Oscar Progresso spotyka papieża ? fragment #2 „Pamiętnika z mrówkoszczelnej kasety” Marka Helprina

11 października 2014

Pamietnik_z_mrowkoszczelnej_fragment2
Opublikowaną przez wydawnictwo Otwarte powieść Marka Helprina „Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety” przybliżaliśmy wam już w humorystycznej odsłonie. Dzisiaj czas na nieco bardziej refleksyjny fragment, aczkolwiek wciąż niepozbawiony zabawnych akcentów. Książka ukazała się 8 października pod patronatem Booklips.pl.

Nim dowiecie się, co mi się przytrafiło pięknego upalnego wieczoru 20 sierpnia 1918 roku, proszę was, zrozumcie, że oprócz prześladowań, jakich zaznałem ze strony kawy ? każde dziecko w świecie Zachodu musi zaakceptować ten narkotyk ? miałem jeszcze jeden problem z przystosowaniem: od najmłodszych lat cierpię na wrodzoną niezdolność do akceptowania swego miejsca wśród ludzi.

Ilekroć słyszałem, jak idealistyczni politycy i mówcy rozprawiają o amerykańskich ideałach, wspinając się przy tym na wyżyny retorycznego kunsztu, wierzyłem im. Nadal im wierzę. Wierzę, że wszystkie dzieci boże są równe przed Jego obliczem. Wierzę, że tymczasowa ziemska władza jest nieistotnym złudzeniem. Wierzę, że zarówno prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak i, powiedzmy, niepiśmiennego, bezrolnego wieśniaka Bóg umiłował sobie wyłącznie według własnych, bożych kryteriów, dlatego obu należy się dokładnie taki sam szacunek. Są to rzeczy, w które wierzę, ale istnieją też rzeczy, które wiem: wiem, że na takich ideałach została oparta amerykańska demokracja, że każdy obywatel ma prawo w każdych okolicznościach domagać się przestrzegania ich i że każdy służy tylko jednemu panu.

Wyobrażacie sobie pewnie, ile miałem z tym problemów. Ponieważ moje miejsce w rozmaitych hierarchiach było złudzeniem akceptowanym przez wszystkich oprócz mnie, na każdym kroku oskarżano mnie o niesubordynację. Mimo to gdy udawało mi się na przykład kilkakrotnie spotkać osobiście z prezydentami Stanów Zjednoczonych, dogadywaliśmy się świetnie ? choć nie potrafię rozmawiać z nimi za pomocą tego samego języka co wszyscy naokoło i nie umiem się płaszczyć.

Wszyscy prezydenci, premierzy i papieże, z którymi miałem okazję się zetknąć, okazywali się ludźmi bezpretensjonalnymi i cudownie egalitarnymi, ciężkie boje musiałem natomiast toczyć z nauczycielami, konduktorami, policjantami, profesorami i przedstawicielami wielu innych profesji, uważającymi, że przez wzgląd na ich rangę powinienem na przykład uskoczyć im z drogi, gdy idą ulicą. Niektórzy ludzie sądzą, że jeśli ubierają się w określony sposób, należy im się respekt ze strony ludzi ubranych inaczej. Czy to nie obłęd?

Tego rodzaju rzeczy irytują mnie tak bardzo, że niekiedy potrafię być grubiański. Gdy na zlecenie Stillman and Chase latałem między Stanami Zjednoczonymi a rozmaitymi krajami Europy, zauważyłem na przykład, że piloci zawsze przeprowadzają rzekomą inspekcję kabiny pasażerskiej. Pasażerowie wiedzieli, że ich życie zależy od kaprysów umysłowej i biologicznej konstrukcji lotników, wykonywali więc poddańcze gesty, kapitanowie chłonęli je zaś łapczywie, królewskim krokiem przemierzając alejki między fotelami.

Ale co właściwie było przedmiotem ich inspekcji? Fotele, rozmieszczenie wagi w kabinie, szczeliny w kadłubie? Oczywiście, że nie. Nie mieli nic do sprawdzania. Oni po prostu chodzili do łazienki. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, zdarzało mi się czasem opuścić odrobinę okulary do czytania i bez podnoszenia wzroku powiedzieć kwaśno, tak by wszyscy słyszeli:

? Panie i panowie, pan kapitan triumfalnie udaje się do toalety.

Możecie sobie wyobrazić, jak serdecznie mnie potem traktowano. Pewnego typu ludzie, kobiety i mężczyźni, złościli się na mnie, że drwię z tych, którzy mają nas w swej władzy. Wymyślali mi i grozili palcem, bali się, że kapitan za karę runie samolotem do morza. Ja naprawdę runąłem samolotem do morza, wiedziałem więc doskonale, że piloci nie biorą takiej ewentualności pod uwagę.

Zważywszy, jakie trudności sprawiało mi uznawanie rang i hierarchii, dziwię się czasem, że tak dobrze rozmawiało mi się z papieżem.

Pracowałem wtedy jako pełnoprawny wspólnik Stillman and Chase, co znaczy, że gdybym był inny, w rozmowie z papieżem uważałbym się za kogoś lepszego ? pełnoprawni wspólnicy Stillman and Chase byli antypapistowscy jak armia Cromwella, uważali papieża za kogoś w rodzaju szamana z dżungli.

Dobrze, że wysłano tam akurat mnie ? uważałem, że papież jak każdy inny człowiek jest mi po prostu równy, było więc mniej prawdopodobne, że go obrażę. Może wysłano mnie właśnie dlatego ? ale chyba nie, nikt się specjalnie nie przejmował, czy obrażę papieża, czy nie. Zlecono mi tę misję raczej dlatego, że podczas wojny spędziłem dużo czasu we Włoszech i znałem język.

Stany Zjednoczone, jedyny większy uprzemysłowiony kraj, który wyszedł z wojny bez szwanku, były wówczas przedmiotem ogromnego zainteresowania Watykanu ? Kościół szukał sposobów bezpiecznego inwestowania swoich funduszy. Po kilku dniach spotkań z rozmaitymi kardynałami skarbnikami, w czasie których czułem się tak, jakbym bronił dysertacji doktorskiej o naszych strategiach inwestowania za granicą, zezwolono mi na audiencję u Ojca Świętego. Kardynałowie sądzili pewnie, że podczas spotkania będę się trząsł jak galareta i każdą jego sekundę odliczał jak największy skarb, traf jednak chciał, że zamiast w pokoju audiencyjnym spotkaliśmy papieża na korytarzu. Rozochocony sukcesem swoich werbalnych występów podbiegłem do niego i powiedziałem:

? O, cześć! Właśnie się do ciebie wybieraliśmy.

Kardynałom się to nie spodobało, podobnie jak to, że zaraz na początku rozmowy podszedłem do otwartego okna na korytarzu i wychyliłem głowę na wieczorne słońce. Był maj, a w maju Rzym staje się wcieleniem doskonałości: światło równoważy się z mrokiem, jaskrawe słońce z oślepiającym księżycem, Tyber toczy się mocnym, chłodnym jeszcze nurtem, ptaki surfują na falach świeżej zieleni wieńczących aleje i wzgórza.

Cały ten dzień przesiedziałem we wspaniałej komnacie o ścianach pokrytych freskami, słuchając, jak ciepły wiatr czesze korony drzew. Teraz nie mogłem się oprzeć otwartemu oknu i gdy tylko poczułem słońce na policzkach, moja twarz musiała chyba przybrać wyraz anielskiej błogości. Gdy oprzytomniałem, papież zdążył już odprawić resztę towarzystwa i stał obok mnie, również wychylał głowę na zewnątrz, trzymając swoją małą białą czapeczkę w ręku.

? Jak często wychodzisz na zewnątrz? ? zapytałem.

? Mam ogród, wychodzę tam codziennie.

? I to wszystko? Nigdy nie pływasz w morzu, nie jeździsz na parę tygodni w góry?

? Właściwie nie, od kiedy byłem chłopcem.

? Dlaczego?

Wzruszył ramionami.

? Słuchaj ? powiedziałem ? jutro jest niedziela. Może ubierzesz się po cywilnemu i pojedziemy sobie pociągiem do Ostii?

? Nie mogę ? odparł. ? Jestem papieżem.

? Och, daj spokój. Nie będzie wielkich tłumów. Włosi uważają, że Morze Tyrreńskie jest jeszcze za zimne do pływania, ale i tak jest cieplejsze niż Atlantyk w Southampton w środku lata, a ja pływam tam w maju. Już w czerwcu pływam na Mount Desert Island.

? Na Wyspie Pustynnych Gór? ? spytał papież. ? Gdzie to jest, w czyśćcu?

Zaczęliśmy rozmawiać: o miejscach, które znamy, o dzieciństwie, o naturalnej muzyce morskich fal, wiatru, o śpiewie ptaków, poruszyliśmy wiele tematów od polityki po pszczelarstwo.

Wyszedłem około dziewiątej. Zdążyliśmy w małym papieskim ogrodzie zjeść kolację podaną przez zakonnice i zagrać w bocce. Pamiętam, co jedliśmy: sałatkę z pomidorów, rukoli, sałaty i cieniutkich plasterków mozzarelli, bulion wołowy z gnocchi, kawałek ryby z rusztu i chleb, piliśmy wodę mineralną. Kolację podano na małym drewnianym stoliku, który miał pewnie pięćset lat, a nakrycie i sztućce były tak proste, jak gdybyśmy znajdowali się w pensjonacie przy dworcu, obsługującym głównie żołnierzy, przyjezdnych z Sycylii i stypendystów z Afryki.

Papież był zaskoczony, wręcz zdumiony i poruszony, gdy zagadnąłem go o rodziców.

? Przez te wszystkie lata ? wyznał ? nikt nigdy nie zapytał mnie o ojca ani matkę, a przecież myślę o nich każdego dnia. Co cię skłoniło, by zadać mi to pytanie?

? Wydało mi się ? odparłem ? że pewnie dużo wspominasz i że twoje wspomnienia muszą być bardzo żywe.

? Tak właśnie jest ? przyznał. ? Ale skąd o tym wiesz?

? Cóż, w żadnym cudzie natury Bóg nie uobecnia się silniej niż w miłości między rodzicami i dziećmi ? wyjaśniłem, odkładając widelec. ? To jest najpierwsza analogia, najważniejsze objawienie, oznaka Jego obecności na ziemi. A skoro nie masz własnych dzieci, na pewno poświęcasz tej świętej relacji dużo uwagi w swoich wspomnieniach, wrytych głęboko w twój umysł i pełnych wielkiej miłości.

Papież przymknął oczy i skinął głową, jak gdyby słuchając mnie, jednocześnie wspominał.

? Ja też tak robię ? powiedziałem. ? Kocham dzieci, ale jeszcze nie mam własnych, często więc wracam myślą w przeszłość. Używam pamięci nie po to, by sobie folgować, lecz jako świętego pouczenia.

? Tak? ? Papież skinął głową. ? Często odwiedzam sierocińce. Te dzieci? One?

? Łamią ci serce ? wszedłem mu w słowo ? ponieważ w nich także łuk Przymierza został rozerwany i boże ciepło musi przepływać nad otchłanią.
(…)

Pamietnik_z_mrowkoszczelnej_kasetyMark Helprin „Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety”
Tłumaczenie: Maciej Płaza
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 560

Opis: Oscar Progresso siada codziennie w ogrodzie na szczycie góry (uzbrojony w walthera P88, z którym się nie rozstaje), spogląda na Rio de Janeiro i spisuje swoje wspomnienia, po czym skrzętnie upycha je w mrówkoszczelnej kasecie. To, co przeżył, wydaje się nieprawdopodobne: zabójstwo w obronie własnej, pobyt w szpitalu psychiatrycznym, małżeństwo z cudowną milionerką, rozwód z okrutną milionerką, obrabowanie największego banku na świecie, dwukrotne zestrzelenie przez Luftwaffe, rozmowy z papieżem w stylu: ?cześć, właśnie się do ciebie wybieraliśmy?, oświadczyny po pięciu minutach znajomości i ślub z trzykrotnie młodszą Brazylijką… Aż trudno uwierzyć, że największy wpływ na życie tego ekscentrycznego Amerykanina miała… kawa, ?siła nieczysta?, z którą obsesyjnie walczy. Helprin funduje czytelnikom chwile intelektualnej rozrywki na najwyższym poziomie ? krytyczne spojrzenie na wiek XX, zabawę słowem i obłędnego bohatera. ?Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety? jest kpiarski i wzruszający, nostalgiczny i krzepiący, dramatyczny i arcyzabawny ? to powieść, od której trudno się oderwać.

Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek