Nowa powieść laureata Angelusa. Przeczytaj fragment kafkowskiej „Kliniki” Pavla Rankova

26 września 2024

Nakładem Książkowych Klimatów ukazała się nowa książka laureata Nagrody Angelus Pavla Rankova. „Klinika” to opowieść o pacjencie, który bezskutecznie stara się dostać na badania do cenionego profesora w tytułowej klinice. Niczym Józef K. z „Procesu” Kafki bohater przemierza budynek, napotykając różne osoby, ale do wizyty wciąż nie dochodzi. Rankov ma dar opowiadania historii z dozą absurdu i otwartym zakończeniem. „Klinika” również do takich pozycji należy. Fragment książki w tłumaczeniu Tomasza Grabińskiego przeczytacie poniżej.

– Córki mną gardzą nie tylko jako osobą, ale też jako przedstawicielem starszej generacji – próbuję wytłumaczyć.

Moja współpacjentka jednak nie zwraca już na mnie uwagi. Zrywa się z krzesła, podchodzi do drzwi gabinetu profesora i próbuje zapukać. Z przerażeniem obserwuję, jak wali pięścią w tapicerowane drzwi, gdy zauważa, że pukanie nie ma sensu.

– Jest już za pięć dziewiąta, a jego nie ma!

– A nie może być w tym drugim gabinecie? – próbuję ją uciszyć.

– Podczas pierwszego badania byłam na górze na czwartym, ale wszędzie leżały kartony ze spakowanymi rzeczami, bo wyprowadzał się stamtąd.

– Tu nawet nie ma jego wizytówki – zwracam uwagę. – Skąd pani wie, że to jest gabinet, w którym przyjmuje profesor?

– Niech pan ma więcej szacunku! Nie profesor, ale pan profesor! – poprawia mnie.

Biegnie od jednego gabinetu do drugiego, do niektórych puka, pod innymi dopytuje pacjentów.

Wraca rozwścieczona:

– Ta świnia mi źle powiedziała.

– Która świnia? – pytam po cichu. Mam nadzieję, że mój szept jej się udzieli, ale nadaremnie.

– Pielęgniarka doktor Sabadkovej! – krzyczy kobieta. – Ta świnia nienażarta mnie oszukała! Powiedziała, że pan profesor przeniósł się na drugie, a pod gabinetem ma porządne fotele. Ta Sabadková i jej siostrzyczka to dwie przeklęte świnie!

Obserwują nas wszyscy ludzie na korytarzu, oczekujący pacjenci wstają z ławek i krzesełek, by lepiej widzieć. Drzwi gabinetów się otwierają i personel też zaczyna się rozglądać.

– Proszę natychmiast się uciszyć! – krzyczy do kobiety mężczyzna w białym kitlu, który idzie w naszą stronę energicznym krokiem.

Boję się, że zostanę powiązany z tym cyrkiem wywołanym przez kobietę. Szybko wstaję i ruszam w stronę klatki schodowej. W uszach wali mi krew. Na półpiętrze muszę się zatrzymać, by złapać oddech. Spoglądam, która godzina. Wyświetlacz pokazuje, że jest o wiele wcześniej, niż powiedziała kobieta, dopiero za piętnaście siódma. Jest jeszcze sporo czasu. Powinienem zostać. Najlepiej byłoby gdzieś się ukryć i przeczekać, póki nie wyprowadzą zdenerwowanej pacjentki, a potem znów cierpliwie siedzieć pod gabinetem. Czuję jednak, że dziś już nie mam sił na wizytę u profesora.

Pospiesznie wychodzę z budynku. Najpierw potrzebuję świeżego powietrza, a potem ciszy i samotności. W tym czasie nie będzie nikogo w domu, wyciągnę się na kanapie, zamknę oczy i będę sobie wyobrażał, że moje życie wygląda całkiem inaczej. Ale nie mam sił, by dotrzeć do domu. Muszę się położyć jak najszybciej. Zaraz, natychmiast, tu w parku. Na bocznej ścieżce wybrałem ławkę, która oferuje chociaż trochę intymności. Położyłem się na mokrych deskach. W myślach ciągle tańczą mi dwie twarze – wściekła pacjentka oraz surowy pracownik służby zdrowia, który zamierzał ją uciszyć.

Myślę o pacjentce. Ciągle jestem zszokowany, jak nagle się zmieniła, jak szybko opętało ją szaleństwo. Mnie chyba też postrzegają w domu tak samo – czasami zachowuję się normalnie, ale drażnią mnie sprawy, które one uważają za drobiazgi.

– Odbiło mu – powtarzam, co mówią, gdy czasem wypadam z roli emocjonalnie neutralnego urządzenia domowego, które ma się koncentrować na jak najlepszym wykonywaniu swoich czynności.

Przeraziło mnie szczekanie psa tuż przy uchu. To tylko ratlerek i właściciel trzymał go na smyczy, ale i tak zerwałem się z ławki i zawstydzony próbuję zniknąć. Pies i młody chłopak obserwują mnie w skupieniu. Gdybym był normalnym człowiekiem albo jego normalnym psem, też gapiłbym się na faceta, który podczas chłodnego poranka leży na oroszonej ławce w parku.

Zazdroszczę temu chłopakowi. Czas jeszcze nie pozostawił na nim śladów prawdziwego życia i niezrealizowanych marzeń. Byłbym w stanie w jednej chwili się z nim zamienić i funkcjonować od tego momentu jako on, czyli bez zbędnych pytań o niejasną przeszłość. Chłopak być może zastanawia się, co powinien zmienić w swoim życiu, by cieszyć się lepszą przyszłością, a ja z kolei pragnę zmiany w przeciwną stronę.

Tylko jaki ja byłem w jego wieku? Wszystko miałem jeszcze przed sobą i już podejrzewałem, że moje życie się pogorszy. Dziewczyny doskonale przerażałem tym, że jako student chciałem być ojcem. W dodatku nawet nie próbowałem im tłumaczyć, że dziecko chcę wychować tak, by przeżyło lepszą wersję mojego życia. Za pośrednictwem potomka moje geny uniknęłyby pomyłek, o których jako dwudziestolatek jeszcze nawet nie wiedziałem, jaki będą miały charakter, ale nie wątpiłem, że są one nieuniknione i doszczętnie mnie zniszczą. Naturalnie, prościej było mi wymarzyć podobne, ale o wiele piękniejsze życie dla syna niż dla córki, miałem doświadczenie z życiem mężczyzny, choć nie najlepsze.

Pewnie w rezultacie rzeczywiście popełniłem ten błąd, że prowadziłem córki po jakichś męskich ścieżkach. Dlatego mają o wiele silniejszą więź z matką, choć nie wątpię, że zawsze byłem wobec nich bardziej życzliwy niż ona. W efekcie żona ma czyste sumienie, a mnie dręczą wyrzuty.

Gdy usiadłem w pustawym autobusie, wydało mi się wręcz śmieszne, jak mogłem zwierzać się z intymnych rzeczy nieznanej kobiecie. Wyobrażam sobie, że tak samo jak wspomniał o mnie profesorowi palacz, teraz będzie o mnie opowiadać ta szalona osoba. To byłaby katastrofa.

Także dlatego muszę przygotować dla profesora wciągającą i spójną opowieść o całym swoim życiu, a nie tylko jakieś fragmenty. Powinien dowiedzieć się o mnie wszystkiego, co istotne, razem z kontekstem, a nie tylko tego, co go zainteresuje podczas dodatkowych pytań, zanim przydzieli mnie do jakiegoś przemocowego asystenta.

Należy wspomnieć o wszystkich planach samolikwidacji. Przed kilkoma laty podczas pandemii covidu patetycznie postanowiłem, że podejmę się odważnie jakiejś pracy narażonej na ryzyko, a gdy zachoruję, ofiarnie zrezygnuję z respiratora i śmiało powiem lekarzom, by oddali go komuś innemu. Wówczas brakowało tych urządzeń. Jeszcze bardziej teatralny sposób samopoświęcenia planuję, gdy Rosjanie zaatakują Słowację. W moim scenariuszu towarzysz walki opublikuje wideo, na którym rzucam koktajlem Mołotowa, dzielnie niszczę czołg, ranni czołgiści trafiają do niewoli, a ja heroicznie ginę z przestrzelonym bohaterskim sercem. Dziś jednak podtrzymuję to tylko jako plan B, bo wersję A stanowi pomyślnie zakończone leczenie u profesora.
(…)

Pavol Rankov „Klinika”
Tłumaczenie: Tomasz Grabiński
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Liczba stron: 196

Opis: Bohaterem „Kliniki” jest pacjent, który pragnie poddać się badaniu profesora psychiatrii. W tym celu codziennie o świcie przychodzi do tytułowej kliniki, by umówić się na wizytę, jednak profesor wybiera pacjentów według tajemniczego klucza. Bohater błądzi po labiryntach kliniki niczym bohaterowie Kafkowskich powieści. Spotyka na swej drodze palacza, pielęgniarkę, asystenta, którzy z jednej strony – przybliżają go do Profesora, z drugiej – oddalają go od upragnionej wizyty. Czym jest tytułowa klinika? Ile siły potrzeba, by otrzymać pomoc? Dlaczego to spotkanie okazuje się tak ważne? Rankov z pewną dozą absurdu po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem – naprawdę – otwartych zakończeń.


Tematy: , , , ,

Kategoria: fragmenty książek