Nowa edycja trylogii kryminalno-historycznej Jakuba Szamałka o agencje Leocharesie. Przeczytaj fragment „Złotego pyłu”

13 lipca 2024

Leochares, agent w służbie greckiej demokracji i spec od spraw niemożliwych podbił serca czytelników sprytem, wiedzą i odwagą. Po latach nieobecności na polskim rynku, w zmienionej szacie graficznej, powraca debiutancka seria kryminałów Jakuba Szamałka. Nowe wydania kryminałów historycznych o przygodach agenta Leocharesa są już dostępne w księgarniach i posiadają zmienione tytuły. Serię otwiera „Złoty pył”, drugi tom nosi tytuł „Gorzkie wino”, a ostatni to „Woskowa maska”. Jeśli jesteście ciekawi, jak pisał Szamałek przed bestsellerami „Ukryta sieć” i „Stacja”, to właśnie nadarzyła się okazja. Fragment pierwszego tomu, „Złotego pyłu”, przeczytacie poniżej.

Menekrates z trudem rozwarł szczęki psa. Obejrzał dziąsła, dotknął języka, wreszcie wepchnął dwa palce głęboko do gardła. Po chwili wyjął umazaną śliną i winem rękę, powąchał ją. Obejrzał jeszcze dokładnie truchło, po czym wytarł dłonie w kraj płaszcza.

– Jestem pewien – powiedział z przekonaniem lekarz. – To ta sama trucizna, która zabiła Niobe.

– Coś więcej? – dociekał Leochares.

– No, poza tym, że miał robaki, to nic.

Leochares zaczął chodzić w kółko po pokoju. Podłoga lepiła się już od wina, pod stopami chrzęściły kawałki potłuczonego kielicha.

– Co się tu właściwie stało? – zapytał Douris, przecierając spocone czoło.

– Akurat to jest jasne – odpowiedział Leochares. – Ktoś mnie próbował otruć.

– Ale kto? – zapytał Menekrates, nerwowo międląc brodę.

– Ktoś, kto jest w domu. Jeden z niewolników albo któryś z was.

– No, ja jestem chyba poza podejrzeniem – zauważył Sokrates. – Przecież wino musiało być zatrute, już jak tu wszedłem. Jakbym się jeszcze trochę spóźnił, to Menekrates by grzebał w twoim gardle.

– Chyba nie myślisz, że to mogłem być ja albo Douris! – wykrzyknął Menekrates, zrywając się z łoża. – Przecież piliśmy wino z tego samego krateru!

– Bogowie… – Douris złapał się za głowę. – Czyli to jednak musiał być Andanos, to on podawał ci kielich.

– Ale gdzie by schował truciznę, co? – zapytał Sokrates. – Przecież był zupełnie nagi, a kiedy wchodził do andronu, ręce miał zajęte naczyniami.

– Jeśli była silna – odparł Leochares – Andanos mógł w nią wsadzić koniuszki palców, a potem niby przypadkowo umoczyć je w winie. Kurwa, że też zamiast na ręce gapiłem mu się na tyłek!

Leochares usiadł ciężko na łożu. Mimo że nie wziął do ust ani kropli wina, szumiało mu w głowie, dyszał. Przycisnął palce do skroni, starał się zebrać myśli. Truciznę faktycznie musiał podać Andanos, ale ktoś mu ją wcześniej dostarczył. Leochares rozejrzał się po pokoju. Sokrates z irytującą obojętnością żuł kawałek ryby i przyglądał się, jak jakaś ćma leci w stronę lampki, zataczając coraz węższe kręgi. Nie, to nie mógł być on. Douris siedział zgięty wpół, z rękoma na głowie, blady jak trup. Leochares próbował przypomnieć sobie, jak się zachowywał, kiedy Andanos podawał mu kielich. Czy patrzył w jego stronę, czy był nerwowy? Nie mógł sobie przypomnieć, rwały mu się myśli. Menekrates stał w rogu pokoju, jedną ręką opierał się o ścianę, drugą wiązał sandały. On znał się na truciznach jak mało kto, ale czemu miałby to zrobić? Trzeba będzie go wybadać. Potem.

– Dobra, gdzie on teraz jest? – zapytał Leochares.

– Kto? Andanos? – spytał Douris.

– No, a o kogo mogę pytać? O lwa nemejskiego?

– Kazałem go zamknąć na podwórzu – odparł Douris.

– Co?! – wrzasnął Leochares. – Na podwórzu?! Porąbało cię?

– O co ci chodzi! – obruszył się Douris. – Przecież tam prowadzą tylko jedne drzwi, mur jest wysoki, a ponadto…

Leochares nie czekał, aż Douris dokończy zdanie, odepchnął go od siebie i pognał w kierunku podwórza.

W połowie korytarza usłyszał jakieś krzyki, przyspieszył. Drzwi były uchylone, skobel odciągnięty.

Wbiegł na podwórze. Przez chwilę nie widział nic, oczy przyzwyczajały się do ciemności.

– Hej, złaź no! – usłyszał głos jakiegoś starszego mężczyzny.

– Jak pan się dowie, będzie wściekły!

Teraz już ich widział. Na krawędzi dachu wisiał Andanos, próbował się podciągnąć. Charmion, odźwierny, usiłował go ściągnąć kijem do zbierania oliwek.

– Leo! – zawołał Charmion. – Dobrze, że jesteś! Patrz, co ten chłopak robi! Jak tylko usłyszałem hałas, to tu przybiegłem, patrzę, na ziemi potłuczone dachówki, a on…

Leochares nie słuchał. Za wysoko, pomyślał, nie doskoczę…

– Hej, gnojku! – darł się dalej odźwierny, machając na oślep kijem. – Złaź w tej chwili, bo jak nie, to… Heeej!

Leochares pociągnął Charmiona za włosy. Stary sapnął, zdziwiony, po czym upadł na rozmiękłą ziemię. Kiedy próbował się dźwignąć, Leochares wskoczył mu na plecy, odbił się i zawisł na gzymsie. Podciągnął się z wysiłkiem, przerzucił nogę przez krawędź. Kiedy wreszcie wstał, z trudem łapiąc równowagę na spadzistym, mokrym dachu, chłopak był już na rogu budynku. Zanim Leochares zdążył otworzyć usta, niewolnik wziął rozbieg i przeskoczył na dom po drugiej stronie ulicy.

– Hej, stój! – krzyknął Leochares, gnając niezdarnie w jego stronę. – Nic ci nie zrobię!

Andanos zatrzymał się i powoli odwrócił; Leochares dobrze go widział w świetle księżyca. Oddychał bardzo szybko i głośno, ale skórę miał suchą, mięśnie mu nie drgały. Nie był zmęczony. Był przerażony.

– Spokojnie, mały, spokojnie – powiedział Leochares, podchodząc powoli do krawędzi dachu. – Wiem, że ktoś ci kazał mnie otruć, że to nie twój pomysł. Po prostu powiesz kto, i po sprawie, dobra?

Widać było, że chłopak się waha. Nie uciekał, ale był napięty, gotowy do skoku.

– No, powolutku. Kto ci dał truciznę? Ktoś z domu czy…

– Nic nie wiem, ja żadna trucizna, żadna! – przerwał mu Andanos piskliwym krzykiem. – Ja nic nie zrobiłem!

– W porządku, nic nie zrobiłeś – odpowiedział Leochares. – Ja ci wierzę. To może zamiast siedzieć na dachu jak rybitwy, zejdziemy na ziemię i pogadamy, dobra? Patrz, ja schodzę pierwszy…

Zaskrzypiały drzwi. Na ulicę wybiegł utytłany błotem Charmion, nadal z kijem w rękach.

– O, tu jesteście, pieprzeni dowcipnisie! – zawył starzec. – Już ja wam obydwu wygarbuję skórę!

Andanos zerwał się do biegu, Leochares skoczył za nim, na przeciwległy budynek. Nie utrzymał się na nogach i wyrżnął kolanem o coś ostrego, zaklekotały dachówki. Ból był przeszywający, łzy napłynęły mu do oczu. Słyszał ciche, coraz dalsze klaśnięcia bosych stóp Andanosa. Zdusił jęk, dźwignął się i biegł dalej. Kolejna krawędź, kolejny skok. Leochares spojrzał pod nogi, dwoiło mu się w oczach. To było jakieś dziesięć, nie, czternaście stóp odległości. Dużo. Ale nie było czasu do namysłu; skoczył.

Wydawało mu się, że wisi w powietrzu całą wieczność. Przeciwległy dach, zamiast się zbliżać, jakby się oddalał. Leochares wyciągnął ręce w stronę krawędzi. Za daleko. Zdążył jeszcze zakląć w myślach i zamknąć oczy. Ostatnim wspomnieniem z tego wieczoru był ból, straszny ból, i smak krwi w ustach.
(…)

Jakub Szamałek „Złoty pył”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 332

Opis: Leochares, agent w służbie greckiej demokracji i spec od spraw niemożliwych podbił serca czytelników sprytem, wiedzą i odwagą. Po latach nieobecności na polskim rynku, w zmienionej szacie graficznej, powraca debiutancka seria kryminałów Jakuba Szamałka!

Ateny, schyłek lata 430 roku p.n.e. Miasto oblegają wojska Spartan. Tymczasem Leochares – agent w służbie greckiej demokracji, spec od spraw niemożliwych – musi stawić czoła niebezpiecznej siatce szpiegowskiej i groźbie zniszczenia miasta od środka. Perykles, najważniejszy z ateńskich polityków i równocześnie jego pracodawca, mierzy się ze swoimi ambicjami i pokusą zdobycia jeszcze większej władzy.

Ale i Leochares musi uporać się z własnymi słabościami. Małżeńskie problemy nie chcą się same rozwiązać, związek trzeszczy w szwach od kłótni, a zjawiskowo piękny niewolnik Demokles miesza mu w głowie i robi wszystko, żeby zdobyć jego uczucie…

fot. materiały prasowe


Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek