężem lądowym, ale i sama szczerze uradowałaby się namiętnym ciepłem kolejnego spotkania po tymczasowej rozłące.

Jednak widok dwóch młodych kobiet, które pojawiły się na trapie, kazał jej szybko cofnąć się z powrotem pod osłonę kolumnady magazynu i ponownie przemyśleć plany.

Dzień już od początku nie zapowiadał się na zwykły. Prudence była zmuszona wyjaśnić mężowi, że dziecko, które zaadoptowali i przywieźli z Londynu, zniknęło, a jednocześnie przyszykować go na informację, że powód zniknięcia malca jest zgoła radosny: natura zesłała kobiecie cud, którego oboje od dawna pragnęli i który nosiła dumnie przed sobą w coraz większym brzuchu. Powtórzyła argumenty stojące za przekazaniem przysposobionego dziecka parze, która bardziej na to zasługiwała, i była przekonana, że zdoła odpowiednio wpłynąć na małżonka, by zareagował w sposób pożądany.

Nie przygotowała się jednak na cudzoziemki stojące teraz na trapie. Od razu wiedziała, kim są i jakie problemy ze sobą przywiozły. Wycofała się w cień i zaprzęgła umysł do szybkiej pracy, po czym wyciągnęła z torebki mały notatnik oraz cienki ołówek i zapisała trzy lapidarne zdania.

Suka u jej boku uderzyła ją ogonem i wydała z siebie niski, błagalny warkot, ledwo powstrzymując podekscytowanie.

? Nie, Shay ? powiedziała Prudence. ? Nie. Zobaczysz się z nim później.

Ściągnęła rękawiczkę z lewej dłoni, wsunęła do środka wiadomość i zwinęła całość, formując improwizowaną kopertę, po czym podała psu, który delikatnie ujął pakunek w pysk.

? To dla Pedla ? oznajmiła. ? Pospiesz się, dziewczyno.

Następie pogładziła dłonią nabrzmiały brzuch i wyszła z cienia, machając do męża z pogodnym uśmiechem, który w najmniejszym nawet stopniu nie zdradzał targającego nią niepokoju. Starannie ignorowała młode cudzoziemki, po których przyjeździe dzień bez dwóch zdań stał się niezwykły.

* * *

Lucy podeszła do Cait u stóp trapu i odkryła, że oprócz swojej torby powinna nieść również bagaż mentorki.

? Chodźmy już ? stwierdziła krótko Irlandka. ? Mamy kilka spraw do załatwienia, zanim zajmiemy się zasadniczą kwestią.

? Czy myślisz, że to jest pani…? ? zaczęła Lucy, obserwując zbliżającą się postać Prudence Tittensor, która wpatrywała się w rozpromienioną twarz męża, wychylającego się przez reling rufowy i machającego do niej entuzjastycznie.

Wolną dłonią Cait złapała dziewczynę za rękę i mocno ścisnęła.

? Nie patrz ? poleciła spokojnym głosem. ? Będziemy miały na nią dość czasu później, gdy dowiemy się, kiedy odpływa następny statek powrotny.

Plan był prosty i dobrze przećwiczony. Lucy odgrywała go w myślach, idąc przez tłum za Cait w kierunku kapitanatu portu. Obie były młode i atrakcyjne, nie brakowało więc natarczywych męskich ofert ?pomocy z torbami?, ale Irlandka odmawiała z uśmiechem i nawet na chwilę nie zwalniała, Lucy zaś posłusznie szła za nią, próbując naśladować swobodny krok swojej mentorki, świadczący, że dobrze wie, dokąd zmierza, choć przecież gościła w mieście po raz pierwszy. Planowały zarezerwować miejsca na następnej jednostce płynącej na drugą stronę oceanu. Cait chciała w ostatniej chwili zamienić skradzione dziecko, po czym zawieźć je do rządcy i jego żony w Skibbereen, skąd przed niemal rokiem zostało skradzione z kołyski. Maleństwo zabrała dziewczyna podmieniec, którą Irlandka śledziła od hrabstwa Cork aż do Londynu, a która teraz siedziała uwięziona w sekretnej celi w Sly House, w pobliżu głównej siedziby Nadzoru na Wellclose Square.

Cait w takim stopniu okręciła sobie wokół palca kapitana Tittensora, że sądził, iż sam wpadł na pomysł, aby Irlandka przy pierwszej nadarzającej się okazji pojawiła się w jego domu i zaoferowała swoje usługi jako niańka do zaadoptowanego dziecka. Zdradził Cait swój adres domowy wraz z sugestią, aby jak najszybciej poddała się ocenie jego żony, i w duchu pogratulował sobie genialnego planu. Podobało mu się wszystko, co widział w rudowłosej dziewczynie, i nie mógł sobie wyobrazić, aby nie przypadła do gustu również pani Tittensor.

Caitlin Sean ná Gaolaire nie podzielała skrupułów Prudence w kwestii wykorzystywania ponadnaturalnych talentów na kapitanie, jednak była venatrix, łowczynią, która przysięgła, że uratuje dziecko bez względu na okoliczności. Zresztą Lucy zauważyła, że Cait jest ? przynajmniej na suchym lądzie ? nie tylko niefrasobliwa i urokliwa, lecz również do cna bezlitosna, jeśli dąży do osiągnięcia czegoś, co w jej oczach wydawało się słuszne.

Nim minęło pół godziny, odnalazły drogę do kapitanatu i dowiedziały się, że wraz z porannym odpływem wyrusza statek do Liverpoolu.

? Czyli odpływamy za niecałą dobę? ? spytała Lucy, nie mogąc ukryć zaskoczenia i rozczarowania.

? A miała panienka jakieś inne plany? ? odparła Cait, unosząc brew.

? Po prostu szkoda mi, że nie zobaczymy choć kawałka tego nowego kraju, skoro już tu jesteśmy.

? Nie wyruszyłyśmy w podróż dookoła świata, tylko załatwiamy poważną sprawę ? rzekła Irlandka. ? Zresztą odkryłam, że jeśli dobrze się przyjrzeć, wszystkie miejsca są niemal takie same.

? Miło byłoby mieć szansę, żeby dobrze się przyjrzeć ? mruknęła pod nosem Lucy, idąc za nauczycielką do gospody, którą młodzieniec z kapitanatu polecił jako bliską, czystą i tanią.

Cait obróciła się i przytrzymała drzwi.

? Nie wierzę w szczęście, Lucy, ale gdy się uśmiecha, dobrze jest odpowiedzieć uśmiechem, dygnąć z szacunkiem i wziąć to, co oferuje. Mamy tu do zrobienia paskudną rzecz, ponieważ kapitan jest dość porządnym człowiekiem i zapewne nie ma pojęcia, że jego dziecko zostało skradzione komuś innemu, więc lepiej, żebyśmy uwinęły się szybko, jak przy wyrywaniu zęba.
(…)

Charlie Fletcher „Ostatni”
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 512

Opis: Nadzór tysiące lat temu zaprzysiągł, że będzie chronić krainy śmiertelników i istot nadnaturalnych przed żerowaniem na sobie nawzajem. Teraz, gdy tajne stowarzyszenie znalazło się na skraju zagłady, jego siedziba została zniszczona, a ostatni członkowie rozproszyli się po świecie, Nadzór musi walczyć o przetrwanie. Będzie też musiał stawić czoła najgroźniejszemu wrogowi, z jakim się kiedykolwiek zetknął: sobie samemu. Oto poruszająca ostatnia część mrocznej i zniewalającej trylogii „Nadzoru”.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek