Nowa książka laureatki literackiej Nagrody Nobla 2024 już 26 marca. Przeczytaj przed premierą fragment powieści „Lekcje greki” Han Kang

5 lutego 2025

26 marca W.A.B. opublikuje kolejną powieść ubiegłorocznej noblistki Han Kang. „Lekcje greki” to historia relacji dwójki wrażliwych osób. Młoda kobieta, która straciła zdolność mówienia, nawiązuje więź z nauczycielem starożytnej greki, który sam stracił wzrok. „Książka jest piękną medytacją na temat straty, intymności oraz istoty języka” – zauważył Anders Olsson, członek Komitetu Noblowskiego i Akademii Szwedzkiej, gdy w październiku 2024 roku ogłoszono przyznanie pisarce literackiej Nagrody Nobla. Powieść „Lekcje greki” ukaże się w tłumaczeniu Justyny Najbar-Miller, a poniżej przeczytacie przedpremierowo jej krótki fragment.

Nakładem Wydawnictwa W.A.B. do tej pory ukazały się cztery książki Han Kang: „Wegetarianka”, „Biała elegia”, „Nadchodzi chłopiec” i „Nie mówię żegnaj”. „Lekcje greki” będzie piątym tytułem w katalogu oficyny.

Gdy jeszcze mogła mówić, miała cichy głos.

Nie wynikało to z niewłaściwie rozwiniętych strun głosowych czy małej pojemności płuc. Zwyczajnie nie znosiła zawłaszczać przestrzeni. Każdy człowiek zajmuje określoną przestrzeń w zależności od masy ciała, ale głos wędruje o wiele dalej. Nie chciała tak rozdymać swojej egzystencji.

W metrze czy na ulicy, w kawiarni czy w restauracji nie prowadziła bez skrępowania hałaśliwych rozmów i nie podnosiła głosu, by kogoś przywołać. Gdziekolwiek przebywała – z wyjątkiem sali wykładowej, w której prowadziła zajęcia – mówiła zawsze najciszej. Choć była bardzo szczupła, kuliła ramiona i plecy, żeby zająć jeszcze mniejszą przestrzeń. Miała poczucie humoru i uśmiechała się pogodnie, ale kiedy się śmiała, prawie nie było jej słychać.

Szpakowaty psychoterapeuta, z którym się spotykała, zwrócił jej na to uwagę. Standardowo dopatrywał się przyczyny w doświadczeniach z dzieciństwa. Współpracowała z nim jedynie w połowie. Zamiast przyznać się, że głos straciła jako nastolatka, szukała w pamięci znacznie starszych wspomnień.

Kiedy jej matka była w ciąży, zmogła ją choroba, której objawy wskazywały na dur brzuszny. Męczyły ją dreszcze i wysoka gorączka, więc przez ponad miesiąc zażywała przy każdym posiłku garść tabletek. W przeciwieństwie do córki matka była porywcza i krewka, więc jak tylko doszła do siebie, wybrała się do ginekologa i oznajmiła, że chce usunąć dziecko. Oceniła, że skoro przyjęła taką ilość leków, nie urodzi się ono zdrowe.

Lekarz stwierdził, że łożysko już się uformowało i przerwanie ciąży byłoby niebezpieczne, obiecał jednak, że da jej zastrzyk, by wywołać martwy poród, jeśli matka przyjdzie do szpitala za dwa miesiące. Ale po dwóch miesiącach płód zaczął się poruszać, a matce zmiękło serce i nie wróciła do szpitala. Dręczyła się jednak aż do dnia porodu. Odzyskała spokój dopiero wtedy, gdy zliczyła kolejno wszystkie palce u rąk i nóg śliskiego od wód płodowych noworodka.

Kobieta często słyszała tę opowieść, kiedy była dzieckiem. Od ciotek ze strony ojca, od kuzynów ze strony matki i od wścibskiej sąsiadki. „Niewiele brakowało, byś się nie urodziła”. Powtarzali to jak zaklęcie.

Była zbyt mała, by dobrze odczytać własne emocje, ale wyraźnie czuła przerażający chłód zawarty w tym zdaniu. Niewiele brakowało, by się nie urodziła. Świat nie był jej dany w sposób oczywisty. Był tylko możliwością, darowaną przypadkiem, gdy w kompletnej ciemności spotkały się liczne zmienne – cienką bańką mydlaną, która na chwilę ryzykownie zwiększyła swą objętość. Pewnego wieczoru, gdy skrępowana pożegnała grupę roześmianych, hałaśliwych gości, usiadła na maru i patrzyła, jak na podwórku zapada zmrok. Wstrzymując oddech i kuląc ramiona, czuła, że ten cienki i olbrzymi jednowarstwowy świat zostaje wchłonięty przez ciemność.

Psychoterapeuta, któremu to wyznała, zainteresował się tą opowieścią.

– Czy to pani pierwsze wspomnienie? – zapytał.

– Nie – zaprzeczyła i znów zaczęła przeczesywać myśli. Opowiedziała mu, jak spędziła pół dnia na zalanym słońcem podwórku, odkrywając fonemy ojczystego języka.

Ten epizod z jej życia również spodobał się psychoterapeucie. Ostrożnie łącząc dwa wspomnienia, próbował wyciągnąć wnioski.

– Czy obsesja na punkcie języka, o której świadczy pierwsze wspomnienie, nie oznacza przypadkiem, że instynktownie zdaje sobie pani sprawę, jak niestabilny jest obwód, w którym język łączy się ze światem? Innymi słowy, czy nie wynika ona w nieuświadomiony sposób z uczucia niepewności, jakiego doświadcza pani względem świata?

Studiował wzrokiem jej twarz.

– A może pamięta pani treść pierwszego snu?

Przyszło jej nagle do głowy, że być może zamierza opisać jej przypadek w swojej książce. Ta niedorzeczna myśl wywołała w niej taki niepokój, że nie wyznała mu prawdy. Że pamięta sen – przedziwnie wyraźny i zimny – który nawiedził ją wkrótce po tym, gdy jako mała dziewczynka rozpracowała zasady koreańskiego alfabetu. Dorośli mijali ją obojętnie na głównej ulicy, na której padał śnieg. Miała na sobie nieznane ubrania i stała samotnie na krawędzi nieznanej drogi. I to było wszystko. Bez rozwinięcia i zakończenia. Jedynie odczucie zimna. Zasypana śniegiem, głucha ulica. Ludzie, których widziała po raz pierwszy. Jej pozostawione samo sobie ciało.

Kiedy milczała, starając się skoncentrować na szczegółach snu, psychoterapeuta krok po kroku zbliżał się w stronę remedium. Tłumaczył, że była zbyt młoda, by zrozumieć życie, że brakowało jej sił, by żyć niezależnie, że za każdym razem, gdy słyszała, jakim ryzykiem obarczone było jej przyjście na świat, ogarniało ją poczucie zagrożenia, jak gdyby miała zniknąć. Że mimo to wyrosła na wspaniałą, silną osobę. Że już nie musi się tak kurczyć. Że wolno jej głośno mówić. Że ma wyprostować ramiona i zająć należną jej przestrzeń.

Kierując się jego logiką, jej pozostałe życie powinno stać się walką, w trakcie której krok po kroku będzie zbliżać się do odpowiedzi na nieśmiało zadawane w duchu pytanie, na wewnętrzną wątpliwość, czy ma prawo istnieć na tym świecie. Mądre i piękne wnioski psychoterapeuty wprawiły ją w dyskomfort. W dalszym ciągu nie miała ochoty zajmować rozległej przestrzeni i nie sądziła również, że do tej pory żyła w lęku albo tłumiła swoją naturę.

Po pięciu miesiącach przebiegających bez zakłóceń sesji terapeutycznych nie tylko nie zaczęła mówić głośniej, ale zupełnie zamilkła, co najwyraźniej wstrząsnęło psychoterapeutą.

– Rozumiem – powiedział. – Rozumiem, jak wiele pani przecierpiała. Trudno było pani zaakceptować przegraną w walce o prawa rodzicielskie oraz śmierć bliskiej osoby, która nastąpiła niemal jednocześnie. Tęsknota za dzieckiem musi być nieznośna. Rozumiem. Pewnie pani czuła, że nie da rady tego sama przetrzymać.

Jego przesadnie żarliwy ton wprawił ją w zakłopotanie. Jednak najtrudniejsze do zaakceptowania było dla niej twierdzenie, że terapeuta ją rozumie. Z całą pewnością wiedziała, że mija się on z prawdą. Milczenie, które wszystko cicho rozstrzyga, otoczyło ich dwoje i zastygło w oczekiwaniu.

„Nie”.

Podniosła pióro i równym pismem zapisała na pustej kartce, która leżała na stole.

„To nie jest takie proste”.
(…)

Han Kang „Lekcje greki”
Tłumaczenie: Justyna Najbar-Miller
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 232

Opis: „Lekcje greki” to opowieść o zwykłych ludziach, którzy spotykają się w chwili osobistej udręki. Ona całkowicie przestała mówić. On mierzy się z utratą wzroku. Powoli tych dwoje odkrywa głębokie poczucie jedności – ich światy wewnętrzne przecinają się w zaskakująco piękny sposób, gdy przechodzą od ciemności do światła, od milczenia do oddechu i ekspresji. Ta powieść ukazuje znaczenie bliskości, która zawiązuje się między ludźmi w pełnym cierpienia świecie – oddziałuje na zmysły i przypomina, dlaczego warto żyć.


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek