Oblężenie Sarajewa oczami Stevena Gallowaya – fragment „Wiolonczelisty z Sarajewa”

26 lutego 2015

wiolonczelista-z-sarajewa-fragment
Opublikowana nakładem wydawnictwa Marginesy powieść „Wiolonczelista z Sarajewa” Stevena Gallowaya opisuje oblężenie Sarajewa w latach dziewięćdziesiątych z perspektywy trójki bohaterów. Poniżej prezentujemy fragment książki, dzięki któremu poznacie bezimienną snajperkę o pseudonimie Strzała, której zadaniem jest m.in. ochrona tytułowego Wiolonczelisty.

Wiolonczelista

Pocisk spadał z ostrym gwizdem, bez trudu rozdzierając niebo i powietrze. Odległość szybko malała, cel powiększał się z każdą sekundą. Jeszcze przez krótką chwilę wszystko było po staremu. Potem cały widzialny świat eksplodował.

W 1945 roku w gruzach zbombardowanej biblioteki w Dreźnie pewien włoski muzykolog natknął się na cztery takty partii basowej z pewnej sonaty. Uznawszy, że są one dziełem siedemnastowiecznego weneckiego kompozytora Tomasa Albinoniego, przez dwanaście lat starał się na podstawie osmalonego fragmentu zrekonstruować cały utwór. Tak powstała kompozycja zwana Adagiem Albinoniego, niepodobna do twórczości tego artysty i uznana przez większość badaczy za mistyfikację. Jednak nawet ci, którzy kwestionują autentyczność dzieła, nie potrafią odmówić mu piękna.

Pół wieku później właśnie ten paradoks wzrusza wiolonczelistę. To, że coś zostało nieomal unicestwione w gruzach zniszczonego miasta, by następnie odrodzić się w nowym, wartościowym kształcie, daje mu nadzieję. Nadzieja to jedno co pozostało mieszkańcom oblężonego Sarajewa, lecz ubywa jej z każdym dniem.

Dlatego codziennie, a więc również dzisiaj, wiolonczelista siada przy oknie swojego mieszkania na pierwszym piętrze i gra, dopóki nie odzyska nadziei. Rzadko wykonuje Adagio. Zazwyczaj kiedy gra, wstępują w niego nowe siły, jak w tankowany samochód. Ale nie zawsze. Jeśli przez kilka godzin nie udaje mu się obudzić w sobie nadziei, robi przerwę, zbiera się w sobie, po czym sięga po smyczek i przywołuje Adagio Albinoniego ? z wypalonej skorupy Drezna do podziobanych przez moździerze, pełnych snajperów ulic Sarajewa. Gdy wybrzmiewają ostatnie dźwięki, jego serce znowu bije nadzieją; jednak za każdym kolejnym razem jest mu trudniej i wie, że moc Adagia kiedyś się wyczerpie. Może je zagrać skończoną liczbę razy. To skarb, którego nie wolno mu roztrwonić.

Kiedyś było inaczej. Jeszcze nie tak dawno wszystko zapowiadało szczęśliwą przyszłość. Pięć lat temu na weselu siostry pozowali całą rodziną do zdjęcia; ojciec obejmował go ramieniem, ściskał mocno za bark. Był to silny uścisk, niejeden człowiek na jego miejscu poczułby ból, ale wiolonczelista czuł wtedy coś odwrotnego. Te mocno zaciśnięte palce przypominały mu, że jest kochany, zawsze był kochany, a świat jest miejscem, gdzie dobro znajduje drogę do ludzkiego serca. Choć zrozumiał to już wtedy, oddałby prawie wszystko, by cofnąć się w czasie i przeżyć to jeszcze raz w zwolnionym tempie, choćby po to, by lepiej zapamiętać tamtą chwilę. Chciałby znów poczuć na ramieniu dłoń ojca.

Już wie, że dzisiaj nie będzie Adagia. Gra dopiero pół godziny, ale od razu poczuł się nieco lepiej. Na zewnątrz ludzie czekają w kolejce po chleb. To pierwsza dostawa od ponad tygodnia. Przez chwilę rozważa, czy do nich nie dołączyć. Stoi tam wielu jego znajomych i sąsiadów. Postanawia jednak, że na razie zostanie w domu. Jeszcze nie skończył.

Pocisk spadał z ostrym gwizdem, bez trudu rozdzierając niebo i powietrze. Odległość szybko malała, cel powiększał się z każdą sekundą. Jeszcze przez krótką chwilę wszystko było po staremu. Potem cały widzialny świat eksplodował.

Kiedy moździerze zniszczyły gmach opery, wiolonczeliście zdawało się, jakby znajdował się w środku, a cegły i szklane odłamki, dawniej spajające konstrukcję, stały się pociskami, raniły go i kaleczyły nie do poznania. Był pierwszym wiolonczelistą Sarajewskiej Orkiestry Symfonicznej. Wówczas wiedział, kim jest. Przemieniał ideę muzyki w rzeczywistość. Na scenie, w eleganckim smokingu, stawał się jej narzędziem. Dawał słuchaczom to, co sam kochał najbardziej na świecie. Był solidny jak uścisk dłoni ojca. Teraz nie dba o to, czy ktoś słucha jego gry. Smoking od dłuższego czasu wisi nietknięty w szafie. Działa na wzgórzach otaczających Sarajewo rozbiły wiolonczelistę, tak jak rozbiły gmach opery, tak jak rozbiły pewnej nocy jego rodzinny dom, w którym spali ojciec i matka, tak jak prędzej czy później rozbiją wszystko.

Geografia oblężenia Sarajewa jest prosta. Miasto zajmuje długi, równinny pas otoczony zewsząd wzgórzami. Żołnierze wojsk oblężniczych kontrolują wszystkie wzgórza oraz kawałek płaskiego terenu pośrodku miasta, w dzielnicy Grbavica. Z moździerzy, czołgów i granatników ostrzeliwują resztę miasta, która broni się przy użyciu karabinów i jednego czołgu. Sarajewo jest niszczone.

Wiolonczelista nie wie, co stanie się za chwilę. W pierwszym momencie jego umysł nawet nie zarejestruje wstrząsu spowodowanego upadkiem pocisku. Będzie długo stał w oknie i patrzył. Wśród paniki i pożogi ujrzy kobiecą torebkę, umazaną krwią i obsypaną odłamkami szkła. Nie będzie wiedział, do kogo ona należy. Potem spojrzy pod nogi, na smyczek, który upuścił, i wyczuje głęboki związek między tymi dwoma przedmiotami. Nie zrozumie jego istoty, lecz mimo to rozbierze się, podejdzie do szafy i zdejmie ze smokingu plastikową folię.

Przez całą noc i cały następny dzień będzie stał przy oknie. O czwartej po południu, równo dobę po tym, gdy pocisk z moździerza runął na jego sąsiadów i znajomych stojących w kolejce po chleb, schyli się po smyczek. Wąskimi schodami zniesie wiolonczelę i taboret na dół, na opustoszałą ulicę. Usiądzie w niewielkim kraterze powstałym wskutek wybuchu. Wśród trwającej dookoła wojny zagra Adagio Albinoniego. Będzie je grał codziennie przez dwadzieścia dwa dni, bo tyle osób zginęło w eksplozji. W każdym razie spróbuje. Nie będzie wiedział, czy przeżyje. Nie będzie wiedział, czy wystarczy mu Adagiów.

Na razie wiolonczelista niczego nie podejrzewa. Siedzi w słońcu i gra, nieświadomy. Ale pocisk został już wystrzelony. Spada z ostrym gwizdem, bez trudu rozdzierając niebo i powietrze. Odległość szybko maleje, cel powiększa się z każdą sekundą. Jeszcze przez krótką chwilę wszystko będzie po staremu. Potem cały widzialny świat eksploduje.

Strzała

Strzała mruży oczy. Długo czekała. Przez celownik karabinu widzi trzech żołnierzy stojących przy murku na wzgórzu nad Sarajewem. Jeden spogląda na miasto, jakby coś sobie przypominał. Drugi wyciąga zapalniczkę i podpala trzeciemu papierosa. Nie mają pojęcia, że ktoś do nich celuje. Pewnie im się wydaje, że znajdują się w bezpiecznej odległości od frontu. Mylą się. Być może sądzą, że budynki stanowią wystarczającą osłonę. Są w błędzie. Mogłaby w każdej chwili zabić jednego z nich, a może nawet dwóch. I niebawem to zrobi.

Ci trzej mają powody, by czuć się bezpiecznie. Gdyby mierzył do nich ktoś inny, raczej nie mieliby się czego bać. Kilometr to duża odległość; karabin Strzały, taki sam, jakiego używają prawie wszyscy obrońcy Sarajewa, ma zasięg ośmiuset metrów. Powyżej tej odległości szanse trafienia do celu są znikome. Ale nie dla Strzały. Ona potrafi posłać kulę tam, gdzie inni strzelcy nie umieją.

Dla większości snajperów strzelanie z dużej odległości to połączenie sztuki obserwacji z matematyką. Trzeba oszacować siłę i kierunek wiatru oraz dystans. Obliczenia muszą uwzględniać prędkość pocisku, grawitację, moc powiększającą celownika. Zupełnie jak przy rzucie piłką. Piłki nie rzuca się prosto w cel, ale nadaje się jej trajektorię, która się z nim przetnie. Strzała nie dokonuje pomiarów, nie bawi się w obliczenia. Po prostu posyła kulę tam, gdzie trzeba. Nie bardzo rozumie, dlaczego innym snajperom sprawia to kłopot.

Jej stanowisko znajduje się w szkielecie wypalonego wieżowca biurowego, kilka metrów od okna z widokiem na południowe wzgórza. Nawet gdyby ktoś uważnie się przyglądał, trudno byłoby mu dojrzeć drobną młodą kobietę z czarnymi włosami do ramion, przyczajoną w dymiących gruzach kiedyś normalnego życia. Leży na brzuchu, nogi ma częściowo zakryte starą gazetą. Jedyne, co mogłoby ją zdradzić, to jej duże, jasne niebieskie oczy.

Strzała uważa, że nie ma nic wspólnego ze snajperami na wzgórzach. Bierze na cel wyłącznie żołnierzy. Oni strzelają do bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Za każdym razem, gdy pociągają za spust, chodzi im o coś więcej niż o zabicie człowieka. Usiłują zabić Sarajewo. Każda śmierć pustoszy miasto jej młodości równie dotkliwie jak granaty spadające na budynki. Żywi oprócz towarzysza tracą również wspomnienie miasta, w którym człowiek mógł przejść na drugą stronę ulicy bez obawy, że ktoś go zastrzeli.

Dziesięć lat temu, kiedy miała osiemnaście lat i nie mówiono na nią Strzała, pożyczyła od ojca samochód i pojechała na wieś odwiedzić znajomych. Dzień był słoneczny, bezchmurny, auto zdawało się jechać samo, jakby kierowane siłą przeznaczenia według jakiegoś tajemnego planu. Za którymś zakrętem w radiu puszczono jedną z jej ulubionych piosenek, słońce przeświecało przez drzewa niczym przez koronkowe firanki, przypominając jej o babci, i wtedy nagle po twarzy pociekły jej łzy. Nie z powodu babci, która wówczas cieszyła się jeszcze świetnym zdrowiem, lecz pod wpływem szczęścia, radości z życia, tym silniejszej, że ono kiedyś niechybnie się skończy. To doznanie było tak potężne, że musiała zjechać na pobocze. Później czuła się trochę głupio i nigdy nikomu o tym nie powiedziała.

Dziś jednak wie, że to wcale nie było głupie. Dziś rozumie, że całkiem niechcący dotknęła najgłębszej istoty ludzkiego życia. To rzadki dar ? zdać sobie sprawę, że twoje życie jest cudem i że nie będzie trwało wiecznie.
(…)

wiolonczelista-z-sarajewaSteven Galloway „Wiolonczelista z Sarajewa”
Tłumaczenie: Łukasz Witczak
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 222

Opis: Jest rok 1992. Sarajewo podczas oblężenia. Snajperzy sieją śmierć, a pewien wiolonczelista siedzi przy oknie i gra Adagio Albinoniego. Chwilę później na ulicy wybuch pocisku zabija dwadzieścia dwie osoby stojące w kolejce po chleb. Przez kolejne dni wiolonczelista gra oddając hołd zmarłym. W swojej powieści Steven Galloway opisuje historię z punktu widzenia trzech mieszkańców Sarajewa: Kenana, który usiłuje zdobyć wodę dla swoich bliskich, Dragana, który mocno przeżywa rozłąkę z synem i żoną, oraz ?kontrsnajperki? o pseudonimie Strzała. Prawa do wydania książki zakupiło 30 krajów, sprzedano także prawa do ekranizacji.

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek