Nowa powieść autorki „Normalnych ludzi” w księgarniach od 26 lutego. Przeczytaj przed premierą fragment „Intermezzo” Sally Rooney
26 lutego polscy czytelnicy przeczytają najnowszą książkę autorki „Normalnych ludzi” i „Gdzie jesteś, piękny świecie?”. „Intermezzo” irlandzkiej pisarki Sally Rooney opowiada o dwóch skrajnie różniących się braciach, którzy przeżywają żałobę po śmierci ojca, a także o kobietach, z którymi są romantycznie związani.
Rooney wyjawiła, że pomysł na powieść zrodził się ze sceny przedstawiającej symultanę, czyli pokazową grę w szachy jednego utalentowanego szachisty z wieloma przeciwnikami, którą sobie wyobraziła. „Miałam pomysł na grę, która zorganizowana zostałaby w centrum kultury w małym miasteczku na zachodzie Irlandii, i kobieta, która tam pracuje, oglądałaby młodego, utalentowanego mężczyznę grającego w te szachy. Uznałam, że to fascynująca idea. Napisałam więc tę scenę, a potem zaczęłam się zastanawiać nad życiem reszty postaci, skąd pochodzą i jak doszli do momentu, w którym się poznali” – wspomina autorka. Tak zaczęła rodzić się powieść, którą pod koniec lutego opublikuje w Polsce Wydawnictwo W.A.B. w przekładzie Jerzego Kozłowskiego.
Poniżej możecie przeczytać przedpremierowo początek wspomnianej przez Sally Rooney sceny.
Ivan stoi sam w kącie, podczas gdy członkowie klubu szachowego rozstawiają stoły i krzesła. Przekazują sobie wskazówki typu: Trochę do tyłu, Tom. Uważaj tam. A on stoi samotnie, chce usiąść, nie ma jednak pewności, które krzesła mają być jeszcze przestawione, a które stoją już na właściwych miejscach. Ta niepewność wynika z tego, że mężczyźni rozstawiają meble w sposób nieodpowiadający żadnej konkretnej metodzie, którą Ivan mógłby dostrzec. Powoli zaczyna się wyłaniać znajomy układ – centralny kształt litery U z dziesięciu stołów i dziesięciu krzeseł wzdłuż jej zewnętrznej krawędzi oraz miejsce dla widowni wokół niej – wydaje się jednak, że proces, który pozwala mężczyznom dojść do tego rozwiązania, jest chaotyczny. Ivan, stojąc samotnie w kącie, zastanawia się bez jakiejś szczególnie intensywnej koncentracji nad najbardziej efektywną metodą rozmieszczenia skupiska danej liczby stołów i krzeseł w wyżej wspomniany kształt litery U itede. Jest to coś, o czym myślał już wcześniej, gdy stał w kątach innych sal i przyglądał się ludziom przestawiającym podobne meble w podobnych wnętrzach: można by zastosować różne podejścia, powiedzmy, gdyby się pisało program komputerowy dla zmaksymalizowania wydajności procesu. Wydajność tych konkretnych mężczyzn w stosunku do ruchów zalecanych przez taki program byłaby, sądzi Ivan, dosyć niska, a prawdę powiedziawszy, bardzo niska.
Gdy o tym myśli, otwierają się drzwi – nie główne drzwi, lecz mniejsze, w rodzaju bocznych drzwi wyjścia ewakuacyjnego – i do sali wchodzi kobieta. Niesie pęk kluczy. Pozostali ledwo zauważają jej nadejście: zerkają tylko w jej stronę i od razu odwracają wzrok. Nikt niczego do niej nie mówi. Przypuszczalnie to jedna z tych sytuacji, która dla innych ludzi jest natychmiast zrozumiała, i wszyscy oprócz Ivana już wiedzą, wystarczyło jedno spojrzenie, kim dokładnie jest ta kobieta i co tutaj robi. Tak się składa, że jest bardzo atrakcyjna, zauważa Ivan, przez co jej obecność w tym miejscu w tym momencie staje się tym bardziej zastanawiająca. Ma ładną figurę i jej twarz z profilu wygląda ślicznie. Po chwili Ivan zauważa, że pozostali mężczyźni, chociaż nie pozdrowili kobiety wprost, najwyraźniej w jej obecności zaczęli się zachowywać inaczej, ruchy ich ramion i barków przy podnoszeniu stołów mogłyby sugerować, że te stały się cięższe, odkąd kobieta weszła do sali. Popisują się przed nią, uzmysławia sobie Ivan: zauważa też chyba, że kobieta uśmiecha się nawet do siebie, może dlatego, że doszła do takiego samego wniosku, a może po prostu dlatego, że oni wszyscy udają, że nie zwracają na nią uwagi. I teraz, może zauważywszy, że Ivan się jej przygląda, nagle spogląda na niego, życzliwe spojrzenie wyrażające jakby ulgę, i z kluczami w ręku zbliża się do kąta, w którym on stoi.
Dzień dobry – mówi. – Jestem Margaret, pracuję tutaj. Przepraszam, że pytam, ale czy nasz mały geniusz szachowy już przyjechał? Zdaje się, że mamy się nim zaopiekować.
Spogląda na nią. Wypowiedziała to wszystko pogodnym, wesołym, niemal przepraszającym tonem, jak gdyby dzieliła się z nim jakimś żartem. Wygląda na nieco starszą od niego, jak sądzi, ale nie dużo starszą: po trzydziestce, gdyby miał zgadywać. A, Ivan Koubek? – pyta. – O nim pani mówi?
Kobieta spogląda na niego wyczekująco. Zgadza się – odpowiada. – Jest tutaj?
Tak. To ja.
Kobieta reaguje cichym śmiechem zażenowania i gdy podnosi dłoń do piersi, pobrzękują klucze. O Boże – rzuca. – Strasznie przepraszam. Naturalnie zaszło nieporozumienie. Myślałam… nie wiem dlaczego. Myślałam, że nasz gość ma jakieś dwanaście lat.
No, kiedyś miałem.
Ona znowu się śmieje, szczerze, jak się zdaje, i uczucie towarzyszące temu, że ją rozśmieszył, jest tak przyjemne, że i on zaczyna się uśmiechać. A, to by wszystko wyjaśniało – mówi kobieta. – Nie, ale przepraszam, wygłupiłam się. Bez problemu pan do nas dojechał?
Przez chwilę tylko na nią patrzy, a potem, jak gdyby dopiero usłyszał pytanie, odpowiada szybko: A tak, bez problemu. Autobusem.
Cały czas uśmiechając się łagodnie, kobieta mówi: I powiedziano mi, że po spotkaniu trzeba będzie pana odwieźć na nocleg, zgadza się?
Znowu nie odpowiada od razu. Ona wciąż się w niego wpatruje, jej spojrzenie jest serdeczne i pokrzepiające. Byłoby czymś zdecydowanie chorym z jego strony doszukiwać się czegoś więcej w tych przyjaznych spojrzeniach, bo przecież ona dosłownie jest teraz w pracy, płacą jej za to, że tu z nim stoi i rozmawia. Chociaż, przypomina sobie, on też jest tak jakby w pracy, płacą mu za to, że tu teraz stoi i z nią rozmawia, nawet jeśli to w zasadzie nie to samo. Tak – rzuca w odpowiedzi. – Nie wiem, gdzie dokładnie. Ale może wezmę taksówkę. Kobieta wsuwa klucze do kieszeni spódnicy. Nie, nie – protestuje. – Zaopiekujemy się panem, proszę się nie martwić.
W końcu podchodzi kapitan klubu i się przedstawia. Na imię ma Ollie, to on odebrał wcześniej Ivana z przystanku autobusowego. Kobieta raz jeszcze się przedstawia, a wtedy Ollie wskazuje Ivana i mówi: A to nasz gość, Ivan Koubek. Margaret i Ivan wymieniają szybkie, rozbawione spojrzenia, po czym ona rzuca: Tak, wiem. Ollie zaczyna jej opowiadać o symultanie, o której się zacznie i skończy i w której pracowni następnego dnia rano odbędą się warsztaty. Ivan przygląda im się w milczeniu, jak ze sobą rozmawiają. Ona tu pracuje, ta Margaret, tutaj, w domu kultury, co tłumaczy jej nieco artystyczny wygląd. Ma na sobie białą bluzkę, mocno marszczoną wzorzystą spódnicę w różnych kolorach i schludne płaskie buty w stylu tych, jakie noszą baletnice. Ivan mimowolnie zaczyna sobie wyobrażać, gdy Margaret stoi tam przed nim, jak ją całuje w usta: nie jest to nawet wyobrażenie, raczej sama idea wyobrażenia, coś w rodzaju świadomości, że na późniejszym etapie będzie mógł sobie zwizualizować, jak by to było się z nią całować, obietnica przyjemności wynikającej jedynie z przedstawienia sobie tego, całkiem niewinna, zwyczajna, prywatna myśl. A jednak w tym samym czasie czuje także nagłe pragnienie, by przyciągnąć do siebie jej uwagę w świecie rzeczywistym, co, podejrzewa, mógłby osiągnąć, po prostu zwracając się do niej, po prostu mówiąc coś i zadając głośno pytanie, właściwie bez znaczenia jakie.
Gra pani w szachy? – pyta.
Oboje spoglądają na niego. Poniewczasie zdaje sobie sprawę, że zrobił coś dziwnego. Widzi to, rzecz jest dostrzegalna na jej twarzy, a nawet na twarzy Olliego. Co za absurd pytać ją ni z gruszki, ni z pietruszki, czy gra w szachy, bez związku z tym, o czym właśnie toczy się rozmowa. Ona jednak odpowiada wesoło: Nie, niestety. Nie mam głowy do takich rzeczy. Wiem może, co robią poszczególne bierki, ale raczej nic więcej.
Żałując ponuro, że się w ogóle odezwał, Ivan kiwa głową.
Ollie stwierdza, wskazując salę za nimi: Niestety, w sferze równości płci nie mamy się czym pochwalić.
Oj, tym bym się nie przejmowała – mówi Margaret. – W zeszłym tygodniu mieliśmy tu kółko hafciarskie. Z równością płci było równie źle. Mniejsza z tym, nie chcę panów zatrzymywać. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, jestem na piętrze w biurze. Wystarczy poprosić Margaret.
Ollie dziękuje. Ivan milczy.
Spoglądając na niego, kobieta dodaje: I powodzenia podczas meczu. Może wpadnę popatrzeć, jeśli będę miała wolną chwilę.
Ivan wpatruje się w nią jeszcze przez moment i mówi: Dobrze. Dziękuję.
Margaret wychodzi bocznymi drzwiami i zamyka je za sobą. Prawdopodobnie to specjalne wejście dla pracowników i dlatego miała te klucze, żeby je otworzyć z drugiej strony. Ivan wątpi, że będzie miała wolną chwilę, by wpaść. To znaczy może i będzie, ale nie wykorzysta jej na to, żeby przyjść popatrzeć, jak Ivan gra w szachy. Może przyszłaby, gdyby nie wyskoczył z tym pytaniem, bo przedtem całkiem swobodnie ze sobą rozmawiali. A teraz myśli pewnie, że Ivan jest psychotycznie zafiksowany na szachach i nie potrafi rozmawiać o niczym innym: zdumiewające, w ilu ludziach wywołuje takie wrażenie. Zupełnie jakby coś w tym było.
Fajna babka – komentuje Ollie.
Fakt – odpowiada Ivan.
Nadal stoją razem pod ścianą, przyglądając się, jak pozostali mężczyźni ustawiają krzesła i stoły. Co to znaczy, gdy ludzie rzucają komentarz typu „fajna babka”? Czy to zaszyfrowana wiadomość o tym, że kobieta jest atrakcyjna? Ivan zastanawia się, czy Ollie również doświadcza pewnego zauroczenia, gdy ta kobieta, ta cała Margaret, patrzy mu w oczy. Dlaczego tak długo trwało, zanim do niej podszedł i zagaił? Ale może tak jak Ivan robi się nieśmiały w towarzystwie przedstawicielek płci pięknej. Ollie jest niski i korpulentny, nosi okulary i ma jakieś pięćdziesiąt lat. Lecz także nosi na palcu obrączkę: żonaty. Trudno go sobie wyobrazić doświadczającego takich uczuć podczas rozmowy z piękną kobietą. Jednak powierzchowność danej osoby nie wyznacza granic jej wewnętrznych odczuć, Ivan o tym wie. Ludzie o pospolitej urodzie, niezbyt pociągający, w żadnym wypadku nie są wolni od doświadczania wielkich namiętności. W każdym razie Ivan nie zauważył, czy ta kobieta o imieniu Margaret nosi obrączkę. Nie sposób zaś było nie zauważyć tego, że jest taka ładna: prawdopodobnie ma powyżej uszu facetów, którzy jej o tym mówią. Ivan z czasem zrozumiał, że wysłuchiwanie niechcianych komentarzy i zaproszeń o zabarwieniu erotycznym musi być krępujące, nawet sam miał taką sytuację, także wywołaną przez faceta, co prawdopodobnie o czymś tam świadczy. Osobiście zrobiłby wszystko, byle tylko nigdy już nie natknąć się na tego gościa, nie żeby wydarzyło się coś złego, ale byłoby to po prostu zbyt krępujące. A teraz wyobraźmy sobie, że jesteś atrakcyjną kobietą, i nie chodzi tylko o jednego faceta, którego musisz unikać, ale o niemal wszystkich. Ivan przyznaje, że to musi być okropne. A jednocześnie jak doprowadzić do obopólnie zadowalającej sytuacji bez zabiegania o względy drugiej strony, co może się okazać niepożądane? To jak problem z krzesłami i stołami. Można dojść do rozwiązań w sposób chaotyczny i nieudolny, bez żadnej ustalonej metody, i chyba dochodzi się do nich cały czas, zważywszy, że ktoś taki jak Ollie jest żonaty. Ludzie poznają się, różne rzeczy się dzieją, takie jest życie. Jego dylemat polega na tym, jak się stać jedną z tych osób, jak wieść tego rodzaju życie.
(…)
Sally Rooney „Intermezzo”
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 368
Opis: Autorka bestsellerowych „Normalnych ludzi” przedstawia niezwykle poruszającą opowieść o żałobie, miłości i rodzinie.
Peter i Ivan Koubekowie są braćmi, ale poza tym faktem łączy ich niewiele. Peter jest trzydziestokilkuletnim prawnikiem z Dublina – przebojowym, kompetentnym i pozornie niezwyciężonym. Jednak po śmierci ojca nie może zasnąć bez leków i z trudem podtrzymuje relacje z dwiema bardzo różnymi kobietami: Sylvią, swoją niegasnącą pierwszą miłością, i Naomi, studentką, dla której życie to jeden wielki żart. Ivan z kolei to dwudziestodwuletni mistrz szachowy. Zawsze uważał siebie za towarzysko nieporadnego samotnika, przeciwieństwo wyrobionego starszego brata. Teraz, w pierwszych tygodniach żałoby, poznaje Margaret, starszą od siebie kobietę po przejściach, i ich losy szybko i intensywnie się splatają.
Dla dwóch pogrążonych w żałobie braci i ludzi, których kochają, nadchodzi nowe interludium – czas pożądania, rozpaczy i nowych możliwości – szansa, by się przekonać, ile jest w stanie pomieścić jedno życie, nie rozpadając się na kawałki.
Kategoria: fragmenty książek