banner ad

Nowa powieść Zyty Rudzkiej w księgarniach. Przeczytaj jeden rozdział książki „Tylko durnie żyją do końca”

20 października 2025

Trzy lata po „Ten się śmieje, kto ma zęby” laureatka wszystkich najważniejszych nagród literackich w Polsce, Zyta Rudzka, opublikowała nową powieść. Główną bohaterką „Tylko durnie żyją do końca” jest Lida, która opuszcza miasto i wybiera życie w naturze, z dala od społeczeństwa. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B., a u nas przeczytacie w całości jeden rozdział.

Zwariowałaś, chcesz tu mieszkać? Powiedział ojciec, ledwo łapał oddech.

Takie pofalowanie terenu powinno być karalne.

Rozejrzyj się. Przecież tu jest ładnie, tato.

Tu jest tak brzydko. Podałbym boga do sądu za taki świat.

Przecież w boga nie wierzysz.

Tym bardziej podam go do sądu.

Zrobił kilka kroków, nagle przystanął.

To ta chałupa? Chyba sobie żartujesz. Naprawdę mam to kupić? Opamiętaj się.

Zachwaliłam, że rzeka blisko.

Rzeka może i blisko. Wilgoć się czuje. Ale do rzeki trzeba zejść, a potem wrócić. Źle się schodzi, źle wchodzi. Zmachałem się.

Bo nie masz kondycji.

Gdyż pracuję umysłowo. Czas się z tym pogodzić, twój papa nie jest osiłkiem. Ja wiem, że tobie się parobki podobają.

O kim mówisz?

O każdym stąd, schylił głowę, kopnął kamyk. Chwilę myślał.

Rzeka. No, rzeka jest, jednakże to rzeka wiejska, bez plaży. Nawet łachy piachu dla małej rekreacji.

Jest pomost.

Kilka dech.

Mamie się podobało. Rozłożyła ręcznik i czytała.

Uśmiechnął się w dziwnym rozmarzeniu.

Mamie się podobało, bo ona nie ma gustu. Jej się też mój kolega podobał. Najbrzydszy z palestry.

Ja tu chcę mieszkać.

Ale ja ci daję pieniądze. To będzie twoja ojcowizna. A na ojcowiznę po mecenasie to ta obszczana gawra nie wygląda.

No, nie wiem.

Ale ja wiem. Chcę być dobrodziejem, a nie tatą-cwaniaczkiem. I to mój pieniądz. Wygląda, że wwalę go w ziemię. A okolica taka, od razu widać – inwestycja chybiona. Sama strata.

Spięłam się.

Tato, ty się tylko dokładasz. Łaski bez. Pomieszkam jeszcze w szkole, może się coś tańszego trafi. Mam tu takiego i innego, ale chcę mieć swój dom.

Mówisz o tych kolegach z dworca?

Roch i Ziut. Zapamiętaj te imiona.

Niestety pamiętam. Wrył mi się w pamięć aż do bólu ten komitet powitalny. Do którego ci bliżej?

Do każdego.

Najlepiej żadnego nie wybieraj. Pewnie i tak się rozmyślisz. Wrócisz do cywilizacji. Pójdziesz ze mną na śledzika, czy tam branżowy opłatek, niejeden mecenas się znajdzie.

Ja nie wracam.

Teraz tak mówisz. A ten większy to skąd? Większy i tak samo brzydki jak mniejszy.

Ziut tu się urodził.

Od razu trzeba było ojcu mówić, że wsiuch.

Nie mów tak, to mój chłopak.

W ramach chłopomanii czy afektu? Jakby nie był parobkiem, dałby ci na dom. Nie musiałbym się na wieś tłuc, rudery oglądać.

Zdenerwował się:

Jak ci się ta zagroda podoba, weź pieniądze od ojca. Wolałbym, żebyś kupiła za swoje. Nie jest dobrze dziecko rozpieszczać. Zaczym też nie czuję, żebym się sprzeniewierzał swoim zasadom. Nie jestem nic winny, że mam lepszy zawód.

Popatrzyłam na niego. Pierwszy raz do mnie przyjechał. Wyszedł z pociągu. I to był inny człowiek. Zakupił specjalny strój. Cały na beżowo, marynarka safari, spodnie do kolan, trapery.

Tato, ubrałeś się jak w tropiki.

Czyż lato nie jest okazałe, powiedział, jakby wstąpił na scenę.

Popatrzył na Rocha, potem na Ziuta.

Przepraszam, panowie. Nie wiem, w jakiej roli tu jesteście. Jednakże chciałbym ten czas spędzić wyłącznie z moją córką.

Ma pan moje pełne zrozumienie, mecenasie, uśmiechnął się Roch.

Ziut był zdenerwowany, grdyka mu chodziła.

Poszli.

Ojciec patrzył za nimi:

Prowadzają się jak dwie panienki.

Nocowałam wtedy w sali gimnastycznej. Kilka materaców za łóżko. Wolałam to niż pokój przy rodzinie. Na żadne rodziny nie mogłam patrzeć ani ich słuchać przez ścianę.

Nikt tu nie chciał uczyć, dyrektor nic nie mówił. Niby przychodził popatrzeć na metodykę lekcji, a gapił się na moje cyce.

Już wtedy miałam kolekcję gwizdków trenerskich.

Pani Lido, pani mi zagwiżdże.

Gwizdałam. Aż przebierał nogami.

Kolejny z erekcją na gwizdek. Nie wszystko da się ukryć w luźnych bojówkach.

Chciał macać, raz podszedł pod samą krawędź biustu. To go tak odepchnęłam – jak sto elektrycznych pastuchów.

Na wsi, na drodze, pod sklepem to się patrzyli. Cmokali, gwizdali, to tak odgwizdałam, że im cała para z kutasów po nogawkach szła. Nawet z kulturą, z czekoladą się nie skradali. Mam uda jak imadła, boją się.

Czasem jak kończyłam lekcje, przystanęłam przed szkołą i zagwizdałam. Zaraz się okno z pokoju dyrektora otworzyło i łebek od szpilki się pokazał. Dyrektor brzydki, dzieciorób. Nie darował żadnej komórce jajowej. Albo chciał utrzymać populację w terenie, żeby szkoły nie zamknęli.

Pościeliłam ojcu przy drabinkach.

Poszedł pod natrysk, ledwo tam co leci. Tu się nie garną ani do sportu, ani do mycia.

Wrócił w wyprasowanej piżamie. Położył się.

Za płasko. Oka nie zmrużę.

To jedna noc, dasz radę.

Jedzie grzybem.

Od materaca.

Ten grzyb przejdzie na mnie. A niedawno brałem antybiotyk na zatoki.

Przeżyjesz.

Potem pół nocy opowiadał o swoich klientach.

Rano poszliśmy zobaczyć dom.

Szliśmy przez dwie wsie. Był rozochocony jak Malinowski wśród Papuasów, sam się w te słowa porównał. Wreszcie doszliśmy.

To żaden dom, to gospodarstwo. Marne to wszystko. Na imieniny będę ci musiał dać na traktor.

A ty co dostałeś od dziadka?

W mordę, od razu odrzucił.

A od drugiego?

Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał pytania.

Tego, co go nie znałam.

Domyślam się, o kim mówisz.

Też po pysku?

Skądże. To był pan profesor. I dziwkarz. Jak twierdziła babcia. Która przecież też z nim nie miała ani sakramentu, ani żadnego papieru w sprawie matrymonium.

Miała lepsze papiery. Dyplom uniwersytetu na przykład.

Sprzeciwu nie wnoszę. To prawda. Była też skąpa, bardziej w uczuciach niż pieniądzach.

A dziadek nic ci nie dał?

Od dziadka dostałem monetę. Długo jej w ręku nie miałem. To była moneta na kibel. Mało dał, za to trzy czy cztery razy. Ojca raz widziałem. Mama mnie podprowadziła do kawiarni. Czekał na mnie. Wstał, jak podszedłem do stoliczka. „A, więc to jest ten Zygmuś”. Przedstawił mnie i zaraz siebie: „A ja jestem tatuś”. Potem nic nie mówił, tylko do kelnera. Powiedział: „Mój syn chciałby się napić oranżady, prawda?”. Zaczym ogólnie tatuś był słaby w konwersacji. Z żadnym tematem się nie wychylił. Ale za to dobry w podkręcaniu wąsa. Pochwalmy tatusia. Spił mnie oranżadą. Cały czas chciało mi się siku. Miło z jego strony, bo za każdym razem uiszczał za toaletę. Długo umierał. A cierpienia nie dało się ukryć nawet przed rodzinnymi bękartami. No tak, tatuś umierał przewlekle i chronicznie. Jednego żałuję, że jak popuszczałem, od oranżady czy ze strachu, to nie wiedziałem, że jak to mówią moi koledzy i koleżanki: wyrok będzie sprawiedliwy.

Spojrzał na mnie.

Nie wiedziałaś o tym?

Skąd.

No cóż, po papie jestem niemrawy w konwersacji.

Ty też jesteś dziwkarzem?

Sprzeciw, uśmiechnął się.

Przyjmuję. Nikt nie jest sędzią w swojej sprawie. Ale gratuluję, tato, bardzo dobra mowa.

Przytaknął.

To tu chcesz mieszkać. Kompletna deklasacja. No ale zrób tacie przykrość i kup chałupę.

Na wakacje do córki przyjedziesz.

Z ojca sobie żartujesz. Tyle lat robię w rozwodach i pod gruszą mam siedzieć. Ja mam majątek. Stać mnie, żeby i córce dać, i jechać, gdzie chcę.

A gdzie chcesz pojechać?

Oddalam pytanie.

Spojrzał na mnie, zrobił większą pauzę. Umiał grać ciszą. A grał na poziomie olimpijskim.

Poprawił kapelusz, z luźnej słomy. Kupił go specjalnie na wieś, nosił na skos.

Wreszcie powiedział:

Niech będzie. Zgoda. Dam pieniądze. To nie jest dużo. Mam nadzieję, pewnego dnia zmądrzejesz i wrócisz do domu. Nawet tego nie sprzedawaj. Kupca nie szukaj. Po prostu wyjdź. Ojciec zawsze będzie czekał.

Zyta Rudzka „Tylko durnie żyją do końca”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 208

Opis: Książka laureatki Nagrody Literackiej „Nike”, Nagrody Literackiej Gdynia, Poznańskiej Nagrody Literackiej im. Adama Mickiewicza, dwukrotnie Nagrody Literackiej m.st. Warszawy, Nagrody Literackiej Gryfia oraz wielu innych.

Lida, nauczycielka wychowania fizycznego, porzuca duże miasto i wybiera życie na uboczu z dwoma mężczyznami. Jest outsiderką, która szuka przyjemności i je znajduje. Lida ma w sobie wyniosłość wobec tego, co złego ją od losu spotyka. I nie przygląda się światu, tylko się z nim zderza.

Nowa powieść Zyty Rudzkiej to historia miłości możliwej, a zarazem bardzo zwyczajnej. Zło działa i wiąże nici na drugim planie tej opowieści. „Lida pływa i żyje stylem swobodnym. Podjęła decyzję, która dała jej wolność. Ustanowiła własny porządek: sport, radość ciała, bliskość przyrody. Stroni od ludzi, ale się nie odwraca. W hedonizmie mojej bohaterki rozpoznaję mądrość i odwagę nie na pokaz” – wyjaśnia autorka.

fot. mat. prasowe Wydawnictwa W.A.B.


Tematy: , ,

Kategoria: fragmenty książek